Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu. Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 161271
Komentarzy: 5229
Założony: 26 marca 2022
Ostatni wpis: 9 maja 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Babok.Kukurydz!anka

kobieta, 39 lat, Piernikowo

172 cm, 76.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 lipca 2022 , Komentarze (14)

W poniedziałek zrobiłam pierwszy trening z fitfy. Trwał on dość długo i przerwałam rozciąganie,. bo miałam wrażenie, że niepotrzebnie sę nad tym tyle rozczulam. Niby rozciągałam każdy mięsień, ale miałam też wrażenie,  że także i inne, które nie brały udziału w ćwiczeniach. Sam trening był fajny, a rozgrzewka trochę do pupy - wymachiwanie dużych kół ramionami średnio ma się do wysokości pomieszczenia, w którym ćwiczę. 

Dostałam od męża kółeczko do ćwiczenia brzucha. Powiem szczerze - pozazdrościłam Aśce. Ale spoko Aśka, hula hopa nie skopiuje - nie po drodze mi z tym narzędziem tortur ;)

Na imieniny mąż mi sprawił nowe słuchawki do biegania. Stare spadły kiedyś i poluzowały się mechanizmy wibrujące. Od tamtej pory na pewnej częstotliwości wchodzą we wściekłą wibracje,  które poruszają mi okulary na nosie. Przy okazji zobaczyłam, jak zużyte i wygłaskane są moje słuchawki. Wchłonęły litry potu i deszczu, były ze mną po 8godzin w pracy i dodatkowe 2 godziny na rowerze, jak dojeżdżałam do pracy - i bateria siadała dopiero jakieś 3 km od domu! Naprawdę najlepsze słuchawki, jakie kiedykolwiek miałam - nawet Grundig nebula nie zachwyciły mnie tak jak Aftershokz. No, choć HTC miał słuchawki ze skanerem kanału usznego i one jakością dźwięku przewyższały aftershokzy. Ale do biegania były słabsze, bo na kablu. Cieszę się, że mam teraz sprawną parę do biegania/sportu i starą parę do pracy. Bateria nadal działa ponad 8 godzin, więc nie wyrzucę ich tylko dlatego, że nie lubią niektórych dźwięków.  

We wtorek byłam zaś biegać. Kolejny bieg z planu na 10k. Bieg spokojny - powinnam biec wolniej niż to wyszło, ale czułam, że nogi same mnie niosły. Dwa razy tylko przeszłam do marszu, bo byłam w kontakcie z koleżanką, która użyczyła mi swojego kodu zniżkowego na zakupy w sklepie ANWB - kupowałam buty trekkingowe na październikowy wyjazd na Azory. Mam zamiar schodzić wulkan wzdłuż i w szerz przez dwa  tygodnie. Ale tak poza tym to nie czułam potrzeby, aby przejść do marszu lub zwolnić.

Pogoda była super, bo mimo słońca i chyba 22 stopni - wiatr był chłodniejszy. Lubię jak jest ciut chłodniej, bo tak się nie przegrzewam i łatwiej mi się biegnie. 

Mąż na moją prośbę kupił chustę rolniczą. Przywiązałam ją na samochodzie i tym samym dołączyliśmy do protestu rolników. Oboje jesteśmy z wykształcenia mgr inż rolnictwa, więc rozumiemy zarówno postulaty rządu jak i rolników. W tym przypadku uważam, że to rząd powinien ustąpić. Na ogół popieram działania tego rządu, bo naprawdę potrafią komunikować się z obywatelami i ich decyzje są zrozumiałe. Tutaj jednak uważam, że mniejszym złem jest zachowanie produkcji trzody i bydła na obecnym poziomie, jeśli nie chcemy strzelić sobie w stopę sprowadzając produkty żywnościowe z zagranicy i dać sobą manipulować cenami, jak jest obecnie z ropą. Inna sprawa, że sprowadzanie żywności z Bułgarii i innych krajów tanich, nie sprzyja zmniejszaniu śladu węglowego czy dopilnowaniu dobrostanu zwierząt i ekologii produkcji. Unia jest droga, ale zapewnia bezpieczne standardy produkcji i przetwarzania produktów żywnościowych. Moim zdaniem za jakość i zdrowie warto płacić ciut więcej. 

