Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1053103
Komentarzy: 42998
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 27 grudnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 lutego 2020 , Komentarze (29)

a takiego się nie spodziewałam. Serio...po powrocie od Dawida , zaczęłam się uczłowieczać na walne( miała wcześniej być rozmowa transmitowana live dla innych podobnych nam ludziom) . Pognałam , stop, pojechałam komunikacją miejską a czekając na autobus moje ślepska ujrzały to oto. 

Dojechałam, tuptatam niczym jesz ( a propo jesz...zapomniałam zjeść i poczułam jak mnie sysa mały  głód , niestety Dania niet) i widzę, że już są Maria i Janek, zatem macham...im macham. Doszłam i słyszę od Marii " ale super wyglądasz...ale się odmłodziłaś, gdybyś mnie mijała na ulicy to bym cię nie poznała" :D :D zrobiło mi się naprawdę przyjemnie. A kompleksowy look prezentował się ...tak

Potem, w miarę przybywania członków słyszałam : wy jesteście niesamowite - jak nie jedna to druga kolorowa ( chodziło o Długoręką, bo obie jesteśmy w tym samym stowarzyszeniu). Nagranie się odbyło, potem walne, gdzie dostałam " stanowisko" sekretarki - bo jak usłyszałam, tak ładnie piszę, że można mnie bez problemu odczytać:D. Ugadałam sobie Mireczkę, do powrotu z nią, a tu...podchodzi do mnie Rysio i deklaruje podwózkę , oczywiście wybrałam Rysia ( ma bardziej pojemny samochód...bo jest duuuuużym mężczyzną) i do chałupy wróciłam przed 20 i powiem wam że nie wiedziałam co robić jeść? pić? zdecydowałam, że najpierw siku...a potem cała reszta. Ale podjęłam wczoraj decyzję ...skoro tak " odmłodniałam" to teraz ....jadziemy z wałem atlantyckim i kilogramami. Wlazłam do łóżka i ...wykupiłam dietę. Dosyć  tego, to moje zapominanie o jedzeniu, albo niejedzenie bom nie głodna i nie chce mi się. Yyyyyyyyy...lada moment zaczynam, będę miała bat nad tyłkiem i bardzo dobrze. Noc senna ale obfitująca w koszmary, naprawdę miałam dzisiaj ohydne sny ...włącznie z wędrówką po jakiś barakach , gdzie prezentowano nam różne, wyjątkowo paskudne rodzaje śmierci , zabijano tych ludzi na naszych oczach i to były wyrafinowane i okrutne śmierci np. poprzez ugotowanie gorącą parą . Okropieństwo, dobrze że to był ostatni sen i obudziłam się. Fuuuuj. No dobra śmigam zaraz na kawkę i śniadanie. A tymczasem rozkręca mnie Sway-  Buble. A z rana zapraszam do lasu, trochę świeżego powietrza nie zaszkodzi. 

I to już koniec lutowych wędrówek po Królewskich Źródłach . Miłego dzionka. Ahoj!!!

18 lutego 2020 , Komentarze (44)

znów jestem niebieska:D. I kto jako jedyny marudzi? Osobisty małż...no ale mu powiedziałam, że trudno, jemu się już nie muszę podobać ;) bo posiadam nieruchomość przez zasiedzenie8). Oczywiście od rana ganiania cd. Dawid - umówiłam się z nim już ( logistykę musieliśmy zastosować) na maj....bo przecież 31 koncert Hausera, więc muszę wyglądać jak trzeba. Potem wpadłam do PEPCO i kupiłam sobie poszewki, które mi wczoraj wpadły w oko, dzisiaj wpadły mi jeszcze dwa inne wzory, ale te będą musiały poczekać na kolejne tygodnie. Zaraz śmigam na spotkanie stowarzyszeniowe, ale szef prosił żeby być ciut wcześniej bo będzie nagranie dla mediów. No to sobie " wzienam" do serca i dopasowałam się kolorystycznie do pazurów :D 

Poza tym dzisiaj trochę słońce, trochę deszcz, zaraz muszę brykać i mam nadzieję, że mnie deszcz ominie :D 

Aaaa teraz tradycyjnie w las idziemy ...w las 

Życzę wam miłego popołudnia a ja mykam ....Ahoj, przygodo! Przygodo ahoj...nadciągam

