Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chyba pora coś zmienić bo cukrzyca puka do drzwi...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1383
Komentarzy: 22
Założony: 13 stycznia 2025
Ostatni wpis: 3 marca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tetania

kobieta, 34 lat, Tak

172 cm, 74.50 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

24 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie!

W końcu weekend. Przypływ nowej energii. Dzisiaj ptaki tak śpiewały za oknem, jakby już była wiosna... Przyszły tydzień ma być temperatura na plusie. 

Wczoraj ten olej rycynowy niby pomógł, ale po obudzeniu się znowu było to samo... opuchnięta i szczypiąca pięta. Posmarowałam od razu olejem. Przed snem dzisiaj posmaruje Voltarenem.

Przez nogę i dziwne kłucia na plecach chodziłam na orbitreku dość oszczędnie. 30 minut ale wolnym tempem i prawie nie używałam rąk.

Po obiedzie zaczęłam robić pizzowca. Moje drugie podejście. Tym razem wyszedł idealny! Odjęłam z przepisu oleju, wstawiłam do nagrzanego piekarnika na 180 stopni i piekłam 40 minut. 15 minut przed końcem przykryłam z wierzchu papierem do pieczenia by się nie spalił. Ciasto miękkie, nie przypalone, nie spieczone i sucho jak ostatnio. I sycące, bo dałam mąkę 850.

Co dzisiaj jadłam:

Owsiankę,

1/2 bułki z olejem rydzowym i twarogiem półtłustym, jabłko,

na obiad kasza gryczana, warzywa na patelnię i reszta twarogu,

na kolację pizzowiec, jeszcze ciepły!

Całość wyszła ok. 1700 kcal.

Nie byłam na drzemce, żeby wreszcie położyć się spać normalnie w nocy i rano wstać w miarę wcześnie :)

23 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie.

Dzisiaj już się nastawiałam, że nie poćwiczę. Przez stopę. Od dwóch dni boli mnie pięta tak że nie mogę na niej stawać. W pracy zobaczyłam że jest spuchnięta i ciepła. 

Ale po obiedzie zrobiłam sobie opatrunek z oleju rycynowego i poszłam na 2 h drzemki. Pomogło! Trochę jeszcze boli, ale mniej. Tak więc dałam radę zaliczyć orbitrek.

Zachodzę w głowę skąd te dziwne objawy się biorą. Jak jadłam dużo i niezdrowo nie było aż tak źle. Miałam tylko dolegliwości związane ze stanem przedcukrzycowym, ale już się do nich przyzwyczaiłam. Objawy tężyczki były jakby w uśpieniu, bo na to że czasem mi mięsień zadrga w ciągu dnia nie zwracam uwagi. Teraz się odchudzam i ciało zaskakuje mnie prawie codziennie. Nowy dzień, nowy głupi objaw. 

Może to jakieś oczyszczanie się z toksyn, nie wiem. Niby w tkance tłuszczowej są upakowane  toksyny więc może się uwalniają podczas odchudzania.

Dzisiaj mój dzień jedzenia wyglądał tak:

warzywa na patelnię z 2 jajkami,

1/2 bułki z olejem rydzowym i twarogiem półtłustym, jabłko,

zupa kartoflanka z golcami,

mozarella light z pomidorkami i olejem z dyni, pół bułki, prażynki krewetkowe.

Całość jakieś 1700 kcal. 

W ogóle grzebiąc w domowej apteczce znalazłam całe opakowanie witaminy D ważne do lutego. Muszę je zjeść :P na szczęście mała dawka 1000 j.m. to dam radę. Będę brać po 3 dziennie. Pewnie teraz mam niedobór tej witaminy, bo nic nie suplementuje, a słońca nie ma. Kupiłam z 2 lata temu jak mi neurolog kazał brać na tężyczkę, ale nie brałam, bo się bałam. Miałam taką akcję że lekarze mi wmawiali że przedawkowałam witaminę D (miałam poziom 70, a norma do 100) bo wyszły mi w badaniu piramidy nerkowe. A to ginekolog mi kazał suplementować 8000 j.m. dziennie tylko nie powiedział jak długo i brałam chyba z rok. Długo by opowiadać, może kiedyś opiszę. Teraz zmykam.