Dziś w planie jest kolejny dzień ćwiczeń z fitfy. Nie było jogi na przerwie w pracy, bo wczoraj zjadłam za mało i dziś byłam głodna. Normalnie pierwszy posiłek jem około 13-tej, ale dziś zjadłam około 10-tej.Z resztą wpadka-nie wpadka - dziś jadłam jako posiłek 2 rządki czekolady, bo musiałam czekać u mechanika aż skończy mi opony wymieniać i w pobliskim Aldi nie mieli w ogóle świeżego pieczywa i nie miałam nic, co mogłabym na szybko do jedzenia kupić. A byłam głodna jak wilk. Więc kupiłam czekoladę z płatkami kukurydzianymi i podjadłam. Do domu wróciłam bez głodu. 

Poniżej dam kilka zdjęć z mojego ogrodu. Mam bardzo dużo roślin karmicieli dla zapylaczy, w tym budleję i facelię.

Natomiast do domu przed ślimakami i innymi gąsienicami schowałam alstromerie. 3 z 11 odmian już kwitną. 

25 lipca 2022 , Komentarze (15)

Od 6 lat używam zegarka Garmin do biegania.. Najpierw Vivosmart HR, a teraz Forerunnera 245 music. Czaję się pomału, by kupić 255 music, ale póki ten jeszcze działa bez zarzutu to presji nie ma.. Skończyłam biegi zombie na 5k i wrzuciłam plan treningowy na 10k. Z garmina właśnie - mając te zegarki można bezpłatnie korzystać z trzech rodzajów planów treningowych od 3 znanych trenerów. Algorytm adaptuje plan do postępów w oparciu o założenia danego trenera. 

W sobotę wykonałam bieg testowy, aby program widział pracę mojego serca oraz tempo i kadencję. Po nim zaś poszłam dalej w teren i zrobiłam sobie interwały. Dla siebie, bo te 5 min benchmark run to takie nic, nie warto się ubierać dla 5 min biegu. 

Pogoda była słoneczna i bezwietrzna. 25 stopni. Nasmarowałam się kremem z filtrem i poszłam na godzinkę na zewnątrz. To wystarczyło, abym dostała bólu głowy, który czuję dziś - dwa dni później. Ja i lato to zła kombinacja.

Wczoraj wypadł mi pierwszy trening tego planu - bieg z odwrotnie ułożonym tempem. Zaczyna się wolno i biegnie coraz szybciej. Niestety podobnie jak dzień wcześniej - bolała mnie głowa i ani paracetamolem, ani ibuprofeem ani ketonalem nie potrafię tego zbić. Piję wodę, nawet uzupełniłam sól i nic. Więc z bólem głowy poszlam zrobić ten negative split run.

Po dwóch milach miałam już dość. Czułam, że jeśli nie zwolnię to ból głowy się pogorszy - a i tak sobotni wieczór przeleżałam w łóżku z zasuniętymi roletami. Przeszłam więc do marszu i miałam wrażenie, że tętno wcale mi się nie uspokaja. Próbowałam cośtam dobiec do mety, ale bez powodzenia. Tylko najszybszy odcinek ostatnich 400m przycisnęłam. Normalnie jeszcze truchtam do domu, ale tym razem postanowiłam po prostu iść.

Wieczór spędziłam z Ukochanym. Nie nadawałam się do niczego i gdzieś między tabletkami udało mi się choć kilka odcinków Umbrella Academy z nim zobaczyć. Jednak w nocy nie mogłam spać. Siedziałam z książką Anji Rubik i zabijałam czas. Potem poszłam i siedziałam do 1 w nocy i rozpisywałam nowy planer. Używam planerów szkolnych jako dzienników. Spisuję emocje, wydarzenia, swoje uwagi. Trochę pomaga rozsupłać myśli.

