:(
No i zepsułam stepper :( Coś tam się urwało, bo się okazało, że było zardzewiałe. M. obiecał mi to jutro pospawać. Ale i tak liczę, że najpóźniej w czwartek dostanę swoją bieżnię...
A poza tym jestem wykończona! Dzisiaj miałam Małą cały dzień przy sobie, bo M. musiał wyjechać do wieczora, więc miałam dyżur. A w międzyczasie zrobiłam zakupy, ugotowałam obiad, pomalowałam wielkie drewniane donice i ścianki na tarasie, pościerałam kurze, umyłam podłogi, po raz drugi byłam na zakupach i poćwiczyłam ok. 0,5 godzinki. No i wreszcie jest mój ulubiony moment dnia... Po 22-ej, po ćwiczeniach, wykąpana, z ciepłą zieloną herbatką, a Mała śpi... Żeby trzeba było czekać cały dzień, żeby się cieszyć chwilą spokoju... ech....
Po kolejnym weekendzie :/
Nie mogę powiedzieć, żebym była z siebie dumna... W trakcie całego weekendu miałam kilka "drobnych" grzeszków, a mianowicie zjadłam 2 pszenne bułki, 3 tosty, 2 parówki wieprzowe i 2 jogurty owocowe... Tak to właśnie wygląda, jak wyjeżdżam gdzieś na weekend. Nawet M. stwierdził, że najłatwiej o dietę w domu. Poza tymi kilkoma grzeszkami byłam grzeczna i trzymałam się dietki. Nie ćwiczyłam, ale za to zaliczyłam 2 godzinne zakupy w Tesco w Częstochowie i 3-godzinne grzybobranie
Zebraliśmy w dwójkę duży koszyk (kurki, prawdziwki i podgrzybki), a Mała została z babcią. Chociaż chwila oddechu
Aha!
KUPIŁAM BIEŻNIĘ!!!! :)
Mam nadzieję, że dojdzie do mnie w tym tygodniu i wreszcie zamienię ten swój skrzypiący stepper na nowiutki sprzęcik :) A tymczasem idę spać, bo Mała znowu mnie obudzi o świcie :)
A! I już 15 dni bez słodkiego! :P
Odporna :)
Kolejny dzień dietki za mną. Już 9 dni :) I to 9 dni bez słodkiego! I motywacja nadal jest na wysokim poziomie! Dzisiaj byłam wystawiona na wielką pokusę i byłam bardzo odporna. Marcin już nie wytrzymał i zamówił sobie na wieczór pizzę. Zjadł tylko kawałek i chciał mnie namówić na jeden (chyba żeby mieć mniejsze wyrzuty sumienia
), ale się nie dałam i odmówiłam :) Jeszcze nie ćwiczyłam dzisiaj (poza 4 godzinnymi zakupami
), ale zaraz to nadrobię chociaż troszkę i idę na stepper. Aha, i kupiłam dzisiaj całą reklamówkę różnych herbat. Zielone: z pomarańczą i guaraną (pycha), z brzoskwinią (pycha), z gruszką (paskudztwo), zwykłą; 2 herbaty o smaku grzańca (2 rodzaje) i herbatę porzeczkową :) I pomyśleć, że całe życie piłam tylko czarną z cytryną i cukrem...
Po weekendzie
Weekend przebiegł dość dobrze, tzn. nie było większych odstępstw od diety. A zazwyczaj tak było. Poszłam jednak w zaparte i nie dałam się mamie skusić na ciastko (to już 7 dni bez słodyczy!!!) i nie jadłam późno wieczorem, jak to miałam kiedyś w zwyczaju. I to już 2 tygodnie picia zielonej herbatki bez cukru! (polecam zieloną herbatkę o smaku pomarańczy i guarany). Postanowiłam, że nie będę się ważyć codziennie, a tylko w piątki. Będzie lepiej widać efekty. Mój małż też był dzielny przez weekend i też nie dał się skusić na coś kalorycznego.
