nie zapeszać
Wczoraj się ogarnęłam
Dzięki temu dodatkowe 0,5 kg z przedwczoraj spadło.
I odkryłam pastę z awokado :) pyszności i rewelacja. Jak zrobię zdjęcie wrzucę na przepisy. Mówię Wam. Rewelacja!
Zaczęłam się zastanawiać i przypominać sobie jak było to kiedy ważyłam 84kg. Żałuję, że tego sobie nie opisałam, bo faktycznie zaczynam zapominać. Choć... ostatnio pewne rzeczy zaczynają wracać. Ociężałość, drętwienie rąk w nocy, bóle kręgosłupa. I to uczucie, że znowu nie mam co na siebie włożyć - to już nieodłączny element zimy w moim wykonaniu. Kupowanie byle czego - bo nie ma rozmiaru, a zresztą po co, skoro i tak gruba jestem.
KURCZE! NIE CHCĘ TAK!
W kwietniu idę na wesele. Nie chcę biegać po 100 sklepów żeby kupić coś w miarę ok na mój rozmiar. Chcę biegać po 100 sklepów, żeby kupić coś mega ekstra :)
nie umiem się zmotywować
weekend to jedna wielka porażka. pół kg więcej. Mój awatar 3d znowu jest spasły :( a spodnie za ciasne. Ale nie umiem przestać jeść.
nawet nie komentuję
bez komentarza :( bezdenna głupota moja. :(
nie było źle
Jakoś ogarnęłam się. I dieta i rowerek. Ale zapeszać nie chcę. 1 dzień, to nie jest jakiś wielki szał. Zdarzało się. Przede mną weekend i urodziny. Ale trzymajcie kciuki. Muszę. Spodnie uwierają mnie pod brzuchem. Bo talia nie jest już w pasie, tylko pod brzuchem.
a to moje postanowienie na najbliższy czas:
Moja motywacja dziś spadła... jak zwykle w takiej sytuacji. Mimo bycia grzeczną cały dzień - waga ni drgnęła. Wiem, że to jeden dzień, ale zazwyczaj po takich wyskokach waga bardzo szybko spadała, nawet o kg. Wiem, że mój organizm broni się przed kolejnymi wahaniami. Ale.... no wiadomo. :)
no i się znowu zaczyna
Witam ponownie. Chciałabym pochwalić się super sylwetką...ale nic z tego. Znowu ważę więcej. Miałam już 61kg. Dwa razy wracałam z 64 do 61. Ale jesień zrobiła swoje. A raczej moje przekonanie, że jak brzydka pogoda to trzeba się najeść. Efekt- 7 kg więcej. Kilkukrotne postanowienia poprawy. I klops. Wkurza mnie to, wiecie? Ja to wiem. Wiem, że robię źle. Cały dzień się nakręcam. Mówię sobie "musisz przestać" "opanuj się". I ja to wiem. Rozumiem. ... a potem wracam do domu, kupuję coś słodkiego i się napycham. Jak jakiś schizofrenik. Mózg wyłącza się i jak się włącza to pożarłam 1000kcal w pół godz. A jak tylko pomyślę o diecie czuję się jak dziecko któremu coś się zabiera. Znowu nie mieszczę się w spodnie. Ale najważniejsze zjeść na kolację 2 lody. A najbardziej wkurza mnie to, że mogłabym sobie na loda pozwolić. Jak człowiek. Jednego. Dwa razy w tygodniu. Ale nie. Ja od razu wpylam dwa i to na dzień. Do tego jeszcze krówki i ananas kandyzowany. A co!
