Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

O sobie podobno pisze się najtrudniej... no ale postaram się i coś o sobie napiszę. Z natury jestem osobą zrzędliwą, marudną i chcąca od siebie zawsze więcej niż to możliwe, czym skutecznie zniechęcam się do dalszego działania. Poza tym jak akurat nie marudzę to zwykle się śmieję i to głośno. A no i w razie co- nie panuje nad swoimi błędami ortograficznymi. A przecinków w ogóle nie używam także osoby wrażliwe proszę o wyrozumiałość.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 75923
Komentarzy: 400
Założony: 30 stycznia 2008
Ostatni wpis: 20 marca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
angelikque

kobieta, 41 lat, Tam Gdzie Diabeł Mówi Dobranoc

174 cm, 116.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 stycznia 2011 , Skomentuj

Dietka w jak najlepszym porządku. Jestem wyjatkowo grzeczna i zmobilizowana. Od rana przeględam net żeby upatrzyć sobie jakąś kreacje na wesele i poprawiny. Oczywiście w odpowiednim rozmiarze, żeby miała do czegą dążyć. Mój P. nawet się nie denerwuje na mnie, że nie chce jeśc razem z nim albo, że jem co inego. Wczoraj nawet usiał ze mną do mojej kolacji i chrupał ze mną sałatkę. Jetsem w szoku.

 

3 stycznia 2011 , Komentarze (1)

Nowy Rok!

No i oczywiscie postanowienia noworoczne.

Cóż, ja mam tylko jedno. Oczywiście schudnąć.

Jak widać po wadze paskowej w święta odpuściłam sobie i poleciało z wielkim hukiem.

Wstyd mi, autentycznie. Miałam skasować to konto i założyc nowe z okazji nowego roku i ogólnie silnego postanowienia, ale stwierdziłam że to raczej nie jest włąsciwa droga. Trudno przytyłam wstyd ze prawie dobiłam do trzech cyferek, wstyd że tyle razy się poddawałam, ale może ten wstyd coś pomoże.

A schudnąć poprostu muszę i musze wyglądać przyzwoicie do końca maja. Wtedy wielkie wesele. Niestety nie moje ale musze wyglądac rewelacyjneie, bo jak komuś odbije to jeszcze świadkową zostanę i jak ja się pokażę. Masakra. Wiec od dzisiaj, nie od jutra tylko od dzisiaj zaczynam. Dieta moja ulubiona 1000 kcal (w końcu to na niej kiedys tyle schudłam), posatnowienie - mocne (przynajmniej dzisiaj), no i może do fitnesklubu się zapisze. Tylko czekam na kumpele to razem pójdziemy, albo może i zadzwonie i umówie się sama. Zobacze.

 

25 listopada 2010 , Komentarze (1)

Spadł. Śnieg. Niewielki ale jest. I jest już zima. Muszę szalik wyciągnąć bo zamarznę chyba.

Z dnia wczorajszego sie rozliczyłam. Na dzisiaj planuję:

Śniadanko: byłka (z pestkami dyni) z szynką - 300 kcal

II Śniadanko - mandarynki - 125 kcal

Obiad - Warzywa na patelnię z kurczakiem (może w końcu mi się uda je zjeść :)) - 340 kcal

1/2 porcji - 170 kcal

Podwieczorek - mandarynki - 125 kcal

Kolacja: sałatka (jeszcze nie wiem jaka, ale na pewno będzie pyszna)

Duży jogurt - 500

 

Suma - ok. 1300

Mam nadzieje, że żadne pyszne jedzonko dzisiaj mnie nie skusi - oprócz zaplanowanego przydziału.

24 listopada 2010 , Komentarze (1)

Chyba zamarznę dzisiaj. Jest mi tak zimno, ach i grzejniczek w pracy znowu zimny (ciągle mi się z nim coś dzieje i nie grzeje złośliwy), nawet nie mam do kogo się przytulić. Ale za to mam plan:

Śniadanko: buła dyniowa z plasterkiem wędzonej piersi - 300

II śniadanko: Jabłuszko 90 kcal

Obiadek: moja ulubiona pierś z kurczaka z warzywami - 340 kcal

Zupka fasolowa - dużo mniej niż wczoraj a więc ok. 350kcal.

Podwieczorek - pomarańcza i mandarynka - pyszności - ok. 150 kcal.

Kolacja: - salatka (sałata lodowa 1/2 ogórka , 50g kurczaka) ok. 150

Nadprogramowo niestety zjadłam trochę Carbonarki ale to przez mojego P. Zrobiłam mu wczoraj na kalocję Carbonarrę i jak jej spróbował to tak sie zaczął zachwycać, że nigdy mi taka pyszna nie wyszła jak wczoraj itd. I wiecie co naprawdę była cudna. Pycha. Ale nie zjadłam jej tak dużo. Troszeczkę tylko. No ale policzę ją jako 300 kcal - bo to jednak makaron.

Podsumowująć ok. 1340 kcal.

Na szczęście słodzę tylko kawę parzoną, którą teraz zamieniłam na rzez kawusi z ekspresu (pyszna czarniutka kawusia) i której nie słodzę. To duża oszczędność kalorii. Wiem, że mogłabym mieć mniejsze te śniadanka, ale w końcu to podstawa całego dnia a ja głodna nie już nie lubię chodzić. No to jak zjem taką bułę w pracy to chociaż cały czas nie myślę o jedzeniu. W sumie sałatki też się sprawdzały, ale odkąd jest chłodno to wolę poleżec dłużej w łóżeczku.

