Leniwa baba..:)
A dzis leże w łóżku. Złapałam od maluszków wirusa i mam big katar. Na razie nie spostrzegłam innych objawów, ale katar sam w sobie jest dla mnie meczacy.
Nażarłam sie wiec czosnku, popiłam fervexem i leżę spocona bleeee.
Chciałam Wam dzis napisac , jaka leniwa i nudna ze mnie baba.
Kilka dni temu kuzyn zapytał mnie co ja robie przez cały dzień? W podtekscie - czy mam jakies konkretne zajęcie coby nie zdechnąć z nudów ,nie zwariowac, a co gorsza coby durne myśli nie przychodziły do głowy ? :))
Myśle sobie co robię , co robię? No czasem książki czytam, czasem oglądam telewizję, przed komputerem siedzę .........a on na to, że chyba tony tych książek przerabiam.
Hmmm,no nie, mysle sobie......co gorsza ja nie mam za wiele czasu na przerabianie tych tomów .Więc co ja robię ???
Kilka dni dręczyło mnie to pytanie. I nagle spojrzałam na siebie z perspektywy pytającego :)))
No tak. Pan ma niańkę, gosposie, sprzataczke.....ludzi od wielu spraw na telefon, a ja ??? Ja Prosze Pana wszystko sama robię :))
I nie jestem typem kobiety , co to przemęcza sie pracami domowymi, ale jednak same to one sie Proszę Kuzyna nie chca zrobic :)
Posopolita kura domowa ze mnie :)))
Więc przy pięciu osobach w domu, mam wieczną sterte brudów do wyprania, powieszenia, zdjecia i wyprasowania. Musze rankiem zaplanowac co moja czeredka bedzie w ciągu dnia jadła , więc zakupy i przygotowanie posiłków zajmuje mi większa część dnia. W zlewie przy tylu osobach czeka non stop sterta naczyn do umycia. Trzeba kurze pościerać, podłogi umyć, łazienke z kibelkiem często sprzatac i tak w kółko...........
Owszem, teraz rozdzielam niektóre prace pomiedzy domowników, ale jak ekonom musze przypilnować i rozliczyć towarzystwo :))
Czasem trzeba sprwy urzedowe pozałatwiać , dzieci z przedszkola odebrać, pobawić sie z nimi, spać ułożyć.
A w miedzyczasie czytam książki, oglądam wiadomosci w telewizji, zaglądam do netu lub plotkuje z odwiedzajacymi mnie ostatnio tabunami gośćmi :)
I jak będąc młoda mężatką ........narzekałam na taki tryb życia, tak z wiekiem uwielbiam ten nasz nudny, szary, codzienny rytm.
Nie tęsknie za kolacyjkami we dwoje na mieście, nie marze o wyjeżdzie , gdzieś hen, daleko, nie chce mi sie z nikim spotykac i marnować czasu, który uwielbiam poświecać swojej rodzinie.
Najbardziej lubie kiedy Bartek przyprowadzi maluchy z przedszkola, a Darek po obiedzie robi nam wspólną kawke, później rozmawiamy sobie o ........nie mam pojecia czym, ale zawsze mamy sobie cos do powiedzenia, a później kąpiel dzieci i zostajemy tylko my, we dwoje. Cisza, spokój, a my objeci na kanapie oglądamy jakas sieczke w telewizji, albo omawiamy jakies bieżące , domowe sprawy.
Nuda Panie !! :)))
Za oknem deszcz...
Za oknem deszcz, a ja z książka w dłoni na kanapie..........
Na kuchni szemrany obiad .....e tam, nieważne......
"Nieopodal Waszyngtonu, w pobliżu labolatorium Candance Pert w Narodowym Instytucie Raka , znajduje sie labolatorium doktora Herbermana.Wykazał on, że w organizmach kobiet chorych na raka piersi, lepiej radzących sobie psychicznie z chorobą, "zabójcy komórkowi" są bardziej aktywni niż w organizmach tych pacjentek , które pogrązyły się w depresji i poczuciu bezradnosci.W 2005r. doktor Susan Ludgendorf zUniwersytetu Iowa potwierdziła te wyniki, badajac kobiety chore na raka jajników.
