Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu. Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 125475
Komentarzy: 4907
Założony: 26 marca 2022
Ostatni wpis: 17 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Babok.Kukurydz!anka

kobieta, 39 lat, Piernikowo

172 cm, 77.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 listopada 2023 , Komentarze (2)


Wczoraj poszłam po tygodniu przerwy biegać. Garmin chciał bym zrobiła 30 minut w tempie 8minpkm,ale nie miałam ochoty. Chciałam się wybiegać. Biec tak, jak mnie nogi poniosły. Włączyłam więc muzykę i dałam się ponieść. Momentami biegłam w tempie 6.10 ale było ono ciężkie do utrzymania. Czasem musiałam się zatrzymać, by przepuścić samochód czy aby wydmuchać nos. Zobaczyłam z bliska nowe wyremontowane przejazdy kolejowe za wsią i muszę powiedzieć, że wreszcie wyglądają bezpiecznie. Wcześniej było za wąsko, a że tory idą wyżej niż droga, to dopiero na torach było widać, czy jedzie coś z naprzeciwka. Obecnie nadal nic nie widać, ale jest dość szeroko na dwa samochody. Idioci pewnie nadal będą jeździć środkiem. 


Było naprawdę fajnie. Bieg tradycyjnie rozluźnił mi jelita na tyle, że ledwie do domu doszłam na czas. Nie mam pojęcia, jak to opanować. Jak nie zaparcia to biegunka. Ale fakt, że w weekend była wyżerka bo mąż zaserwować 4 dniowy obiad dla znajomych w sobotę, który w niedzielę do jadaliśmy. 


Nie poszłam więc na siłownię, a chciałam po bieganiu. Niestety nie udam swoim trzewik na tyle. Dziś pójdę. Odwołałam spotkanie z Annet i pójdę na siłownię. Na rowerki w środę też jestem już zapisana. 


Bedzie git. Tłuszcz spadł o 0.6proc.

18 listopada 2023 , Komentarze (8)

Dziś tylko zdjęcia, bo wczoraj już dawałam wpis. 

Podróż zajęła mi ponad 8 godzin w obie strony. Wróciłam do domu po północy. Zasypiałam już w pociągu i później w autobusie. Cieszę się, że mąż mnie odebrał i nie musiałam mieć roweru na stacji, bo bym pewnie zasnęła na rowerze. W mieście poza swoim prowiantem wypiłam dwie kawy i zjadłam makaron we włoskiej restauracji. 

17 listopada 2023 , Skomentuj


Mam dziś wolne w pracy. Wczoraj zrobiłam dready znów i dziś mam dzień, kiedy wszystko będzie mnie swędzieć. Wolę sobie być w domu niż w pracy wtedy. Będę poirytowana, niecierpliwa, lepiej unikać ludzi i stresu. 

Pojechałam na siłownię rowerem, bo mąż wziął samochód. W drodze powrotnej złapał mnie lekki deszcz. Maszyny weszły na kolejny etap treningu i trochę zajęło mi przyzwyczajenie się do nowych obciążeń i ruchu. Tym razem ruch negatywny. Wyochnjecie wajchy nie było trudne, ale powolne jej opuszczanie już tak. Na koniec stała kolejka 4 osób aby zacząć trening i nie chciało mi się czekać na swoją kolej. Zrobiłam więc 2,5 rundy. Na więcej nie starczyło czasu. Wróciłam do domu, przebrałam się, zjadłam drugie śniadanie i spakowałam się na pociąg. 

 Kolega z pracy mówił mi jakiś czas temu, że teraz w Eindhoven jest Glow. Postanowiłam pojechać. Oczywiście pomyliłam dni kupując bilet i wczoraj mi on przepadł. Dziś więc kupiłam drugi raz bilet. Za głupotę się płaci. 

 W Eindhoven czeka mnie kilka godzin i powrót w nocy. Zabrałam wase z avokado i serkiem śmietankowym. W domu zjadłam banana, wafle ryżowe i skyr. Może pozwolę sobie na coś ciepłego na mieście. Nie wiem. Staram się jeść o tych samych porach co w pracy.


Nadal trwają prace na torach. Pociągi nie jada. Są autobusy zastępcze. Na dworcu widziałam grupkę polakow. Wyglądali na zdezorientowanych. Myślałam by zagadać I im pomóc, ale klneli dużo i palili marihuanę. Unikam ćpunów i chamów. Niech dalej czekają na pociąg, jak nie potrafią przetłumaczyć telefonem tablic z informacjami i zachować się publicznie. 


 Mam nadzieję, że glow będzie wyglądał ładnie. Wzięłam statyw i aparat i ustawiłam go na zdjęcia nocne. Mąż będzie czuwał, bo ostatnie komety musi mnie odebrać samochodem. Tak późno autobusy już nie jadą.

