Dzisiaj moja coreczka
wdrapala sie samodzielnie na wielkie drzewo! Dumna jestem z Niej! Ciesze sie z Jej osiagniecia! wszystkie Breooki, Hewety i Machele ...mogly tylko mojej Margaretce zazdroscic! Moja Malgosiu, juz sie dzieci do Ciebie nie beda odnosily z pogarda!Pokazalas Im wszytskim , co potrafisz! Moja piecio-i-pol latko!Dumna jestem z Ciebie! Juz wiem, nauczysz mnie , jak sie wierzy w swoje sily, jak sie dzwigac z upadkow, jak nie plakac, mimo odartych do krwi-dloni...Ty moje szczescie! A moje serce szczescie przepelnone jest radoscia, bo bylam z Toba, gdy osiagnelas swoj sukces! Juz mnie tak wiele Corciu nauczylas! tak wiele!
Jesli nie jestes pewien, czy
cos n a p r a w d e nalezy do Ciebie, uwolnij to! Jesli powroci do Ciebie-jest Twoje! A, gdy nie powroci-nigdy Twoim nie bylo.....
A prawda jest taka,
ze jestem szczesliwa osoba, ktora zawsze wyszukuje sobie mnostwo problemow, bo az nie wierzy, ze jest taka szczesliwa! Tak, przeszlosc pracuje na terazniejszosc...caly czas....Musze sie nauczyc zyc bardziej dniem dzisiejszym, bo inaczej-zepsuje radosc terazniejszosci, i sobie i Bliskim! (pragne nadmienic, ze usczknelam sobie z motta jednej z naszych Vitalijek, i tak mi to oczy otworzylo!)
Ponizsze zwierzenie
jest rozwinieciem poprzedniego, bardziej ogolnego, bo ma cos sobie w temacie z ...utraty...No wlasnie...Za kazdym razem, gdy zdarzy mi sie klotnia malzenska-caly swiat sie usowa spod nog!Czuje sie, jakby konczylo sie cos, co juz nigdy nie powroci...Wielki strach mnie dogania, i nie mam apetutu na zycie...absolutnie! I nie waznym jest szczegol, z powodu , ktorego wdajemy sie w awanture (pisze-wdajemy, bo przeciez nie ze soba sama sie awanturuje), a skutek jest tak brzemienny, ze trace ochote na cokolwiek...Czego ja sie tak bardzo obawiam? Ze, nagle, po klotni, moj Maz spakuje sie, i wyniesie? Musialby to byc naprawde powazny powod, zeby sie tak zadzialo! Z reszta, moj Maz nalezy do osob bardziej rozsadnych, bardzo odpowiedzialnych i emocjonalnie zwiazanych z Rodzina, wiec takie "szybkie pakowanie manatkow" nie wchodzi w gre. Wiec, zkad ten lek? Grzebie gleboko w pamieci(a musze coraz glebiej, bo latka mijaja!) i chyba juz...dokopalam sie powodu...Pamietam, jako male dziecko, przezylam klotnie Rodzicow, gdy po niej, Mama zapalakana powiedziala do mojego Brata-Blizniaka-"ubierz sie Synku, zabiore Cie i pojdziemy w swiat!" Blady strach na mnie padl!Co to jest ten swiat? Myslalam, ze to droga przed siebie, gdzies za lasem, ale na tym moja wyobraznia sie skonczyla....Mamine lzy wyschly, a Brat-Blizniak pozostal w domu...i nikogo w nocy nie zabraklo! Zeby wywolac u mojej Mamy lzy-nie trzeba bylo sobie niczym "szczegolnym" zasluzyc, Ona byla bardzo wrazliwa,a to juz scheda, ktora dziedzicze po mamie...No, ale , nie moge sobie ciagle dac rady z tym Maminym "pojsciem w swiat", ktory wciaz snuje mi sie po glowie, a kojarzyl bedzie mi sie ciagle ze strata Kogos Bliskiego...Dlaczego mam nawrot "czarnych" mysli podczas nawet malej awantury malzenskiej? Nie mam kogo o to zapytac...Tata odszedl juz tak dawno, a potem mama-tez , nie tak wcale pozniej...Poszli w swiat....Boje sie, moj Mezu, ze i Ty kiedys pojdziesz w swiat! I, co ja sama z tymi Dzieciaczkami na tym obcym katku ziemi zrobie? Boze drogi, czego ja sie tak boje?Nie opusczaj mnie, przeciez Ty w swiat nie pojdziesz, prawda?
