Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bozenka1604

kobieta, 60 lat, Sanok

158 cm, 59.90 kg więcej o mnie

bozenka1604 schudła na diecie: Dieta IgPro


Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 marca 2014 , Komentarze (6)

Poniedziałek, 10.03.2014 

Jaś to mój ukochany wnuczek. W czerwcu skończy 8 lat. Od 3 roku życia trenuje hokej. Jest bardzo ambitny i zdyscyplinowany, a przede wszystkim to wrażliwy chłopiec. W niedzielę w Sanoku odbywał się turniej hokejowy dla młodzików o puchar burmistrza miasta Sanoka. Przyjechało mnóstwo fajnych dzieciaków, fanów hokeja. Gdańsk, Krynica, Dębica oraz Sanok stanęli do rozgrywek. Najbardziej podziwiałam grupę Gdańszczan, którzy pokonali kilkaset kilometrów, by powalczyć. Duża grupa rodziców kibicowała swoim dzieciakom. 

Mój kochany Jaś jest w najmłodszej grupie Niedźwiadków,  jest dobry i na czas turnieju został przesunięty przez trenera do starszej grupy Żaków. Dostał czerwoną koszulkę z numerem 16 - marzenie niejednego Niedźwiadka.

Dwa tygodnie wcześniej bardzo chorował i nie mógł potrenować ze starszymi kolegami, którzy prezentują zupełnie inną, wyższą  klasę. Mimo wszystko Jaś radził sobie bardzo dobrze, starał się dotrzymać kroku Żakom. Ale co działo się w jego głowie dowiedzieliśmy się dopiero po powrocie do domu. Rozgrywki trwały od 12.30 do 18.30 - to dla ośmiolatka bardzo długo. Pomimo organizowanych przerw na odpoczynek i posiłki - był to nie lada wyczyn i wielkie obciążenie fizyczne. Stres związany z odpowiedzialnością, jaką nałożył na niego trener to kolejny czynnik i zmęczenie psychiczne. Nawet bramka zdobyta przez Jasia nie rekompensowała mu zmęczenia. Złoty medal i wywalczony puchar nie cieszyły tak jak powinny. Wieczorem wróciliśmy do domu i dopiero wtedy Jaś się odkrył. Płakał i wymiotował na przemian. Musieliśmy go na chwilę zostawić w pokoju, by mógł odreagować. Myślałam, że pęknie mi serce z żalu. Najgorsza w takich momentach jest bezsilność. Nieba chcesz przychylić, oddać wszystko co cenne by pomóc. I nic. Dopiero przed 21 mogliśmy porozmawiać. Zapewniałam Jasia, że jest bohaterem dnia. Stanął do gry ze starszymi, lepiej wyszkolonymi kolegami, świetnie się spisał i zdobył bramkę. Czy to nie powód do dumy ? 

Dzisiaj rano jeszcze smutny wychodził do szkoły. Cały dzień o nim myślałam, za Jaśka oddałabym życie. Teraz już się uśmiecha, a ja wreszcie oddycham :)

8 marca 2014 , Komentarze (7)

Kochane Kobiety !

jest 19 minut po północy. Przed chwilką dotarłam do hotelu, wzięłam ciepły prysznic i jeszcze mam siły, by z okazji dzisiejszego święta złożyć Wam życzenia :) Mam nadzieję, że będę pierwsza w tym dniu. No, bo jak się nie śpi, to tak jest :)

Kochane, przede wszystkim osiągnięcia zamierzonych celów w sposób niezbyt wyczerpujący, z dużymi chęciami i ogromną motywacją. Słonka nad głową każdego dnia. Niech Wam świeci jak sroce błyskotka. Czerpcie z życia pełnymi garściami. Nie poddawajcie się i nie łamcie. A gdy przyjdą gorsze chwile, życzę Wam, byście znalazły siły, by to cholerstwo pokonać i iść z podniesioną głową dalej. Miłości bliskich, takiej prawdziwej i nieskomplikowanej. Przyjaciół, którzy dają wsparcie w trudnych momentach życia i potrafią słuchać, gdy chcemy się wygadać albo wyżalić. Zdrowia i prawdziwego szczęścia.....

