Dzisiaj 7 dzień Diety Cambridge
Będzie krótko.
Głodu nie czuję za to ogromną chęć zjedzenia czegoś.
Tak jakby brakowało mi smaku w ustach.
Waga stoi w miejscu.
Czyli 110,50 kg
No i mam strasznego lenia....
Tak trzymać!
Wczorajszy wieczór to prawdziwy koszmar.
Kręciłam się po mieszkaniu z nieznośną wprost ochotą by zjeść cokolwiek.
Nie mogłam ani zasnąć, ani się czymś zająć.
Dla świętego spokoju zjadałam plasterek sera i plasterek kiełbaski, i powiedziałam dość!
Powtarzałam zjadłaś i koniec na tym.
Oby jak najmniej takich wieczorów.
A dzisiaj na wadze 110,60 kg
No to jeszcze dwa dni i tydzień Diety Cambridge za mną.
Jestem ciekawa jakim bilansem się zamknie.
I jak bardzo zmobilizuje mnie to do podjęcia decyzji by jeszcze jeden tydzień pozostać na tej właśnie diecie.
I jeszcze jedno - coś bardzo ważnego.
Bez Was nie wytrzymałam ani jednego dnia!
DZIĘKUJĘ!
no i co...?
Ano... zeźliło mnie coś wczoraj tak, że skusiłam się na pączki.
Wyrzuty sumienia?
Rzadnych!
W końcu tłusty czwartek jest raz w roku.
I bardziej żal mi tych tłustych czwartków gdy się nie skusiłam, bo pamiętam je do tej pory.
A dzisiaj dalej dieta.
Czuję się wspaniale.
Energia dosłownie mnie rozsadza.
Chce mi się pracować, sprzątać, uczyć, gadać, ruszać itd...
Przeziębienie zdecydowanie w odwrocie ...ale się cieszę.
A co z wagą?
Były pączki?
Były.
No to na wadze jest 111,50 kg.
Pewnie gdybym nie skusiła się na paczki było z pół mniej ale trudno i tak nie żałuję.
Ciekawe jak Wy sobie poradziliście wczoraj?
Nawet jeśli - to dzisiaj jest nowy dzień i dzisiaj damy radę, bez wpadek i pokus.
Czego Wam i sobie życzę z całego serducha.
Uwielbiam piątki a Wy?
Dzisiaj mam 4 dzień Diety Cambridge
Jeśli chodzi o przeziębienie to jest zdecydowanie lepiej.
Dietę też trzymam choć wczoraj wieczorem zaczęły pojawiać się zachciewajki.
Głodu nie czuję rzadnego.
A na wadze dzisiaj równe 111kg!
Kurcze a dzisiaj tłusty czwartek!
Kochani trzymajcie!!!
Trzymam się Kochane!
Wczoraj wytrzymałam w diecie - super!
Piotr też nakleja plastry i się trzyma tylko wcina tony słonecznika i pestek z dyni.
Przeziebienie chyba w odwrocie a u mnie przypływ energii.
Waga z rana dzisiaj to 111,50 kg.
Trzymam za Was mocno kciuki!
Wczoraj wygrałam...
Wczorajszy dzień należy do sukcesów w trzymaniu diety.
Nic mnie nie kusiło i głodu też nie czułam.
Dzisiaj też jest ok.
Bardzo jednak męczy mnie przeziębienie - ciekawe czy je pokonam czy rozwinie się w coś paskudnego.
A na wdze dzisiaj było 112,50.
Zasmarkana ale nawet zadowolna - trzymajcie się Kochani!
Walka z nałogami!
Witajcie Kochani!
Postaram się krótko.
Sesja egzaminacyjna zakończyona.
Co prawda nie znane są mi ostatnie wyniki z makroekonomi ale napisałam na wszystkie pytania i nawet zadanie wyliczyłam więc powinnam zaliczyć.
Pod koniec tygodnia będę zapewne wiedzieć.
Z Piotrkiem ostatnio się dogadujemy.
Jest ok.
Od tygodnia walczy z nałogiem tytoniowym.
Nakleja sobie plastry i trzyma się ku mojemu zdziwieniu.
Jego postawa zmobilizowała mnie do kolejnej próby walki z kilogramami.
Zaczynam od dzisiaj i to Dietą Cambridge.
Kupiłam dietę przed ślubem i zostało mi kilka zupek na jakieś około 10 dni.
Tyle chyba wytrzymam.
Mam nadzieję, że brzusio mi się trochę skurczy.
A później mało a często i bez słodycz oraz ograniczyć tłuszcze.
Duuuużo pić.
Właśnie dopada mnie przeziębienie i wiem, że trochę utrudni mi to odchudzanie ale trudno.
No to Alleluja i do przodu!
Trzymam za Was kciuki Kochane i dziękuję, że Jesteście!
No i jeszcze moja dzisiejsza ranna waga to 113,40 kg - kurcze ale się zapuściłam!
