Bardzo lubię tańczyć, szczególnie tango argentino. No ale wyobraźcie sobie słonicę tańczącą ten piękny, zmysłowy taniec.
Poza tym śpiewam w chórze, często mamy koncerty, a ja stoję w pierwszym rzędzie. Wypadałoby jakoś ładnie wyglądać, no nie?
Edit 2020: czas na zmiany. W chórze już od zeszłego roku nie śpiewam. Kiedyś trzeba odpuścić ;) Za to zaczęłam regularnie biegać. Zrobiłam nawet kurs animatora slow joggingu.
Oczywiście była jeszcze niezarejestrowana aktywność na działce i potem przy desce do prasowania. W związku z tym waga łaskawie pokazała spadek, chociaż cycki bolą i wy już wiecie co to znaczy: kolejny atak wrednej małpy menopauzy.
Nie powiem, staram się. Dziś rano też przebiegła ponad 5 km, mimo, że ledwo się ruszałam po tej aktywności działkowej. Ale dobrze mi to zrobiło, rozruszałam się. Bo po południu ciąg dalszy działkowania.
Skorzystałam, że mąż pracuje i zaliczyłam kosmetyczkę. Od razu humor lepszy :)
Po wczorajszej batalii w malinach, pani Asia miała co robić i z łapkami i ze stopkami.
No to poprasuję jeszcze przed obiadem. Zawsze to jakaś aktywność ;)
Klusek już coraz częściej odpoczywa, nawet nad jeziorem. Ale ma już prawie 10 lat, więc ma prawo. Oczywiście jego zdjęcie wstawiam dla ubarwienia wpisu, bo sama wolę przeglądać wpisy ze zdjęciami. W końcu wzrokowiec jestem.
Zaraz pędzę na bieżnię. Oczywiście wolę biegać po lesie, ale niestety do lasu mam ze 2 kilometry i w zasadzie bym dobiegła i musiała wracać. Niestety nie mam tak, że wychodzę z domu i jest zaraz las, chociaż tak może się wielu osobom wydawać, skoro mieszkam na Warmii. Z resztą nie lubię sama biegać po lesie, jakoś tak straszno mi. Wtedy też zwykle pobłądzę i wpada mi wtedy podwójna porcja kilometrów niż zaplanowałam. 😁 Niestety książę małżonek jest koordynatorem szczepień o od dwóch miesięcy pracuje również w soboty i niedziele. Zmniejszyło się jednak zainteresowanie szczepieniami i to już ostatni weekend szczepień. Zostaną tylko 2 dni w tygodniu. Nie wiem, czy się cieszyć, bo wolne weekendy z mężem, czy martwić, bo na bank będzie jesienna fala covida.
Miało być krótko, a wyszło jak zwykle. Lecę, bo lubię w niedzielę podczas biegania słuchać kubańskiej muzyki prezentowanej przez Jose Torresa w radiu Nowy Świat - De Cuba, su musica.
Po raz pierwszy dodaję wpis z telefonu i już mi się to nie podoba. 🤔
Trzeba było wykasować poprzedni wpis. Mam nadzieję, że czegoś niewłaściwego przez przypadek nie wcisnęłam.
Plan na dziś:
1. dokończyć dokumenty pracowe, żeby wreszcie poczuć wakacje. Wątpię, że uporam się ze wszystkim, ale chociaż trochę...
2. I cóż że pada i tak pobiegam
3. Jak po południu przestanie padać, to działka
A teraz lecę do szkoły, bo są wyniki egzaminów.
Próbowałam dodać zdjęcie z telefonu i przerzuciło mnie do jadłospisu 😂
Edit z kompa:
Jednak poczekam z tym wypadem do szkoły. Rozpadało się koszmarnie i te 500 m wystarczy, żeby zmoknąć nawet z parasolem. Dłużej pożyję zanim dyrekcja skróci mnie o głowę za te wyniki.
Miałam dziś skrobnąć trochę o działeczce.
Jakoś nigdy nie byłam fanką prac ziemnych i raczej dalej nie jestem. To teść miał od lat działkę rekreacyjną nad jeziorem. Kiedyś, jak dzieci były małe, spędzaliśmy tam dużo czasu. Potem jeździliśmy rzadko, bo to było królestwo teścia i on po swojemu tam sobie gospodarzył. Nie podobały mu się nasze pomysły na zagospodarowanie. Wszystko robił sposobem plastra i szemranego fachowca. Działka zrobiła się magazynem wszystkiego, co niepotrzebne w domu a żal wyrzucić, bo może się przyda. Jak 2 lata temu wywieźliśmy na śmietnik dwie stare kuchenki gazowe i lodówkę, to się obraził. Wszystko trochę podupadło, bo teść nie miał już siły, a my cierpliwości.