22 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie.

Dzisiaj znowu okropnie się czułam, tak jak w niedzielę. Wstałam smutna i rano płakałam. To chyba przez za dużo ćwiczeń wczoraj. Jeszcze obolała jakaś jestem.

W ciągu dnia poszłam na drzemkę, ale nie mogłam zasnąć. Leżałam przez 50 minut. Mimo wszystko nie żałuję, bo czułam się osłabiona i było mi strasznie zimno. Przynajmniej się rozgrzałam.

Trening na orbitreku dzisiaj spokojniejszy i bez używania rąk, bo podejrzewam że ból pleców może być od tego. Rok temu jak chodziłam na orbitreku dostałam zapalenia żeber. Nie chcę przesadzać.

Jadłam dziś:

owsiankę,

bułkę z masłem orzechowym i jabłko,

pierogi z kapustą i kołduny z barszczem czerwonym,

sałatkę z kurczakiem, pekińską i pomidorkami, prażynki krewetkowe.

Dzisiaj kalorie liczone trochę na oko. Jakieś 1700 kcal. Po obiedzie czułam się bardziej najedzona niż zwykle. Brakowało mi takiego jedzenia. Uwielbiam pierogi! Barszcz za to był dla mnie za słodki. Chyba zmienił mi się próg tolerancji na cukier. To dobrze.

21 stycznia 2025 , Skomentuj

Cześć!

Kolejna słaba noc za mną... Zamęczy mnie to wstawanie do kibla. Najgorsze, że pomimo picia dużej ilości wody w ciągu dnia przed snem suszy mnie najbardziej i muszę mieć tą szklankę wody przy łóżku i wziąć chociaż dwa łyki co pewien czas, bo inaczej wszystko mi w buzi wysycha. A potem ciągle biegam sikać.

Mam nowy nieciekawy objaw: kłuje mnie trzustka! Odkąd zrobiłam OGTT doskonale wiem gdzie jest. Bo po tym badaniu moja trzustka zwariowała i przy każdym posiłku czułam skurcze i jakby burczenie w tym miejscu. Strasznie się zeschizowałam że się uszkodziła, ale po paru dniach przestała się odzywać.

To znaczy kłuła mnie w dzień, teraz czuję jakiś ból z tyłu pleców z lewej strony, jakby coś blokowało nerkę. Mam nadzieję, że przejdzie.

Doznałam dzisiaj olśnienia odnośnie diety, tzn. mam już plan. Chcę zrzucić 10 kg w 3 miesiące, zrobić 2 tygodnie diet break i potem znowu wrócić na redukcję i ją dokończyć.

Poćwiczyłam dzisiaj zamiast drzemki, co prawda moja wydolność raczej była słaba, ale zrobiłam 20 minutowe ćwiczenia z gumami na pośladki, 30 min na orbitreku i 10 minut hula hop.

Jadłam to samo co wczoraj, tylko na śniadanie zamiast owsianki jajecznicę. 1700 kcal dziś.

20 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie.

Dzisiaj znowu źle spałam. Zasnęłam dopiero po 4. Śnił mi się jakiś koszmar - mogło być niedocukrzenie. W pracy byłam śpiąca, a po obiedzie od razu poszłam na drzemkę. Miała trwać 1,5 godziny a wyszło 2,5. No cóż. Dopóki popołudniami jest ciemno, nie będę sobie robić wyrzutów. Przez słabą jakość powietrza i tak bym nie poszła na spacer.

Co dziś jadłam?

Owsiankę z truskawkami i orzechami włoskimi.

Bulkę z masłem orzechowym i jabłkiem.

Zupę z wczoraj na obiad.

Na kolację sałatka z kurczaka, kapusty pekińskiej, kukurydzy, pomidorków, pora i oleju z dyni. Kawałek pizzowca (Mąż zjadł już pół blachy, ja 2 kawałki małe :)) Banan. Trochę prażynek krewetkowych.