16 listopada 2023 , Komentarze (1)


Bylam znów na rowerkach. Było super. Prowadzący zapowiedział, że w grudniu nie będzie zajęć, bo będzie na wakacjach. Szkoda.


Karnet mam do końca stycznia. Poradzę sobie chodząc tylko na eGym. 

14 listopada 2023 , Komentarze (5)


Waga pokazała mi 74.9kg. Wreszcie poniżej 75 kg. Jednak nie ufam, żeby taka tendencja spadkowa się utrzymała. Coraz częściej napadają mnie chwilę podjadania. Staram się trzymać słodyczy, które sobie za siłownię i bieganie wkładam do pudełka pokus, ale bywają rzeczy spontaniczne, jak wafelki które mąż zrobił. 


Z pozytywnych wieści to poszłam pierwszy raz w tym tyg na siłownię. Na środę mam zaplanowane rowerki. Zapisanie się na te zajęcia granicy z cudem. Ustawiłam budzik aby się zapisać jak tylko będzie to możliwe. Mimo to było już 10 osób zapisanych. 

13 listopada 2023 , Komentarze (5)


Wczoraj poszłam a spacer po wizycie koleżanki. Była mgła i nic nie było widać. Mogłam wziąć lampkę, ponieważ, nie było widać ani księżyca ani gwiazd, w dodatku mgła zaklocala też widoczność konturowa i cieni. Ttm razem było strasznie. I musiałam się orzekrasc przez plac budowy, bo rozkopali nam tory i nie ma jeszcze nowych podkładów. Myślałam, że będę musiała zawrócić 5 km i wracać którędy przyszłam. 

Koleżanka przyniosła tokkenspel. Nowa gra podobna do keesenspel. Bardzo fajnie się grało. Jak zwykle mój mąż był bezlitosny. Wygrałam 2 rundy z 3. Fajnie minął wieczór. Mąż zrobił wafelki z nadzieniem speculaas. Zjadłam chyba połowę z nich sama. Kocham wafelki. 

12 listopada 2023 , Komentarze (4)

Na świętego Marcina w Holandii Północnej [ponoć to lokalna tradycja] dzieci chodzą z lampionami po domach i śpiewają piosenki. W zamian dostają słodycze. Każde dziecko bierze po jednym cukierku i idzie dalej. Mówię o tym, bo kolega mieszka naprzeciwko ośrodka, gdzie ulokowano uchodźców z Ukrainy i skarżył się rok temu, że te dzieci nie potrafią się zachować i całymi garściami brały cukierki i musiał jechać do sklepu kupić. Z resztą podobne skargi są u nas w pracy. Jak na urodziny są przyniesione ciastka i inne słodycze, to Holender weźmie jedno i pójdzie dalej, a Polak bierze po jednym z każdego rodzaju. Cóż... na wschodzie Europy ludzie są gościnni to i goście są nauczeni, że im więcej się należy. Myślę, że to kolejny przykład, że Holendrzy potrafią grać zespołowo, a Polacy - nie. Holender weźmie mało dla siebie i zostawi dużo dla reszty.

Kilka lat temu uznaliśmy z mężem, że choć świętomarciński zwyczaj podoba nam się tutaj w Holandii, to jednak chyba nie jest to zgodne z naszymi charakterami. Przygotowaliśmy w jednym roku polskie słodycze. Dzieci nie wiedząc co to jest, były bardzo zmieszane. W kolejnych latach mieliśmy więc holenderskie słodycze. Jednak tu wychodzi to, że nie mamy sami dzieci. Więc dzieciaki na wsi nas nie znają. Nie znają nas bo nie siedzimy na tym samym placu zabaw, co ich rodzice i z nimi też się nie znamy. Rodzice nie wiedzą jak z nami rozmawiać, dzieci się nas boją. Jak przychodzi do zaśpiewania piosenki to dzieciom glos w gardłach utyka, a rodzice dodają otuchy swoim "zing maar". My zaś biegając co chwilę do drzwi w sumie też nie mamy spokojnego wieczora. Aby więc nie kontynuować tego wieczoru ogólnych zażenowań, postanowiliśmy wychodzić z domu 11 listopada. Kilka tygodni temu wiec mój mąż powiedział do mnie - "na św. Marcina zabieram cię na randkę". I bardzo mi się ten pomysł spodobał. Do tej pory chodziliśmy do kina, ale nie grają jeszcze Ballad of songbirds and snakes, więc miał inny pomysł.

Zanim jednak wyszliśmy, zdążyłam pójść na siłownię i wyprać dready. Niestety trochę poszarzały, bo skarpetki, z którymi szły w pralce, puściły kolor... Jestem trochę zła, bo te przedłużenia kosztowały mnie jakieś 400 euro.

