Czwartek, 20.02.2014
Dzisiaj zaczynam 8 tydzień przygody z Vitalią. Za mną równiutkie 6 kg. Chociaż moja waga w ostatnim tygodniu strasznie wariowała, w porównaniu do ostatniego ważenia udało się zrzucić co nieco. Oj tam, dobrze, że nie przybywa.
Po dzisiejszym ważeniu z dużą przyjemnością przeczytałam:
Cel odchudzania zrealizowany w 52 %
a więc przekroczyłam półmetek . Jak to pięknie brzmi !
Już kiedyś pisałam, że odchudzam się z córką. We dwójkę zawsze raźniej. Zachęcam Kasię do prowadzenia pamiętnika, ale ona wciąż powtarza mi, że nie ma na to czasu. Praca zawodowa, dziecko, remont mieszkania i jeszcze pamiętnik, który wymaga zaangażowania to trochę za dużo. Dzisiaj rano usłyszałam -"Mamuś, po co mi grupa wsparcia, kiedy ja swoją mam w domu?" No i koniec dyskusji, nie nalegam.
W sobotę wyjście do Przyjaciół. Wrócili z Kenii i chcą podzielić się wrażeniami z podróży. Zapowiada się bardzo przyjemny wieczór, opowieści i setki zdjęć do obejrzenia. A ja kolejny raz będę miała okazję do poćwiczenia silnej woli. Sama sobie się dziwię, że przychodzi mi to z taką łatwością. W ostatnim czasie zaliczyłam trochę imprez i ani raz nie złamałam się. Przed wyjściem, gdzieś tam w głowie programuję wszystko i bez wysiłku trzymam się tego. Nie zawsze tak było. Jeszcze nie tak dawno, zanim pozbierałam się do odchudzania, wstając codziennie rano miałam wyrzuty sumienia, że zmarnowałam kolejny dzień. Obiecywałam sobie, że już jutro zaczynam na poważnie, a jutro znowu to samo i tak w kółko. Moja myśl o odchudzaniu zaczęła zamieniać się w psychozę. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym. Wciąż się karciłam, ale nie robiłam nic, by to zmienić. Bałam się, że zwariuję. W najbliższym środowisku uchodzę za osobę silną i zdecydowaną. Może kiedyś, wiele lat temu tak było. Odwaga i determinacja towarzyszyły mi każdego dnia. Byłam chodzącym kombajnem. I pewnego dnia wszystko się skończyło. Zmęczenie materiału ? Być może. Choroba i załamanie pchały mnie w świat, którego dotąd nie znałam. Tkwiłam w tym dziwnym świecie, a moje życie było zwykłą wegetacją. Dzisiaj z perspektywy czasu uważam, że zmarnowałam te wszystkie lata. W końcu ogarnęłam się. W grudniu 2013 roku podjęłam decyzję, że koniec z takim życiem. Od 3 stycznia 2014 rozpoczęłam nowy i zdecydowanie lepszy etap życia. Realizuję z powodzeniem postawiony sobie cel, jestem konsekwentna i bardzo mi się to podoba. Moje życie odzyskało swoją jakość. Nie męczą mnie już dziwne myśli. Ja po prostu znowu wiem, czego chcę w życiu :)