Stanęło na 1700 kcal. Dzisiaj już chyba miałam normalny apetyt. Ciężko było mi stwierdzić, bo chciałam go nie mieć jak wczoraj. Ale chyba wrócił. Brak apetytu byłby niezłym ułatwieniem. Redukcja szła by tak gładko.

Czułam parę razy w ciągu dnia głód. Największy po pół godzinie treningu na orbitreku. Dostałam potem znowu hipoglikemii, oblewały mnie zimne poty, trzęsawka i ból głowy. Zjadłam banana i od razu przeszło.

Muszę się z tym oswoić. Jak prawie pół roku jadłam bez opamiętania i napychając się, zapomniałam co to głód między posiłkami. Teraz żeby organizm czerpał z tych rezerw tkanki tłuszczowej co zgromadziłam, muszę trochę się pogłodzić. Dać insulinie opaść. Nie ma innego wyjścia.

Kolacje jednak zjadłam dziś sporą, bo boję się być głodna przed snem. Nienawidzę tego uczucia. Jak się kładę głodna dostaję wtedy duszności. Jest to nieprzyjemne.

19 stycznia 2025 , Skomentuj

W 2024 na początku roku ważyłam 77 kg. Wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Moją motywacją było zdrowie. Zły wynik krzywej cukrowej i torbiel na nerce, niby niegroźna - ale wskazane kontrolowanie raz w roku, więc z tyłu głowy jest świadomość, że coś może być nie tak. Zmotywowała mnie też pani endokrynolog, okropny lekarz i okropny człowiek, ale o tym może kiedy indziej bo nie chce się rozdrabniać. Wszak kiedy ta lekarka na moje nieprawidłowe wyniki badań i zapytanie: "A może dieta by coś na to pomogła?" z poczuciem miażdżącej pogardy i wyższości w głosie odparła "Nie, dieta nic nie ma do tego i nic Pani nie pomoże". Wkurzyła mnie, bo wiedziałam, że kłamie. Postanowiłam, że jej udowodnię!

Mój plan na dietę był taki: liczyć kalorie i ćwiczyć do upadłego. Zawzięłam się. Prawie codziennie 40 minutowy trening z Chloe Ting z cyklu znienawidzonych kardio, podskoków, HIIT. Plus dieta 1800 kcal.

Utrzymałam to przez pół roku, tracąc 10 kg. Co prawda te 67 kg na wadze widziałam tylko przez dwa tygodnie, ale widziałam.

W międzyczasie robiłam USG nerki i radiolog nie znalazł żadnej torbieli, co świadczyło o tym, że musiała się wchłonąć. Myślę, że to dzięki diecie.

Mój wynik hormonu z poziomu niewykrywalnego wzrósł do najniższego prawidłowego poziomu, ale już mieścił się w granicy normy! Endokrynolog nie umiała tego wytłumaczyć. Zaszantażowała mnie, że albo będę brać pewien lek (na przypadłość, której nie mam, lek, który mógł zaszkodzić na tężyczkę) albo nie mamy o czym gadać i do widzenia. Oczywiście wybrałam to drugie. Kiedyś może napiszę więcej szczegółów, nie chcę się denerwować.

Co się więc stało, że tej wagi nie utrzymałam?

Po pierwsze brak satysfakcji. Waga to tylko waga. Widząc swoje odbicie w lustrze, miałam wrażenie, że moje ciało niewiele się zmieniło. Ciągle miałam za duży brzuch i za duży biust. Czułam się dalej gruba. Teraz wiem że się nie doceniałam. Chciałabym teraz ważyć te 68 kg...

Po drugie, cukier na czczo spadł tylko do 99. Liczyłam na bardziej spektakularny wynik. Ciągle miałam poczucie zagrożenia cukrzycą.

Po trzecie, śmierć w rodzinie. Pewna wiecznie walcząca z wagą, otyła osoba z rodziny zmarła na raka żołądka, co było szokiem dla wszystkich. Wszystko działo się tak szybko. Nie dożyła chemii. 

