A to ja (dziś było 64, 2 kg)
w nowej spódniczce, taka jestem odważna, ale tylko na wsi, wczesnym rankiem, jak nikt nie widzi. Zdaje mi się, że to koniec zakupów odzieżowych, już wszystko mam, choć same zakupy wcale nie sprawiły mi tyle radości, jak sobie wyobrażałam. Niewątpliwie jednak kupowanie rozmiaru 42( to ta spódniczka) jest mniejszym stresem niż 50/52, a i wybór jakby większy. Żeby tylko nie było jo-jo....
Pozdrawiam słonecznie - Hania - Victoria
Ta ramka do kopiowania zdjęć raz się pojawia, a
raz nie
Ale chyba już się naumiałam i teraz co chwilę będę pokazywać swoje zdjęcia - aż się Wam znudzi. Marylce bardzo dziękuję za cierpliwość.
No teraz już musi się udać...
To jest wlasnie moja fuksja - dziwadło.
Sorry,
więcej prób nie będzie, poczekam na córkę.
U mnie rośnie fuksja-dziwadło:
http://img112.imageshack.us/img112/6448/dscf5872bz5.jpgto jest jedna roślina, a ma dwa rodzaje kwiatów: czerwono-białe i fioletowo-białe. Ciekawe, co?
Grzech
Wczoraj cały dzień malowałam płot, ręce mi do teraz mdleją, a świeżo opalone części ciała dokuczją. Ale ponieważ zużyłam TYYYYYLE kalorii, to na kolację zrobiłam grzech. Kto chce, niech czyta, ale niech nie stosuje, bo to bomba kaloryczna.
Przepis: 1 kg startych starych ziemniaków, 1 cebula posiekana i podsmażona, porządny kawał kiebasy pokrojony w kostkę i też podsmażony, pieprz i sól. Robi się jak zwykłe placki ziemniaczane, a polewa czymś ostrym, np. sosem salsa, a popija piwem. I do tego obowiązkowo ogladanie meczu Niemców z Turkami. Tych placków po prostu było za mało na tę ilość piwa....
A waga w dół...., pewnie od tej roboty, bo przecież nie od grzechu !
Wczoraj
na imieninach u mojej psiapsiółki usłyszałam jeszcze jeden komplement - "Drobnica". Po roku niewidzenia się z jej gośćmi zrobiłam furorę i te zgubione 21 kg też. Trudno było mnie rozpoznać w nowej fryzurze (rudy blond) i wąziutkiej spódniczce, no naprawdę... I podobno zmnieniłam się też wewnętrznie, jestem spokojniejsza i jakby dostojniejsza. Taka jestem dumna z siebie, że sobie nie wyobrażacie. Z tej dumy rozpoczęłam przemyślenia pt. "60 kg", choć wiem, że to chyba porywanie się z motyką na słońce.
PS. A ile wczoraj nagrzeszyłam !!!!!! Ale to jedzenie było tak pięknie podane i takie dobre....
Jak to cudnie brzmi:
"SUKCES OSIĄGNIĘTY", ileż dumy i radości w moim sercu budzi....Czyli postanowienie noworoczne w połowie wypełnine... Ale postanowiłam zjechać do 63 kg, a potem wezmę dietę stabilizującą, co pozwoli utrzymywać wagę 65 +/- 2 kg.
Na śniadanko jogurt z musli + miseczka poziomek z ogródka, na obiadek cienka zupka jarzynowa albo kalafior gotowany, na kolacje truskawki, a w międzyczasie 2 jabłka i kiwi. Tak jem od dwóch tygodni i TO WYSTARCZA, o dziwo! Aha, wieczorem przy ognisku jest jeszcze kiełbaska pieczona, czyli wytopiona z tłuszczu. Nie jem chleba, czasem jakieś ciasteczko z nasionami, kawę piję i herbatę też, ale niesłodzone.
Ostatnio bardzo zmieniałam zadaną mi dietę, ale jak widać, na dobre się obróciło, może dlatego, że zawiera dużo owoców i warzyw. Dochodzę jednak do wniosku, że najlepsze wyniki miałam, gdy stosowałam podaną mi dietę w 100 %, nic w niej nie zmieniałam i się "nie wymądrzałam", tylko słuchałam pani dietetyk.
Teraz czekam na gratulacje.....
Witam serdecznie
wszystkie Vitalijki !
Wpadłam na troszkę ze wsi do miasta, bo jutro mam włoski i aerobic i cóż pokazuje mi waga???? Otóż 64,6 kg i to po śniadaniu i po kawce, w ciuchach i sandałkach. Jak widać - wiejskie powietrze wyciąga kilogramy, zwłaszcza, jak całe dnie się pracuje w ogrodzie, a wieczorami nerwy człowieka zżerają podczas meczów. Zwycięstwo odtrąbię, jak trzy razy pokaże się 63 kg, bo to będzie znaczyło, ze naprawdę zjechałam do wymarzonych 65 kg.
Dziś w Tesco kupiłam sobie dwuczęściowy kostium kąpielowy (tam kupuje się osobno górę i dół - na szczęście) i wiecie co - pierwszy raz nie podobało mi się moje ciało, bo skóra na brzuchu jest niewypełniona i się przymarszcza podczas ruchu. W innych partiach ciała jest podobnie, choć nie tak strasznie. Skórę mam papierową, chociaż ciągle się smaruję różnymi balsamami po opalaniu. Dlatego postanawiam, że te 65 kg to będzie koniec odchudzania, tak ma już zostać. Amen!