W każdym razie kochane miłego dietetycznego dzionka wam życze. :)

 

23 listopada 2010 , Komentarze (2)

Na dworku bubu a ja dzisiaj taka jakaś jestem niewyraźna. Na niczym mi zbytnio dzisiaj nie zależy.

 

Progeram żywieniowy wiecznie głodnej Angee na dzisiaj:

Śniadanko: bułka grahamka z plasterkiem polędwicy - mniam- 269 kcal

II Śniadanko: Jabłucho - 123 kcal

Obiadek: warzywa na patelnie z przyprawą orientalną piersią z kurczaka - 340 kcal

Zupa fasolwowa - ok. 500 kcal

Podwieczorek: ---------

Kolacja: sałatka (sałata lodowa, cebulka, korniszonek, polędwica, jodurt naturalny, przyprawy) - ok. 200 kcal

Warzywa na patelnię z piersią z kurczaka 340 kcal

W sumie ok. 1240

Plan jest niezly na dzisiaj, zobaczymy jak wyjdzie w praktyce. Jak na razie wszystko zgodnie z planem i sądze że do obiadu nie powinno być żadnych komplikacji. Zwykle schody pojawiają się wieczorem.

A i zapomniałam dodac, ze jak uda mi się dotrwać do 8 z przedu to w nagorode zapiszę się na siłownię.

 

Poprawiłam rozliczanke z wchłaniania :)

16 listopada 2010 , Komentarze (4)

Jaka ja jestem niedobra!!! Przez dwa tygodnie starałam się nie obrzerać i jeść w sumie prawie to co na diecie tylko tyle że niekiedy skusił nnmie pyszny serniczek. Straty powiedzmy niewielkie. Największe w zapale. No ale cóż. Znowu trzeba zacisnąć pasa bo wesele braciaka zastanie mnie w takim stanie. A więc sięgamy notesik i skrzetnie liczymy kalorie.

2 listopada 2010 , Komentarze (1)

I jak widać szału nie ma. 0,8 kg. Powiem szczerze, że się odrobinę zniechęciłam. Dziennie spalałam nie mniej niż 600kcal na rowerku stacjonarnym i jadłam do 1000kcal. Zwykle w granicach 600-700. Chodziłam głodna cały tydzień a wyniki marne. No i doprowadziło to do tego, że w niedzielę zjadłam chipsy (ale poszłam na 2 godzinny spacer z moją bernardynką- walka o to kto kogo wyprowadza na ten spacer to też spalanie kalorii :)) a wczoraj kawałek serrnika. Poza 2 grzechami głównymi więcej nie było. No ale cóż. Przecież nie mogę się poddać. W końcu zaczął się nowy tydzień i trzeba dietkę trzymać. Ale teraz nie będę chodzić głodna. Głodzilli mówię NIE. Będę jadła jak w pierwotnym założeniu. Były wtedy lepsze efekty, a tak  myślę tylko, że jestem na diecie i już jestem mega nieszczęśliwa.

29 października 2010 , Komentarze (3)

Zapaliło się. Jest żle. Od wczoraj mam wilczy apetyt. Może przed @. Pewnie na pewno. Tylko tak strasznie chce mi się jeśc. Właśnie zasiadłam do sałatki co ją mam na śniadanie, ale II śniadanie już zjadłam godzinę temu. Jak tu się nie załamać.

25 października 2010 , Komentarze (2)

Czyli pierwszy mały sukcesiek.... i to nie jest wcale spadek wagi o 2,1 kg w ciągu tygodnia (bo to jest GIGANTYCZNY sukces) tylko jest to fakt, że dzień w dzień ćwicze, nie zniechęcam się umiem powiedzieć NIE.

Mam nadzieje, że wystarczy mi tej motywacji. Boję się odrobinę tego momentu w którym po utracie jakiejś tam wagi zaczynam myśleć że nie jest już tak źle i odpuszczam. Ale nie warto przejmować się na zapas. Wszysko przede mną. I niestety wraz z kilogramamy gaśnie mój uśmiech. Ale coś kosztem czegoś.

Miłego dzionka dziewczyny i dzięki za miłe komentarze.

21 października 2010 , Komentarze (3)

U mnie niewielkie zmiany.

Jestem już 9 dzień na diecie. Dieta ta ma nazwę zjedz jak najmniej ale nie chodź głodna i niczego sobie nie odmawiaj. Do tej pory utrzymuje średnią ilość zjedzonych kalorii w granicach 1200. Czyli nie jest źle z jedną wpadką. Jeden dzień na początku dietki był ok.2000, ale nie przekroczyłam mojego dziennego zapotrzebowania kalorycznego. Waże i mierze się sumiennie  jeden raz w tygodniu - w niedzielę,  wszystko notuje w moim pamiętniczku i mam nadzieję że ten drażniący model 3D niedługo ulegnie zmianie.

W niedzielę wagowo tak jak widać na pasku. Mam nadzieje że w przyszłą niedzielę będzie mniej i to sporo. Dzisiaj rano w ramach motywacji policzyłam ile mogłabym ważyć na sylwestra. Bardzo motywujący wynik uzyskałam. Policzyłam sobie z kilogramem na święta. Warunek tylko jeden muszę wytrzymać.

Pogodziłam się z moim rowerkiem. Przestałam sennie marzyć o orbitreku i wsiadłam na rower. A wczoraj moje Słonko zakupiło mi agrafkę. Więc będa miała mocne i zgrabe udka i rąsie.

Także spore zmiany.  

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.