Rozpisuję sobie też progresy i plany w nich. Odchudzanie stoi niezmiennie od lat ;) 

Trochę mnie przeraziło - kiedy ostatni raz miałam wagę, którą uznawałam za dobrą dla mnie. Jezu! to już lata temu! Niech to posłuży jako motywacja.

Dziś w planach spacer z koleżanką, ćwiczenia na macie oraz ogarnięcie dzienniczka treningowego. Jak się uda znaleźć czas - bo chcę zdjąć żele i zrobić nowe - to wyjść pobiegać. Mam jeszcze kilka dni apkę do biegów zombie na 10k to bym sobie włączyła jakiś trening do posłuchania czy coś...

Jutro wracam do pracy z urlopu. Jestem ciekawa, co się pozmieniało. Mój kolega został sam na dziale, więc znając życie będzie miał dużo do opowiedzenia. Szykujemy się do dużego eksperymentu z nowymi odmianami kwiatów, więc jestem ciekawa jak to się rozwija. Zostawiłam go też, idąc na urlop, z listą kwiatów do wąchania. Ciekawe jak tam nasze nowe pachnące odmiany. Cieszę się, że nie musiałam tej listy dokańczać, bo faktycznie odkąd poszłam na urlop, nie mam objawów alergii. Trochę dupa być uczulonym na pracę, ale czasem tak już jest. Dwa tygodnie bez łaskotania w uszach i gardle, jupi!

Mąż pojechał na zakupy - nie wiem, co chcę jeść po pracy. Będę miała do zagospodarowania około 1000 kcal, więc coś się znajdzie. Do pracy będę zabierać sałatkę z kozim serem i kuskusem. Kanapka z jajkiem po racy na obiad - na ciepło z majonezem lub heks'n'kaas to jakieś 950 kcal. Sałatka to 350 kcal. Brakuje jeszcze jakies 400-500 kcal do zjedzenia. Trzeba to ogarnąć. Mleko w kawie zbożowej... może jakiś słodycz?

24 lipca 2022 , Komentarze (7)

Jak wspominałam - w sobotę tydzień temu wróciłam do domu  wycieczki rowerowej. Przejechałyśmy z przyjaciółką 480 km rowerami w tydzień. Wróciłam z wagą mniejszą [niewiele] niż wyjechałam. Od tamtej pory zaczął się festiwal jedzenia. Nie mam wszystkich zdjęć ale po kolei.

W sobotę czekał na nas obiad. Carpaccio z buraka i polędwiczki wieprzowe z pieczonymi ziemniakami.

W niedzielę wpadli goście. Mąż zrobił smażony makaron z kurczakiem w jogurtowym sosie czosnkowym, ale że goście zapchali się arbuzem i kiwi - było gorąco - oraz deską serów to obiad został na dzień później. Ja jednak wciągnęłam sporo piwa i sera i owoców.

W poniedziałek więc zjedliśmy ten smażony makaron, a we wtorek upiekłam zawijasa z lidla - kilogramowe ciasto filo z nadzieniem serowo szpinakowym. 

W środę były krewetki i świeżo upieczony chleb. Mąż sam piekł. 

W czwartek mąż zrobił parówki w cieście filo i dużo sosu czosnkowego, a później jeszcze pizzerinki upiekł.

Piątek zaczęliśmy od kanapek z awokado, serem dojrzałym i zieleniną. Potem mąż zrobił krem z pieczonych pomidorków koktajlowych.

Na kolację zaś spaghetti, które mąż zrobił sobie tydzień wcześniej, jak byłyśmy na rowerach, ale tak mu sos dobry wyszedł, że zamroził dla nas porcję. Było naprawdę wspaniale.

W sobotę zaś - w dniu wyjazdu przyjaciółki - mąż zrobił zapiekankę langedijkową. Langedijk to gmina w Holandii, która słynie z uprawy kapusty, więc ich zapiekanka zawiera dwie główki kapusty. Mam jeszcze jedną porcję na dziś.

