...no tak.
Wystarczyło kilka dni się nie ruszać. Wystarczyło kilka dni ociupinkę więcej jeść. Waga mi urosła. Niewiele. Ale dosyć, by zepsuć humor. Napełnić wstrętem do samej siebie. Brrrr... ... jestem ohydną rozlazłą tłustą plamą oleju na nieskalanym krysztale rzeczywistości....
W ubiegłą środę zrobiłam 45 kilometrów, w czwartek tylko 27 z ogonkiem. W piątek, ehhh, co będę pisać o piątku. Potem deszczowa leniwa sobota na rancho, żadnej kosiary, żadnego ogniska. W niedzielę podobnie, znaczy słonce było, ale trawa mokra i taki przeszywający wiatr z zachodu i północy. Znowu brrr. Na rower wróciłam dopiero wczoraj, ale tylko lajtowe 28 km.
I przez 2 dni pozwoliłam sobie na więcej jedzenia. Och mam czasami taką niesamowicie silną wolę - rządzi mną, jak chce, cholera jedna. W zeszły czwartek zassałam 2069 kcali, a wczoraj 2060. Szkoda.
Ale sama sobie zmarnowałam ostatniomiesięczne osiągnięcia. Mogłam ważyć na koniec miesiąca poniżej 57 kilo, ważę prawie 58. Szlag mnie trafia. Na samą siebie.
Dzisiaj sprawdziłam na vitalii "Wskaźnik Całkowitej Przemiany Materii". Obliczyło mi, że powinnam przy moich wymiarach, wieku, itepe i mojej aktywności zasysać codziennie 2649,80 kcali. Daję słowo, te tabele przygotowywał ktoś nienormalny!!!! Na samą myśl o przekraczaniu 2000 kcali ja czuję, że tyję. I kęs brzoskwini drugośniadaniowej puchnie mi natychmiast w paszczy i staje w gardle, błłeeee.
Zaraz biegnę na czarownicowy rower, z całych sił nie chcę być w ogonie, tylko blisko czołówki. A jeżeli przy tym trochę kilo zgubie po drodze, to sam miód.
haanyz
1 września 2009, 20:11Kochana, a moze na chwile odpusc z cwiczeniami! Ja odpuscilam natydzien, bo czasu zbraklo - i spadek odnotowlam. chyba mi miesnie wyparowaly;-)))) Ale to zawsze mniej na wadze....
RadGor
1 września 2009, 12:39waga spadnie. Nie trzeba być tak krytycznym wobec siebie. Uśmiechnij się, proszę.