Przez to nie jadam muesli na śniadanie. Bo jak kupię rodzynki, żurawinę, orzechy to nigdy nie potrafią do śniadania dotrwać. Zjadam je jeszcze przed kolacją. Doszło do tego, że po zakupie je porcjuję i zostawiam w komórce na klatce. A mój facet po drodze z pracy mi po jednej paczuszce przynosi. Problem w tym, że komórka jest po drodze... i ja też wracam z pracy koło niej. A dla biednego dziecka we mnie, któremu się zabrania przyjemności, problemem nie jest zejście do niej jedno piętro. Wydaje się to śmieszne. Ale nie jest. Zachowuje się jak narkoman na głodzie. I zamiast kupować nowe ciuchy dla tego, że mi się podobają, za niedługo będę je musiała kupić bo do innych się nie mieszczę. Smutne, ale mam tak od bardzo dawna. Albo wieczna dieta, albo wyrzuty sumienia bo jej nie trzymam. I tak 365 dni roku.
DUŻO TEGO. I ZNOWU MARUDZĘ. CHOĆ OBIECAŁAM SOBIE ŻE TYLKO POZYTYW BĘDZIE. ALE CHCIAŁAM SIĘ WYGADAĆ, POWIEDZIEĆ GŁOŚNO PEWNE RZECZY, MOZE WTEDY DO MNIEJ DOJDĄ. A I DZIĘKI DLA TYCH KTÓRZY PRZEZ TEN SŁOWOTOK PRZEBRNĘLI.
a niech to
Nie pisałam długo, bo i po co? aktualnie mam 3,5 kg więcej. Jesień dobija mnie dietetycznie. A może po prostu długa dieta. Nie wiem. Ale nie potrafię się ogarnąć. Zrzucę coś tam, a potem znowu mam gorszy dzień, tydzień i wraca mi to samo. Za dwa tygodnie skończę 33 lata, i co? Ciągle na diecie, praca bez sensu i przyszłości, brak męża ( tylko narzeczony który się miga) i dzieci. Śmieszna jestem
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie!!!!
NO, nie ma! Wczoraj 200g więcej, dziś 100. A za co?! za jedną rodzynkę zjedzoną wczoraj nad program?! Byłam grzeczna. Ja rozumiem zastój. Ok. Nie cieszy nie to, wręcz szlag mnie trafia, ale ok. Norma, Zdarza się . Ale w górę?! Za co!
no!! jestem znowu na dobrej drodze :)
Ogarnęłam się.
Wprawdzie miałam 3kg wstecz, ale z nich zostało już tylko
700g!!!!
jest zimno, ponuro , a ja trzymam się diety. Bywam głodna, ma chęć na słodkie, kwaśne i tłuste - naraz. Ale nie daję się. Może tak nieśmiało mogę powiedzieć, że klątwa jesienna pokonana !!!!!!!!!!!
ehhhhh
wiem, marudzę cały czas, ale ostatnio więcej niż jeden dzień na diecie nie daję rady wytrzymać. Tego się właśnie obawiałam.. jesienią zawsze tak mam- jedyne o czym myślę po powrocie do domu - to jedzenie. Nie wiem jak się zmobilizować.... nie wiem. 2,5kg mam więcej. Ale to mnie przekonuje do momentu wejścia do domu. Ostatnio trzymałam się do 23. potem się objadłam - jak wariatka jakaś. Nie wiem jak sie z tym uporać. Już powinnam byc na diecie stabilizacyjnej... a tutaj 8,5 kg przede mną.
nie wyrabiam już!
Jestem już zmęczona! Jestem na urlopie i jedyne o czym myślę to kiedy następne jedzenie. Chodzenie po Krupówkach to katorga! Pełno na nich ludzi, którzy jedzą. Którzy mogą jeść! Chudych, grubych, średnich... którzy jedzą normalnie w restauracji, bez poczucia wina wymalowanego na twarzy! Czemu do jasnej ja tak nie mogę?! Czemu muszę w kółko coś liczyć? czegoś zabraniać sobie?! Jestem zmęczona, ciągle głodna, pełna poczucia winy i tego, że jestem poszkodowana. Do bani to wszystko :( DO BANI!!!