17 lutego 2020 , Komentarze (24)

na Pędemlino. Cholerka ...po pierwsze primo wracam do herbaty konopnej, koniec tego , znowu przechodziłam horror. Błędnie założyłam, że wczorajsze tyranie w kuchni a potem spacer w parku przysłużą się senności. A taki......błąd myśleniowy8). Tuż po 22 odczułam potrzebę snu ( ciekawe kto miał złe poczucie ...ja czy sen?) Łepek do poduszki i ....miotanie się z boku na bok...nie wiem ile to dokładnie trwało ale godzinę na bank ( do  tego szwajcarski). Z poduszki na poduszkę, bo ta już była za ciepła ( nienawidzę ciepłych poduszek na twarzy), a to Bimbra mnie grzała futerkiem z udo...no myślałam, że mnie trafi. Wreszcie usnęłam...obudził mnie pisk Tequilli ...więc natychmiast ślepia na całą szerokość i lecę z mojego dżunglanego raju żeby psy wypuścić na podwórko a tu ...taaaaaaaaaki Lichocki, moje panny sobie zrobiły ze mnie żarty...więc ja polazłam...na szczęście nie musiałam na podwórko aż iść. Po drodze mam zegarek więc patrzę : 3 10 , no dobra....wróciłam do łóżka i ...od nowa pani Janowa, lewy boczek, prawy boczek, plecki, brzuszek ...ni cholery ...nie ma spania. Stwierdziłam, że skoro 3 10 to poczytam i jakoś wytrzymam do rana ...wyciągam laptopa ...patrzę 2 20 , nosz jasna anielka to jak ja godzinę ( na moje wyczucie) wcześniej zobaczyłam 3 10? Pocipiałam do 3 i podjęłam kolejną próbę zaśnięcia...i znowu powtórka z rozrywki. Nie wiem o której padłam obudziłam się na radosne " przyprowadziłem ci suki" , patrzę ...matko 8, o tej porze to ja już powinnam być po zakupy. Biegiem do małża...i 8 15 już jechaliśmy ...potem szybko do domu, bo o 10 umówiona na pazury. Na szczęście łaskawca mnie podwiózł...ale głowę mi ból rozrywał ...na szczęście pani Ewunia zrobiła mi drugą kawę i  trochę mi się polepszyło . W drodze powrotnej już dostałam smsa od Młodszego Paszczura, czy o niej pamiętam czy ma jechać do domu. Oczywiście że pamiętam ...sos do spaghetti rozmrożony, makaron gotowy do gotowania, kawał sernika gotowy do zabrania. A ja najchetniej wlazłabym do garderoby, przykryła się jakąś szmatką i poszła spać. Bo jutro rano fryzjer, a po południu ....tv internetowa , dobrze że mam świeżutkie bordowo fioletowe pazurki :D . Teraz chodźmy w las ....

A to " tytułowe " Królewskie Źródło, z którego wedle legendy płynie woda miłości. A przy źródle owym odpoczywał Jagiełło w drodze na Grunwald. 

I tymi oto akcentami kończę dzisiejszą bazgraninę, życzę wam miłego popołudnia. Ahoj!!!

16 lutego 2020 , Komentarze (12)

na chwilkę. Sernik już w piekarniku ( Młodszy Paszczur jutro przybędzie, co prawda jęczała w sprawie pączków, ale się nie wyrobię...po prostu nie ma takiej opcji) zabierze go sobie solidny kawał. Kapusta obgotowa, zaraz ją rozdrobnię, pieczarki się smażą , cebulka posiekana , zatem farsz do krokietów się czyni. Za oknem cudne słońce, po południu marsz do parku na obserwacje wiosennych przebudzeń. wczoraj gościłam Długoręką, pojechała z mamą na zabieg no i wyszły komplikacje...mama miała bardzo wysoki cukier, nie mogli zacząć zabiegu, próbowali go obniżyć, oczywiście były telefony do mnie jaką insulinę bierze mama...odesłalam do domu gdzie był szwagier, na szczęście wszystko udało się znaleźć, podać i mama po zabiegu, a Długoręka siedziała u mnie i czekała na sygnał, ze szpitala że pacjentka gotowa do odbioru. W miedzyczasie zjadła sobie obiad jako zapóźnione śniadanie i poprawiła drożdżowymi różyczkami . no bo przecie musiałam zutylizować drożdże, jak dobrze pójdzie to jeszcze wieczorem z połowy kosteczki drozdży uczynię bułeczki śniadaniowe. Na razie poleguję i chłepczę herbatkę malinową. Psinki porozkładały się koło mnie i tak w kwartecie się " leraksujemy" a was zapraszam na kolejne leśne wędrowanie. 

