Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Pozniej

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8921
Komentarzy: 83
Założony: 3 lutego 2017
Ostatni wpis: 27 października 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nathasza

kobieta, 44 lat,

167 cm, 58.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

27 października 2019 , Skomentuj

Bo okazuje się, że żeby zmienić złe nawyki to wcale nie jest potrzebna silna wola ale zmiana przyzwyczajeń. Najlepiej tak, żeby te złe sobie obrzydzić i siłą rozpędu wpaść w te dobre. Czyli nie że napełnię sobie lodówkę pysznościami i będę ćwiczyć wolę by po nie nie sięgać, ale że opróżnię je ze słodkości i jeszcze odetnę sobie wszelkie możliwości innego ich dostania. Jeśli w danym sklepie zawsze mnie kusi alejka z czekoladami, to zmieniam sklep. Jeśli wprost nie mogę obejść się bez pączka wieczorem to sprawdzam co tak naprawdę wywołuje tę chęć: czy jak zjem inną przekąskę to ochota na pączka mija, a może to tylko kwestia nagrody - może jak sobie zrobię maseczkę/herbatę/wystrzałowy makijaż próbny to to zadziała tak samo. Chodzi o to by obiekt pokusy usunąć sobie sprzed oczy a najlepiej w ogóle utrudnić do niego dostęp. To tak jak z kompulsywnym sprawdzaniem telefonu - nie wiem czy też tak macie, ale ja wprost jestem uzależniona od ciągłego sprawdzania czy ktoś napisał na whatsappie, FB, Twitterze, albo co się dzieje. I nie pomaga wyciszanie aplikacji, ba, mi nawet nie pomogło ich zlikwidowanie i każdorazowe logowanie, bo znajdowałam sobie innych "następców" gdzie się logować nie musiałam (Vitalia, fora, Pudelek, etc.). Ale pomogło całkowite wyłączanie telefonu. Może dlatego że włączyć go z powrotem to już trochę większy wysiłek, a poza tym mam takie wewnętrzne przekonanie że i tak nadwyrężona bateria jeszcze bardziej się zużywa :)

także dziewczyny, jest nadzieja, po prostu warto zrobić przemeblowanie wokół siebie. I nie jedno, nie dwa, a do skutku, aż się znajdzie przyczynę tego co złe nawyki zaspokajają. 

15 października 2019 , Komentarze (2)

Ta systematyczność już drugiego dnia zaczyna mnie uwierać. Nie potrafię dobrze ocenić ile co mi czasu zajmie i właściwie pół godziny temu powinnam już robić coś innego, ale oczywiście nie wyrobiłam się z poprzednią robotą. A że lubię zaczynać o takich godzinach nazwijmy to pełnych (choć w pół do to średnio jest pełna godzina) to postanowiłam jeszcze wyrobić ten obowiązek wpisowy.

Nie dość, że dziś pada, nie dość że miałam stresującą sytuację z rana (nie moja wina, ale musiałam winę wziąć na siebie), to jeszcze właśnie zauważyłam, że w sweterku który chciałam oddać brakuje guzika (szloch) A ja nie chcę tego sweterka, więc jak mi go nie przyjmą to się popłaczę chyba naprawdę.

Macie czasem takie dni, że nic wam nie wychodzi? Zaczęło się od wczoraj jak skasowałam słupek z parkowaniem i prawie zjechałam z górki tak poza parking wyjechałam. Także cudny poniedziałek.

Dietowo też słabo, jem jak jem, ale nic zdrowego i wchłonęłam dziś rano nie dość, że kanapkę z dżemem to jeszcze słodką bułkę z czekoladą. Pięknie, Nathasza, pięknie. I zero wody, bo przy tej pogodzie to mi się jedynie herbatę chce pić.

No to nawet się udało.

A jeszcze dodam, ech, los to jednak jest złośliwy. Zmatchowałam faceta na Tinderze "z litości" bo ani nie jest w moim typie, ani nawet przystojny nie jest, i kurczę tak mnie wymęczył, że teraz to ja mu się narzucam i mnie bardziej zależy. Weźcie mnie walnijcie w głowę. Kretynka ze mnie.

14 października 2019 , Skomentuj

Miałam być systematyczna, ale oczywiście nic z tego nie wychodzi. Podobno dobra organizacja to połowa sukcesu (we wszystkim!), a u mnie to jest rzecz która szwankuje na maksa. Choć tak sobie pomyślałam, że może jak teraz przez tydzień bym była systematyczna to choć zobaczę jakieś malutkie plusy tego wszystkiego. 

