Wpadam do domu,
biegam na wykłady, na aerobik i basen, w ogrodzie haruję.... a waga w górę ! Już chciałam się chwalić osiągnięciem zamierzonego celu, ale ciągle jestem głodna i zjadam wszystko, co mi w rękę wpadnie, jak odkurzacz :-))) A teraz jeszcze Dzień Dziecka i moje jedno dziecko przyjedzie i zrobimy grilla i kiełbaski nad ogniskiem i nie będzie się czym chwalić. Chyba jednak rower jest najlepszy, ale w watahach meszek nie wyobrażam sobie jazdy, a meszki u nas są wszędzie, nic na nie nie pomaga...
Udanego weekendu dla wszystkich trzymających się wyznaczonej diety !!!
Eeee, tam!!!
Jak tylko wracam z domku, to od razu na wagę. Żeby móc powiedzieć, że się waży 65 kg, to trzeba co najmniej przez tydzien ważyc 63 kg, wtedy ma się pewność, że jedna grillowana kielbaska, czy kawalek ciasta nie wywrócą diety i wagi do góry nogami. Albo za dobrze mi się dzieje na tych "domkowych" wakacjach. Praca umiarkowanie ciężka, za to nieumiarkowany jest czas na szykowanie posilków i ich jedzenie. Nie narzekam, tylko sobie planuję, co tu robić ,żeby faktycznie osiągnąć wymarzoną wagę, a nie tylko "coś około" tej wagi. No i z planów nici wychodzą, zwlaszcza, że do miasta wpadam w celach aprowizacyjnych i wszystkiego kupuję za dużo ( bo może zabraknąć). A potem szkoda wyrzucić , a dalej to wszyscy znamy.....
Wszystkim życzę pięknej pogody na weekend, wycieczek rowerowych i pieszych, umiarkowania w jedzeniu i piciu w czasie rodzinnych spotkań przy grillu i dobrego humoru.
Serdecznie pozdrawiam Hania
Hej, hej!!!
Wróciłam na krótko z domku i hyc! na wagę. A tu niespodzianka: schudłam już 20 kg!!! Jeszcze jeden kg i dojdę do wymarzonych 65 kg !!! A może postawię sobie nowy, jeszcze niższy cel (czytaj: coś koło 63 kg). Jednak najwięcej wagi traci się dzięki ruchowi, a nie diecie ! Jem wszystko, tylko niezbyt dużo, ale ile się naschylam przy plewieniu i podlewaniu i kopaniu i grabieniu - tych spalonych kalorii nikt nie jest w stanie zliczyć. A czeka nas jeszcze przewóz rowerów na działkę - tylko cień ze mnie zostanie.
Pozdrawiam Was wszystkie i trzymajcie kciuki, żebym doszła do tych 65 kg.
BARDZO, BARDZO SIĘ PODOBAŁO !!!
Naprawdę wszystko się udało: i pogoda dopisała i jedzonko było przesmaczne i na podchodach w lesie wszyscy się ubawili, domek wszystkich urzekł, ogród trochę mniej, ale też się podobał, a co najważniejsze - cała rodzina ma tak rzadko okazję się spotykać, że już samo bycie ze sobą, nawet bez tych dodatkowych atrakcji, jest wielkim wydarzeniem. Ja się najbardziej cieszę z tego, że moje córki tak dobrze się dogadują z dziećmi moich sióstr. I że mają sobie tyle do powiedzenia, rozumieją się w pół słowa, a i z naszym pokoleniem dobrze się czują.
Warto się napracować, żeby całą rodzinę zobaczyć szczęśliwą i roześmianą. Ugotowałam biały barszcz z jajkiem, upiełam wspaniałe udka glazurowane w miodzie ( bejcowane w zaprawie ostrej, a podczas pieczenia smarowane miodem ze słodką papryką, no po prostu pycha), po podchodach była kiełbasa w przyprawie grillowej pieczona na patykach nad ogniskiem, a na koniec owocowy tort i lody. No i grzeszyłam, grzeszyłam - wbrew obietnicom....
I tylko nie podobały się nikomu moje nowe dżinsy (bo za szerokie), ani moje bluzki ( bo za długie), ani moja nowa kurtka, bo powinnam sobie kupić żakiecik (krótki ) do tych dżinsów, a nie kurtkę, w której wyglądam jak umundurowany robotnik chiński.