Więc w lipcu wszystko w moim życiu się zatrzymało. Czułam że już nie dam rady ciągnąć tej diety dalej. Że schudłam niewspółmiernie mało do włożonego wysiłku. I że to nie ma i tak sensu. Bo skoro żyję, to przynajmniej mogę się najeść. Na pocieszenie.

Początkowo nie myślałam o dłużej przerwie od diety niż miesiąc. Już tydzień przed urlopem przestałam liczyć kalorie. 

I się zaczęło. Dieta polegająca na liczeniu kalorii nie nauczyła mnie niczego. Nagle nie wiedziałam co jeść, ile jeść. Czy już się najadłam, a może zjadłam za mało. Jak to, mogę jeść ile chcę i nie muszę tego liczyć? Byłam jak pies spuszczony ze smyczy. Szybko wróciłam do starych nawyków. Paczka cheetosów dziennie? Czemu nie! Muffiny? Wiedziałam że jeden ma 500 kcal, ale tak dawno ich nie jadłam! I znowu są na promocji w biedrze!

Po urlopie szybko zaczęła się jesienna aura. Ćwiczyć nie miałam siły, wolałam iść na drzemkę. 

A potem przyszła faza mucenia. Ja wiedziałam, że jem za dużo. Napychałam się pod korek, aż ciężko mi było oddychać. Do mojej świadomości docierało "co ja robię, po co to robię" ale nie wzbudzało to we mnie żadnej chęci zmiany. Byłam jakaś zobojętniała, wszystko mi było jedno. Zwolniło się miejsce w żołądku? Świetnie, trzeba się znowu napchać! Czasami nawet nie czułam smaku, było mi niedobrze.

I tak już w październiku 2024 dobiłam do wagi startowej, co oznacza, że wystarczyły mi tylko 2 miesiące, żeby przytyć z powrotem 10 kg. Te 10 kg, których zrzucenie zajęło mi pół roku...

Jak to mówią? Chudnięcie wolno jest zdrowe i daje gwarancję, że nie wróci jojo. Albo: nie schudniesz w miesiąc, bo przytycie zajęło Ci dłużej niż miesiąc!

Dzisiaj się z tym nie zgadzam. Skoro przytyłam 10 g w 2 miesiące, to chcę schudnąć tyle w 2 miesiące! Inaczej stracę motywację! 

Wiedząc, jak mozolnie mi szło odchudzanie i jak długo miałam zastoje - np. od marca chudłam tylko kg miesięcznie, czułam niechęć do podjęcia od nowa diety. Nie zmotywowało mnie już nawet to, jak pożyczyliśmy glukometr od teścia, który ma cukrzycę i bierze leki. Zmierzyliśmy mi cukier na czczo i wyszło 115. Nie mogliśmy uwierzyć, bo nigdy tyle nie miałam. Dla pewności mąż też sobie zmierzył cukier i miał 85. Więc wynik musiał być prawdziwy. 

Od tamtej pory nie mierzyłam sobie cukru ani razu. Codziennie drzemka po obiedzie 2 godziny, bo inaczej jestem lejąca. I szereg innych objawów, o których napiszę może kiedy indziej.

I tak do połowy stycznia. Zdążyłam przybrać dodatkowe 3 kg. Waga startowa 80. Ech.

Teraz próbuję od nowa. Chciałabym wreszcie zrobić to na stałe. Schudnąć, ale tak by to utrzymać.

Jestem na diecie od 8-ego (tak, ósmego) roku życia i kolejny raz próbuję.

19 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie.

Dzisiaj dopadł mnie kryzys. Ale nie w tym sensie, że napad na jedzenie. Właśnie odwrotnie... Ale zacznę od początku.

Obudziłam się dziś w otchłani rozpaczy (jak to mówiła Ania z Zielonego Wzgórza). Miałam takiego doła, że nie chciało mi się nawet dziś wstawać! Najchętniej przeleżałabym cały dzień w łóżku. Zmusił mnie rozsądek, bo szkoda dnia, i to jeszcze wolnego. Przeleżałam w łóżku do 10 i jakoś w końcu wstałam, bo o 10 muszę wziąć leki.

