Zakończył się etap życia.
Nie, źle to ujęłam - samo z siebie nic się nie dzieje. To ON zadecydował za nas obydwoje, że razem już przez świat razem nie będziemy szli. Przeklął rzeczywistość. Wywrócił życie do góry nogami. Udowodnił, że ostatni rok mojego życia to była farsa.
Jak zawsze uciekam w pracę. Praca od dawna była i nadal jest moim chwilowym wyzwoleniem, odskocznią. Myślałam, że razem z nim odejdzie cała moja siła i silne postanowienia związane z odchudzaniem - przecież to jest podejście nr 9751738726772... I bardzo się myliłam! Tym razem poza pracą uciekam właśnie w ten mój świat odchudzania, ćwiczeń, zdrowego odżywiania. I wiecie co? Nawet jest mi łatwiej przechodzić ten proces w pojedynkę niż z nim. W domu nie ma śmieciowego jedzenia, nie muszę przygotować posiłków razy 2, smakować JEGO jedzenia, dwoić się i troić. Ba, kupilam nawet sitko do gotowania na parze gdzie wcześniej takie urządzenie w domu by nie przeszło... Ewentualnie nadal przygotowywałabym dwa posiłki.
Czuję się bez NIEGO jak bez prawej ręki, lewej nogi i z wyrwanym sercem.
Żyję tak trzeci tydzień. Wiem, że z każdym dniem będzie lepiej - chyba nawet dlatego wróciłam do pisania tego pamiętnika. Może to również mi pomoże - praca, odchudzanie i wylewanie swojego żalu tutaj. Żal to odpowiednie słowo - jestem nim przepełniona od stóp do czubka głowy!
O co mam żal? Wiecie jakie jest najpiękniejsze zdanie wypowiedziane do osoby, z którą jest się w związku? Wcale nie "kocham Cię". To akurat można bezgłośnie pokazywać na każdym kroku. Najpiękniejszym co można powiedzieć osobie, z którą tworzy się wspólne życie jest powiedzenie "porozmawiaj ze mną ponieważ nie chcę Ciebie stracić".
Tego właśnie zabrakło.