Te, które czuły się kochane, wspierane i nie poddawały sie przygnębieniu, miały bardziej waleczne komórki (naturalnych zabójców) niż te, które czuły sie osamotnione, porzucone i przybite emocjonalnie "
I po co tyle krzyku ?? Przy Was mi nic nie grozi :)))
Miła niedziela.
Spędziłam dziś bardzo fajny dzień. Daruś był do 16:00 na uczelni, a ja z dziećmi byczyliśmy się długo w łóżkach, oglądając bajeczki , a później na bazie domisiowej piosenki upiekliśmy kruche ciasteczka maslane .:)
Patryk sypał na oko produkty, a Oliwka gniotła ciasto :))Mówie Wam, pychotka :))
Później przyjechała moja bratowa, wybralismy się na zakupy , a po południu ciocia czytała dzieciom bajeczki, a mamusia drzemała ;))
Teraz maluchy cichutko sie bawia w swoim pokoju, a my z Darkiem odpoczywamy tak, jak najlepiej lubimy :) Każdy na swojej kanapie i gadu, gadu o pierdołkach :)
Moja mama powiedziała mi wczoraj o swojej koleżance, ktora miała problemy z córką chorą na raka piersi. Musiała ją podtrzymywać na duchu, nakłaniać do jedzenia, bo ta załamała się i popadła w depresje.
Często mówi się ,że w takiej chorobie grunt to pozytywne nastawienie.
I wiecie co??
Jak dowiedziałam się o tym,że mam raka, to pomyślałam sobie - jak można zmusić się do pozytywnego myslenia??
To tak, jak bałam się, że nie pokocham swoim adopcyjnych dzieci , a zmusić sie do tego nijak nie można.
To też tak, jak wiara w Boga.
Podświadomości swej nie zmusisz do niczego. Można się oszukiwać, ale to i tak nie to samo co szczera i głeboka wiara.
Ja mam to szczęście, że potrafiłam złapać dystans, równowagę wewnętrzna i nie powiem,że się nie boję, ale staram sie o tym nie myśleć. I udaje mi sie to.
Moja bratowa spytała mnie dziś czy nie mam czasem takiego uczucia,że chciałbym przespać ten okres i obudzić się dopiero wiosną, jak już bedzie po wszystkim.
Nie chciałabym. Chce czuć każdy dzień, cieszyć się jesienią, zimą i nie myslec o tym co bedzie za pół roku.
Przede mna druga chemia. 14 listopada.
Wiem juz jak sie po niej czuje , więc pozwole sobie na luksus poleżenia i odpoczywnia w te dni, kiedy bedzie mi źle.
Tym razem sobie nie pozwoliłam. Gotowałam obiady, sprzatałam , byłam z Patrykiem u dentysty i przyjmowałam gości. Nie wiedziałam ile czasu bedzie trwało to złe samopoczucie, więc nie chciałam leżec w łóżku.
W czwartek wieczorem powiedzialam do męża, że jeżeli tak będę sie czuć w trakcie brania chemii to jakos damy rade, ale gdyby miało być gorzej to po prostu nie jestem w stanie przewidziec swojej reakcji.
To były tylko dwa ciężkie dni.Od piatku czuje sie swietnie. Troche jestem słabsza, troche podziębiona, ale to wszystko luzik :))))
Od jutra żyjemy normalnie, koncentrujemy sie na życiu codziennym i nie rozmawiamy o mojej chorobie do nastepnej chemii.
Nie bedzie nam jakis rak mieszał w życiorysie .O!
Wentyl....
Masz racje mikrobik, vitalia stanowi dla mnie wentyl bezpieczeństwa.:))
Na razie spuściłam powietrze w życiu realnym. Po środowym i czwartkowym złym samopoczuciu, wstapiła we mnie energia. Spacery, zakupy, zabawa i odpoczynek, tym zajmowałam sie w ostatnich dniach.
Cos mi się kołacze w głowie, ale na razie jestem wyzuta z sił.