Weszłam wczoraj na wagę i się jednak podłamałam. Sądziłam że pokaże 58 a tu świnia drgnęła na ponad 60 :( nie jestem w stanie tego przekroczyć, chyba że nic nie jem, a to chyba nie jest sposób. To znaczy nie chyba, ale na pewno.

No i fajnie by było z wina zrezygnować. Dziś się wprawdzie nie dało, ale cały tydzień może uda mi się jakoś wytrzymać (nie licząc weekendu).

ale ogólnie czuję się jak kupa. I nie chodzi tylko o tę wagę i o włosy które mi fryzjer za krótko obciął i wyglądam jak chłopczyk, ani o to, że mi się życie rozpada, tylko ogólnie ten rok nie jest najlepszy a jak od kilku miesięcy chodzę wiecznie zmęczona. Cały czas. 

No nic, dziewczyny, trzymajcie kciuki za moją systematyczność i może jakieś zdjęcia w następnych dniach powrzucam.

12 marca 2019 , Komentarze (19)

czyli czy ktoś ma przepis na życiową energię? Zaczęłam już wpis, miał być o koleżankach, i go porzuciłam. Miałam dziś zrobić tysiąc rzeczy, zrobiłam z pięć. I nie mogę się zebrać. Jesteśmy w słabej sytuacji finansowej, tak słabej, że nie wiadomo czy nie trzeba będzie wracać do Polski a moje poszukiwania pracy sprowadzają się do wysłania 3 CV na 2 miesiące. A potem nie możemy z partnerem spać po nocach, bo wiadomo nocami wszystkie problemy wydają się jeszcze większe. O schudnięciu nawet nie wspomnę, ale nareszcie przyszła @ więc przynajmniej woda ze mnie schodzi jak powietrze z przekłutego balonika. Całe godziny spędzam na kłóceniu się na Facebooku z ludźmi, może nawet na ważne sprawy, ale bez sensu, bo wiadomo, że nigdy się tak niczyjej opinii nie zmieni. To chyba jedynie pokazuje moją frustrację. No i nie wiem jak się zmobilizować, a tyle rzeczy na mnie czeka! Może mniejsze cele powinnam sobie ustawiać, skromniejsze... 

Opiszę jednak te sprawy z dziewczynami - koleżankami, choć to chyba już nie są tak do końca koleżanki, albo coś więcej niż koleżanki. Choć nic się nie stało, nic dramatycznego. Tylko podczas dyskusji z jedną z nich, gdzie miałam inne zdanie, zobaczyłam na jej twarzy taki okropny wyraz niesmaku, coś między tym że ją odrzucam jak się tak spieram o swoje poglądy, a tym, że nie powinnam jej zaprzeczać, bo ona wie lepiej... To było tak silne że mnie w danym momencie po prostu zszokowało. Że można mieć takie odczucia wobec mnie. I ten obraz, no nie mogę go wyrzucić z pamięci. I po prostu straciłam do niej serce. Myślałam, że to zmierza w stronę przyjaźni i tak by było, gdybym się we wszystkim z nią zgadzała i przede wszystkim jej słuchała....

Wracając jeszcze do tej mobilizacji... wiecie że mnie nawet moje urodziny za kilka miesięcy nie potrafią zmobilizować? a chciałabym pojechać z mamą i bratem i jego dziewczyną (chłop średnio ma ochotę) tutaj:

Dziewczyny, jak się kopnąć w tyłek?? no czuję się jakbym już była staruszką na emeryturze (szloch)

5 marca 2019 , Komentarze (12)

tego czasu przedokresowego równie mocno jak ja? Spuchłam jak balon i ciągle bym jadła, nieustannie. Jeszcze kilka dni takiej męczarni, a potem walka od nowa, z tymże z balastem który udało mi się zebrać przez PMSowy czas.

Z innymi rzeczami idzie jak idzie. Nie wszystkie cele udaje mi się zrealizować codziennie (za to z marnowaniem czasu idzie mi prześwietnie, brawo ja!). Mam apkę, która pokazuje i przypomina o piciu wody, ale niestety mogę jej tylko używać w domu, tzn samą apkę mogę używać wszędzie, tylko picie wody poza domem kończy się szukaniem co 5 minut toalety co jest średnio wygodne. Taki urok bardzo słabego pęcherza (w dodatku miałam ostatnio przeziębiony pęcherz i nie chcę wracać do tego cierpienia, a przy częstym siusianiu tak to się może skończyć).