To zdołowanie nie wynikało z żadnej sytuacji ani zmartwień, po prostu się w takim podłym nastroju dziś obudziłam. Myślałam, że mi przejdzie w ciągu dnia, ale nic z tego. Jeszcze cały dzień mnie boli brzuch, może jest jakiś związek.

Po spacerze zaczęłam płakać, a zaznaczam, że już dawno nie płakałam, nawet jak miałam okres! A tu wzięło mnie na ryczenie. Mąż mnie oczywiście pocieszał, ale ja swoje.

Jak mam potężnego doła, to tracę całkiem apetyt na wszystko. Gardło mam jak zasznurowane i nic nie przełknę. Nawet myśl o wodzie wzbudza we mnie wtedy niechęć. Tak więc od śniadania - mąż zrobił jajecznicę - nic nie jadłam. Pominęłam 2 śniadanie, które jem żeby nie mieć hipoglikemii. 

Próbowałam sobie poprawić humor sprzątaniem, a potem gotowaniem. Mówiłam sobie, że zrobię pyszną zupę na obiad. I ugotowałam pierwszy raz zupę Minestrone, tylko przepis zmodyfikowałam, dając trochę kiełbasy podwawelskiej. Zupa gęsta, smaczna, dałam dużo mrożonych warzyw i pokrojone ziemniaki. Mąż mówił, że dobra. Zjadłam małą miskę tej zupy i poczułam się bardzo syta, a taka miseczka miała może z 200 kcal...

Upiekłam nawet pizzowiec. Już od paru dni chodziło mi po głowie, żeby upiec ciasto drożdżowe, tylko na wytrawnie - bez szklanki cukru, owoców i słodkiej kruszonki. Zamiast tego na wierzch dałam składniki jak na pizzę - koncentrat pomidorowy, kiełbasę, cebulę, pieczarki, ser żółty. Trochę się przypalił, ale mąż powiedział, że pyszny. 

Do godziny 20 miałam nabite 700 kcal i serio, mogłabym na tym skończyć. Zmusiłam się, żeby zjeść jabłko, i kawałek mojego dzieła z kubkiem kakao (tego słodkiego oczywiście).

Także dzisiaj tylko 1500 kcal. To nawet nie jest moje PPM (sprawdziłam, ze wzoru 1584). I nie czuję w ogóle głodu.

Humor mi się trochę poprawia teraz (jak to piszę, jest przed 21), i pomyślałam że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jakbym tak miała jeszcze przez parę dni, to odnotowałabym niezły spadek. Może mój organizm też ma dość nadwagi i chce mi pomóc, wyłączając apetyt? 

To załamanie na pewno nie wynika z wczorajszego ważenia, bo wiem, że zawsze jak zaczynam ćwiczyć to waga potem stoi. A po miesiącach bezruchu zaczęłam robić dziennie blisko 10 tys. kroków i jeszcze chodzę pół godziny dziennie na orbitreku. Dzisiaj też chodziłam. No i jest jeszcze kwestia zaparć. Także nie załamało mnie to.

Czy to wynik ograniczenia cukru i samego przejścia na dietę? Możliwe. W końcu to jakiś stres.

Serio, już dawno tak nie miałam, żeby nie mieć apetytu i nie czuć się głodnym jedząc tak mało... Nawet jak jadłam te 2000 kcal dziennie w tym tygodniu to między posiłkami czułam głód, a dziś jedzenie mogłoby nie istnieć.

Wymyśliłam sobie w ogóle takie coś, żeby za każde zrzucone 5 kg jakoś się nagrodzić. Nie jedzeniem, ale żeby przeznaczyć jakąś konkretną kwotę na kupno ubrań czy innych rzeczy. Nawet wczoraj rozmawiałam o tym z mężem, powiedział, że chce się dołożyć połowę :) może dlatego podświadomie chcę zrzucić te 5 kg jak najszybciej? XD

Chciałabym zejść jak najszybciej z nadwagi, do "bezpiecznej" wagi 73 kg. To nadal dużo, ale już bez nadwagi.