Troche pobolewa mnie gardło, ale mam nadzieje, że sie z tym uporam.
Tymczasem kłade sie do łóżeczka.
Jest dobrze :)))
To nie tak.....
Moja córka zadzwoniła do mnie wczoraj płacząc i powiedziała:
mamusiu nie chcę żebyś to wszystko musiała przeżywać. Przykro mi,że to Ciebie spotkało.......nie wiedziałam,że Ty to wszystko tak przeżywasz, bo jak rozmawiamy to Ty tak wszystko lekko traktujesz.
To nie do końca tak jest. Owszem przeżywam, analizuje, ale na codzień nie wygląda to tak dramatycznie, jak później oddaje we wpisach.
Mam mały problem , aby ująć w słowa to, co chce dziś napisać.
Moje codzienne życie wygląda zwyczajnie (chciałam napisać normalnie, ale to zdecydowanie złe określenie) i nie ma w nim czasu na rwanie włosów z głowy i rozpacz.
Jestem pogodzona z faktem , że jestem chora i leczę sie.
Trudno byłoby mi w codziennej rozmowie uzmysławiać każdemu jak bardzo nie chce np. utracić włosów. Zwykle obracam ten fakt w żart mówiąć, że kupie sobie peruke jak dziwki na szczecińskiej i bedzie git .
Tak jest mi lepiej, tak leży w mojej naturze.
Co innego refleksje na vitalii :))
Bo jak np. napisze mi Monika-otulona, że stała się rzecz dziwna, bo kobieta nie rozpacza po piersi, a żal jej włosów, które i tak odrosną, to mnie samej trudno ukryć zdziwienie :)) To dopiero odkrycie!
Dwa dni nosze sie z zamiaren napisania elaboratu na temat roli piersi w moim życiu, ale zawsze zdarza sie coś ważniejszego, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
A ja teraz widze inaczej swiat. Moj świat jest zyczliwy, troskliwy, opiekuńczy, wrażliwy, pełen empatii, wzuszeń , jest po prostu piękny.
Tak powiedziałam wczoraj mojej córce. W obliczu ciężkiej choroby poczułam ile jestem warta. A to dzieki moim przyjaciolom, rodzinie, znajomym.
Ja wcale nie cierpie. I przepraszam wszystkich, którzy tak odbieraja moje intencje.
Brak mi słów żeby się wytłumaczyć.
Zobacz córko , dzieki tej chorobie, dzieki mym refleksjom, dzięki tym wpisom masz okazje poznać swoja matke z innej strony. W życiu codziennym nie miałysmy czasu na takie rozmowy.Teraz rozmawiamy.
I cóż mam tu pisać ? Że leżę, że źle sie czuję, że słabiej widzę, że mi niedobrze, ze draznia mnie zapachy, że gorąco mi? Wiedziałam,że tak bedzie i tak jest.
Ale ile przy tym myśli ciekawych przychodzi do głowy ile spraw niezauważonych ujrzało światło dzienne??
Moja przyjaciółka przy okazji wczorajszej rozmowy w kontekscie propozycji kuzyna powiedziała - Ty jesteś szczęsliwa nawet w tym rakiem.
Widzicie?? A nie pisałam już o tym ?
Dylemat.
Dziś miało być o czymś innym, ale o tym innym razem.
Zupełnie niespodziewanie co innego chodzi mi po głowie.
Nie wiem czy przeczyta to osoba zainteresowana, ale nawet gdyby, to miałam to własnie napisać do Ciebie. Ale po co? Puszczę w eter swoje rozterki, a moje mądre, szczere i życzliwe netowe psiapsiółki pomogą mi w podjęciu właściwej decyzji.
Właściwej decyzji?? Właściwie każda podjęta w tej sprawie decyzja będzie właściwa.
Skontaktował sie dziś ze mną kuzyn Darka i zaproponował nam pomoc. Właściwie nie padło w naszej rozmowie ani raz słowo pieniądze, ponieważ wiadomo, sprawa wymaga taktu, rozwagi i jest delikatnej natury :))
I jakby takiej rozmowy nie prowadzic to wprowadza w zakłopotanie obie strony. Nie umiem ubrać w słowa emocji, które przezywałam w trakcie tej niewątpliwie taktownej rozmowy :)) Zachowałam sie w sumie, jak dziewica, która chciałaby , a boi się.
