Poniedziałek
Pijący, niestety. Mimo, iż obudzenie było ze wszech miar miłe i excytujące.
I to kaloryczność alkoholu spowodowała, że dzisiaj zassałam przez dzień cały + 2060 kcali.
Na siłowni spaliłam -1078
BILANS +982
Musze od jutra znowu się pilnować. Albo smaczne jedzenie, albo nadużywanie %. Razem nie da rady tak dłużej.
Jeszcze... nie daj bosze.... utyję?!!!!
Niedziela. Jak dla mnie słoneczna, a to tylko z powodu mego Pana i Władcy. Bo w rzeczywistości popołudniem padał deszcz...
Śniadanie niewielkie, późne.
Zdenerwowały mnie opadające spodnie i konieczność używania paska. Założyłam te szczuplejsze dżinsy, te typu <druga skóra>. Wbiłam się bezproblemowo!!! Zapięłam się bez wciągania brzucha!!! I mogę w nich siedzieć bez bólu. SUPER!!!
Spacer po ogrodzie botanicznym, dłuuuugi. Taki z tysiącem skłonów, by przeczytać tabliczki i wąchać róże i inne. Taki z całowaniem się w cienistych zakątkach. Taki z chodzeniem po krawężnikach z podparciem męskiej, ukochanej dłoni. To lepsze niż używanie bieżni, choć może kalorii mniej spaliłam...
Słodka kawa w knajpie na rozdrożu, z cukrem niestety, z czapką bitej śmietany, z dolewką baileysa. Mniam, mniam. A co mi tam!?....
W domu dzieci jakieś żarełko przygotowały, ale ze zmęczenia ledwo kilka kęsów przełknęłam. Na basen poszliśmy wcześniej, więc spokojnie przepłynęłam 1100 metrów, i jeszcze był czas na bicze i wulkany pod-wodne i wylegiwanie się w jacuzzi.
2 drinki, kawałek sera, plaster szynki i .... spać. Bez nocnej gimnastyki, za to w słodkich objęciach.
Zassane + 1605
Spalone ? 440
BILANS +1165
Trudno, nie co dzień święto.
sobota, 20 czerwca
cholera, złapała mnie bolesna bezsenność, poranna bezsenność. Od 5:30 budziłam sie i posyppiałam, budziłam i posypiałam. A potem córczyny kotek zaczął sie bawić plastikowym korkiem. No a potem wnuczek wstal i już nawet nie mogłam się powylegiwać.
Miał być przedpołudniowy basen,... ale telefon alarmował z firmy. I wszystko się poprzestawiało.
Córka zrobiła mi śniadanie, spore i smaczne, przecież nie będę dziecku robiła przykrości. Zjadłam. Pożarłam. Odpuszczę sobie na dzisiaj . Zresztą, waga jak podskoczyła o te pól kilo, to już któryś dzień nie spada. A za to spadają mi spodnie, następna dziurka na pasku jest w użyciu.
Siłownia: bieżnia 805 + nordic walking 135 + rower 67. Potem odpoczynek w saunie. Dziwne, im ciężej i dłużej ćwiczę, tym krócej zmęczona wytrzymuję w saunie i musze się częściej schładzać.
Basen: zrobiłam 1200 metrów, spaliłam 480 kcali. I boli mnie wszystko, bo przedtem była siłownia na ostro
Brizer 1, tylko.
I jeszcze......Nocne ćwiczenia w parach męsko-damskich, intensywne. Psiakostka, jak ja to lubię! Tylko jak spalone przy tym kcale policzyć????
Zassane przez dzień cały +1975
Siłownia i basen, razem ? 1487
BILANS + 488
I bardzo dobrze
Piątek, 19 czerwiec
Śniadanie: zupka mleczna z musli i śmieciami. Jakiś czas później 3 kromy chlebka baltonowskiego z masłem i pasztetem
Siłownia: bieżnia 864, rower 129, mam niedosyt ruchu, ale czasu mi braknie... no, przecież się nie rozdziesięcioję!
Pod wieczór zjadłam mniam, mniam młode kartofelki, kapustę młodą z koperkiem i, na siłę, pół schabowego.
Basenu niet. Pan i Władca dzisiaj zmęczony, a ja się nie zorientowałam wcześniej i nie poszłam sama. Za to oddaliśmy się alkoholowej rozpuście w Passe Partou. Wypiłam aż 4 martini, duże.
Po tej kapuście zżartej łakomie boli mnie brzuch, idę wcześnie spać
Zassane przez cały dzień +1590
Spalone sportowo -993
BILANS +597. Lubię takie wyniki. Jak sobie pomyślę, że minimum dla organizmu, żeby miał komfort kaloryczny, to jest około 1000 kcali, a ja mu dostarczam wciąż i wciąż za mało.