"nic nie dane nam jest na "zawsze"...
...ani maz, ani dzieci, ani ten dzien, ktory sie skonczy w okreslonym czasie, i juz go nie dogonie, gdy minie...Czasmi mnie ta prawda przeraza, bo wymaga ta prawda-stalej czujnosci, by nic z tego nie utracic , co sie ma...Strach mnie jakis dopada przed utrata Najblizszych, a tylu Ich juz utarcilam, ze na wiecej strat- nie mam sily...Ten przerazajacy strach kladzie sie cieniem na moje zycie, i nie pomaga mi to w niczym! Ja sie z niego wyrwac?Jako wierzaca osoba, powinnam miec wiecej zaufania do Boga, i wsytd mi przd Nim i przed soba, ze sie takim nie wykazuje!A przeciez mam dzieci, ktorym w spadku nie moge przekazac strachu, tylko wiare , nadzieje, milosc...Czy tych rzeczy mozna sie nauczyc, czy to juz zostaje w gestii Darow Niebios?O, Boze, pomoz!
Jeszce tylko nadmienie,
ze moja aktualna waga, to nie 71.cos tam, a pelne 73 kilo, o czym probowalam powiadomic wszytskich na moim ksiezycowym pasku, ale ten sie cos uparl, i zaspal na amen, bo nie znienia pozycji od trzech dni, mimo ze juz kilkakrotnie notuje zmiany w dzienniczku!To g'woli uczciwosci...no, to juz lzej mi o jedenparwdziwy fakt...
Donosze, ze....
...zmieniam swoja objetosc na skutek ciaglego obzarstwa! Zre,zre,zre,zre,zre,zre.......Pomocy!!!
Zupelnie z "innej beczki".
Otoz, dzisiaj , maz cos niespodziewanie sie zaczal wypytywac o moja dietke! A, to najpierw zaczal od ilosci zjadanych kalorii, a to kontynuowal "wypytywanke" na temat zawartosci kalorii w jednej kromce chleba, w lyzecce masla, w listku chudej wedliny....No, a gdy juz skonczyl temat, ja spojrzalam sie badawczo na siebie...Acha, zrozumialam, zaczelam sie na powrot zaokraglac!Nie ma co! Trzeba cos z soba zrobic! Przeciez szkoda tych ciezkich miesiecy(bo nie kilogramow!), pelnych samozaparcia, lez, wscieklosci, i radosci, ze sie udalo!I, co? tak to wszystko stracic przez lato?(ktore, nota bene, mialo sprzyjac odchudzaniu...)No i jak tu sie na nowo zebrac do kupy i pogonic to wszytsko na poprawne sciezki samoulepszania?
.....