Ale i tak doskonale się bawiłam, i wróciłam skonana, ale zadowolona. Wieczorem już oczywiście nie było czasu na naukę wklejania zdjęć, ale popróbuję, może się uda. A jak nie, to przepraszam - i pozdrawiam Hania
Wielkie wejście
W sobotę inauguracja naszego domku - zaprosiliśmy całą rodzinę, jadło się bejcuje i piecze, a ja będę patrzeć... jak inni jedzą. Wkładam moje nowe dżinsy, niech wszyscy po zimie zobaczą, jak schudłam. (jeśli mnie w ogóle zauważą - hi, hi, hi , bo jak przechodzę , to tylko powiew powietrza się czuje, a mnie się nie widzi - to był najlepszy komplement, jaki usłyszałam). Do tego jedna z moich nowych bluzeczek - nr 44. Poza tym byłam u fryzjera i zmieniłam fryzurę. To będzie wielkie wejście - mam nadzieję.
A jak będą zdjęcia - to w końcu nauczę się je zamieszczać.
Wszystkim miłego weekendu życzę - Hania
YES, YES, YES - BIS
Dokladnie tak samo , jak w zeszłym tygodniu. Praca wcale nie popłaca: narobiłam się w ogródku i widocznie za dużo jadłam, bo waga STOI W MIEJSCU. Ale za to kupilam sobie nowe dzinsy - trzy numery mniejsze od tych, ktore kupowalam w maju zeszłego roku. I ciągle czekam na te wymarzone zakupy wiosenne: a tu jeszcze 2,5 kg do zrzucenia. Pozdrawiam weekendowo i majowo - Hania
YES, YES, YES
Nareszcie jest poniżej 68 kg, a BMI jest tylko trochę wyższy niż 25,0. Innymi słowy: kończy się nadwaga, a zaczyna WAGA PRAWIDŁOWA.
Duże litery same mi wpadły w tekst, pewnie komputer też się cieszy razem ze mną. Teraz czekam na gratulacje...
PS. A na śniadanie płatki z mlekiem i mandarynka - tyle zostało z latania10 cm nad ziemią.
Jestem, jestem
cały czas, czasem odwiedzam niektóre Vitalijki, ale nie mam czasu ani sił na wpisy. Codziennie do domku, tam praca w ogrodzie i budowa przybudówki, jestem połamana we wszystkich kościach i na umyśle chyba też, żeby tak się naharowywać. Jedyny plus: ileż to zjada kalorii !!! Ale za to jutro wszyscy wybałuszą oczy, jak wpiszę swoją wagę.
Do jutra
Hania
W końcu do mnie dotarło
że chyba coś idzie nie tak , jak trzeba. Przez Święta i jeszcze parę dni waga stanęła i stała, jakby była zepsuta. Ale tak tydzień temu drgnęła i ruszyła z kopyta W GÓRĘ !!! A mnie się wydawało, że jak dużo pracuję w ogrodzie, ruszam się, to mogę sobie podjadać do woli, bo to wszystko jakoś SIĘ SPALI. Się nie spala, niestety. Te moje upragnione 65 kg oddala się i staje się coraz bardziej niosiągalne.
Tak okropnie boję się efektu jo-jo, bo tyle wysiłku miałoby pójść na marne...
Pozdrawiam Was smutno
Jest jedna rada
na Święta! Mnie nie udał się mazurek ( polewa dopiero dziś jest gęsta), córce nie wyrósł sernik, a kupna babka po przekrojeniu okazała się nieco twardawa. I wiecie co, NIC, ale to NIC się nie stało. Sernik poszedł do kosza, mazurek byl jedzony łyzeczkami, a babka była moczona w kawie. Na takie specjały nie miało się za wiele chęci, więc i wyrzutów sumienia nie mam. Nie zapisuję się do klubu skruszonych .Skruszone/ skruszałe to miałam pieczyste: szynka pieczona z tymiankiem i morelami. Ale wszystkim smakowało....
Dzis na śniadanko twarożek, ale na obiad jest jeszcze reszta tej pieczeni, to sobie poużywam....