Motywujecie mnie!
Dziewczynki Kochane! Jak tak czytam te Wasze pamiętniki, to mam więcej motywacji! A muszę przyznać, że ostatnio mam jej trochę mało....
Od czasu Świąt sobie folgowałam i zasadniczo wróciłam do wagi z września... A to przecież nie tak miało być!!! Miałam zejść poniżej 100-tki do Sylwestra, a tu co? Ech... szkoda gadać. Sama sobie jestem winna. Trochę w styczniu się dietowałam, ale nie ćwiczyłam. Ale dość! WRACAM DO DIETY I ĆWICZEŃ! I jak na spowiedzi będę Wam mówić, jak mi idzie.
Od jutra postanowiłam pisać sobie, co jem w trakcie dnia. Będę bardziej świadoma tego, co i w jakich ilościach pochłaniam. No bo szczerze mówiąc - czasem traciłam nad tym kontrolę. No i może wreszcie ograniczę ilość zjadanych słodyczy...
I wiecie? Mam ochotę trochę pochodzić z kijkami (Nordic Walking), ale niestety nie mam z kim... :( Szkoda, że większość z Was mieszka tak daleko, bo może bym którąś z Was namówiła...
Tak czy inaczej, idę sobie obejrzeć jakiś filmik i do spania, bo moja Mała ostatnio wstaje już po 6-tej i domaga się większej niż zazwyczaj uwagi :))) Dobranoc!
Po weekendzie u teściów
Kolejny weekend u teściów... Tym razem moja niższa waga bardzo mnie motywowała i ten weekend nie wyglądał tak jak zawsze (czyt. nie obżerałam się wysokokalorycznymi rzeczami). No może poza sobotą, kiedy to wieczorkiem zeszliśmy na dół do Kakusiów (brat męża z żoną). Byłam twarda i piłam tylko wodę z cytryną, dopóki Kakusie (znani z tego, że lubią pichcić) nie postanowili zrobić kebabów w bułce... A że zrobiło im się dużo bułek i dużo farszu, to zjadłam 2 kebaby.... Ale to tyle grzechów przez cały weekend. W całej mojej dzielności nawet poćwiczyłam brzuszki w sobotę, a jak wszyscy jedli kaloryczny obiad (twierdząc, że się odchudzają - I TO WSZYSCY TAK TWIERDZĄ!!!), ja z Małą zjadłyśmy gotowane udka z kurczaka z gotowaną marchewką. Tak samo wyglądał dzisiejszy obiad! Jestem z siebie dumna, jak nie wiem co! Chociaż raz nie będę musiała przez cały tydzień zrzucać tego, co nadrobiłam w weekend, tylko dalej schodzić w dół.Ale nie będę się ważyć aż do piątku, choć mnie bardzo korci :)
Wszystkim pracującym życzę mało pracowitego tygodnia :)
!!!!!!!!!! :)))))))))))))
ZESZŁAM PONIŻEJ 100-TKI!!!!!!!!!!!!!!!
Normalnie nie mogę uwierzyć!!! Fakt, że to tylko 200g poniżej, ale najważniejsze, że przekroczyłam tę magiczną i znienawidzoną liczbę!!! Mam tylko nadzieję, że waga dalej będzie lecieć w dół. Nie musi szybko - byle skutecznie! Ech.... już tak dawno nie ważyłam poniżej 100kg... Ostatnio 3 lata temu.... Jestem pełna nadziei, że będzie lepiej!