ALE JESTEM ZMOTYWOWANA!!! Aż wierzyć mi się nie chce...
Jestem dzielna! :)
Dzisiaj po południu przyszła mama popilnować trochę Lenki, żebym mogła sobie trochę posprzątać w mieszkaniu (niestety przy Małej jest to wielce utrudnione). I przyniosła loda... Pyszny... Waniliowo-kajmakowo-adwokatowo-krówkowo-toffi.... I się oparłam!!!! Nie zjadłam! Ani ciut ciut!!! Jestem z siebie bardzo dumna!
3 dzień
Dzisiaj już trzeci dzień diety. Jestem bardzo dzielna, bo to już 3 dzień bez słodyczy :) A jest mi bez nich tak ciężko... Przed ciążą uważałam, że ze wszystkich słodyczy najlepsze są kotlety schabowe, a jak tylko mój stan się zmienił, zmieniły się moje zachcianki... Teraz za czekoladę to bym się dała pociąć... :( No ale na razie nie jem i nawet nie podkradam :P Mój małż też nie je :) Wczoraj na wieczór wydrukowałam tabelę, na której będziemy nanosić nasze pomiary wagi co piątek rano aż do końca grudnia. Mam nadzieję, że to nas jeszcze bardziej zmotywuje.
No to zaczynam od nowa
Mojej Małej stuknęły już 4 miesiące :) Praktycznie całkowicie straciłam mleko, więc mogę już zastosować jakąś dietę bez obawy, że jej to zaszkodzi. Tak więc zaczynam od nowa. Pociążowo - z nową motywacją - schudnąć przed następnym dzieckiem. Co najważniejsze, mój mąż też postanowił trochę zrzucić. Jest solidarny :) W ciąży ze mną przytył, a teraz po ciąży chce ze mną schudnąć. Dzisiaj pierwszy dzień. Trzymajcie za mnie kciuki, żeby się udało!
7 miesiąc
No i jestem już w 7 miesiącu ciąży.... Czas tak szybko leci, że wydaje się, jakbym to wczoraj się dowiedziała o tym, że będę mamusią. Teraz to nie mam nawet co patrzeć na wagę, bo jest to trochę bez sensu, bo wiadomo, że w ciąży się tyje. Ale i tak nie mam co narzekać. Jak zaszłam to ważyłam 108,5. W 3 pierwszych miesiącach, z powodu zmian w odżywianiu, schudłam do 106,6, ale potem waga niestety zaczęła się podnosić. I znów pokazała 112,5 :-( . No ale to chyba było do przewidzenia. Ostatnio jednak okazało się, że mam cukrzycę ciążową i musiałam przejść na dietę niskocukrową i niskowęglowodanową, co znów zaskutkowało obniżeniem się wagi. Teraz ważę ok. 110,5. Więc jakby nie patrzeć przytyłam tylko 2 kilo od początku ciąży, lub jak kto woli 4 kilo od najniższego jej wskaźnika w 3 miesiącu :) Nie jest źle, choć myślałam z początku, że przy mojej tendencji do tycia, w ciąży przytyję z 15 kilo. Ale nie mówię 'hop', bo zostało mi jeszcze 2,5 miesiąca. Zobaczymy, co będzie w kwietniu. Pozdrawiam Was cieplutko!
i chudnę :)
No i chudnę pomimo ciąży :)
Dzień 23-ci....
Baaaardzo intensywny dzień... Dietka od samego rana: 2 wafle ryżowe, mały serek homogenizowany, 2 małe marchewki, ryba z grilla i sałatka z pomidora i ogórka bez oleju i śmietany - same przyprawy. I do tego 20 minut siłowni, 1 godzinka aerobiku i za chwilkę jadę z mężem na rower. A do tego na cały miesiąc zdemontowali nam windę, a mieszkamy na 8-mym piętrze.... To dopiero trening! :)