W maju teść zmarł i szkoda nam zmarnować tego, co zostało. Tym bardziej, że została duża wartość sentymentalna. No to wzięliśmy się do roboty. Wprawdzie nie jesteśmy jedynymi właścicielami, ale liczymy, że nie zostaniemy wyrolowani przez teściową i siostrę męża. Teściowa nie ma prawka, więc trudno jej dojechać na działkę, nawet jakby chciała, bo to ok. 10 km. Siostra ma dom z kredytem i ogród wokół, więc nie ma jak się zaangażować.
Zaczęliśmy od zrobienia nowej, szerszej bramy, żeby można było bezpiecznie wjeżdżać, bo ja już bałam się ryzykować nowym samochodem. Teraz w planach wymiana instalacji elektrycznej w domku, też ze względów bezpieczeństwa. Potem mały remont, wywożenie góry śmieci i w międzyczasie ogarnianie ogrodu. Na tym ostatnim znam się najmniej.
Ło madko!!! To mnie tu nie było od początku kwietnia????
Czas nie leci, ale zap...
Doczekałam wakacji, chociaż jeszcze wolnego nie mam, bo nie zrobiłam jeszcze wszystkich sprawozdań. Zdecydowanie zapadłam na straszą chorobę: dysfunkcję systemu motywacyjnego. Niestety, jak widać po pasku nie obyło się bez strat. Przytyłam przez ostatnie trzy miesiące 4 kg, bo mam problemy z odróżnieniem zmęczenia od głodu. Próbowałam sama się ogarnąć z jedzeniem, ale zaakceptowałam porażkę i wykupiłam dietę wegetariańską na 3 miesiące. Na razie sprawdza się całkiem nieźle. Cel ustawiłam sobie daleko, daleko... Jak dojadę do połowy paska, będę szczęśliwa. O dziwo, nie mam problemu z aktywnością fizyczną, tylko ta micha...ech.
Moje odchudzanie jest jak WOŚP, będzie trwało do końca świata i jeden dzień dłużej.
I tak od ostatniego wpisu minęło ponad dwa miesiące. Ale nie miałam weny, czasu ani ochoty. Niestety, jak w starym dowcipie: niesmak pozostał.
Pasek uaktualniony, dziś już pobiegane i miałam ruszyć w miasto, żeby pozałatwiać parę spraw. Dostałam jednak esemesa, że z poczty dostarczą mi paczkę, a czekam już drugi tydzień na buty do biegania. Nie, żebym nie miała w czym biegać 🤣 ale nowy obów, to nowy, no nie? Właśnie uświadomiłam sobie, że przez ostatnie dwa lata kupowałam tylko sportowe buty, oczywiście do biegania. Obecny zakup jest pechowy, bo pierwsza przesyłka zaginęła i nie dodarła do paczkomatu, więc teraz zdecydowałam się na pocztę, choć nie lubię tej formy. Dla mnie jest najgorsza z możliwych. Nie uprzedzą, o której będą. Siedzę cały dzień w domu a oni przyjadą akurat wtedy, gdy pies musi na sikundę i u sąsiadki nie zostawią. Trzeba fatygować się na pocztę i to najlepiej dopiero następnego dnia, bo listonosz przecież krąży z moją paczką po okolicy do wieczora.
Nowy kwartał się zaczyna, to może jakieś nowe/stare postanowienia?🤔
W zasadzie nie zrealizowałam styczniowych planów. Piwnica jeszcze nie uporządkowana do końca, chociaż pozbyłam się starych półek, ale dopiero niedawno, bo pełno desek długo czekało na szwagra. Ale teraz już wymówek brak. Zdjęć też nie ogarnęłam. Podchodzę do tematu, jak do jeża, czyli trzymam się z daleka.
Ło madko!!! Buty przywieźli!!!
No to odszczekuję wszystko, co napisałam wyżej i zmykam.
Może jeszcze zdążę się pochwalić, że mnie w ostatnim tygodniu ubyło - 0,8 kg. Rewelacja, nie spodziewałam się. No, może troszeczkę ;) Biegam też codziennie, nawet pomimo mrozu. Z resztą, co to za mróz? Kilkanaście stopni z minusem? Kiedyś zimą norma. Ależ jestem stara, skoro coraz częściej używam słowa "kiedyś". Ale kto pamięta, jak po przyjściu do domu z szaleństw saneczkowych, czy łyżwowych trzeba było wsadzić stopy do letniej wody, żeby odtajały i przestały boleć?