Nie wiem, co mam zrobic...Bo wlasciwie , co mozna zrobic, gdy sie dowiesz, ze bliska Ci osoba zapadla na smiertelna chorobe?A, ze ta Osoba pomogla mi kiedys bardzo, bardzo wiele, to chcialabym jakos sie Jej odwdzieczyc...Najbardziej bym mogla sie odplacic Jej za wszytsko dobro mnie uczynione-darem zdrowia...Ale, nie bede bawila sie w Boga, udajac , ze mam taka sile uleczania!I w takim wlasnie momencie, zycie sprowadza nas do parteru bardzo podstawowych przemyslen:co moge uczynic, w co wierze?, co dalej"po"?, a co najwazniejsze "przed" i w "czasie"?Udaje sie wiec w swoja "cisze" przemysliwan, zapytan, watpliwosci i...wiary...ze na tym swiecie(co prawda) nie ma sprawiedliwosci, ale gdzies Tam, musi sie wszytsko wyjasnic, bo to niemozliwe, zeby tak cierpiac-odchodzic...i pustka , nic...tylko wspomnienie...Od dluzszego juz czasu, mam wole bycia przy Kims , kto odchodzi i by poprosic op cos (dla mnie ) bardzo waznego...Ale, i tym razem-dzieli mnie odleglosc i inne uwarunkowania(obiektywne), z powodu, ktorych, nie bede mogla czerpac sily (Tak!)od kogos, kto odchodzac-daje tak wiele!O, Boze....
No i juz po urlopie....
Byl, owszem, ale tylko jeden tydzien! Pogoda nad jeziorem nam dopisala, wiec, wbrew rozsadkowi, "podpalilam" sie , z lekka- brazowizna kujac oczy sasiadkom.Chociaz, czy ja aby prawde mowie? Nie zauwazylam, by inne "wspolplemienniczki" sie smazyly na sloncu, chyba tylko ja, i moja znajoma, nie omijajc mojego meza.A i tak, najladniej zbrazowialy nam dzieciaczki, bo tak naturalnie, i rowno, na calutkim ciele.A teraz , gdy juz wdycham powietrze miasta-molocha, to az sie wyc chce, by znowu pojechac w cisze, w las, nad jezioro! Dzieci zaliczyly tego roku rekordowa liczbe zlowionych ryb, wiec maja o czym opowiadac swoim znajomym z podworka. Ale,chyba najbardziej zapamietaja wizyte w ogrodzie zoologicznym z gadami i plazami.Oj, czego tam to One nie widzialy?!Wezy-cala plejada! Jednego nawet , pozwolono im wziac na rece( w czasie prezentacji), bagatela, wezowe cielsko wazylo ok.45 kilo!Nie powiem, sama zglosialm sie na ochotniczke, by ogon wezowi podtrzymac! A trzeba Wam widziec, ze trzymanie ogona takiemu wezowi to bardzo silowa robotka! Wyginalo sie to wezycho na wszystkie strony swiata, ale tak dlugo jak mial ogon nieruchomy(oj, ile to miesni moich pracowalo na ten efekt!)-nigdzie nie mogl popelzac!A potem, to zolwie, ktorych roznorodnosc, wielkosc i kolory-tracily wielkim bogactwem!Krokodyle, aligatory, i jaszczurki-tylko zazdroscily nam slodkiej wolnosci!Nie bede sie nad tymi plazami rozplywala, bo wielka szansa, ze kazdy z Was to widzial, ale dla moich dzieci(choc to juz ktorys raz!) wciaz powoduje nowe emocje!No, i po tygodniu wakacjowania(prawdziwego, tym razem, bo znaderwanymi sciegnami u nogi, wiec przesiedzianego- w wiekszosci..)wrocilismy do siebie...A tu...Wypakowac wszytsko, poprac, posuszyc, poukladac..Dopiero sie z tym w polmetku znajduje, bo przeciez dzieci maja wakacje, i musza isc na basen, czy gdzie tam jeszcze...Obiady tez trzeba gotowac, i sniadania do pracy mezowi-tez szykuje, jak dawniej, przed urlopem...Czyli, wszytsko wraca do normy, czego dowodem jest moje skreslone memorandum z tygodnia wakacji.Pozdrawiajac Wszytskich, dziekuje za odwiedziny i zyczenia wspanialych wakacji, tym bardziej, ze wrocilismy z nich cali i zdrowi, czego i Wam i sobie -teraz i na wieki zycze!