Pięknej niedzieli życzę wszystkim. Ahoj!!!

14 lutego 2020 , Komentarze (19)

dla chłopczyka i dziewczynki a mnie jakoś tak nostalgicznie, może dlatego , że jak rano zasiadłam do kawy to padał deszcz ze śniegiem a to jakoś ...nie nastrajało " reumatycznie" :D. Teraz stygnę, bo skończyłam właśnie moje nikowanie. Tradycyjnie robię przegląd tego i owego. I podejmuję decyzje. Kurcze, spodni nie wygrałam, trochę szkoda bo 26 zaczynam " orzekać" , wypada wyglądać, nie tylko zza stołu sędziowskiego8). No nic....dam radę. Szczęście, że w poniedziałek lecę zrobić nowe pazury a we wtorek , nową głowę;). Mam dzisiaj trochę luzu, plany się pozmieniały, wczoraj zadzwonił Paszczur Starszy, ledwie skrzeczący i oznamił, że nie przyjadą bo ona chora i wygrzewa łóżko. No ale ..przecie żarło już zakupione to trzeba je było przerobić, zabrałam się za produkcję zrazików ...które zaraz doprawię , o masz dobrze, że piszę do was bo mnie oświeciło, że ja nie osoliłam mięska ,już naprawiłam błąd. Ale Paszczur  Młodszy był w pobliżu u klienta i skorzystał na odwołaniu siostry. Tyle, że ze zrazami bym nie zdążyła, ale wykonałam zamówioną zupkę pieczarkową, a jutro zsiekam drugie pudełko pieczarek, dodam cebulkę, ugotuję kapustkę , wszystko podduszę i zamrożę, będę miała jako farsz do krokietów ::D. I to chyba na tyle ...pierwszy Walenty przysłał kartkę o 3 48 , potem następni Walęci ...składali hołdy(kreci), fajnie mieś fanów i do tego " pamiętliwych" . Teraz zapraszam tradycyjnie w las...

I to by było na tyle....przemiłego dnia. Ahooojjjj!!!!!!!!!

12 lutego 2020 , Komentarze (39)

co się lubi to się lubi to czego się nie lubi8). Dzisiaj wlazłam na kłamczuchę bo mi nie dawał spokoju ten wczorajszy wynik , no i jest 1,2 kg mniej niż wczoraj. Ooooo , to są naprawdę ostatnie chwile w podszawkowym zaciszu. W przyszłym tygodniu są wagi , to kupię nową , dosyć. Wczoraj było mi tak nijako ...upociłam się należycie przy nikowaniu, potem planowałam się relaksować po aktywnym poniedziałku a tu.....niespodzianka dla Janka, zadzwonił dawno nie widziany kumpel i wylądowałam na kawie i winku. I wiecie ...tego mi trzeba było, żeby mi krążenie w nogach poprawić. Spałam cudnie , znowu wędrowałam , tym razem byłam z wizytą  u współlokatorki z sanatorium:D. Potem wędrowałam po mieście trochę na dolnych końcówkach, trochę autobusem z małym Paszczurem Młodszym....chciałyśmy dojechać do studia telewizyjnego, bo małż miał brać udział w jakimś programie. Prosiłam go żeby zmienił koszulę na słonecznie żółtą....bo miał piękną granatową marynarkę i stwierdziłam że połączenie granatu z tą piękną żółcią będzie wyglądało świetnie. I to by było tyle z popołudniowo nocnych ogłoszeń parafialnych. Właśnie zjadłam śniadanie, dopijam kawę , odczekam troszkę i ponikuję należycie :D. A potem ...w zasadzie będę się lenić. Zgrillowałam wczoraj indycze sznycelki, zrobię sałatkę z sałaty lodowej papryki, ogórka i pomidorka, podgrzeję tortille pełnoziarniste, zrobię sos jogurtowo czosnkowy i będę miała obiad. Aaaa i wczoraj odezwał się dzieć łódzki z pytaniem kiedy będę robiła pączki dla dzieciów warszawskich, była niepocieszona że w sobotę, a następne w tłusty czwartek,  miała być w domu w przyszłym tygodniu min, w ów czwartek, bo jakieś szkolenie planowano, niestety plany się zmieniły, więc obiecałam jej że zrobię pączki 26 bo tak będzie w okolicy domowej ...no i proszę ...z trzech tegorocznych tłustych czwartków zrobiło mi się cztery :D. Ale co tam....zrobię, zrobię ....lubię sprawiać przyjemność. A teraz ...w las idziemy moi państwo ...w las. 