Jurek wyszedł z łazienki i zapytał - Co piszesz?  Składam życzenia moim koleżankom z Vitalii z okazji Dnia Kobiet - odpowiedziałam. A czy ode mnie złożyłaś życzenia? A ja odpowiedziałam - właśnie zamierzałam (prawdę mówiąc nie przyszło mi to do głowy). 

Dopełniam obietnicy i teraz piszę w imieniu mojego męża. Jurek dyktuje, a ja piszę - Bądźcie takie, jak sobie wymarzyłyście. Moja żona podczas dzisiejszej podróży zadała mi pytanie - Czy nie przeszkadzało mi to, że kiedyś (jak to określiła) była gruba i nieatrakcyjna. Przysięgam, że  mnie zatkało. Nigdy w życiu nie patrzyłem na moją żonę jak na otyłą babę (to też jej słowa). Chciałem się prawie obrazić, ale dałem na luz, żeby nie psuć dnia. Troszeczkę większe ciałka też są piękne. Wszystkiego dobrego na dzisiaj i na zawsze. Jurcyś :)

Dostałam lampkę czerwonego wina. Wybaczcie Kochane, ale wypiję za Wasze zdrowie i idę spać. Jutro pracowity dzień. 

Powiedziałam "spać" - troszeczkę mijam się z rzeczywistością :) Dobranoc :) 

 

6 marca 2014 , Komentarze (4)

Niby byłam przygotowana na zapowiedzianą dzień wcześniej kontrolę Inspekcji Pracy, ale co przeżyłam to moje :(

Pan inspektor okazał się bardzo przyzwoitym mężczyzną. Oczywiście, będąc fachowcem w swojej dziedzinie, nie obeszło się bez znalezienia drobnych uchybień. Mam jednak nadzieję, że skończy się na pouczeniu i wezwaniu do uzupełnienia braków formalnych. Na razie czekam na pisemne podsumowanie kontroli. Po wyjściu kontrolera musiałam odreagować stres. Dopadła mnie taka niemoc, że nie byłam w stanie podnieść się z fotela. Jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Wróciłam do domu i ostro zabrałam się do roboty. Pomogło :)

Jutro wieczorem wyjeżdżam służbowo do Łodzi i nie będzie mnie z Wami przez jakiś czas. No chyba, że w hotelu będzie działał internet Wi-Fi.  Ostatnio, gdy zatrzymałam się w tym samym hotelu nie miałam szczęścia. W niedzielę postaram się zaglądnąć i dowiedzieć co u Was słychać. Wiele z Was w piątek i sobotę ma obowiązkowe ważenie. Życzę zadowalających wyników. Bądźcie grzeczne, ruszajcie się i pamiętajcie, że niedługo wiosna i trzeba wyglądać. Buziaki na dobranoc :)


6 marca 2014 , Komentarze (3)

Czwartek, 06.03.2014

To dzień ważenia. Zniknęło kolejne 0.3 kg. Niewiele, ale jednak :) 5.20 - domownicy jeszcze śpią, a ja sobie piszę.Wyspałam się porządnie, za oknem ciemno, ale w końcu przestał padać deszcz. Może uda mi się dzisiaj wyjść na kijki. Bardzo je lubię. Z rozsądku odpuściłam ostatnie dwa dni z powodu niesprzyjającej aury. Niedawno byłam chora i nie chcę powtórki z rozrywki :(  A jeszcze mokra nawierzchnia sprawia, że gumowe nakładki ślizgają się i nie mogę prawidłowo się poruszać. Zazdroszczę tym, którzy mogą chodzić po bezdrożach, to zupełnie inna jakość chodzenia. Ja niestety muszę zadowolić się twardymi nawierzchniami (chodniki z kostki brukowej, asfalt).  Koniecznie muszę wymienić buty na takie, które mają dobrą amortyzację, by chronić stopy, a przede wszystkim kolana. Zadowalające jest to, że od ubiegłego roku moje kolana trochę mniej dokuczają i chociaż skrzypią jak stare wrota stodoły - nie bolą. Latem trzeba pochodzić po górach i kolana muszą być sprawne. 