Wczoraj pierwszy raz - choć wcześniej nie liczyłam dokładnie kcal, tylko wklepywałam w myfitnesspal 3500 kcal orientacyjnie - w tym tygodniu miałam deficyt kcal. 1500 ponad kcal zjedzonych. Uff - wreszcie. aga 73,2 kg - czas wrócić do 70.0 i odchudzać się dalej!

23 lipca 2022 , Komentarze (16)

Waga leci w górę jak głupia. Na rowerach nie przytyłam, ale od tego czasu mam mix kuchni męża, Boże jk on świetnie gotuje, i słodyczy jedzonych do maratonów filmów i seriali.


Ruch też jest ale nie tak dużo. Odbija się to na kondycji brzucha i wadze. Wczoraj były kajaki i trzecie w tym tygodniu lody. 


Strach się bać co by było, gdyby przyjaciółką została w Holandii 3 tygodnie. Dziś już się zaczynam pilnować. 

22 lipca 2022 , Komentarze (3)


Zaliczyliśmy dni folkloru w Schagen. Co czwartek odbywa się jakaś tematyka. Wczoraj były stroje. 


Mialam wczoraj biegać. Zamiast tego cały dzień oglądałam filmy i seriale z przyjaciółką. Padało. Nawet nie przesadziłam roślin. A mam takie ładne kolorowe doniczki przygotowane. Wszystko moklo w ogrodzie. 


Kupiłam sobie alstromerie w doniczce. Wygląda okropnie, bo jest stara I przerośnięta. Jednak kto wie, jak zadbać o nią, wie, że to duży potencjał. Dziś ją potne i dam przyjaciółce do Polski. Jutro wraca. 


Dziś jeszcze kajaki. 

19 lipca 2022 , Komentarze (6)

Dzięki za komentarze pod postem wczorajszym.. Nie -planuję w tym roku więcej takich wyczynów i zostało mi czekanie na kolejny urlop. Ale najpierw niech jeden się skończy ;)

Zaczynam znów biegać, ale nogi jeszcze nie wróciły do siebie po pedałowaniu. Ponadto upały i duszne powietrze obecnie mamy, Nic nie ułatwia. Ale nic to - damy radę.

Zrobiłam skan ciała i wyszło, że w pasie jest mnie mniej. 

Dziś chcę wykopać resztę tulipanów, ma być 34 stopnie Celsjusza, więc muszę się szybko ogarnąć. Mam już bikini i lecę zaraz do ogrodu. W domu pachnie liliami, bo jedna z kwitnących w ogrodzie pachnie.

18 lipca 2022 , Komentarze (13)

W 7 dni objechałyśmy jezioro Ijsselmeer [dawne Morze Południowe] na rowerach. Zapakowane byłyśmy do granic możliwości. Rowery elektryczne są bardzo ciężkie same w sobie [30kg] i do tego pełne sakwy, plecaki, zapasy wody oraz śpiwory.

Pierwszego dnia jechałyśmy dwuetapowo - zapora Afsluitdijk jest obecnie w remoncie - już dwa lata - i ścieżka rowerowa jest nieprzejezdna. Jest podstawiony autobus, w który można spakować rowery i oszczędzić sobie trochę czasu wioząc samemu rowery. 32km dalej droga była już przejezdna.

Po drugiej stronie zapory byłyśmy już w jakby innej Holandii. Dominował język fryzyjski na tabliczkach i na ulicy. Podwójne znaki drogowe, witające gości, tablice informacyjne. W języku holenderskim i fryzyjskim. Zupełnie też inna zabudowa i drogi. 

Drugiego dnia ruszyłyśmy dalej przez Fryzję.