Coś Wam opowiem.
Wiem, że założyłam ten pamiętnik (jak i Wy) tylko z myślą o odchudzaniu.
Jednak stał się on czymś więcej.
I myślę, że nikt nie będzie miał tu do mnie pretensji.
Coś Wam opowiem...
Mężatką jestem od września ubiegłego roku choć z mężem mieszkamy już od ponad 6 lat.
Piotr od stycznia został bez pracy i to w znacznym stopniu popsuło relacje między nami.
Czuję, że oddalamy się od siebie.
Ja chciałabym by zajął się bardziej naszym mieszkaniem, a on zachowuje się jak Ferdek Kiepski.
Piotr w środę pojechał na kilka dni do swoich rodziców by pomóc w ocieplaniu domu.
Przed wyjazdem pokłóciliśmy się, że nie załatwił ważnej sprawy w urzędzie a załatwia to od nowego roku.
Wyjechał i nie odzywał się do mnie.
Wiem, że to tylko trzy dni ale zawsze.
Chodziły mi różne myśli po głowie, czyli coś w stylu, że już mnie nie kocha i takie tam.
Czekałam, że zdzwoni a tu nic.
Było mi bardzo źle.
No i weszłam na stronę sympatii.
Czego tam szukałam?
Pomyślcie...
Kurcze!... nigdy wcześniej bym się nie podejrzewała nawet o takie pomysły na "rozwiązywanie" problemów małżeńskich.
Dobrze, że się opamiętałam i puściłam sobie fragment naszej przysięgi ślubnej. Byliśmy tacy szczęśliwi i szczerzy.
Zadzwoniłam do niego i wiem, że dobrze zrobiłam.
Bardzo poprawił mi się nastrój.
To moja mama zawsze powtarza, że mądrzejszy pierwszy wyciąga rękę.
A koleżanka z pracy radziła mi bym nie dzwoniła.
Oj... małżeństwo trzeba pielęgnować.
Muszę pamiętać by nie być egoistką ale i nie dać się wykorzystywać.
Nie ma ludzi tylko dobrych i tylko złych.
Na dobre i złe...
Piotr wraca jutro...a teraz do nauki.
Witajcie Kochani!
Kilka godzin temu zrobiłam długi wpis ale...znacie to - zablokowało się coś i po wpisie został tylko nagłówek.
Ale może to i dobrze bo był jakiś taki smutny.
Teraz jest już lepiej.
W pracy wszystko dobrze.
Za dwa tygodnie badanie bilansu.
Mam nadzieje, że nie będą nas zamęczać.
Na studiach znacznie lepiej niż w poprzednim semestrze.
Zostały mi jeszcze dwa egzaminy z rynków finansowych i makroekonomii.
I może trzeci z wykładów z rachunkowości ale jest szansa, że profesor przepisze mi ocenę z ćwiczeń.
Za dietę się nie zabieram.
Myślę, że wiosna jest lepszym okresem na diety.
Moje małżeństwo.
Różnie.
Inaczej to sobie wyobrażałam.
Szkoda.
Jeszcze jedna naiwna.
Dziękuję, że Jesteście...
Kurczę muszę się wziąć w garść!
Jest lepiej...
...choć nie wiem na jak długo.
To tak w nawiązaniu to poprzedniego wpisu.
Piotrek się pozbierał.
Trudno było mi nawiązać z nim dialog.
Przestałam się na niego złościć.
Starałam się go zrozumieć i postawić w jego sytuacji.
Zresztą i mnie ta sytuacja nie jest obca.
Przed laty też rozpaczliwie szukałam pracy ale to historia na długi wieczór, więc nie tym razem.
Powtarzałam, że damy radę.
Że nie chodzi o pieniądze.
Że mógłby zająć się domem i pomóc mi, bym bardziej mogła się skupić nad nauką.
Przecież dlatego jesteśmy razem, by się wzajemnie wspierać.
Wasze wpisy bardzo mi pomogły.
Je też nie lubię gdy ktoś się na mnie wydziera gdy mam lenia, czy doła.
Tym razem zadziałało.
Kartka z tym co ma zrobić też.
Pozałatwiał parę spraw w urzędach, przyprowadzał mi rano samochód pod mieszkanie, robił zakupy i pyszne obiady. A jednak można.
Teraz pojechał do swoich rodziców na kilka dni.
Ot była okazja, bo jego brat jechał i zabrał go po drodze, a wracając go odwiezie. Piotr pochodzi ze Słupska a to 250 km. Będzie miał czas wypełniony pracą bo jego brat remontuje dom. Wraca w niedzielę.
A ja mam egzaminy - sesja!
Muszę się uczyć bo i warto, i nie umiem ściągać...:)
Dziękuję Wam Kochane!
Wiem, że mam zaległości w odpisywaniu - wybaczcie.
Postaram się.
Mam nadzieję, że te gorsze dni mam za sobą na jakiś choć czas.