Dzisiejsze ważenie to nie jedyna atrakcja dnia. Państwowa Inspekcja Pracy zapowiedziała się na dzisiaj na kontrolę legalności zatrudnienia oraz prawidłowego prowadzenia ewidencji zatrudnionych pracowników. Zapowiada się atrakcyjny, pełny wrażeń dzień. Niby wszystko u nas ok, ale urzędnicy są szkoleni jak pieski, by znaleźć choćby najmniejsze uchybienie. Pożyjemy, zobaczymy.

No to tyle. Idę do swoich porannych obowiązków. Pa, pa....


4 marca 2014 , Komentarze (3)

I jeszcz raz wtorek...

Udało mi się wyjść dzisiaj z pracy jeszcze przed 15.00. Miały być kijki, ale paskudne zimno i deszcz sprawiły, że z planów nici. Trzeba było się ukarać za brak aktywności. Dobrze, że rano poćwiczyłam. Obudzony jakiś czas temu mój niespokojny duch nie pozwolił na lenistwo. Na pierwszy ogień poszły paznokcie siostrzenicy. Trzeba było zrobić mały remont i wymienić kolor. Ale było mi mało... Skąd u mnie, starszej pani, tyle energii? Sama się zastanawiam. 

Po kolacji zamieszałam ciasto na bułeczki. Pieką się teraz i cudnie pachnie w domu. Grahamki z czarnuszką. Obłędne :) Zanim ciasto urosło przygotowałam na jutrzejszy obiad makaron razowy z serem i cebulką, a na kolację kaszę gryczaną z kukurydzą, papryką i pomidorkami koktailowymi. Jutro środa popielcowa, a u nas pyszności :)

Kuchnia posprzątana, pachnie drożdżowym pieczywem. Moi domownicy właśnie skończyli oglądać mecz hokejowy w telewizji (Sanoczanie wygrali 6:0), a ja leniuchuję przed komputerem. Idę do nich trochę pogadać.

Życie jest piękne :) 


4 marca 2014 , Komentarze (2)

Wtorek, 04.03.2014

Tak sobie czytam od czasu do czasu wpisy w pamiętnikach moich Vitalijnych Koleżanek i często napotykam informacje, że nie mogą się oprzeć pokusom na słodkości. Ja nie mam takich zachcianek, słodycze nie robią na mnie większego wrażenia. Jednak, gdy przyjdzie czasami chęć na coś co ma słodki smak radzę sobie inaczej. Niejeden raz wystarcza kanapka z miodem albo z dżemem. Ostatnio złapałam bakcyla na gotowanie. No, same wiecie, że jak na talerzu jest mała porcja, to chcemy żeby wyglądała i smakowała wybornie. 

Wśród przepisów na portalu Vitalii znalazłam przepis na słodkie naleśniki. Wsadziłam swoje trzy grosze modyfikując po swojemu i wyszło z tego pyszne niedzielne słodziutkie śniadanie. Nie jestem samolubem, więc z przyjemnością podzielę się swoim doświadczeniem z nadzieją, że będzie smakowało i zaspokoi w razie potrzeby chęć na słodkie:)

Naleśniki z nadzieniem jabłkowym  

Składniki: 1 jajko, twaróg chudy (70g), skrobia ziemniaczana 1 płaska łyżka, ksylitol (cukier brzozowy) 2 łyżeczki, szczypta sody, 1/2 jabłka (75g), 1/4 gruszki, 1/2 serka Danio waniliowego (75g).  