miłej środy. Bye (pa)

11 lutego 2020 , Komentarze (25)

tydzień, zakończył się porażką 0,5 kg w górę . I znowu wracam do starego błędu ...zbyt mało jem. Ech durna jestem, durna. Wczorajszy dzień ...obłędny. Dawno już tak nie ganiałam z jęzorem na brodzie. Jeszcze po 18 miałam klienta, wyszedł po 20 . Miałam naprawdę dosyć. Moja siostra ( jestem nauczycielką więc wiem) pojechała sobie na narty i ( jako uprawniona do pobierania maminej renty z konta) zostawiła mamę bez kasy. Pojechałam wczoraj do mamy, zabrać dzienniczek cukrów i do diabetolożki, żeby ustawiła insulinę. Chciałam dzisiaj zabrać mamę na obiad ( szwagier w sobotę runął na szklany stolik i poważnie pociął rękę, na szczęście lewą, ale w palcu serdecznym i małym przeciął ścięgna, zszywali mu je, ma doczepione jakieś gumki, które ma naciągać tymi palcami, z ręki ma do łokcia laleczkę bez mała Chuky) ale poprosiła, że się nienajlepiej czuje i nie chce jechać ...za to , miałam jej zrobić zakupy. Po wyjściu od lekarki, zadzwoniłam po małża bo się okazało że pani doktor przepisała zupełnie nową insulinę ( tydzień temu wykupiłyśmy inną insulinę) i mama miała ją rozpocząć już od wieczora, zatem trzeba było wykupić receptę a ja bezpieniężna. Wycpykałam się rano na zakupy a potem popłaciłam rachunki. No i trzeba było uderzyć do Bankomatu w pożyczkę i tak z jęzorem na brodzie, od lekarza do apteki, po zakupy, do mamy, wyjaśnić jej co i kiedy i w jakich dawkach brać, do domu , szybki posiłek, nawodnienie i pan klient, potem telekonferencja na którą zaprosiła mnie Iza i po prostu nie wytrzymałam ...przerwałam pobyt na prezentacji i powlekłam się pod prysznic, a potem do łóżka. Dzisiaj rano rozczarowanie na kłamczusze...ale tego się niestety spodziewałam, bo widzę że znowu mi się " nie chce" jeść i nie jem, czekam a głód. A waga nie czeka. No nic...właśnie skończyłam śniadanie, poczekam jeszcze moment aż mi spadnie w odpowiednie miejsce z żołądku i zaczynam krążenie. Tymczasem ślepka wam podrażnię leśnymi widoczkami. 

Miłego, mało męczącego dnia , ahoooojjj.

10 lutego 2020 , Komentarze (18)

zapowiedzią szalonego dnia. Po wczorajszych leśnych bywaniach, padłam już po 8 i spałam snem sprawiedliwego, oczywiście sny miałam przecudnej urody i aktywności. Najpierw zażywałam kąpieli w ogromnej dmuchanej wannie ...na ulicy , wzdłuż jednego z chodników były rozstawione wanny , oddzielone od siebie kotarami ( porobione były takie pokoje kąpielowe) , cena było mało atrakcyjna bo 95 zł, więc nie mam pojęcia czemu się zdecydowałam na taki " zabieg", potem mi się śniło że byłam w Australii, razem z moimi psicami ( wszystkimi trzema) jakiś dziwny pokój ala winda ...był " przedsionkiem" do Australii, potem jechałam autobusem do hotelu, miasto z mało atrakcyjną architekturą , chciałam zrobić zdjęcia i okazało się że mój Nikuś zdechł, potem znowu mi się sniła kąpiel , tym razem w basenie, pływałam z Michałem i jego wnukiem Leonem, potem pobyt w łazience z grupą mężczyzn ( tylko w ręcznikach) za cholerę nie mogłam się dopchać do umywalki, żeby zęby umyć, w końcu dopadłam sedesu ale i tam przylazł za mną chłopina i tez szorował szczękę nad sedesem . W końcu się obudziłam, jazda po zakupy ...wydałam nieziemską ilość pieniedzy ...przez przyjazd następnych Paszczurów tym razem warszawskich ( no i wina nowe zakupiłam i sery bo będą w sobotę i niedzielę - dziecki nie sery) poza tym Paszczur mi przysłał długaśną listę " życzeń" kulinarnych. Wróciam do domu a tu już telefon od jednego klienta - przysłał pismo od komornika, poszukałam, znalazłam, napisałam odesłałam. Potem zadzwoniła klientka, poinstruowałam i na koniec kolejny klient - śmieciowy, z tym umówiłam się na popołudnie, bo zaraz śmigam do lekarki w sprawie mamy. I tak mam urwanie no nie wiem czy głowy dzisiaj. Teraz połaźcie sobie po lesie a ja się ewakuuję . 

