2/12, 13/84
Czas ucieka - znów tkwię w miejscu. Minął kolejny tydzień, kolejne 7dni małych słabości i chwil w których cel będący tak odległym, przesłania nagła zachcianka... a potem cały ich szereg.
Dlaczego czas płynie tak wolno gdy przestrzegam diety lub ćwiczę, a słodkie chwile upływają w mgnieniu oka?
Jakieś badania naukowe by się przydały :)
Nieregularność... powrotów do domu. Kiedy ćwiczyć jak średnio po 21 byłam dopiero w mieszkaniu, bądź kończyłam co zrobić miałam. Hmmm...
Muszę codziennie planować i się z tego rozliczać. To chyba lepiej zdaje egzamin niż taka cotygodniówka.
Ważne to się nie poddawać!
Więc dziś:
max 1500 było 1700
masaż + balsamowanie - zaliczone
rower lub spacer do lasu - 2h spaceru zaliczone
- czy to dużo? Nie, do zrobienia :)
Więc to zrób!
kawa 40, jogurt 260 = 300
lody z lodziarni pt. pożegnanie z latem :) 250
2 naleśniki (z tuńczykiem i szpinakiem) ok ... 600?
ohydne słodkie "kapuczino" 150
kolacja 400
1700 cdn
2/12, 11/84
78,3
muszę podkręcić tempo i zjeść to co sobie przygotowałam ( a nie czym mnie usiłują dokarmiać).
No i słodycze... wracam i gotuję budyń - o!
Plan na dziś:
1. nie spóźnić się do pracy.
2. zrobić małe zakupy
3. naświetlanie
4. zrobić prania
5. sfotografować przedmioty na sprzedaż
6. odpalić Cindy
7. nie przekroczyć 1200 kalorii
(ugotować budyń, nie jeść słodyczy!)
o!
Zarejestrować się do lekarza - kończą mi się leki.
jabłko 60, marchewki 20, 2 kawy 80, serek 110 = 270
zupka 120, bułka 180 = 200
budyń 160, kawa 40 = 200
670 cdn
2/12, 8/84
jabłko 60, marchew 20, 2 kawy 80 = 160
zupka - 120
cdn
Cel - do poniedziałku ważyć 77,4 (czyli pozbyć się nadprogramowej wody)
2/12, 8/84 - 78,7
Wagowy constans - przez choróbsko i wylegiwanie w łóżku. Przez apatię i mały dołek, na który mój luby (na moje nieszczęście) chciał zaradzić siatką słodyczy. Uszczknęłam endorfin w tabliczce, nie powiem - ale już dość i basta.
Niedziela upłynęła pod znakiem... gotowania i porządków.
Wiszące widmo remanentu w letnio-jesiennym obuwiu - pokonane. Na 3 dni mam obiady - zupkę krem i lecho na kolację :)
Zupka: kalafior (300) 66, brokuł (250) 68, puszka groszku 180, marchew (100) 27, 2 ziemniaki 140 = 481 (powiedzmy 500 w zaokrągleniu ma 2,5 l zupy)
Czyli 1 litr ma ma 200 kalorii, a jedna porcja zupki (250g) 50 kcal. SUPER!
Lecho: cukinia (1200) 180, papryka 60, cebula 30, pomidor 30, 2 suszone 40, 2 łyżeczki koncentratu 40, łyżka oliwy 80 = 460
1,2 l leczo
1 l - 380
95 kcal ma jedna porcja lecho (250 g)
4 marchewki 30, 2 kawy 80 = 110
szarlotka 150
zupka - 110, bułka ciemna 170
kawa i słodkie :( 300
840
cdn
1/12, 3/84
marchewka 10, jabłko 70, kawa 40 = 120
jogurt nat., kawa 40 - 140
260 cdn
1/12 tygodnie, 2/84 dni
Mój plan na obecny tydzień jest taki:
1. 1200 max 1500 kalorii
2. nie jeść słodyczy
3. codzienny ruch - wymiennie ćwiczenia z płytek, marszobiegi + stepper - min 45 min.