W piwnicy jeszcze nie skończyłam, ale stare zawaliste półki zostały już zamienione na zgrabne regały. Niestety zastawiłam korytarz, bo śmieci wielkogabarytowe będą wywozić dopiero pod koniec lutego. Co się zmieściło, stoi jeszcze w piwnicy i w związku z tym mam tam jeszcze małe pole manewru. Wreszcie posegreguję sobie słoiki z przetworami i różne przydasie. Będzie łatwiej, jak już pozbędę się niepotrzebnych półek.
Nie będę się rozpisywać na temat mojego chamstwa i słownictwa (chociaż nie powiem, chciałam). Jednak po zastanowieniu, zrezygnowałam. Ale co pojechałam, to moje! I to tu, na Vitalii!!! Co za czasy ;)
W skrócie: kazałam się pewnej osobie odpierdolić...
Od samego rana mam niezły power. Od rana mam dobry humor, do przechodniów ma ulicach śmieję się... Tylko kto to widzi pod maseczką. A dlaczego? Bo naprawdę niewielkim wysiłkiem i z przyjemnością udało mi się zgubić już jeden poświąteczny kilogram. I to mimo tego, że mam jakąś koszmarną huśtawkę hormonalną.
Dzień zaczęłam jogą (wreszcie), potem bieganko, najpierw z psem 2 km a bez niego dokręciłam jeszcze ponad 5 km. Od 26 grudnia biegam codziennie i to bez namawiania. A co!! Czasem trzeba się pochwalić ;)
Dalej piwnica. Walczę, ale daleko jeszcze do końca. Obym skończyła w tym tygodniu, bo po feriach będzie gorzej z czasem. W salonie czekają już poskładane regały.
Wpadłam tutaj tylko na chwilę, żeby zobaczyć co słychać, zaraz schodzę znów do podziemi. Jakbym długo nie dawała znaku życia, to wyślijcie ekipę z psem tropiącym, bo będzie znaczyło, że mnie coś zasypało ...
Wczoraj miałam kryzys motywacyjny i nie miałam ochoty na nic. Przeglądałam facebooka i w inny sposób zabijałam czas. Całe szczęście mamy tam grupę zwariowanych entuzjastów Slow Joggingu i nie dało się odpuścić. Bo kiedy widzisz, jak co chwila pojawiają się informacje, że ten truchtał tyle, drugi jeszcze więcej, a trzeci siedzi w pracy i już przebiera nóżkami, to nie usiedzisz, tym bardziej, że wolne, a waga jak zaklęta tylko pnie się w górę. Poleciałam, a jak już ruszyłam doopcię, to zeszłam do piwnicy. Normalnie stajnia Augiasza. Ale zaczęłam...
Czasem, wydaje się, że zupełnie bez powodu, nachodzi mnie melancholia, żeby to tak ładnie nazwać ;) Jakoś mi tak smutno wtedy, nic nie ma sensu, nic się nie chce. Najczęściej przydarza mi się to w weekendy lub wakacje, wtedy, kiedy nic nie muszę, tylko mogę. Jak trzeba iść do pracy, to się nie zastanawiam, jaki mam nastrój, tylko się zbieram, idę i robię, co do mnie należy. Kiedyś potrafiłam tak przeleżeć całe dnie, wręcz tygodnie, teraz mi szkoda. Chyba z wiekiem dociera do mnie, że nie warto, żeby ten czas tak ot sobie przez palce przeciekał. Wtedy zaczyna mnie "nosić" i szukam sobie jakiegoś zajęcia, niestety równie bezsensownego, co leżenie na kanapie. Czasem zacznę coś porządkować, czasem coś czytać, ale wszystko bez zaangażowania i przyjemności. Ostatnio to chyba w tej kwestii ma jeszcze coś do powiedzenia menopauza. A chyba coś jest na rzeczy, bo cycki znów zaczynają boleć
Całe szczęście mieszkamy w takim rejonie, że grzech nie korzystać z wypadów do lasu, nad jezioro i nie trzeba daleko jeździć. A aktywność fizyczna pomaga w pokonaniu "much w nosie" itp. Nasza miejscowość wypiękniała, korzystając z kasy unijnej i Cittaslow. W centrum zagospodarowano teren nad rzeką na piękny park z placem zabaw dla dzieci większych i mniejszych. Uporządkowano i wyłożono polbrukiem (co wcale mnie tak nie zachwyca, tzn ten polbruk, bo twardo) drogę dla pieszych i rowerów na plażę miejską, do której mamy ok. 4 km. I teraz suchą nogą, a nie często po błocie można sobie pospacerować. To, że mieszkam na Warmii, nie znaczy, że wychodzę z domu i ciach jestem w lesie lub nad jeziorem. Trzeba się nachodzić ;)
Chciałam wstawić zdjęcia, ale "nie wchodzi, tatko, nie wchodzi" :(