wrrrr
Siadam do pisania, ale nie, Młody oglada Pana Robótkę i cały czas słyszę : Mama patrz, mama patrz!!!i nie mogę się skupić. Męża zawiozłam do pracy, smutno mi tak jakby samej z Młodym... Ale ja też na nockę dzisiaj i już mi się nieee chceee...Dieta dzisiaj tak jak zaplanowałam, prawie, bo kosteczka czekolady wpadła ale i dzień się jeszcze nie skończył. Za to ćwiczenia 70min Rufinka! Jestem z siebie dumna!!! I modlę się ,żeby zapału mi nie brakło tak jak zwykle..Rufinek pokazał, że spaliłam 600kcal. Na wadze malutkie spadki, ale nie piszę, bo to jeden dzień tak, drugi inaczej, niech się waga ostoi tak jak ta 90 to wtedy zmienię. Chyba tyle,co tu jeszcze pisać?
ok
Dzisiaj mimo soboty, tzn weekendu
udało mi się zjeśc tylko to, co zaplanowałam. Na Rufinku dzisiaj ...50minut!!!To dzieki dopingowi mojego Mężulka. Miało być tylko 30min. ale wiecie co? kolano to mnie teraz napier...nicza
Potrza zapodać jaką maścią. Więc jest sobota wieczór. Młody wykapany, zaraz pójdzie spać, będzie czas dla nas...oby tylko nie zasnąć! Doczekałam się też telewizora w sypialni, lepiej ćwiczyć przy oglądaniu, nie? Szkoda,że nie da się ksiażki czytać
bo od razu spadam....Trochę się martwię stanem moich nóg, bo w jednym miejscu tak jakby żylak mi się tworzy..ech,życie..Babcia miała, Mama ma to ja pewnie też bo skłonność dziedziczna. Ok, na razie tyle pa
no i się porobiło..
oczywiście nie samo
ładnie zjadłam śniadanie, ale później... pojechaliśmy z Mężem na zakupy, 4godz nam to zajęło.Wpadłam do domu wściekle głodna no i..szybko fryteczki i smazona rybka!!!Fuj! Za to kolacja tylko jogurcik i jabłko. Poza tym w pracy jestem, trochę spalę. Na Rufinku dzisiaj tylko 11 min
, niestety brak czasu. Za to jutro sobie pozwolę! Mąż ma naoliwić go trochę bo przy każdym ruchu piszczy jak głodna świnka...cóż, nieużywany był chyba przez ponad rok.uciekam teraz, pa pa
dzień 2 he he
dzisiaj ćwiczyłam 30 min na Rufinku, skakanka tylko 100 przeskoków, ale systematycznie kazdy dzień skaczę więc może to coś da...kiedyś. Dietę trochę trzymam.Nie mam co pisać he he spadam
ha ha ha
a może cha? NO, jako że nie wiem co mam, nadaję mu imię RUFIO i obiecuję uroczyście, że bedę go używać codziennie, dłuzej czy krócej a teraz idę pracować bo mnie w końcu wyrzucą...
ha ha
mam już przyrząd! Nie jest to co prawda rowerek, ale takie cóś co się na nim chodzi i ma takie pałąki.. Cwiczyłam 15min i git, nie miałam więcej czasu bo do roboty, później reszta
wszystko jest do bani
Depresję mam, głęboką...chciałabym o niczym nie myśleć, niczym się nie przejmować, leżeć sobie pod palemką i sączyć drinka... tak, marzenia fajne są.Jestem do bani, nigdy nie schudnę, nie chce mi się chcieć, jestem cały czas zmęczona mam dość. A poza tym wszystko dobrze...Młody pije zupę przez słomkę bo nie lubi warzyw...co ja mam mu zrobić? Jogurtu też nie zje z kawałkami owoców, broń Boże, ech...Dzisiaj było pasowanie na ucznia. Nie dość, że wstałam późno, wywaliłam całą szafę w poszukiwaniu białej koszuli dla Młodego( miałam przyszykowaną inną. ale nie, ta mi się uwidziała!), to nie zdążyłam nic zjeść. Póżniej jak wpadłam do domu, to dosłownie nażarłam się chleba z masłem jak świnia(pyszny chlebek z kawą zbożową nota bene, sam się je.) A teraz umieram...Czemu innym się udaje, a mnie nie?
Wiem to bardzo dobrze...tylko, tak jakoś..ech, pozbieram sie..chyba nie lubię jesieni...
ach
..jak pięknie pachnie kurczaczek w piekarniku!!Mąż gotuje.. jak zwykle. Ja za kuchcika robię, he he i za sprzątaczkę...ale mnie to nie przeszkadza! Wczoraj padłam po całym tygodniu, przespałam 12 godzin jednym cięgiem! I przez to nie zjadłam kolacji, i czułam się b.dobrze z takim wciągniętym sadełkiem.Rowerka dalej nie mam, ale to przez lenistwo mojego brata, bo on nigdy nie ma czasu, wiecznie zajeta , za daleko te 4 km. Nie włożę go do osobówki, a on ma takie półdostawcze. Wiem, że jest bardzo zapracowaną osobą, bo nie chciałabym być na jego miejscu, ale ..proszę go już miesiąc.Niestety, nawet na taki za 50 mnie nie stać w tej chwili..ale może kiedyś... dobra ,koniec żali, kiedyś się doczekam a wtedy będę hasać! muszę robić ziemniaczki bo mnie mój Gordon wzywa...
piąteczek
Siedzę sobie u Bratowej i bawię sie w nianię,Mam takiego fajnego Leosia do zabawiania, 8 m-cy, cały czas zaczepia, a ciotce sie nie chce bawić. Ech, mam pecha do tego rowerka.. na swój mnie nie stać a pożyczyć nikt za bardzo się nie kwapi bo.."wszyscy ćwiczą", he he. No ale moze dzis jest ten dzień? Ciekawe, jak długo ja na nim będę ćwiczyć, jestem dość zdeterminowana...i niewyspana! Za to Młody będzie zostawał w swietlicy po lekcjach co drugi tydzień, moze bedzie lepiej z tym odpoczynkiem. Wiem, przynudzam, spadam,pa
otóż
waga moja stabilną jest chwilowo..he he. Rowerek załatwiam gdzie indziej, może szybciej się doczekam. za to skakanką testuję codziennie,jednakowoż efektów specjalnych po tak krótkim czasie nie spodziewam się- aczkolwiek poczułam, że mam mięśnie na tyłku...Dieta? Mój mąż za dobry chlebek wypieka, żeby nie spróbować. Wczoraj z kawą zbożową, dzisiaj z rodzynkami żytni..a taki cieplutki z masełkiem..mmm.i kotleciki ziemniaczane pyszne zrobił... Mój Mąż to skarb!! Cały czas mu powtarzam, że go kocham a on odpowiada" tak, tak, wk..ać",he he he. Tak więc waga pomaluuutttku w dół!
MIŁEGO DZIONKA!!!