Jajko wbić do miseczki, połączyć z 1 łyżeczką ksylitolu i sodą. Wkruszyć twaróg i zmiksować. Ciasto jest dosyć gęste, dolewamy wodę (ok. 1/5 szklanki). Odstawiamy na 10 min do lodówki. Po schłodzeniu pieczemy naleśniki na patelni teflonowej. Wyszły 2 szt średniej grubości. 

Nadzienie: 1/2 jabłka (75g) pokroić w kostkę, włożyć do naczynia żaroodpornego, podlać odrobiną wody,  posypać łyżeczką ksylitolu i wstawić do kuchenki mikrofalowej na 5 min. Dodatkowo 1/4 gruszki pokroić w plasterki i usmażyć na patelni teflonowej przetartej ręcznikiem zamoczonym w oliwie.

Na usmażony naleśnik nakładamy upieczone jabłko, 1 łyżkę serka Danio, składamy na pół i pozostałą ilością serka Danio smarujemy wierzch naleśnika. Na serek układamy 3 plasterki upieczonej gruszki. Całość ozdabiamy świeżym listkiem mięty.

Porcja 2 naleśniki z nadzieniem - 310 kcal. Dużo i nie dużo, zwłaszcza, że pierwszy posiłek powinien być nieco bardziej kaloryczny od pozostałych. 

Jeśli któraś z Was, Kochane jest łasuchem takie śniadanie jest dla niej idealne. Moja rodzinka doceniła trud i zjadła z wielkim apetytem. Zdjęć nie ma, nie zdążyłam :)

Po naleśnikach zalecam godzinny szybki marsz z kijkami, można spalić nawet 350 kcal. 

Na koniec wrażenia z sobotniego wyjścia na kijki. Jeszcze byłam w pracy, gdy zadzwonił do mnie mąż i zaproponował wyjście na spacer. Taka piękna pogoda, szkoda siedzieć w domu. Po powrocie z największą przyjemnością wyjęłam kijki. Zaproponowałam, by mąż wziął kijki córki. Nawet nie chciał słyszeć. Użyłam całego wdzięku i argumentacji, by go przekonać. Będziesz wyglądać jak mój ochroniarz - powiedziałam, ale nic to nie dało.  Szedł obok mnie, dość szybkim krokiem, a ja się rozkręcałam coraz bardziej. Po przejściu ok. 2-3 km mój mąż zziajany mówi: Kobieto zwolnij, miałem nadzieję na romantyczny spacer, a nie na zapieprzanie za Tobą! Następnym razem nie będę głupi i wezmę rower. Ot, i cały Jurcyś :)

Śmiałam się bardzo, i jeszcze dołożyłam: Następnym razem załóż garnitur, lakierki i ciemne okulary - dopiero wtedy będziesz wystylizowany na osobistego ochroniarza swojej damy :) 

No, ale nie wymagajmy od naszych mężczyzn zbyt wiele. W poniedziałek Jurek dołączył do mojej kuchni z postanowieniem, ze musi zrzucić kilka kilogramów. Niedługo zacznie bladym świtem jeździć na rowerze, zanim jeszcze wyjdzie do pracy. Robi to od wielu lat. Podziwiałam go do niedawna za chęci i samodyscyplinę. A dzisiaj mówię - to PIKUŚ :)

2 marca 2014 , Komentarze (4)

Niedziela, 02.03.1014

Dzisiaj pozwoliłam sobie na dłuższe spanie o całą godzinkę, ale nie zmarnowałam dnia. W końcu niedziela.  Wstałam o 6.30. Skalpel z Ewą Chodakowską 40 min. Po nim odświeżający prysznic i zabrałam się za przygotowanie śniadania dla rodzinki. Serwowałam ciepłe naleśniki z nadzieniem jabłkowym i pieczoną gruszką. Było pysznie ! Znowu lubię gotować. Kurdę, powtarzam się ...  Potem pobiegłam na kijki - 60 minut  (6 km). Może to nie jest zadowalające tempo, ale za chwilę się rozbujam. To dopiero drugi dzień w tym sezonie :) Po kijkach, po kolejnym prysznicu wskoczyłam w wizytową sukienkę i czym prędzej wyruszyłam do rodziców, by pomóc w wydaniu świątecznego obiadu. Przygotowany w wieczorny piątek schab był przepyszny. Dodatkowo przygotowałam sos z suszonych pomidorów z dodatkiem świeżej bazylii i czarnych oliwek. Pachniał i smakował wybornie. Szczerze polecam! Niebo w  gębie ! 