Dziś przyjeżdżają do mnie koleżanki a jestem w tak średnim nastroju, mam nadzieję, że ich nie zrażę do siebie. 

1 marca 2019 , Komentarze (8)

Moim ogromnym problemem jest słomiany zapał i brak motywacji. Czyli z jednego problemu już są dwa. Miałam tyle zrobić przez styczeń i luty a nie zrobiłam nic. Wielkie nic. Choć to nieprawda, wszystko napoczęłam, a nic nie skończyłam. Kurczę, jakbym chciała mieć tyle energii co moja mama, albo Sylwia, którą znacie z Vitalii. Ja nawet nie mogłam się zebrać, żeby zacząć biegać w tym roku. A jest to jedno z moich postanowień. Jedno z dziesięciu. Kolejne też, coś tam porobiłam a niewiele, no dobrze, nic nie skończyłam. I może to jest też takie demotywujące, że robię sobie za wiele założeń. Np miałam się zmieścić w tę sukienkę:

I wyglądać szałowo na pewnej imprezie. A nie dość, że nie mam szans się w nią zmieścić, to jeszcze miałam takie wydatki, że nie wiem jak dotrwam do końca miesiąca. Tak samo właśnie z kasą, miałam wreszcie znaleźć pracę, zwłaszcza, że wszystkie moje koleżanki już mają pracę w zawodzie - i dupa. Ech... czuję się jak przegryw. Ostatnio czytałam na facebookowym profilu Matki Sanepid (nie wiem czy znacie, świetna babka), jak bardzo jej pomogła terapia i pomyślałam, że to może być ten mój pierwszy krok... a w każdym razie chcę tu zamieszczać regularne wpisy, może to mnie jakoś zmobiluzuje do zmian. 

26 sierpnia 2018 , Komentarze (1)

Ostatni mój wpis był o postanowieniach, co bym chciała w sobie zmienić, co muszę zmienić w swoim życiu. I jak to zawsze u mnie bywa, gdy tylko sobie coś postanawiam, to mój organizm dostaje ataku śmiechu. Zaczyna wtedy mieć nieodpartą potrzebę jedzenie wszystkiego, co mi się pod rękę nawinie, silnej dekoncentracji oraz zajmowania się pierdółkami jakby to były najważniejsze rzeczy świata. Ale ja już znam tego cwaniaka i wiem, że trzeba go wziąć na przeczekanie. Nic nie da próba zachowywania jakiejkolwiek diety wtedy, skupiania się na siłę. Niech się chłopak wyszaleje, po jakimś czasie mu przechodzi i znów staje się grzeczny. A wtedy ja po cichutku mogę wdrażać to, co sobie zaplanowałam.

Egzaminy, cóż, chyba zdam tę sesję, ale z koncentracją nadal słabo. Piszę chyba, bo nigdy nie jestem pewna jak oni tu liczą, by zdać trzeba mieć nie tylko średnią minimum 4.0 ale też odpowiednią ilość kredytów, więc poczekam na wyniki. Skupić się nadal nie mogę, ale trudno, zostały mi dwa egzaminy, jeden mogę powtarzać, tylko muszę się spiąć do drugiego. 

Dieta będzie szła lepiej bo dostałam okres, więc trochę mi wody po nim spadnie, przynajmniej taką mam nadzieję.

Chłop mi wyjechał na wesele znajomych. Głupio mi bo mu powiedziałam, że nie mogę jechać (sesja, bla bla bla), a tak naprawdę nie chciałam. To są tacy jego znajomi ze studiów, trochę ą i ę, a ja nie czuję się teraz na siłach z tym mierzyć. Nie jestem w odpowiedniej formie. Więc siedzę w domu i sobie myślę jak on tam się świetnie bawi (wesele mocno niekonwencjonalne), bo zbyt dużo nie pisze, znaczy się, że zajęty. 

Powinnam się uczyć a kłócę się ze znajomymi i nieznajomymi o raport z Pennsylwanii, nie wiem czy czytałyście, chodzi o pedofilię w Kościele. Jestem wierząca ale przestałam chodzić do kościoła jakieś 3 lata temu, gdy obejrzałam film Spotlight. Zrobił na mnie przerażające wrażenie i powiedziałam sobie, że nie dam na tę organizację ani złotówki i skoro oni odmawiali zgwałconym dzieciom sakramentów, to ja ich też nie chcę. I ciągle mnie to okropnie wzburza jak beztroscy są ludzie. A potem sobie myślę, po co ja się tak przejmuję innymi. Podjęłam swoją decyzję, innych nie zmienię. A walczę z nimi jakby można było mieć nadzieję, że świat się od tej walki zmieni. No nie zmieni. 