Rozmowa skończyła sie na tym, że ja porozmawiam z Darusiem i oboje podejmiemy decyzje, czy skorzystać z tej propozycji.
Teraz myśle, myśle, myśle.
Bo po pierwsze - nie głodujemy i na chleb mamy.
Po drugie- mamy co prawda na koncie kontrolowany debet,ale jest kontrolowany .
Po trzecie - z racji mej choroby spodziewamy sie gotówki z firmy ubezpieczeniowej, a gotówka ta zniweluje nasz debet i pozwoli poczynić kilka drobnych , zaległych zakupów.
Zadaję sobie zatem pytanie - co zrobiłabym z niepodziewanym przypływem gotówki ??
I co mam napisać ?? Że dużą kołdrę dziecku? Że szafke do przedpokoju? Że zlew i baterie do kuchni ??Że zakonserwowałabym rdzę na swoim starym samochodzie?? Że kupiłabym markowa zabawke na urodziny Oliwii? A może sobie lepsza peruke ? A może sweter Darkowi, buty Bartkowi ??
Matko, gdybym miała pieniadze to kupiłabym wszystkim prezenty pod choinkę, dała teściowej na wynajecie mieszkania, pojechałabym pokazać dzieci babci Darka ............., mamy kupę potrzeb, ale ...............one od zawsze czekaja i zawsze doczekaja swej kolejnosci.
My tak żyjemy zawsze.
Nikt nigdy nie dawał mi pieniedzy (czasem drobne tata) i to zawsze ja byłam ta, która kocha obdarowywać.Bo uwielbiam to robić i dlatego rozumiem Cie P. , że także Twoja propozycja jest bezinteresowna, że sprawi Ci przyjemnośc, tylko, że ja nie wiem czy dam sobie z tym rade.
Wiesz jak cenie sobie niezależnośc , ale Twoje argumenty sprawiły, że ujawniły sie jakies moje słabosci .Wiem też ,że nie mialeś zamiaru nikogo denerwować, ani ranic, ale ja sama nie zdawałam sobie sprawy, że można mnie tak głebowko wzruszyc takim gestem.
Napisałeś :
jasne.. wiesz jak czytałem Twójpamiętnik zdałem sobie sprawę, ze są rzeczy ważne i ważniejsze... wydawało mi się że mam dobrze wszystko poukłądane. rodzina najważniejsza itd, ale jak zwykle czasami człowiek się zapomina i goni za pieniądzem i goni.. apo co??? żeby przyszły momenty kiedy można się podzielić.
Rycze i nie wiem co zrobić.Mocno Cie przytulam P. Dzieki.
Włosy....
W nocy spałam płytko, łaziłam, wierciłam sie, piłam wode, nawet przez moment oglądałam telewizję. Ze mną wiercił sie mój kot. Mruczał głosno, kładł sie na mojej klatce piersiowej i był wyraźnie zadowolony, że ma towarzystwo.
Czuje sie dobrze, tylko po przeżyciach wczorajszego dnia, wsłuchiwałam się w siebie, a zbyt silne emocje nie dały mi odpocząć.
W nocy myślałam o moich włosach.
Urodziłam się ruda. Jedni mówili, że mój kolor to tycjan, inni marchewkowy, a inny ,że miedziany. Rzeczywiscie kiedy byłam dzieckiem mój rudy był naprawde wysycony. Moja skóra nigdy nie była albinotyczna, ale piegi na twarzy miałam wyraźne i pokrywały obficie cała twarz , łącznie z powiekami i wargami.
Były proste, grube i przeważnie długie.
Pojawiłam się w rodzinie, jako najstarsza wnuczka dziadków z obu stron rodziców i tak naprawdę nikt nie pamiętał, aby w rodzinie było jeszcze jakies rude dziecko (zreszta wsród kolejnych wnuków i prawnuków rudy jest jeszcze tylko mój młodszy brat).