Ukochany postanowił zabrać mnie do muzeum. Ogólnie bardzo lubię muzea, a to szczególnie jest fajne. Jest niewielkie i obecnie trwa tam czasowa wystawa "Budowniczowie Holandii". [https://www.huisvanhilde.nl/2023/11/nieuwe-tentoonstelling-de-makers-van-holland-900-1300/] W muzeum Huis van Hilde znajdują się artefakty znalezione na terenie Holandii Północnej i niektóre datowane są na erę neolitu. Sama pochodzę z okolic Biskupina i od dziecka jeździłam tam do muzeum i na teren rekonstrukcji. Później - po okresie zlodowaceń - teren ten zamieszkiwały ludy osadnicze, a dalej toczyły się walki z legionami Imperium Rzymskiego. Rzymianie nie zdołali jednak zdobyć podmokłych terenów Holandii [Holandia to tylko część Niderlandów] i odpuścili sobie. Jednak ich monety, pancerze, miecze, kości, nadal są w holenderskiej ziemi.

W centrum sali stały postacie zrekonstruowane na podstawie znalezionych szkieletów, groby i grobowce, a na obrzeżach sali - przedmioty znalezione podczas wykopalisk czy prac ziemnych.

Były wystawione także fragmenty szkieletów zwierząt, na przykład szczęka mamuta z wyraźnie masywnymi trzonowcami. Poroża wielkich prehistorycznych jeleni, flety i ozdoby zrobione z kości i gliny, garnki, klamry do ubrań, itp.

Detale figur woskowych przedstawiających ludzi zamieszkujących te tereny setki i tysiące lat temu były niesamowite. Ilość szczegółów w choćby samych dłoniach, w których postacie trzymały narzędzia, monety czy broń - bardzo mi zaimponowały.

Były też gry dla dzieci. Jedna rodzina chodziła z klaserem, gdzie dzieci wklejały nalepki z artefaktami, które widziały na wystawach. Więc musiały aktywnie szukać kielichów, broszek, łyżeczek i innych drobiazgów, aby móc wkleić ich zdjęcie do klasera i pokazać przy wyjściu, że na pewno wszystko widziały. Dzieciaki miały przy tym zabawę, a rodzice mieli ciekawy sposób spędzenia z nimi czasu. Była też jedna ukraińska rodzina i ich córka w stroju Elsy z Krainy Lodu też szukała artefaktów.

Nam spodobała się gra, w której trzeba było ułożyć szkielet owcy. Była skrzynka z kośćmi i wyżłobiona figura owcy i niczym puzzle, dzieci mogą dopasować elementy do siebie. Takie trochę bardziej przerażające puzzle, które uzmysławiają dzieciom, jak wygląda praca archeologa.

W kolejnym pomieszczeniu były eksponaty na wyciągnięcie ręki. W specjalnych skrzynkach leżały elementy wystawy, z którymi dzieci mogły iść do stolika i tam z kimś prowadzącym coś z nimi robić. Nie wiem co, bo obecnie się nie odbywały takie zajęcia. Jednak stał za to w gablotkach zrekonstruowany z jednego ze szkieletów chłopiec. W jednej gablotce w ubraniach z epoki, a w drugiej w ubraniach współczesnych. Moim zdaniem jest to ciekawy sposób, aby uzmysłowić dzieciom, że każda kość to było kiedyś życie. Że nie chodzi tylko o szkielety leżące w szklanych gablotach w muzeum, ale że to był kiedyś ktoś taki jak ty czy ja.

Była jeszcze aula, w której można było obejrzeć film o zmianach sedymentacyjnych w Holandii Północnej. Projekcje z czasów, kiedy Morze Wattowe, ani Morze Północne nie istniało. Kiedy przez Castricum przepływała ogromna rzeka, którą słona woda wdzierała się w głąb lądu. Jak teren się osuszał, gdy opadał poziom morza i gdy ludzie zaczęli budować poldery. Na całą wysokość auli był też profil glebowy. Widać było w nim ślady pługa sprzed setek lat. Nie zwróciłam uwagi sprzed ilu lat, ale może to były warstwy ziemi z odkładnicy pługa, który ciągnął wół 2,5 tys lat temu? Lubię takie klimaty.

Po zwiedzaniu, mąż zabrał mnie na spacer. Najpierw poszliśmy na punkt widokowy, a następnie pospacerować po samym Castricum. Na spacerze widziałam najwyższą górkę, jaka chyba może być w Holandii. Choć może przesadzam - może jest to równie duża górka jak w rezerwacie wydm w Julianadorp? Na schodach straciłam oddech.

