Umieral, gdy bylam przy Nim,
czulam to! Jakis glos mi podpowiedzial -" zatrzymaj sie przy Nim, On odchodzi....Powiedz Mu, co Cie boli a On zabierze to ze soba i przekaze, gdzie trzeba..." Powiedzialam...Odszedl...Nie balam sie Jego odejscia...Potem zjawila sie rodzina...Spodziewali sie Jego odejscia, bo juz dlugo chorowal na raka. Nawet juz nikt nie plakal, bo widzeli Go cierpiacego, wiec zyczenia dlugiego zycia bylyby nie na miejscu.Potem, gdy juz cialo lezalo w pokoju by "wypelnily sie protokoly leczniczo - prawne", poszlam do drugiego pokoju, by przez sciane choc - dotknac Jego glowy, i by sie tak po ziemsku pozegnac. Widzialam Go poraz pierwszy i ostatni...Jeden wielu, ktorzy co dzien odchodza... Ciekawe, czy juz zdazyl przekazac moje prosby? Wieczny odpoczynek niech Mu bedzie na wieki.
Totalny kryzys...
I nie o diete chodzi...Ot., w domu, w pracy, e...szkoda gadac...To moze ja juz sie poloze spac? Nie da mi sie nic innego wymslec....
No i przybyla pomoc z Polski!
o, jak mi teraz dobrze! ma kto mi Dzieci do szkoly zaporowadzic! Przyprowadzic ze szkoly - rowniez! Rozkoszuje sie ta pomoca, bo na krotki okres, wiec...Dzisiaj, mialam dzien wolny w szpitalu, to Obie sie zagonilysmy do odgruzowywania mojego mieszkanka.Ach, ilez tu roboty nas czeka! Ale, ciesze sie, bo zaczynamy powoli oddychac wolniejsza przestrzenia, ktora do tej pory , kurczyla sie w sposob zastraszajacy! (ach, te moje ciagaty do skladowania rupieci...)Nie, nie wykorzystuje swojej Chrzesnicy, ja poprostu nie siedze jak Ona mi pomoga, wiec robimy obie!I z tego sie ciesze, bo "zmuszona" jestem by cos robic...chociaz, jak sie ma prace "nie za lekka", to potem takie porzadkowanie mieszkania - wydusza ze mnie resztki sil...Jutro maz i dzieci w raz z Gosciowa-w plener, na odpoczynek , a ja do robotek, ale dobrze mi tak, wiec nie narzekam! Do tego wszytskiego , moja Chrzesnica jest taka szczupla! Ja przy niej, to jak delfin przy...sledziu...No, i coz, musze sie pilnowac, bo mam rozne "zachciewajki", wiec jak widzicie - licho nie spi! No , nic , koncze, bo jutro , przed piata rano - pobutka! A tu jeszcze pare spraw do zrobienia...Pozdrawaim Was Kochane(ni?)...
a ja jestem posrodku...
no, to o mojej wadze! Wlasnie zauwazylam, ze moj ksiezyc - odwieczny swiadek moich walk o zmniejszenie wagi -ustawil sie w samym srodeczku - miedzy tym co za mna, a tym, co przede mna...Przezywam wielkie wachania w utracie - odzyskiwaniu kilogramow! Najlepsza waga jaka mialam na tym forum - to 69 kilo, a najwieksza ( z tych powroconych kilosow) to jakies 77...Czyli, same widzicie, nie ma spokoju, walka musi trwac caly czas, bo nie dane nam jest n ic na "zawsze"...Poniewaz od (przeszlo) miesiaca pracuje, mam inny "rozklad dnia", nie jadam juz posilkow po 6-stej wieczorem, no, czasami, raz w tygodniu - tak, ale - sporadycznie. No, a pozatym, w pracy - nie siedze! Dzisiaj mam naprawde pierwszy dzien luzu...Nie mam pracy, po pracowitym weekendzie - powinnam wziac sie do roboty, bo w mieszkaniu - pobojowisko! A w drodze (doslownie!) do nas - moja Pomoc - Ratunek, a ja w rozsypce...No, to juz koncze i nie zasy[puje Was "ciezkimi" tematami, bo kazdemu odpoczynek sie nalezy. Nimniej jednak, powroce do tematow "ciezszych" niz nasza waga, bo to moja natura... Pozdrawiam Was!
Nic wielkiego, nic nowego...