:)
Dawno mnie nie było, bo zeżarł mnie wstyd z powodu braku spadku na wadze... :(
Straciłam motywację i znowu zaczęłam podkradać słodycze, które najbardziej smakowały mi wieczorami.... Od 2 miesięcy waga stała praktycznie w miejscu, cały czas wskazując 101,2... :(
Nawet zakupiona przeze mnie bieżnia pokryła się kurzem (głównie jednak dlatego, że jest mi na niej bardzo niewygodnie ćwiczyć - jestem do niej zbyt wysoka i żeby trzymać się poręczy, muszę się schylać - [jest mechaniczna, więc trzeba się trzymać i odpychać nogami]). Ale za to mąż mi kupił stepper z licznikiem na Mikołaja :)
Tak więc w poniedziałek postanowiłam jeszcze raz dać sobie szansę i zaczęłam półdietę jeszcze raz. Raz dziennie pozwalam sobie na coś słodkiego, a kalorii nie liczę :)
Aha! I dostałam też kombiwar halogenowy i robot kuchenny wieloczynnościowy, więc co chwilę robię sobie jakieś surówki, siekam i duszę marchewkę, a mięso grilluję bez tłuszczu!
No i wyczytałam gdzieś, że ćwiczenia są najskuteczniejsze, jak są wykonywane do południa, więc codziennie robię 300 brzuszków (100 zwykłych i po 100 skrętnych na prawo i lewo) i 500 podwójnych kroków na stepperze. A dodatkowo w środy chodzę sobie na basen na godzinę :) Mam nadzieję, że te kilka dni dietki i ćwiczeń dały jakieś rezultaty, bo.... JUTRO WAŻENIE!!!!! Trzymajcie kciuki, żeby wreszcie drgnęło!!!!
:)
Kilka dni mnie nie było, ale za to intensywnie nad sobą pracowałam :) Głównie dlatego, że po weekendzie przybyło mi prawie 1,5 kg! Tak wykazała poniedziałkowa waga. A ponieważ do piątku nie zostało dużo czasu (zawsze ważę się w piątek), musiałam się ostro za siebie wziąć, żeby zrzucić te nadrobione kilogramy. I grzecznie starałam się unikać słodyczy (starałam się, co nie znaczy, że mi wyszło
) i codziennie ćwiczyć (50min na bieżni i brzuszki, a do tego codzienne spacerki z Małą). Dzisiaj tylko sobie podaruję, bo jest już późno, a ja nie lubię tak późno. A to dlatego, że M. był dzisiaj cały dzień w pracy, więc z organizacyjnego punktu widzenia nie mogłam poćwiczyć, bo Mała nie daje mi aż tak dużo czasu dla siebie. Musiałam się więc zadowolić dwoma 2-godzinnymi spacerami z wózkiem :)
Oglądałam dzisiaj zdjęcia z wakacji i tak mi się smutno zrobiło, że znowu trzeba tyle czekać na ciepłe miesiące.... A z drugiej strony sobie myślę, że w przyszłe wakacje będę o wiele mniej miała na wadze niż w ubiegłe wakacje i będę bez problemu i wstydu biegać w sukienkach :) To mnie też trochę motywuje :) Nie dość że już mam 5 kilo mniej niż w wakacje, to jeszcze do przyszłych mam sporo czasu, żeby zrzucić więcej!
(a najlepsze, że mówię to co roku).
A teraz tak wspomnieniowo zdjęcie z Kocierza Rychwałdzkiego z wakacji :)
:/
Wczoraj się zbuntowałam :) Pojechałam wieczorem do hipermarketu, kupiłam duży kawałek ciasta tortowego i dużą butelkę szampana. I pomimo tego, że na wczoraj przypadał dzień ćwiczeń, to to olałam i wpakowałam się z mężem do łóżka w salonie, włączyliśmy sobie mecz siatkówki (tragedia!) i pożarliśmy ciasto i wypiliśmy całego szampana. A ok. 23:00 zrobiłam się głodna i zjadłam 0,5 bułki z kiełbachą :) I wiecie? Nie mam wyrzutów sumienia!!! :) Ostatni dzień @, to sobie zaszalałam :) W końcu nie często robi się sobie takie przyjemności. Pomimo drobnych grzeszków przez cały ostatni tydzień, waga poszła trochę w dół :) A to najważniejsze :)
A dzisiaj wyjazd do teściów... ech.... i jak tu się odchudzać, jak tam tyle pysznych rzeczy :P
:)
Miałam nie ćwiczyć, a jednak dziś na stepperku 3000 kroków w szybkim tempie (ale się spociłam
), a teraz na wieczór bieżnia przy 2 odcinkach "Sex w wielkim mieście".