Byłam nad wyraz grzeczna. Maleńka porcja faszerowanego schabu (ok. 8-9 dag) z dodatkiem surówki z czerwonej kapusty to mój obiad tego dnia. Jakieś 3 godz później zjadłam kanapkę z pasztetem warzywno-drobiowym i pomidorem. I to wszystko. Ciasta mnie nie ruszyły, chociaż moja mama potrafi upiec istne cuda. Pozostali goście nie mogli oprzeć się jej wypiekom. Z wielką przyjemnością obserwowałam jak zajadają się przygotowanymi smakołykami. 

Aktywnie i bardzo przyjemnie spędzony dzień pozwolił naładować akumulatory na kolejny tydzień. Warto czasami zrobić coś dla siebie :) 


1 marca 2014 , Komentarze (2)

Sobota, 01.03.2014

Za mną kilka pracowitych dni. Nadrobiłam zaległości w pracy i jestem z siebie bardzo zadowolona. Świetnie się czuję, nie opuszcza mnie dobry, wiosenny nastrój. W piątek po pracy pobiegłam do mamy, by pomóc jej w przygotowaniu imieninowego obiadu na niedzielę. Rozpiera mnie energia.  Zrobiłam pyszny schab faszerowany szpinakiem i suszonymi pomidorami. Mam nadzieję, że będzie gościom smakował. Znowu lubię gotować :) 

Mój tata obdarował mnie wyjątkowym komplementem mówiąc: Córka, Ty już wyglądasz jak anorektyczka, taka jesteś chudziutka. A co będzie za 5 kilogramów? Kochany człowiek. 

Dzisiaj wstałam jak zwykle o 5.30. W pracy byłam już o 7.00. Uczciwie i chętnie popracowałam do 13.00. Potem lekki obiadek i pierwsza w tym sezonie przygoda z kijkami. Piękna, słoneczna pogoda zachęcała do wyjścia z domu. Oj, rozpieszcza nas tegoroczna aura.

80 minut szybkiego marszu pozwoliło spalić 460 kcal. I mimo, że od dwóch miesięcy regularnie ćwiczę moje nogi wyraźnie czują wysiłek. Jutro będzie lepiej :) 

I jeszcze jedno - mój mąż zadeklarował, że od poniedziałku przyłącza się do odchudzania. No tak, w maju leci na swoje coroczne wakacje więc musi facet wyglądać :) Zimą jego brzuszek trochę się zaokrąglił i chyba przeszkadza. Podoba mi się, że dba o siebie. 


Pięknej niedzieli, dobrego nastroju i dużo słonka życzę Wam  wszystkim kochane dziewczyny :)


27 lutego 2014 , Komentarze (4)

Czwartek, 27.02.2104

Jestem zmęczona, mam dosyć psychicznej presji i ciągłego czwartkowego strachu. Zanim stanę na wagę przeżywam taki stres, że nie wyrabiam. Kończę to wariactwo, bo oszaleję. Ile można się odchudzać. Mam jedno życie i nie chcę go podporządkować rygorom i ograniczeniom. Zwłaszcza, że dzisiaj tłusty czwartek, a ja już marzę o wielkim stosie pączków, które wciągnę jak odkurzacz. 

Żartowałam !!!

Pozazdrościłam narzekalskim i postanowiłam spróbować jak to jest użalać się nad sobą.

