Drugiego dnia nie było etapów. Autobusu zastępczego. Ale i tak wyszło prawie 60km. To jeden z krótszych odcinków.
Pierwszą noc spędziłyśmy w sypialni a la VW bus. W środku łóżko, dwa stołki i blat barowy. Zmieściliśmy wewnątrz cały nasz sobutek. Śpiwory się przydały.
Zjadłyśmy rano śniadanie na campingu. Była kawiarenka wewnątrz domu jak i ogrodzie przylegającym. Jako, że poranek był mokry to wybraliśmy jedno z po jeszcze wewnątrz. Zjadłam naprawdę duże i pyszne śniadanie.
Dalej ruszyłyśmy na południe. Szlak nakreślam sobie co rano, aby uzgodnić z Google co jest ciekawego do zobaczenia. Tym razem była to fontanna w kształcie ryby, czerwony klif, punkty obserwacyjne ptaków i bardzo urocze miejscowości Fryzji.
Po drodze wjechałyśmy też na farmę mleczna, gdzie można usiąść w ogródku i zjeść domowe lody z sezonowymi owocami. Wybrałyśmy wiśniowe sernikowe. Przy okazji krowy wracały na dokarmianie do obory.
Kupiłyśmy do posmakowania dwa soki. Też robione w domu. Jeden z melisy z cytryną a drugi z werbeny z cytryną.
Domek, który wynajęłyśmy znajduje się na tyłach farmy. Obserwowałyśmy do późnego wieczoru, jak rolnik, chyba Bart który wpadł dać nam porzeczki, zbiera siano. Poszłyśmy spać przed 22, a Bart dalej pracował. Mamy łazienkę, więc wreszcie można było się umyć. Na campingu były prysznice, ale uznałam że wolę poczekać. Mamy dwie sypialnie więc spałyśmy w osobnych łóżkach. Uroki oszczędnego wyjazdu.
Na śniadanie melon I kanapka z serkiem plus soki do smakowania. Wczorajszy jogurt pitny limonkowy bardzo nam smakował.