Ano, praca, dom, dom , praca....A Dzieci dokazuja coraz wiecej, bo zmeczone rokiem szkolnym, i juz nie moge doczekac sie "Zasilku" z Polski, w postaci mojej Siostrzenicy, ktora ma mnie wybawic od wlasnych Dzieci ( czyli, pomoc mi w pilnowaniu, kiedy mnie nie bedzie - praca). Dzieci juz podnosza alarm, bo powiedzialam Im, iz Kuzynka ma swoje sposoby, i nie da sobie wejsc na glowe! Protesty sypia sie od rana do wieczora, no bo jakze! - toz to zamach na Ich wolnosc (moje rozpuszczenie...), a One zyja w "wolnym kraju", wiec, nie beda poddawaly sie zadnym "rezimom"...No, to sie dopiero okaze! Wiem, ze to nie ladnie tak podpierac sie Inna Sila w "procesie prostowania charakterow wlasnych dzieci", ale coz, wiadomo, popuscilam! Teraz trzeba autorytetu, ktory nie bedzie wchodzil w dyskusje z moimi Pociechami, wiec, czekam na takowy, i licze juz godziny do przylotu Siostrzenicy! No, to znacie moj stan duchowy, i moje nadzieje z tym zwiazane....
Co do diety(bo o tym to wole - szczerze mowiac - milczec!), zadnych rewelacji...Nie mam zadnych sukcesow, choc liczylam, ze praca, stresik, i cala gama cwiczen roboczych - cudownie spala moja nadwage! - ale , nic, bylo jakies male drgniecie, ale...organizm juz sie przyzwyczail, i po drgnieciu...zostaje coarz mniejszy slad...A , moze by tak warto bylo to drgniecie zanotowac oficjalnie, bo chociaz taki optymistyczny szczegol (przemijajacy...) zapadl sie w pamiec i pogonil do wiekszego wysilku? Co o tym myslicie? Chyba, jednak, zanotuje, moze szkoda mi sie zrobi tego, co tak szybko umyka? Ano, umyka....
Wiecie, Kogo ja dzisiaj
w szpitalu spotkalam?! No, nie bede czekala na wyliczanki - zgadywanki, bo i tak, mala szansa, ze Ktos z Was zgadnie...Nie, nie , Papieza tam nie bylo, nie ta czesc swiata...Ale...Zaczne od poczatku. Na moim pietrze transplantow, lezy juz od dwoch - trzech tygodni Pan, ktory - swoim wygladem przypomina mi jakiegos faraona (nie wiem, ktorego, wszyscy -po ogoleniu glow - tak samo wygladali!). Niestety, nie moglam sie z Nim jakkoolwiek porozumiec, bo On nie wydawal zadnych dzwiekow, lecz bardzo sie przyglada mnie i temu - co robie...Czasami reagowal szarpaniem poreczy lozka, wiec - wolalam Kogos bardziej profesjonalnego, by sie dowiedziec, co sie z Nim dzialo...Lecz, dzisiaj, mialam szczescie (a jak pozniej powiedzialam - rowniez - zaszczyt!) spotkac Zone mojego Faraona(tak wlasnie Go nazwalam...) Po chwili rozmowy, dowiedzialam sie , ze Oboje sa z Salwadoru (ach, gdziez ow Faraon sie przemiescil!), a Jego zona, bedac jeszcze panna, osobiscie spotykala Arcybiskupa Romero, tego samego, ktory zamordowany zostal przy sprawowaniu Najswietszej Ofiary, a powodem tego zabojstwa byla postawa Abp.Romeo wobec biednych, i opozycja wobec rzadzacych - tworzacych pieklo na ziemi w owej czesci swiata...A Ona, kiedy byla mloda , przesladowana przez rzad Salwadoru - popadla w gleboka depresje, tak, ze sam Abp Romero pomogl ukryc sie Owej Mlodej - wtedy- Kobiecie u zakonnic, z ktorych - cztery - zostaly zastrzelone ( za pomoc w podobnych sytuacjach ). Nie wytrzymalam , i przy koncu opowiesci - uscisnelam mocna Owa Kobiete, lzy naplynely mi do oczy, a Jej - wspomnieniami ozywione oczy - tez nie pozostawaly suche...Nie moglam przegapic takiej okazji! Ktos, kto widzial, slyszal i bywal z Abp Romero - dzis rozmawial ze mna! Czulam czastke Ojca Romero przy sobie! Obie czulysmy jego obecnosc...jakie zycie jest pelne niespodzianek! A jeszcze wczoraj, ogladajac film o "naszym" papiezu, gdy przyszla scena , w ktorej Ojciec Sw. widzi sie z Abp Romero - nawet nie przypuszczalam, ze stane "oko w oko" z Dzielem Tego Wielkiego Czlowieka, ktory - dajac schronienie Owej Kobiecie - lata temu - dzisiaj - spotkam swiadka tamtych wydarzen, slad samego Abp Romero! Dobry Panie, ile jeszcze masz takich niespodzianek dla mnie?