Lecę sprawdzić w senniku co oznacza walka z wiatrem, który chce wyważyć okno :) śniło mi się to dziś nad ranem, próbowałam zamknąć takie stare okno, wiatr mocno hulał i musiałam je przytrzymywać z całych sił bo klamka nie działała. 

I jeszcze na koniec moje kolejne marzenie, prowincja Stanów Zjednoczonych, ach tak się po niej przejechać 

15 sierpnia 2018 , Komentarze (7)

wpisami Puszystej Mamuski (ktora ma taki dar pisania, ze nawet gdyby pisala o kabaczku czytaloby sie to z wypiekami na twarzy) postanowilam nie dosc ze wypisac tu liste rzeczy ktore chcialabym osiagnac (wlasciwie to dwie listy, jedną realną a drugą nierealną) to jeszcze regularnie update'ować jak mi moje osiągnięcia idą. Może mnie to zmobilizuje. Więc najpilniejsze jest zdanie końcowych egzaminów, czekają mnie już w pon i wt dwa mega trudne egzaminy i właściwie mam ochotę się poddać już teraz. A nie powinnam, szanse na zdanie są niewielkie, ale poddawać się nie wolno. Najwyżej modlitwę zaangażuję już od dziś. Druga rzecz to znalezienie pracy. I to jest niemal tak pilne jak zdanie tych egzaminów. A mnie okropnie przygnębia szukanie pracy, tyle dostałam odmów, nawet na żadnej rozmowie nie byłam, przeraża mnie ile to jeszcze może potrwać. Trzecie, ciche marzenie, to zmiana mieszkania. Już mam dość tego miejsca gdzie jestem, może samo mieszkanie nie jest złe, choć malutkie, ale w tak hałaśliwym punkcie, że jak od 5 rano budzą mnie dźwięki otwieranych barów to mam ochotę wpaść tam z kałachem. Czwarte, nauczyć się niemieckiego - buuuu, chyba nie dam rady, no nie wchodzi mi ten język :( No i ..... schudnąć, of course. Waga na pasku dawno o te 5 kilo wyższa i zejść nie mogę poniżej. A w nagrodę mogłabym się wbić w kostium i pojechać znów w to miejsce

No, to czas start!

2 sierpnia 2018 , Komentarze (5)

Dzis sa moje urodziny i to jedne z najsmutniejszych w zyciu. Zyczenia zlozyli mi  tylko rodzice i brat, a wlasciwie tylko mama pamietala. Wlasny facet za bardzo nie nalegal by jakos szczegolnie uczcic ten moj dzien, choc w jego urodziny zabralam go na super kolacje. Mam wrazenie jakby moje zycie sie konczylo, przestaje byc kobieta, przestaje byc kims na kim komukolwiek zalezy, siedze sama w moje urodziny i najchetniej wsiadlabym do mojego 8letniego auta, jedynej rzeczy jaka mam i pojechala gdzies bardzo daleko... urodziny to czas podsumowan, poprzedni rok byl wiec chujowy, miejscami tak bardzo ze musialam ratowac sie terapia. Ratowac sie oznacza niewiele spotkan bo na dluzsza mnie nie stac. Nie mam normalnej pracy, nie mam dzieci i zblizam sie do wieku albo juz w nim jestem ze nigdy miec nie bede. Nie mam zadnych pieniedzy, co oznacza tyle ze nawet nie moge sie wyprowadzic z tego miejsca gdzie jestem. I przestaje wierzyc w Boga, co jest dla mnie tez jakas osobista tragedia. A moj facet woli swoja siostre ode mnie, fajnie,prawda? No to cheers, chlopaki i dziewczyny, ktorzy to przeczytaliscie,za blizsza smierc!

30 czerwca 2017 , Komentarze (18)

po co ja sie jeszcze oszukuje ze wyjde z tego dolka, przeciez to oczywiste ze nie. Nic mi sie juz w zyciu nie uda, nic mnie nie czeka. Najchetniej zostalabym stara panna przy rodzicach, ba, to raczej jedyne rozwiazanie

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.