4. dłuuuuuuuuuugi spacer do lasu dla przyjemności
5. wykorzystać ostatnie dni dobrej pogody na wyprawy rowerowe
6. zrobić porządek w butach - wymiana lato/jesień
7. masaże i balsamowanie
I tyle. Wystarczy tylko przestrzegać :)
WAGA STARTOWA - 78,8
CEL BOŻONARODZENIOWY - 69,9
8,9 kg do zrzucenia - podzielić na 12 tygodni - 0,7 kg tygodniowo. Do zrobienia.
sałatka z pekińskiej x 2 - ok 300, kawa x 2 - 80 = 380
(sałatka całość, 1 kapusta 50, 2 pomidorki 40, marchew 10, fasola czerwona 150, kukurydza 170 = 420)
4 porcje + sos 1,5 kubka jogurtu 150, 3 łyżeczki majonezu 150 = 300
kasza jęczmienna 330, z sosem pieczarkowym 50, rarytas 100 = 480
serek biały z rodzynkami 150, kawałeczek ciasta 100, kawa 40 = 290
1450 kcal
będę rekordzistką... w przybieraniu na wadze -
78,8 (do świąt 12 tygodni = 84 dni)
To kara za godzinne marszobiegi, czy 1,5h intensywnego rowerka w terenie?
To kara za całokształt... marne 2 h ruchu niczego nie zmienią.
Chociaż... poczułam radość i spełnienie (no może beż przesady, trochę się wkurzyłam w pracy, trochę bardzo i musiałam odreagować), a przede wszystkim zadowolenie z siebie.
Staram się utrzymać ten stan - w pamięci przechować endorfinowy zastrzyk po wysiłku.
Niech mnie to mobilizuje, żeby było więcej i jeszcze!
P.S. 12 tygodni... to szmat czasu. 84 dni, to wydaje się być niewiele...
menu:
kawa 40, jogurt naturalny 100 - 140
jabłko 60, marchewka 10, kawa 40 = 110
ryba z pieca 200, 100 g frytek z pieca 150, surówka z pekińskiej 100 = 450
serek biały z rodzynkami - 150
sałatka z pekińskiej 100, kabanos s łososia 140, cola 80 = 320
winogron 100, gruszka 80
3 szt wafli ryżowych 90 + mus jabłkowy 60 =150
bardzo intensywne 45 min na stepperze
1500
i znów w górę...
znam to, wyższa waga chce się zadomowić...
A wara i kysz, podła zarazo...
Czy mnie ktoś karmi na siłę?
Futruje bez umiaru?
Czy mam podłączone karmidło do żołądka?
Czy pracuję w kopalni i muszę mieć dietę 5000 kalorii?
Nie?
No to czemu jem za dużo by schudnąć?
serek 110 kawa 40 = 150
lody ok 250
kabanos z łososia 130, gruszka średnia 80 = 210
610 cdn
marszobiegi + strepper + aero mix = 1h
już normalnie - 77,8
I skąd ta wczorajsza waga?
razowiec z białym 300, kawa 40, gruszka 60 - 400
biały serek z rodzynkami - 350
makaron razowy ze szpinakiem 450
szok 78,6
tyle nie ważyłam nigdy! Nigdy nigdy nigdy w życiu!!!
Dlaczego? Zdarzają się wpadki, ale jeśli już to nie przekraczam 2000.
Staram się coś poruszać, poćwiczyć w domu, w pracy też zawsze zrobię "parę" rund (na 2 bardzo wysokie piętro).
Aż chce mi się napisać japier...papier. Przepraszam, ale to mnie autentycznie zszokowało.
Co jest do jasne i ciasnej :(
Mamusiny wczorajszy obiadek? No bez przegięcia. Prochy przeciwbólowe zatrzymały wodę?
No żesz...
jestem zła. I czuję się gruba. Tak po prostu.
A fakt jest taki. A właściwie 2. Nie, 3.
1. Na 100 % mój wolny metabolizm zwolnił jeszcze bardziej. Myślę, że przez wiek. Ostatni rok było mało dietowo, więc chyba nie o to chodzi.
2. Średnio kontroluję drobne wpadające przekąski miedzy posiłkami.
3. Mam silnej woli tyle co nic. Tak sobie przypomniałam ile ja kiedyś potrafiłam wytrzymać jedząc tylko to czy tamto...
Nie poddam się jednak.
Do boju!