Wczoraj wieczorem okazało się, że On nie jest gotowy na zaręczyny. Tak wnioskuję, bo przecież gdy dał mi pierścionek w sobotę, to równocześnie zgadzał się być ze mną "Na dobre i na złe...", to znak ze chciał mi ślubować miłość... A wczoraj późno, gdy juz leżeliśmy w łóżku, chciał bym podała mu zatyczki do uszu, ja ze nie, niech sam weźmie, przeciez trzeba wstać, zapalić światło i ich poszukać a niewiadomo gdzie są. I tak samo mu się nie chciało wstawać, jak i mi. Zwłaszcza że leżeliśmy nago, ale nic wiecej nie było :) JA byłam nago, bo jestem chora, mam gorączkę i czułam sie jak w saunie. On do mnie "Podasz mi, bo mnie kochasz" a ja na to powiedziałam, ze włazi mi na głowę. I sie zaczęło. Powiedział, ze skoro tak, to sie rozstajemy, jak mi wchodzi na głowę, jeszcze do Polski dojedziemy, a potem On sobie poradzi. Jak ja chcę. Wziął zatyczki i odwrócił się od ściany. Nie rozpłakałam sie, czułam ze nie może mówić tego poważnie, bałam sie nawet do Niego przysunąć i przytulić, ale zrobiłam to i zasnęliśmy. W nocy ochłonął, objął mnie parę razy, w którymś momencie powiedział "Przepraszam", nie dałam znaku ze to słyszałam.
Dziś rano poszedł na 7 do pracy, dał buziaka, przeprosiła za wczoraj, powiedział ze bardzo mnie kocha, wiem ze boi sie rozstania.
Ale podjęłam decyzję, że oddam mu pierścionek, nadal Go bardzo kocham ale niech przemyśli, co to dla Niego znaczy i zaręczy się ze mną gdy będzie na 1000% a nie na 100% pewny ze tego chce...
A teraz z innej beczki....
Przytyłam, nawet On to zauważył. Ale lipa, ciekawe ile ważę, dowiem się w sobote rano :)
"Miłość to ból, powiedział zając jeża ściskając" :)