1 września
Spalone na rowerze 746 kcali
Przejechane 50 km i 530 m
Zassane 1241 do wczesnej, porowerowej kolacji
Przede mną jeszcze wieczór cały......
Nocą, gdy wrócił Pan i Władca, zjadłam kartofelka z sola i wypiłam 2 drinki.
Razem zassane 1642, jak się odejmie wysiłek rowerowy - to bilans jest całkiem niezły.
2 września
... latałam dzień cały jak proppelerem w zadku. Najgorsze były dwie godziny w szpitalu, pilnowałam siostrzeńca po operacji laryngologicznej, pierwszy doba po zabiegu, brrrrrrrr. Jeszcze czuję ciary na całym człowieku, zwłaszcza te biegnące od nadgarstków pod pachy, brrrr.
Czasu na jedzenie niewiele, wszystko na chybcika - ale przez tego chybcika nie kontrolowałam ilości, zassałam 1824.
Rower dopiero późnym wieczorem, nie z mojej winy..... Znowu ohydne przednocne muchy w nosie, w oczach i zębach. Może jeździć w masce bramkarza hokejowego?...
Przejechałam 35 i pół kilometra.
Wcześnie spać.
3 września
Waga ociupinkę w dół. To na pewno zasługa systematycznego roweru. Dzisiaj też zasuwać będę, mam nadzieję, że uda się za dnia.
Słońce świeci. Pan i Władca blisko, a dzieci poza domem. No, po prostu RADOŚĆ O PORANKU !
dopisane później
Rower był, a jakże. Przejechałam 40 kilosów. Wyjechałam za dnia, ale wracałam po zmroku, więc znowu warczałam na przednocne muchy. Czy one naprawdę nie mają już gdzie latać, tylko na mnie ???
Spaliłam na rowerze 595 kcali. Tylko tyle, bo przez te starte zębatki nie mogę się porządnie rozpędzić.
Zassane przez dzień cały 1425 kcali. Podoba mi się to.