kolejny rok...
Nowy rok to dla mnie zwykle nowe postanowienia, których w większości i tak nie zrealizuję :(
Ale w tym roku postanowiłam założyć sobie cele realne :) To znaczy przede wszystkim wracam do Was i będę starała się gościć tu w miarę możliwości systematycznie.
Poza tym nie obiecuję sobie, że nigdy więcej nie zjem nic słodkiego, nic niezdrowego i że codziennie solidnie będę ćwiczyć, bo to utopijna wizja niestety.
Za to obiecuję sobie, że będę starała się jeść mądzre i zdrowo, nie będę załamywała się drobnymi wpadkami, tylko będę walczyła dalej i przez cały czas, a nie "od jutra, od poniedziałku czy od nowego miesiąca" ;-) I będę starała się jak najczęściej ruszać i ćwiczyć.
A Wam wszytkim życzę, żeby ten rok przyniósł Wam wiele dobrych rzeczy, miłych chwil i niezapomnianych przeżyć...
wracam na ring ;)
1 października, czyli dokładnie miesiąc temu, postanowiłam sobie, że przestanę palić. Próbowałam to połączyć z dietą, ale rzucanie dwóch nałogów na raz to koszmar ;) Teraz już prawie nie czuję chęci sięgnięcia po papierosa, a zatem zaczynam walczyć z drugim "nałogiem" - jedzeniem, szczeólnie słodyczy :) Nie będę stosowała żadnej diety, chcę po prostu mniej jeść i ograniczyć w maksymalnym stopniu sodycze, które uwielbiam.
Tylko jak mam dobrze zacząć, skoro dziś moja ukochana cicia zaprosiła mnie na obiadek ;) Ale postaram się pilnować i jeść wybiórczo ;)
Dziś taki nietypowy weekend, zatem życzę Wam dziewczynki, abyście spędziły go miło, spokojnie, znalazły czas na odrobinę nostalgii, ale też radośći...
wracam :)
Zapomniałam ostatnio o moich dawnych dobrych przyzwyczajeniach, jadłam co chciałam i ile chciałam. Na szczęście nie objawiło się to większą ilością kilogramów, waga stoi w miejscu, ale mimo wszystko czuję się z tym źle. Postanowiłam wrócić do zdrowego odżywiania. Jutro robię sobie dzień głodówki... tak tak... wiem, że to nie jest dobry sposób... ale to tak tylko jeden dzień, żeby oczyścic organizm. A od poniedziałku zaczynam znowu dietkować, to znaczy mysleć o tym co jem i nie przesadzać :)
karate...
Poszłam wczoraj po raz pierwszy na zajęcia karate. Nie sądziłam, że aż tak mnie to wkręci. Wprawdzie ćwiczyłam kiedyś samoobronę i strasznie lubiłam tamte treningi, ale już zapomniałam jak to było, kiedy ledwo żywa wyczołgiwałam się z sali :) A wczoraj miałam okazję sobie przypomnieć jak to jest porządnie się zmęczyć, dziś czuję się super :)
Dziś też udało mi się nie nagrzeszyć ;-)
Wprawdzie po wczorajszym intensywnym dniu nie miałam dziś siły na jakikolwiek sport, za to starałam się w miarę możliwości ograniczyć zjedzone kalorie. Teraz jest najgorszy moment, bo właśnie wróciłam z pracy i mam ochotę rzucić się na wszystko, co jest w lodówce. Ale postaram się nie dać i wypiję tylko zieloną herbatkę :)
Plan został zrealizowany :)
Dzisiejszy dzień był bardzo intensywny. Rano przejechałam 40 km na rowerze i bardzo boleśnie odczułam to, że mam mięśnie ;) A wieczorkiem w ramach relaksu wybrałam się na basen, a potem do sauny.
I chociaż na obiadek zjadłam kawałek pizzy (to jedno z popisowych dań mojego mężczyzny ;-), to po takiej dawce ruchu nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Ale kolację oczywiście odpuszczam i grzecznie idę spać :)
Odzyskałam motywację :)
Postanowiłam wczoraj ostro wziąć sie za siebie i powrócić do mojego dawnego zdrowego stylu życia. Oj, odpuściłam sobie ostatnio i pofolgowałam za bardzo.
Wczoraj zaczęłam dobrze, bo zafundowałam sobie wieczorkiem intensywny jogging. Dziś zamierzam wybrać się na rowerek.
A przede wszystkim zamierzam zacząć jakoś sensownie jeść, koniec jedzenia byle czego i byle gdzie, chociaż nie zamierzam odżywiać się energią kosmiczną ani odmawiać sobie wszystkiego, ale jakoś tak zdrowo i z głową jeść :)
Wszystkim Vitalijkom życzę udanej niedzieli :)
na razie czytam i nic nie robię ;)
Naczytałam się dzisiaj wpisów w waszych pamiętniczkach i chyba zatęskniłam za dietkowaniem ;) Przez kilka ostatnich miesięcy jadłam to co chciałam, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku :) Wprawdzie utrzymuję wagę, ale może przydałoby się zgubić jeszcze kilka kilogramów, albo przynajmniej wrócić do zdrowego odżywiania. Tylko jakoś motywacji mi brak, a nadchodzący weekend chyba też nie sprzyja podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu diety. Może od poniedziałku ;)
powroty... ;-)
Tak dawno mnie tu nie było, że prawie zapomniałam hasło do mojego konta ;) I właściwie nic się przez ten czas nie zmieniło, wagowo oczywiście. Bałam się, że ta nieszczęsna dieta kopenhaska (na której zresztą nie wytrzymałam do końca, ale przeżyłam całe 10 dni!!!) przyniesie krótkotrwałe efekty, ale na szczęście obyło się bez efektu jo-jo. Tak sobie pomyślałam, że wakacje to dobry okres na zrzucenie jeszcze kilku kilogramów, ale jeszcze nie mam pomyśłu na jakąś konkretną dietkę, może mi coś Drogie Vitalijki podpowiecie?
to już tydzień...
Wytrzymałam całe siedem dni na diecie kopenhaskiej, teraz myślę, że nie było to takie straszne, ale zaczynać od początku bym nie chciała.
W tym czasie prawie rozstałam się z moim facetem, ale na szczęscie potraktował moje wszystkie humory żartobliwie i stwierdził, że to nie ja, że to głód przeze mnie przemawia :) Jak to dobrze, że Go mam, bo wspiera mnie niesamowicie, choć do tej pory nie rozumie po co mi ta dieta. Ale wie, że jego tłumaczenia na nic nie zdadzą, więc pozostało mu tylko wspierać mnie i przygotowywać mi te wszystkie dietetyczne posiłki i co śmieszniejsze, to gotuje sto razy lepiej ode mnie :)
Właściwie to miałam przerwać dietę właśnie dziś, niestety nie jest to najzdrowsza i najmądrzejrza z diet, jest bardzo radykalna i osłabia organizm. Poza tym te 4 kg, które zgubiłam przez tydzień, na razie w zupełności mnie zadawalają. Ale ponieważ mam jeszcze siłę, to przetrwam tyle ile będę mogła :)