Podobno moja babcia ze strony dziadka przeżyła szok z powodu rudej wnuczki i dośc długo trawło zanim pogodziła z faktem jej posiadania.
Później miałyśmy świetny kontakt, bardzo się kochałyśmy i bardzo mi jej teraz brakuje.
Moje rude włosy w pewnym sensie ukształtowały mój charakter, sprawiły, że jest dziś, tym kim jestem.
Moje dzieciństwo i wczesna młodość były ściśle związane z kompleksami z powodu moich włosów, ale tak naprawde niewiele osób wiedziało co ja przeżywam.
Do dzis sprawiam wrażenie osoby pewnej siebie, zarozumiałej, silnej , charyzmatycznej, a wręcz bezczelnej i aroganckiej.
W środku nigdy taka nie byłam. Targały mną silne emocje, niepewność, wrażliwość i często w życiu rezygnowałam z wielu przedsięwzięc z racji braku wiary w swoje siły i możliwości.
W szkole , wezwana do odpowiedzi , rumieniłam się, sciszałam głos i czesto nie potrafiłam przekazać posiadanej wiedzy.
Nauka przychodziła mi za to z łatwością i pomimo, że maturę zdałam na czwórki i piątki, nawet nie spróbowałam złozyć dokumentów na studia.
Bałam sie, że nie podołam, nie miałam siły na kolejne pokonywanie siebie.
Poczucie wartości i wiara w siebie powoli zaczynała we mnie narastac kiedy w moim zyciu pojawił sie mój pierwszy chłopak, kolega z klasy i później pierwszy mój mąż.
Cóz my wtedy o zyciu wiedzieliśmy?? Byliśmy sobie wtedy bardziej potrzebni w pokonywaniu własnych słabości, niz zastanawiac się czy to jest własnie miłosc.
Nasz związek nazwałabym przywiązaniem.Zanim sie obejrzałam bylismy juz małżeństwem.Lubiliśmy sie na pewno i mysle ,że lubimy się do dziś.Zrobiliśmy co moglismy, aby wytrwać razem, ale kiedy wydobylismy wreszcie swoje własne ja, to okazało sie, że totalna pomyłka.
Ale ja nie otym dziś chciałam napisac.
W dorosłym zyciu moje włosy stały się atutem. Szczerze je pokochałam i bardzo mi było żal, że z wiekiem utraciły swa soczystą barwe i lekko posiwiały.
Teraz wypadna zupełnie.
W sumie jestem na to gotowa, ale jednak w podświadomosci jest mi zal.
Przymierzałam wczoraj peruke, wybierałam turbany i chustki, i czułam ból.
Nie ma co udawać, po utracie mych włosów utrace cześć siebie.Nigdy nie nosiłam czapek, wszelkie nakrycia głowy nie leżą w mojej naturze i własnie dziś w nocy uświadomiłam sobie, jakie to bedzie ograniczenie.
Wszyscy przecież zrozumieja , że pod tą łysą głową jestem ta sama ja, ale ja już bede inna.
Ja już jestem inna. Myśle, że choroba , jak wiele innych doświadczeń życiowych nas zmienia. Ja też nie bedę już ta sama Mariolka.
Pewnie bede lepsza, bo jak mówią - co nas nie zabije to nas wzmocni, ale na pewno będe inna.
I nie chce stracić moich włosów!!!!Nie chce być łysa i udawać, że nic sie nie stało. Nie chce ludzkich spojrzen zrozumienia i pozornej akceptacji. Sama chce decydować o tym , kogo poinformować, że mam raka.
I nie wiem co ja załoze na ten łysy łeb? Peruki czy ładne czy brzydkie są dla mnie upokarzajace, chustki , czapki sprawiaja, że nie czuje sie sobą.
Do cholery jasnej to chyba jakas ironia, że teraz kiedy żyje sobei ze swoimi włosami w symbiozie to musze je stracić.
I wiem,że to czasowe, wiem , że odrosną, ale..................................:(((
Wróciłam !!!
