dziś mija jedenaście lat odkąd jestem z panem i władcą
poznałam go na imprezie u wspólnego kumpla - ja miałam 15 lat, pan i władca 18 :)
w zasadzie zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia :) był taki chmurny, odległy, nosił długie włosy i grał na gitarze...
wtedy wydawało mi sie, że to nie możliwe, aby taki ktoś zwrócił na mnie uwagę - byłam takim dzieciakiem, a on był taki cudowny i jak mi się wtedy wydawało, dorosły :)
po dwóch dniach pojawił się pod moją szkołą :)))
i tak przez dwa tygodnie odprowadzał mnie codziennie do szkoły, a popołudniu do autobusu... i nie dał mi żadnego sygnału, że mu się podobam - po prostu gadaliśmy sobie o zwykłych rzeczach...
pewnego popołudnia ni z gruszki ni z pietruszki powiedział mi "chyba się w tobie zakochałem" - prawie się wtedy przewróciłam
a później pocałował mnie tak fajnie...
pamiętam, że strasznie kręciło mi się w głowie, nie wiedziałam co powiedzieć, policzki mnie paliły - więc wzięłam go tylko za rękę i poszliśmy na przystanek, który był stanowczo za blisko :)
od tego dnia codziennie czuję, że jestem cudownie zakochana
lubię patrzeć na niego gdy prowadzi samochód, gdy gra na komputerze, uwielbiam gdy się wygłupia i śpiewa dziwaczne piosenki :)
jest taka przypowieść, że człowiek rodzi się na nowo dopóty, dopóki nie znajdzie drugiej połowy swojej duszy w innym człowieku - miło jest mieć przekonanie, że my już się nie urodzimy ponownie :)