Trudny to był dzień jeszcze nie ma prądu, nawet pies się dzisiaj zbuntował drugi spacerek był krótszy.
Dzisiaj zamówiony obiad był ohydny a przede wszystkim słony, jakie to dziwne uczucie jeszcze 2 tygodnie temu mi smakował. Więcej nie zamówimy nawet F powiedział że nie. Nie wiem jak z jutrem nic nie mogłam dzisiaj przygotować. Nowy tydzień to będzie wyzwanie.
Dzień zapowiadał się super, rano śniadanko i spacerek po powrocie wszystko się zmieniło jakiś Baran ścinał drzewo i zerwał linie i nie ma prądu a że wszystkie sprzęty są na prąd więc gotowania na jutro nie ma. Dzwoniłam do sołtysa a on stwierdził że energia powiedziała że przywrócenie prądu przewidują na 20 -22.
Obiad zamówiliśmy i tu też wk.... bo wszystko wściekle słone i niedobre.
Nie pamiętam kiedy wytrwałam beż słodyczy 8 dni, 12 dni bez napojów słodzonych i w sumie trzymam dietę beż większych odstępstw. W sumie to dzisiaj jest pierwszy taki dzień z odstępstwem i to tylko jednym.
1 Jajecznica z szynką I szczypiorkiem.
2. Koktajl z gruszką i bananem.
3. Kiełbaska z ogniska z ketchupem i białą bułką (to moje odstępstwo).
4 Kanapka z razowca z szynką I ogórkiem.
aktywność dzisiaj:
rower stacjonarny 30 min wg zegarka 78 kcal. Dodatkowo grabienie liści jakieś 2 godziny i układanie drzewa może godzina.
Po takiej intensywnej sobocie F zarządził ognisko, miłe zakończenie dnia.
woda jakieś 3l, 2 x cappuccino, 2 herbaty.
Herbatka na ognisku co tu się porobiło, na ostatnim było mohito. No cóż zmiany zmiany zmiany. Podoba mi się to.
Od dzisiaj włączam rowerek na początek 30 min 3 - 4 x w tygodniu.
Bardzo fajny ten dzisiejszy dzień ale teraz czuję że zaszalałam na początek 2 spacerki:
Dzisiejsze menu:
1. Omlet z fetą.
2. Banan z migdałami.
3. Dorsz z ryżem i cukinią:
4. Marchewką z migdałami:
5. Tatar
woda 2l, kawa z mlekiem, cappuccino, herbata.
Praca zdalna ma swoje dobre strony mogłam dzisiaj zadbać o kwiaty pochowałam je już do domu. Wyciągnęłam zimowe kołdry, jutro czas na zimowe ubrania.
Dzisiaj pojawił się temat jedziemy na grzyby, nie lubię tam jeździć ale F bardzo lubi więc zabiorę kaloszki, psa i pojadę. Jeszcze nie wiem jak z dietą bo na wyjeździe nie da się wszystkiego kontrolować i co najważniejsze nie mam gdzie przygotować plusem jest chodzenie po lesie.
W pracy dzisiaj taki młyn że nawet gorącej herbaty nie miałam czasu wypić. Jak tylko sobie zrobiłam świeżą to jak na zawołanie albo dzwonił tel albo musiałam coś zrobić. Dziwne że udało się zjeść posiłki.
Menu:
1. Omlet z jagodami.
2. Koktajl z awokado I banana.
3. Spaghetti.
4. Orzechy.
5. Stek wołowy z sałatą.
woda 2l, kawa z mlekiem, cappuccino, herbata teraz.
złapał mnie deszcz więc spacer z psem zmienił się w próbę biegu do domu przez co skrócony o połowę.
jutro odbieram łożyska do roweru stacjonarnego i myślę że od drugiego tygodnia diety włączę chociaż na 30 min.
Bardzo było mi dzisiaj przyjemnie nie myśląc o gotowaniu na jutro obiadu, jutro wstanę przygotuję się do pracy i zabiorę pudełka.
Dzisiejsze menu:
1. Owsianka z jabłkiem.
2. Koktajl z mleka i malin, orzechy.
3. Gulasz wołowy z marchewką, papryką, pieczarkami i pomidorem.
4. Mus z figi i jogurtu.
5. Dwie kanapki razowca z awokado I ogórkiem.
W sumie kroków:
woda ok 2l, jedna kawa z mlekiem, 2 herbaty.
Dzisiaj w pracy bardzo nerwowo, wręczono kilka wypowiedzeń i to chyba nie koniec. Wybuchła awantura a szef na chłodno powiedział że nie stać go na zbliżające się podwyżki zusu. Wiem, że rachunek za prąd przyszedł olbrzymi, a w dodatku spadły nam dwa duże zamówienia. Sama się przestraszyłam, myślę że mnie to nie dotknie w biurze jest szef, księgowa i ja. Firma obok już się zamknęła. W firmie F wypowiedzeń nie ma ale mówił że było zebranie i tam też ogłoszono że w nowym roku mogą być zmiany personalne.
Tak pisząc ten wpis o pracy przypomniałam sobie że kiedyś w sytuacji stresowej w pracy już miałabym cukier 1000 zjadłabym chyba wszystkie czekolady z bufetu, byłam dzisiaj z siebie dumna nawet nie pomyślałam o zejściu do bufetu, ale natychmiast poczułam ścisk w żołądku.
zaczęłam przygotowywać sobie tabelę tygodniową słabo mi to idzie. W sumie to mam tylko kroki, kcal.
Niby miało być milusio leniwie coś tam miałam ugotować, a tu orka na ugorze. 😁
Rano śniadanie omlet z pomarańczą. Cappuccino i spacer z psem. Po powrocie już nie było tak przyjemnie Przekąska w biegu ale jaka:
Jeszcze w zanim zaczęlo się kuchenne szaleństwo pomagałam F w układaniu drewna w drewutni w sumie ok 1,5 godziny no i do garów od 13 do 16.30 tylko garnki zmieniałam. Przygotowałam obiady na 4 dni dla dwóch osób, bo mój F też ma sporo do zgubienia. Oczywiście ma większe porcję.
obiad: ryba pieczona i surówka z kapusty zjedzone w przerwie gotowania. Oczywiście w między czasie latałam do prania i takie to są efekty:
II Przekąska: brzoskwinia + garść orzechów I drugie wyjście z psem:
Jestem tak zmęczona że aż mi wstyd że mam taką słabą kondycję.
woda 2l z hakiem, 2 cappuccino, herbata.
Rano zmierzyłam cukier 116 czyli ostatni dzwonek na zmianę odżywiania.
Teraz z herbatką poczytam co u Was i chyba padnę spać. Pobudka o 5.