Zanim zrobiono mi badania, zanim doszły wyniki, zanim pokonsultowali mnie chirurgicznie i ginekologicznie to kroplówe podłaczono mi o 13:00. 1,5 litra napojów w kolorze białym i czerwonym wlewało sie we mnie do 16:00.
Później jeszcze biegiem do sklepu z protezami i w domu wyladowalismy na podobronockowe buziaczki :))
Wasze fluidy sa zbawienne. Podziałały i prócz zmęczenia na razie nic nie odczuwam. Czekam co przyniesie jutro. Podobno "TO" przychodzi z lekkim opóźnieniem .
Dzieki dziewczyny i dobranoc :))
Chemia....
Za kilka godzin jade do Szczecina. Drzemnęłam sie chwilke i wstałam na późna kolacje hihihi. Daruś przyniósł mi do łóżka bułke z masłem i serem żółtym, a później (m.in. hihihihi) wcinalismy kruche ciasteczka :))))
Boje sie tej cholernej chemii jak nie wiem co, ale dam rade.
Po powrocie się odezwe . Poprosze o pozytywne fluidy .
Rocznica.
W nocy 18/19 października 2002r. odbyłam swą pierwszą rozmowę w necie z moim obecnym mężem.
Jeszcze byłam mężatka, jeszcze spałam w jednym łóżku z pierwszym mężem ( z braku innego wyjścia ), który już smsował i rozmawiał ze swoją obecną partnerką, ale już zmęczona rozterkami związanymi z brakiem pomysłu na przyszłe życie rozmyślałam w bezzenne noce o tym co nas czeka.
W tę noc własnie wstałam z łóżka , aby odpedzić złe i głupie mysli, odpaliłam komputer i na jednym z czatów wpisalam nick "wysokiegopoproszę" rozmawiając bezpłciowo o dupie maryny z róznymi amantami :)))
Był to już czas kiedy miałam rozne doświadczenia z kurduplowatymi popaprańcami i straciłam nadzieje, że spotkam w życiu kogoś, kto mnie zaakceptuje i zrozumie.
Wśrod nich był własnie mój obecny mąz :))
Niczym sie nie wyróżniał wśród innych facetów, a 800 km odległośc, która nas dzieliła dawała mi bezpieczne poczucie, że facet posłuży mi tylko do wygadania sie i rozrywki. :)) Wtedy juz naprawde nie mialam ochoty na spotkania.
Z dzisiejszej perspektywy każde nas ma inne spojrzenie na te noc :))
Darek mówi, że był w trakcie samotnego picia drugiej butelki wina i dziś żartuje, że rownie zabawowo potraktował naszą rozmowe jak ja :))
Ja natomiast droczyłam sie z nim ,że na pewno mówi z niemieckim lub ślaskim akcentem, co go oczywiscie dyskfalifikuje :))
Więc zadzwonił :)) Głos miał dziadziowaty i nieciekawy, oczywiscie ze śląskim akcentem, a do tego nie pamietał już wielu polskich odpowiedników słów, bo od 13 lat mieszkał w Kolonii :))
Nie wiem co pomimo tego wszystkiego spowodowało,że zadzwonił kolejnego dnia i kolejnego i ciagle pisaliśmy do siebie na gg i bylismy tak soba zainteresowani,że po dwóch tygodniach Darek stwierdził ,że szkoda czasu na fantazjowanie i wyobrażanie sobie siebie, pora na spotkanie.
Poszukał na mapie Gorzowa , bo nie miał pojęcia gdzie moja miejscowosc sie mieści i po 8 latach nieobecnosci w Polsce , zawitał pewnego , mroźnego, listopadowego ranka na dworcu PKS :))
Pamiętam ,że był to długi weekend na Wszystkich Świetych i moje dzieci spędzały go razem ze swoim ojcem, więc mielismy wolna chate.
Ale sie denerwowałam. Przyjechał taksówka, przywitalismy sie w drzwiach jak dobrzy znajomi, a później gadałam cos głupiego jak nakręcona , nawet nie wiem czy to miało jakiś ład i skład :))
Pilismy kawke, rozmawialismy, spacerowalismy, a na obiad zaprosiłam go do taniego baru mlecznego hehehehe.