Miłego popołudnia. Bye.

9 lutego 2020 , Komentarze (25)

:D:D. Ale od początku . Na wczorajszy koncert postawiłam na moc, tak przekornie, bo przecież piosenka poetycka. Ciemne oczy, czerwone usta ...reszta w bladych szarościach oraz bielach i czerniach ( portki)

Koncert niezwykły, lubię kiedy artysta wciąga do współpracy widownię. I kiedy mnie " oświeca" nie wiedziałam , do wczoraj że piosenka Na mnie już  pora - to piosenka autorstwa Kondraka - znam ją z wykonania Marka Dyjaka ( zresztą to jedna z moich ulubionych piosenek) , posłuchajcie Wstań przyjaciółko ma, albo Moje usta przepełnione twoimi ....rewelacja, szczególnie w obliczu nadciągającego święta zakochanych. Wróciłam przed 23 ale zanim przerzuciłam filmy, zanim je wrzuciłam na FB bo już było po północy. Spałam niezwykle smacznie. 

Wczoraj, w obliczu zapowiedzi, ostatniego słonecznego dnia zaproponowałam małżowi żebyśmy pojechali do lasu ( Królewskich Źródeł) ja bym sobie pocpykała leśnej zimy, on by odpoczął . Nawet dzieć mnie popierał ( bo chłop się już wczoraj opierał). Rano się wyszykowałam i kiedy się pojawił, rzekłam " możemy jechać" na co znowu usłyszałam " nigdzie nie jadę, muszę naszykować lodówki, muszę zrobić pralki" - hmmm. zastosowałam metodę na żabę - czyli się nadęłam i ściągnęłam strój " leśny" za pół godziny telefon - " jak chcesz to mogę cię zawieźć" , oczywiście że chciałam ....złapałam banana w zęby i poleciałam. O 9 byłam już na cichutkim, puściutkim parkingu. Szczeżuj zapytał ile mi zejdzie, powiedziałam, że jakieś trzy godziny, chłopina był w szoku, że nikogo nie ma w lesie, pocieszyłam go że to tylko chwilowe. Po czym ja podreptałam w las, a on wrócił do domu.To były cudowne ( prawie) trzy godziny, rześkie, chłodne powietrze, świergoczące i pukające ptaszki, plumkająca woda i w zasadzie ciiiiisza, ciiiiiiiiiiiiiiisza przez ponad dwie godziny. Minęło mnie jakieś starsze małżeństwo , poza tym, mrozek, słońce, natura i ja. Powiem wam, że zmarzłam na dwa milimetry ( oczywiście ja artystka w adidaskach , lekki sweterek , kurtka akurat :D, ale warto było .Mykając leśnymi pomostami usłyszałam dziwny ptasi pisk, myślałam, że to jastrzebie...albo coś innego drapieżnego, podniosłam głowę i zobaczyłam dwa wielkie białe ptaki. W pierwszej chwili pomyślałam że to bociany ..ale bociany tak nie kwilą, może to były żurawie? Niestety nie zdążyłam ich uchwycić obiektywem...ale nałapałam sporo innych piękności. Oczywiście podzielę się nimi z wami. Tylko najpierw skończę park i śnieżny księżyc. O 12 rzuciłam się w stronę parkingu i okazało się że małża niet...umyślił sobie, że zadzwonię do niego jak będę chciała wracać. Szkoda że mi tego nie powiedział, kiedy mnie " wywalał w lesie", zatem usiadłam z dala od tłumów...grillujących, smażących, wrzeszczących, biegających i co kto chce i czekałam. Małż zajechał i niecenzuralnie zapytał " ku..a a skąd tu się wzięło tylu ludzi" :?. No cóż....powiedziałam, że za miesiąc trzeba będzie przyjechać już nie o 9 ale o 7 żeby delektować się pięknem przyrody w ciszy i spokoju. Tak że przedpołudnie miałam cudowne, dzisiaj odpuściłam nikowanie, bo nadreptałam sporo kilometrów po lesie. Na chłodzenie pomogła herbatka pomarańczowo imbirowa.Dzisiaj wcześniej wpadnę pod gorący prysznic a potem do łóżka. Tymczasem wrzucę wam trochę obrazków parkowych. Wspaniałego niedzielnego relaksu. 