Powyżej znajduje się punkt widokowy. Dość ciekawa konstrukcja. Z niej rozpościerał się widok na wydmy i okoliczne miejscowości. Było też zaskakująco dużo drzew. W mojej okolicy nie ma ani jednego lasu i bardzo mi tego brakuje.

Po spacerze, mąż zabrał mnie na kolację. Zjadłam pyszną zupę musztardową, steka i deser z lodami cynamonowymi. Mąż zaś zjadł tatara z makreli z łososiem, długogotowanego steka i odpuścił sobie deser.

Był to wieczór, kiedy miała być widoczna zorza polarna, więc udaliśmy się znów na punkt widokowy i stamtąd obserwowaliśmy niebo. Nie było widać zorzy, bo było dużo chmur i kulminacja już minęła, ale widzieliśmy dziesiątki samolotów lecących na Schiphol i pięknie podświetlone chmury łunami Amsterdamu, Alkmaar i lokalnych ośrodków przemyslowych.

Mogę zaliczyć ten wieczór do zdecydowanie udanych. Całość była dla mnie niespodzianką i nawet jak nie udało się zobaczyć zorzy - wrzuciłam się na listę mailingową łowców zórz w Holandii i powinnam dostać maila, gdy pojawi się kolejny wiatr słoneczny.

10 listopada 2023 , Komentarze (13)

W piątek miałam jedno z ostatnich spotkań z moim behandelarem - wcześniej pisałam "psycholog" ale to właściwie moja osoba kontaktowa w poradni zdrowia psychicznego, która ma pomagać mi z bieżącymi problemami i kierować dalej. Spotykamy się od ponad roku, zaś z samą psycholog spotkałam się kilka razy i jestem niby zapisana na listę oczekiwania na właściwe leczenie. Póki co wreszcie postawili diagnozę i zdecydowali się jakiemu leczeniu mnie poddać. Kay pomagał mi w trudnych okresach minionych miesięcy i wkrótce zacznie naukę na magistra i zostanę przekazana innej osobie. Od stycznia będzie to jakaś kobieta. Na razie więcej nie wiem. Jeszcze jedno spotkanie z Kayem, może dwa i koniec. Szkoda trochę, lubię go. Jest zabawny i pozwala mi spojrzeć na sytuację z trochę szerszej perspektywy.


Po obiedzie poszłam na spacer. Jakoś tak poniosło mnie na trasę, którą rzadko chodzę, bo ona mi się strasznie dłuży. Wydaje się krótka i jest urokliwa, ale za to jak się już nią biegnie czy idzie to ma się wrażenie, że tych zakrętów ma ona od liku i żaden nie chce być ostatnim.

Poniżej trochę zdjęć ze spaceru. Robione z ręki, więc są trochę rozmyte.

Zielonych latarni używa się, aby zaznaczyć skrzyżowanie, które łatwo przeoczyć. Czasami ustawia się też zielone ludki lub inne ozdoby, aby zaznaczyć wjazd do domu, kiedy na przykład kurierzy się gubią lub goście nie potrafią trafić. 

9 listopada 2023 , Komentarze (5)

Miałam dziś spotkanie z dietetykiem. Pogadaliśmy o emocjach i mam dostać jakieś zadanie na maila. Poprosiłam o nie, bo jakoś tak muszę mieć cel do wykonania. Samo gadanie jakoś do mnie nie dociera. Pani ma się naradzić z koleżanką, która pracuje w terapii czegoś tam i się do mnie odezwie. Kolejne spotkanie za miesiąc. 


Jak już byłam na siłowni to mogłam iść poćwiczyć, ale uznałam, że we wrócić do domu i pobiegać. Tak też zrobiłam. Tym razem bez narzucone go schematu. Pobiegłam tak, jak mnie nogi poniosły. 

W domu zaś mąż testował jakieś sajgonki czy gołąbki w liściach pora. Farsz zrobił z kuskusu perłowe go, czy jakoś tak, mięsa mielonego i warzyw oraz fety. Pomysł l własny. Jutro kupi kapustę pekińska i spróbuję zawinąć w kapustę. 

W zasadzie to cała moja kolacja. Jak wróciłam z siłowni to nic nie jadłam. Jak wróciłam z biegania to też. Tyle co 4 kostki czekolady. Dzień zamykam że spozytym 1400kcal.


Jutro chcę iść na siłownię. 

8 listopada 2023 , Komentarze (1)


Kolejny trening za mną. Niestety zajęcia z rowerkami były full. Poszłam więc na eGym. Czas minął szybko. Zrobiłam swoje i do domu. 


W pracy ostatnio tylko siedzę. Juz mam dość. Brzuch boli. Skóra na pośladkach piecze. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.