Tak Zetorynka... super facet, a mnie i tak zdarza się ponarzekać. W sobotę mamy bal u mnie w pracy...jedziemy wiec do Warsaw. Wracamy w niedzielę. Pierwszy raz zostawiam małą na 24h. Jakie to dziwne uczucie... Aha... wszyscy jadą się najeść i popić, potańczyć a ja jadę się wyspać... jak mi mąż da :)
Dziewczyny... nie pocieszajcie mnie, że każdy sobie czasem odpuszcza, że organizm potrzebuje czasem trochę słodkiego, że to co zjadłam to wcale nie jest dużo.... tylko OPIÓRKAJCIE MNIE Z GÓRY NA DÓŁ ZA TO.
Tego mi trzeba... wjazdu na ambicję. Pamiętam jak mi kiedyś Lena napisała, kiedy zjadałam po córce, że jestem TYPOWĄ MATKĄ POLKĄ... która je, co dziecko nie zje - taki odruch, że niby jak ja zjem to dziecko nie będzie głodne :))
Dzisiejesze menu:
Kolacja wczorajsza: kawałek kajzerki z masłem, mały plasterek sera, dwie kostki czekolady z orzechami, garśc orzechów
Śniadanie: jajecznica z dwóch jajek, 1/4 kromki ciemnego ze słonecznikiem
Sok jednodniowy marchwiowy
II śniadanie: serek danio warzywny
Obiad w pracy: leczo
Obiad w domu: 3 cieniutkie naleśniki, 3 łyżki dżemu
i upssss 1/2 drożdżówki z makiem
Kolacja: 2 kromki bagietki z serem, 4 kostki czekolady
porażka ten dzień.... zaraz zlicze kalorie i dopiszę... 1785... Matko moja :) Dobrze, że takie dni nie trafiają mi się za często.
Pozdrawiam i miłego dnia :)
ps. już mi w krew weszło poćwiczyć czasem, o czym wciąż zapominam tu napisać. Wczoraj 30 minut gimnastyki.... skakanka, brzuszki typu różnistego :)