Która z Was, moje Przyjaciółki uwierzyła w zmianę mojej decyzji? I to w momencie, gdy moja waga znowu pomalutku idzie w dół? Chyba żadna. 55 dni z Wami na Vitalii to uwierzcie mi czas, który spędziłam bardzo pożytecznie. Zdrowo się odżywiam, codziennie ćwiczę, mam niespożyte pokłady wspaniałego samopoczucia i dobrego chumoru. Od jakiegoś czasu polubiłam na powrót gotowanie. Przez ostatnie kilka lat to mój mąż Jurek zajmował się zakupami i kuchnią. A ja? Studiowałam, modrenizowałam firmę i szukałam tysięcy powodów, by nie zajmować się domem. Dzisiaj jest inaczej. W mojej kuchni pachną pyszności. Coraz częściej wymyślam różne dania, by sobie i moim domownikom sprawić przyjemność. Doceniam jakość tego, co mam na talerzu. Ojej, na talerzyku! Chcę, by moje małe porcje były wyjątkowe i smakowały jak rarytasy. Poukładałam swoje życie od nowa. Na wszystko znajduję czas. Już kiedyś tak było, że nadmiar obowiązków mnie mobilizował do działania i układał porządek dnia. I teraz jest tak samo. Nie mam czasu na lenistwo i odkładanie wszystkiego na jutro. Realizuję systematycznie postanowienia i jestem z siebie bardzo zadowolona :)

Dzisiaj tłusty czwartek. Nie ruszają mnie pączki i faworki. Nigdy za nimi nie przepadałam, chociaż znam ich smak z dzieciństwa. Tym łatwiej jest mi złożyć deklarację, że nie tknę dzisiaj ani kawałeczka. A czym w tłusty czwartek będę raczyć swoje podniebienie?

śniadanie: kanapka francuska na pieczywie chrupkim, gruszka

2 śniadanie: sałatka brokułowa z serem feta, kiwi

obiad: pulpeciki drobiowe, surówka z czerwonej kapusty

podwieczorek: kanapka na waflu ryżowym z szynką z indyka i ogórkiem, mandarynka

kolacja: leczo z cukini z kromką chleba razowego

Wszystkie posiłki to 1012 kcal.  I nie ma już miejsca na tłustoczwartkową rozpustę!

 

Wytrwałości moje drogie, nie dajcie się :)


I może jeszcze to...

24 lutego 2014 , Komentarze (6)

Poniedziałek, 24.02.2014

Dzisiaj rano znalazłam w internecie stronę z kalkulatorami zdrowia i postanowiłam skorzystać.

http://calcoolator.pl

Potem wybrałam zakładkę "kalkulatory zdrowia" i wykonałam test.

http://calcoolator.pl/kalkulator_dlugosci_zycia_wieku_rzeczywistego.html  

Co z tego wynikło? Zobaczcie same.

Wynik mojego testu:

Brawo! Z podanych informacji wynika, iż pożyjesz dłużej niż wynosi typowa statystyczna długość życia.
Trzymaj tak dalej! Prowadzisz zdrowy i higieniczny tryb życia. 

Typowa długość życia 82.6 lat (średnia dla naszej strefy geograficznej)


Przewidywana długość Twojego życia 96.7 lat
Twoje zdrowie wskazuje na wiek 34.9 lat

Imponujący wynik i jeszcze mój wiek metaboliczny oceniony na 15 lat mniej, niż wskazuje metryka. Od razu po odczytaniu wyniku testu dostałam skrzydeł. Pięknie rozpoczęty tydzień. I chociaż wczoraj zmagałam się z jakimś dziwnym wirusem żołądkowym, który nie pozwolił mi normalnie funkcjonować, chociaż rano, podczas ćwiczeń byłam słaba i ledwo wykonałam swój plan treningowy - teraz skaczę z radości. Uwolniłam wielką dawkę endorfin i mam niespożytą energię do pracy. 


Miłego i pełnego pozytywnej energii dnia życzę wszystkim moim Vitalijnym Przyjaciółkom :)


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.