Blondyna w autobusie
rozgladala sie najwyrazniej - za jakims wolnym siedzeniem. W sumie, nie miala wielu przystankow do przejechania, ale, zawsze to okazja, by sobie odpoczac. Nie bylo jednak wolnych miejsc. Przesunela sie powoli w strone drzwi wyjsciowych. Nagle, zatrzymala sie nad siedzeniem Osoby, od ktorej najzwyczajniej w swiecie - pachnialo - conajmniej niemilo! Zauwazyla rowniez, ze osoby blizej stojace Tej , do ktorej ona sie przyblizyla, coraz bardziej , z widoczna niechecia! - odsuwaly sie ostenntacyjnie... Nie zdziwilo to Blondyny, bo ona zauwazyla - stojac bardzo blisko Osoby Omijanej, ze Ta naprawde wygladala na bardzo zaniedbana, co uzupelnial Jej zapach. Owa Zaniedbana byla zajeta odgadywaniem wygranej na "zdrapce", a wlasciwie , to wciaz zdrapywala kolejne okienka, z ktorych - przy odrobinie szczescia!- mogla wylonic sie dosyc spora wygrana! Blondyna obserwowala kazdy ruch reki Osoby Zaniedbanej, ktorej dlugie palce, wykazywaly w sobie jakas szlachetnosc, ktora okryta obecnie - brudem, nie wywolywala niczyjej adoracji...
Nagle Blondyna zauwazyla, ze lada moment, trzeba bedzie jej wysiasc z autobusu. Cos nagle przypomnialo sie jej, bo , oto nagle zaczela grzebac w swojej torebce, po czym, wyjela (dawno juz zakupiona , lecz nigdy nie zweryfikowana w wielkosci nagrody) zdrapke. Wiedziala jednak, ze wygrana byla, lecz, nigdy nie miala "jakos po drodze", by sprawdzic wielkosc tej wygranej, a co za tym idzie - "spieniezyc" ja. Szybko, przed samiutkim juz wyjsciem - podala zdrapke Osobie Zaniedbanej, i tylko rzuciala na odchodne - "zycze szczescia, wiem, ze cos tam jest wygrane, ale sama sprawdz, ile!" Osoba Zaniedbana - rzeczywiscie byla zaskoczona, ale podziekowala, i na pozegnanie - usmiechnela sie do Blondyny, bo ta - byla jedna z nielicznych w owym autobusie, ktora zyczliwie potraktowala Osobe Zaniedbana...Cos Olbrzymiego wypelnilo serce Blondyny, jakby wzruszyla sie wlasnym gestem, poczym - zawstydzila sie tego uczucia! Wiedziala jednak, ze zrobila cos dobrego...Ten dzien dla Blondyny byl waznym dniem, jechala wlasnie do nowej pracy na spotkanie kwalifikacyjne..Wazna praca, dobre pieniadze, czyli, cos, na co Blondyna dluuugo czekala!
W pare godzin pozniej, gdy Blondyna chlonela ze szczescia z powodu otrzymania pracy, przypomniala sobie Osobe Zaniedbana., zdrapke, nigdy nie odebrana wygrana...Nigdy nie odebrana wygrana? !
Kim byla Zaniedbana Nieznajoma? Czym byla nagroda? Czy Zaniedbana Nieznajoma miala szczescie cos wygrac wiekszego?
Blondyna wygrala nagrode, ktorej benefity wyplacane beda w cotygodniowym czeku, poprawi Jej sie byt, ozywi Ja obecnosc miedzy ludzmi...A to przeciez byla tylko zdrapka!
Do dzisiejszego dnia Blondyna pyta sie samej siebie, kim byla Owa Nieznajoma? Kim byla....kim byla....