Mada044! Dzięki za dobry pomysł! Aż się lepiej chodzi Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak zmotywowana do stracenia tych zbędnych kilogramów... I do tego te ćwiczenia. Może od października zorganizują w pracy jakiś aerobik, to będę Małą zostawiać z mężem, a ja sobie wyskoczę spalić trochę kalorii, ale co najważniejsze - zobaczyć się z koleżankami. Bo chyba tego właśnie mi na tym macierzyńskim najbardziej brakuje
I dzięki wszystkim za wsparcie. Odkąd zaglądam tu codziennie i czytam Wasze pamiętniki i obserwuję Wasze sukcesy, to aż sama mam większą chęć do działań :) Suuuuuper!
Po weekendzie
Wiecie, czytam te Wasze pamiętniki i tak się cieszę, że Wam się udaje... Że chudniecie, macie motywację, że ćwiczycie :) Aż się buzia sama uśmiecha, na Wasze sukcesy :)
Trochę zazdroszczę tym z Was, które już tak dużo schudły.... które mają po 20-30kg mniej niż kiedyś... Które mogą patrzeć na swoje zdjęcia z przeszłości i z ulgą powiedzieć, że ten straszny okres mają już za sobą... Ja w dalszym ciągu mam problem, żeby oglądać swoje zdjęcia. Aż płakać mi się chce, bo nie mogę na siebie patrzeć... ;(
Tak czy inaczej, robię bardzo małe kroczki w kierunku upragnionej wagi. Jak ją osiągnę, dalej będę miała małą nadwagę, ale nie interesuje mnie to. Nie chcę się porywać z motyką na słońce, wyznaczać sobie cele, których mogę nie osiągnąć. Jak osiągnę to, co sobie założyłam - czyli te 85kg, wtedy pomyślę, co dalej.
A jak na razie - spadek wagi o 0,8kg w tydzień. Niby nie za dużo, ale jednak jest to już poniżej 102kg. Ostatnio taką wagę miałam jakieś 2,5 roku temu... Chciałabym do grudnia zejść poniżej 100-tki. Wiem, że daję sobie dużo czasu, ale niczego tak nie cierpię jak presji czasowej :)
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia :)
:(
Ale mnie te słodycze gubią :((((((( Dzisiaj jak mąż był w pracy to jak dziecko podkradłam 4 cukierki, a papierków po kryjomu się pozbyłam.... Dosłownie jak dziecko.... :((((( No i skusiłam się dzisiaj na 3 kromki pszennego chleba :( Ze swojskim masłem - wujek ma krowy i sam je robi :P. Nie umiałam się powstrzymać. Miałam dzisiaj nie iść na bieżnię, ale za to obżarstwo pójdę przynajmniej na jakieś 40 minut. Taka kara za łakomstwo. Dobrej nocki! Mam nadzieję, że Wy macie silniejszą wolę niż ja!
:(
Tragedia! Ja to jednak nie mam silnej woli, a imprez powinnam unikać z daleka. Przyszli do nas wczoraj nasi przyjaciele - małżeństwo spodziewające się dzidziusia za 3 tygodnie. Niby było dietetycznie - przynajmniej to co ja przygotowałam. Ale K. upiekła muffinki i nie wytrzymałam i zjadłam 2 :(((((( A do tego jeszcze była gotowana kukurydza i to ok. 21.30!!! Nie dość że kalorycznie, węglowodanowo, to jeszcze późnym wieczorem! Zła jestem na siebie! A do tego wszystkiego jeszcze nie doszła bieżnia. Może jutro, ale kto wie....