Do miłego. Ahoojj!!!

8 lutego 2020 , Komentarze (17)

czyli mła. Leżę bo mi kopyta wlazły w podogonie ( ale przynajmniej wiem, że trzy godziny , ba nawet 4 godziny stania na Santanie wytrzymam) , były dziecki zielonoprzylądkowe ( nie mylić z zielonoświątkowymi) bo miały podstrzyżyny u Dawida, no i mamusia od rana urzędowała przy garach . Przede wszystkim dzisiaj miałam pierwszy raz w tym miesiącu 20 lutego. czytaj - tegoroczny tłusty czwartek. Oczywiście koło 9 wpadła Długoręka ze słowami " na Kopcu Kościuszki już byłaś" ? Powiedziała grzecznie żeby się goniła, bo normę dzisiejszą to ja wykonałam wczoraj bo łaziłam rano, potem nikowałam ( czyli kopcowałam niczym Dulski) a potem znowu łaziłam , bo zdjęciowałam w parku. A dzisiaj to łażę po kuchni. Oczywiście spytała " co dobrego robisz" ? - pączki, " a za ile będą"? - za godzinę - no to sobie posiedziała, pożarła cieplutkiego poczusia i odrzekła - dobre, ale nie będę cię chwaliło bo by ci się we łbie przewróciło. Potem upiekłam ziemniaczki , usmażyłam kotlety i zrobiłam mizerię  i jak dziecki przybyły to już miałam obolałe koniczyny;), ale dobre serce mi się dzisiaj bardzo opłaciło. Paszczur młodszy wykorzystał mamusię przy zakupach kosmetycznych - spytała czy nie będę sobie kupowała kosmetyków przez internet, odrzekłam że dopiero mi przyszły cienie dwa dni temu, ale w cocolicie jest teraz promocja, to niech sobie zobaczy i jakby coś to zamówię bo i tak mam w schowku kilka rzeczy, sprawdziła i okazało się że tutaj jest jeszcze taniej niż na Mintishopie , gdzie czasem też coś kupuję. Więc sobie wpakowała do koszyka a ja dołożyłam czyścik do pędzli i krem do biustu ale kupię po niedzieli, bo teraz mam tyle kasy, żeby mi przeszło na moje supertajne konto czyli ...barcelońsko wyprawowe. Ale - do celu. Po ucieszeniu się dzieć spytał czy chcę jakiś prezent na urodziny, więc od razu powiedziałam, że chciałabym pojechać na koncert Hausera na Torwar, raz dwa, skontaktowała się z Paszczurem Starszym, ja wlazłam na plan sali, wybrałam sektor iiiiiiiiiil...........usłyszalam, ze bilet dostanę w Wielkanoc - czyli w moje urodziny. Huuuuuuura....bo już byłam wściekła że przegapiłam ten koncert, a tak chciałam na nich pojechać ( tzn. albo na 2cellos, albo na samego Hausera) dowiedziałam się o koncercie niedawno, ale nooo kasy specjalnie nie miałam, bo przecie poszalałam koncertowo w tym roku, a z tymi koncertami wiążą się dojazdy i pobyty więc mnie prezent urodzinowy baaaaaaaaaaardzo cieszy. Jak wspomniałam wybrałam się wczoraj do parku, polować na śnieżny księżyc to jedna z czterech najjaśniejszych pełni w tym roku. Posiedziałam w parku dwie godziny i zmarzłam jak cholera, jak wpadłam do domu to pognałam pod gorący prysznic ale wróciłam z takimi widokami. 

teraz wypindrowana czekam na Szczeżuję, podrzuci mnie na koncert Kondraka do Art Caffe. Wam również życzę miłego wieczoru. Ahooooooooj.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.