Rozmawialiśmy na spacerze o cukrzycy. Że muszę schudnąć, żeby jej nie dostać. Bo to straszna choroba. Jak bym ją miała, to koniec z naszymi wielogodzinnymi spacerami po górach i jazdami na rowerze. A kochamy chodzić po górach. Rower ja kocham mniej, mąż bardzo przepada, a w zeszłym roku w ogóle zaliczyłam pierwsze 100 km w jeden dzień (dokładniej to było 111 km). Z cukrzycą taka aktywność byłaby zbyt ryzykowna. Wyobraziłam sobie nawet, jak idziemy na szlak a ja w lesie dostaję śpiączki cukrzycowej i TOPR nie może dolecieć...

Jestem obciążona cukrzycą genetycznie. Tak więc muszę schudnąć aż tyle by zgubić brzuch. U mnie oznacza to, że muszę zejść poniżej 64 kg... Niestety taka budowa ciała. Wszystko mi idzie w brzuch i biust i te obszary chudną najwolniej. Stracę udźce, tyłek, a brzuch jak był tak będzie. Niestety. Taki rozkład tłuszczu wylosowałam w genetycznej loterii. Gdyby nie ten brzuch i biust to wyglądałabym nieźle niezależnie od wagi. 

18 stycznia 2025 , Skomentuj

Cześć.

Dzisiejszy dzień minął tak szybko. Jestem już bardzo zmęczona, bo nie miałam drzemki i byłam nadzwyczaj aktywna.

Nie mogłam się już doczekać ważenia, by sprawdzić efekty. Rano stanęłam na wagę, a tam... 79,8 kg... Powiem że nie na to liczyłam, byłam mocno zawiedziona. Dla pewności zmierzyłam obwody i jedyne co spadło to -1cm w obwodzie brzucha na wysokości pępka. Jeszcze według pomiarów przybrałam w biuście 4 cm w tydzień, więc musiałam coś na początek źle zmierzyć.

300 g w tydzień to niewiele, zwłaszcza że specjalnie zaczęłam dietę od razu po okresie. Liczyłam na co najmniej kilogram... w końcu po pierwszym tygodniu odchudzania spadki bywają najwyższe. 

No trudno, muszę to zaakceptować i wyciągnąć wnioski. Dalej się starać. Nie powiem, zmobilizowało mnie to dziś do zwiększenia aktywności. Był spacer, potem ćwiczenia z gumą, orbitrek w szybkim tempie i ze zwiększaniem obciążania a na koniec jeszcze 10 min kręcenia hula hopem. Teraz to odczuwam i zasypiam na siedząco.

A z jedzenia było:

owsianka z truskawkami i orzechami włoskimi,

bułka z masłem orzechowym i jabłko,

zupa pomidorowa z kaszą jaglaną i twarogiem,

sałatka z kurczaka, kukurydzy, papryki, olej z dyni, olej rydzowy, prażynki krewetkowe, skyr i banan z kakao w proszku

Kaloryczność 2000 kcal chcę jeszcze kontynuować przez ten tydzień, aby się upewnić. Jak nie będzie spadku za tydzień to obetnę.

Przeanalizowałam swoją dietę i jak dotąd jadłam dziennie 45% tłuszczu. Chcę to zmniejszyć do 35-40%.

W ogóle po spacerze byliśmy na zakupach w biedronce i przechodząc obok drożdżówek i pączków tak mi zapachniało... Ale się nie złamałam, tak samo nie kupiłam tych lodów pistacjowych o których myślałam cały tydzień. Zamiast tego kupiłam skyry naturalne i banany. Dosładzam kakao w proszku (tym co większość składu to cukier) i na razie to mój zamiennik słodyczy.

17 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie!