Darek też gadał takie głupotki, że byłam lekko zdegustowana :)) I wcale mnie nie powalił na kolana , ani swoim wyglądem, ani osobowościa.
Nie wiem jak to sie stało, że wieczorem wylądowalismy w łozku ;))Pewnie pomyslałam sobie ,że skoro juz jest jakis facet w domu, to nalezy go wykorzystać ?? A pewnie nic nie myślałam :))
A potem on pojechał, a w grudniu (w moje imieniny) ja pojechałam do niego. Wyobraźcie sobie,że jaka byłam odważna. Facet taki sobie (chyba jednak wzbudzał jakies zaufanie), jechałam pierwszy raz w życiu zagranice, do miejscowosci , której nie znałam i nawet nie miałam jego dokładnego adresu:))
Autokar przyjechał 2 godziny wczesniej, wiec siedziałam na dworcu i czekałam na Darka zastanawiajac sie nad tym co ja czynie z tym swoim życiem :)
Przybiegł na skrzydłach z bukietem czerwonych róż, a później spędzilismy kilka miłych dni :)) I nie do końca wszystko mi sie podobało :))
Później on przyjechał znów do mnie, a na ferie ja z pojechałam do niego z Bartkiem i tak jakos powoli oswajalismy sie.
Przy czym przez pierwszy rok ja sie ciągle asekurowałam: że jestem niezależna, że nie będziemy razem mieszkać, że zamąż nie wychodzę, że dzieci nie rodzę :))
Oj długo to trwało:))
Własciwie nigdy niczego nie ustalalismy i nie planowalismy, jakos tak samo wszystko sie ułożyło :)) Po perypetiach związanych z oswojeniem moich dzieci (oj to odrębna historia) , pewnego dnia Darek został na dłużej. Ponieważ w Niemczech miał status bezrobotnego, to przy ówczesnym kursie euro miał niezła pensyjke. Ja pracowałam, a on prawie rok siedział w domu , sprzatał, gotował, majsterkował, przyszywał guziki do pościeli (hehehe) i czekał na nas w domku :))
Pewnego dnia zaczęlismy rozmawiać, że pewne sprawy należy uporzadkować, a później powoli poszukalismy mu pracy , zlikwidowalismy gniazdko na poddaszu w Kolonii , nostryfikowalismy świadectwo niemieckie maturalne i wysłalismy go na studia informatyczne :))
Przyjechał do mnie z telewizorem , patelnia, dwoma polarowymi kocykami i świecznikiem i długo, długo zartowałam ,że ma zawsze mieć swój majatek blisko drzwi, aby w razie mego niezadowolenia mógł spadać do swych rodziców , do Zabrza :))
Nigdy to nie nastapiło :)) Od 6 lat kochamy się, rozumiemy, przyjaźnimy, nigdy sie nie kłocimy. Urodziłam mu dziecko, wyszłam za niego zamąż, adoptowalismy dzieci, a teraz mamy raka.
Dzis rano Daruś wstał , mocno mnie przytulił i spytał - no i jak tam
bissneswomen ????Hehehe, miałaś być kiedys niezależna kobieta :))
W sumie jestem , bo on mi nigdy nie zabrał mojej odrębnosci, nigdy mnie nie ograniczył :)) Tyle sie wydarzyło przez te 6 lat, ale niczego nie żałuje. Nawet z tym cholernym raczydłem jestem dzis szcześliwa .
Teraz Daruś jest w na zjeździe, dzieci bawia swie w swoim pokoju, a ja dziele sie z Wami swoimi refleksjami :)) Wieczorkiem przyjeżdża do nas moja przyjaciółka, zostawimy małe dzieci ze starszymi i pójdziemy sobie wieczorkiem na winko :) Uczcimy rocznice szeregu różnych przypadków, które pomimo tylu sprzecznosci i przeciwnosci sprawiły, że spotkaliśmy sie na swojej ścieżce życiowej.
AMEN :))