Nie mam kompletnie sily,
zmeczona jestem totalnie! Wsawanie o piatej rano, nigdy nie bylo moja mocna strona, ale teraz, musze i koniec!
Problem mam ze znalezieniem Kogos do dzieci, wiec maz jakos kombinuje u siebie w pracy, bo ja, bedac na okresie probnym, nie mam prawa nic zmieniac, o nic prosic, i sie wymadrzac!
Dzisiaj oprowadzano mnie po oddziale "nerkowym"...Co sie napatrzylam, to moje! Leza Chorzy na fotelach, o oczyszczana Im jest krew, bo albo transplant Im nie pracuje, jak powinien, albo - czekaja na transplant! Trwac to moze latami! Przychodza wiec trzy razy w tygodniu, i leza tak - przczepienie do maszyny pekiem kabelkow, przewodow, i innych instrumentow... A ja w pelni zdrowa - pewnie dzialam Chorym na nerwy, bo jakby inaczej? Robie swoje, i ide dalej...Po powrocie do domu - caluje bardzo mocno swoje zdrowe Dzieci, doceniajac kazda chwile witalnosci, bo wiem, jakze moze byc krucha!
Dzisiaj wypada dzien wyplaty, ale jeszcze nie dla mnie, otrzymam ja po - w pelni przepracowanych - dwoch tygodniach...Juz na to konto - kupilam Dzieciom cos do ubrania, a co! nawet reka mi nie zadrzala! Z taka radoscia to uczynilam! W koncu, i ja doloze sie do dochodow naszej Rodziny..(Choc robie to nierelularnie, to jednak czek ze szpitala, ma duza wartosc pieniezna i psychologiczna...)
Jest dopiero szosta wieczorem, a ja juz padam z nog! dzieci jeszcze "daleko w lesie" ze swoim spaniem, a mnie juz sie oczy kleja...
Piatek bede miala wolny, wiec sobie "odbije" na spaniu, i na sprztaniu wlasnych brudow, praniu, gotowaniu, zwlaszcza , ze caly weekend - pracuje!
To tyle, bo na wiecej - naprawde nie mam juz sily!
Dziekuje za wszelkie wpisy podtrzymujace mnie na duchu w czasie, kiedy bylo mi bardzo, bardzo smutno!
Powoli powracam do normalnosci...
Dzisiaj otrzymalam fotografie Zmarlej Znajomej...Zdjecie zrobiono juz w ostatnich dniach Jej zycia...Mialam wiec okazje pozegnac sie z Nia "wirtualnie"...Pomoglo mi to! Zachowujac to zdjecie, mam Jej czastke przy sobie...A teraz, powracam powoli do rownowagi.
Otrzymalam prace. Dobrze platna, w szpitalu...Przechodzac kolo Osoby umierajacej, szepne paciorek, pomysle o ulotnosci tego, czym zyjemy, lecz, jakos nie wiem, co powiedziec Umierajacemu...A Ci Umierajacy maja taki dziwny wzrok, jakby wolali o pomoc, lub, prosili o to, by sie "tym wszytskim" nie przejmowac, bo to , co Oni przezywaja w tym "odchodzeniu", to to jest wazne!
Ano, mam wiec stres innego rodzaju, bo nowa praca, okres probny, brak Kogos do dzieci, wczesne wyjazdy...Jedny slowem - samo zycie! Pozdrawaim i dziekuje za pamiec Was Wszystkie!
Jakze Ona jest Wam wdzieczna
za wszelkie Wasze modlitwy, wspomnienia, kazdy dobry "promyk" pozytywnej mysli, poslany gdzies Tam! Ja , od siebie, nie jestem w stanie wyjakac nawet prostego zdania...Tak mi pomoglyscie! Wiec, zycze Wam, by kazda Wasza dobra mysl, odplacila sie w tysiecznej postaci...Dzisiaj byl Jej pogrzeb...
Pozniej, jak juz sie "poskladam" w sily, to napisze Wam o paru zmianach w moim codziennym zyciu...Nadmienie tylko tyle, ze w dniu, w, ktorym Ona odeszla z tego swiata, ja zostalam zatrudniona w szpitalu..Czy to przypadek? Kazdemu do wlasnego osadu...
Raz jeszcze dziekuje z calego serca - w imieniu Jej i swoim....