Ciężka noc za mną. Przez wczorajszą drzemkę nie mogłam zasnąć. Ale rano czułam się całkiem dobrze, tylko po obiedzie mnie zaczęło ścinać. Więc poszłam na drzemkę. Co za błędne koło...

Wczoraj wieczorem dostałam hipotonii ortostatycznej. Jak wstawałam zrobiło mi się ciemno przed oczami. Z dobry rok tak nie miałam... 

A dziś podczas jedzenia mam zawroty głowy! Miałam już tak kiedyś. Ech. Czy to wszystko może być skutkiem odstawienia słodyczy i obcięcia kalorii? Nie drastycznego, przecież jem 2000 kcal. O co tu chodzi?

Orbitrek zaliczony. Późno wsiadłam, więc nie było szału. Tętno spacerowe.

A dzisiaj jadłam:

warzywa na patelnię na oliwie z jajkami,

bułkę z masłem orzechowym i jabłkiem,

ciecierzycę smażoną na oliwie z twarogiem i cebulą,

sałatkę z piersi kurczaka, fety, papryki, pomidorków koktajlowych, cebuli, oleju z dyni, potem prażynki krewetkowe, kakao.

Wyszło łącznie 2000. Było zaplanowane 2200, ale podczas jedzenia prażynek poczułam się już pełna. To odstawiłam. Dobry znak. Normalnie bym wyczyściła miskę na siłę.

Pozwoliłam sobie na kakao. Z tych niezdrowych, co więcej mają cukru w składzie niż kakao. Ale co takie 10 g cukru zaszkodzi.

Znowu wyszło mi dużo tłuszczu - jakieś 100 g. Węgli ledwo 150. A nie chcę być na low carb. Tylko co mam w takim razie jeść.

W ogóle jak to piszę zaczęła mi skakać powieka... 

A, zapomniałam, jeszcze zrobił mi się zajad. Ale w 1 dzień znikł. Kiedyś non stop miałam zajady. Pomyślałam, żeby kupić sobie jakieś tabletki z drożdżami, bo to od niedoboru witamin z grupy B się robi. A potem sobie przypomniałam, że jakiś czas temu zamówiłam sobie płatki drożdżowe i leżą nieotwarte w szafce. Posypałam sobie nimi sałatkę. Smaku za bardzo nie czułam, bo dałam tylko łyżkę. Będę jeść codziennie, żeby urozmaicić jakoś swoje odżywianie. 

16 stycznia 2025 , Skomentuj

Hej.

Pół godziny chodzenia na orbim zaliczone.

Jadłam dzisiaj:

jajecznicę z warzywami na patelnię - było to tak sycące, że ledwo wcisnęłam,

pół bułki żytniej z masłem orzechowym i jabłkiem,

pieczona pierś kurczaka z frytkami, surówką z marchewki i sosem czosnkowym,

olej z dyni, podsmażona na oliwie ciecierzyca z wędzoną papryką i solą, pomidorki, papryka, prażynki krewetkowe 50g, banan, skyr waniliowy.

Łącznie ok. 2100 kcal.

Tężyczka daje mi popalić :( myślałam, że mam ją już zaleczoną a tu skurcze mięśni w całym ciele i co gorsza duszności :( to jest najbardziej nieprzyjemny objaw, a jak się położę to mam wrażenie, że zapada mi się klatka i z trudem nabieram powietrze. Jak nie byłam na diecie i jadłam mało zdrowo, zero warzyw, dużo gotowców i słodyczy to nie odczuwałam takich objawów. O co tu chodzi??

Dietę będę z czasem korygować, bo jem chyba za dużo tłuszczu (wychodzi dziennie 80-100 g). Przeczytałam, że dieta wysokotłuszczowa upośledza wchłanianie magnezu. Jakoś wychodzi tak dużo z tego co jem. Ale jak nie byłam na diecie to pewnie jadłam tego tłuszczu jeszcze więcej i to niezdrowego. Bez sensu.

A jeszcze dodam że dzisiaj odczuwałam lekkie zakwasy, boli mnie brzuch i lekko głowa. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.