Trzeci dzień prowadził już przez trzy prowincje - z Fryzji przez Overijssel do Flevoland.Trasa wygląda na trochę błądzenie, ale jechałyśmy zdefiniowaną trasą, która jest bardzo widowiskowa i gdyby skracać drogę to nie wjechały byśmy ani do ładnych wiosek i miasteczek, ani nie widziały rezerwatów przyrody, jedynych w okolicy bunkrów, domów, które były samotnymi wyspami, a po osuszeniu morza są stałym lądem itp...

Poniżej wizualizacja, że dany dom i jego kamienne wzniesienie były kiedyś otoczone wodą - szkoda, że nie przebija ten dom przez ten rysunek na szkle.

Odwiedziłyśmy - już spacerem - miasteczko Urk, które kiedyś było wyspą. Zrobiłam zdjęcie dla moich kolegów, ponieważ żartem wewnętrznym Holandii jest, że Urk to straszne miejsce i lepiej go unikać. Zaściankowe, religijne, nieprzyjazne ludziom z zewnątrz. Mi się podobało - głownie za sprawą kolacji z 4 świeżych ryb, które tam udało nam się dostać w restauracji. 

Czwartego dnia wzięłyśmy prom by dotrzeć do naszego kolejnego noclegu - znajdował się on w bliskim sąsiedztwie parku rozrywki Walibi World. Tu miałyśmy trochę gorsze warunki do spania - prysznic był campingowy w namiocie, toaleta w stodole,, przez którą trzeba było się najpierw przedostać labiryntem drzwi.

Piątego dnia wzięłyśmy 3 promy - najpierw by wrócić z polderu flevoland na stały ląd - polder ten został sztucznie utworzony na dnie morza 60 lat temu. Tam gdzie kiedyś była woda - Holendrzy zbudowali sobie całe województwo - drogi, miasteczka, szkoły, miejsca pracy - duże połacie pól uprawnych.

Nasze trzy promy to były 2 kursujące regularnie promy wożące turystów i mieszkańców oraz jeden prom turystyczny - który trzeba było samemu umieć obsłużyć. Te lubię najbardziej.

Szóstego dnia musnęłyśmy Amsterdam. Na szczęście obyło się bez wjeżdżania do miasta. Jedynie obwodnice rowerowe ponad autostradami.

Zatrzymałyśmy się na noc w pięknie położonym farmhousie u dwóch bardzo miłych facetów. Stamtąd już nie planowałyśmy zwiedzania i siódmy dzień był możliwie najkrótszą drogą do domu. Po drodze wstąpiłyśmy do Hoorn na mały spacer i do sadu z czereśniami po świeże owoce i kawałek placka z wiśniami. 

Łącznie wyszło nam 480 km w tydzień. Jestem z nas mega zadowolona. Przeżyłyśmy, było fajnie i jeszcze fajniej było wrócić do domu!

Polecam taką rozrywkę każdemu. Jadłam milion kalorii dziennie i wróciłam do domu lżejsza odrobinkę ;)

16 lipca 2022 , Komentarze (10)

Siódmy dzień wyprawy rowerowej. W domu. Z 3kg czereśni kupionymi po drodze. Czarne I słodkie. Jak lubię.

Ukochany zrobił carpaccio z buraka i polędwicę wieprzową z pieczonymi ziemniakami. 


Obejrzeliśmy trochę filmów i seriali. Czas spać. Jutro wpadają znajomi. 

15 lipca 2022 , Komentarze (2)

Za nami ponad 400km. Do domu około 50km.

To już 6 dni w podróży rowerem wokół IJsselmeer. Jest dobrze. 

Jutro ostatni dzień. Ostatnie kilometry. 

13 lipca 2022 , Komentarze (5)

Vitalja wciąż wywala komunikat, o braku dostępu do serwera, więc nie będę ryzykować z milionem grafik, żeby się to straciło. Zostawiam więc ttlko podsumowanie.

Więcej szcsefkw u mnie na blogu. Zdjęcia, dużo zdjęć. Wpis z dnia 3 pojawi się jutro. Dziś dzień drugi. 

https://kolekcjonermarzen.wordpress.com/

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.