Znów mnie nie było jakiś czas ... znów nic nie zrobiłam dla siebie
ale byłam blisko
ponad tydzień temu postanowiłam, że ruszę na siłownię
mąż kończył chorować
miałam wrócić, zrobić obiadek, wyjść z psem i iść na siłkę choćby na bieżnie - jak wiecie nie lubię takiej pogody, zimno jest dla mnie czymś strasznym. Uznałam, że dobry każdy ruch - nawet bieżnia.
Potrzebowałam poczuć atmosferę, bez której kiedyś nie potrafiłam funkcjonować.
Balansowanie pomiędzy domem a pracą jest chore. No i działką.
Uznałam, że zaraz stuknie mi 40 lat - mimo wszystko człowiek ze sobą chce się rozliczyć a tu nic.
Więc wróciłam do domu i źle się poczułam. Pojawiło się 37,4 :(
Na wyjazd integracyjny nie pojechałam (jako jedyna) - bo niby jak? z gorączka?
Minął już ponad tydzień a ja wciąż z katarem i kaszlem i zimnymi potami. Kilka dni byłam na zwolnieniu, 2 dni pracy zdalnej i dziś powrót do biura.
Dalej nie mogę iść na siłownię, mało tego nawet zrobienie kanapki czy zamiecenie podłóg sprawia, że serce mi mocno wali i nie może wrócić do normalnego rytmu bicia.
Rodzice tez niedawno chorowali i mama mówi, że miała to samo co ja teraz i że powoli to mija.
Oby tak było bo nawet spokojny spacer z psem jest dla mnie wyczynem.
Dopiero teraz doceniłam jak fajnie było nawet w deszcz wyjść na spacer z kundelkiem kochanym i normalnie, swobodnie iść.
Pojawiła mi się myśl, a co jeśli już nie będę mogła wrócić na siłownię?
I tak mam sporo ograniczeń przez otyłość:
odpadła mi masa ćwiczeń, które lubiłam
odpadł rower i taniec, którego zawsze chciałam się nauczyć (chodzi mi o konkretny styl a to nie na moje obecne kolana)
o założeniu szpilek - zabójstwie dla moich kolan - nie wspominam nawet
o fajnych ciuchach - dawno zapomniałam
ostatnio, (nie przyznawałam się nikomu poza mężem) ale wejście do wanny - samo wejście stało się problemem.
a jest jeszcze tak wiele rzeczy, które mi ciążą :(
Nie tak powinna się czuć 40stka - oj nie tak
Moja mama ma 60 lat a jest 100 razy sprawniejsza niż ja.
Tylko ...
człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja, nawet do swoich ograniczeń.
W pracy jestem najmłodsza, dziewczyny to 50+, a jestem najbardziej niepełnosprawna, najmniej korzystam z życia (nie mówię o bandżi czy jakiś ekstremalnych wyczynach), ale o wypadach na rower, o wyjściu potańczyć, o spacer, o tej żywiołowości i energii jaką mają.
Dziś dużo we mnie jest refleksji - ciekawe czy przypomni mi się to jak ustabilizuje się praca mojego serca. Jak wszystko wróci do tej mojej codziennej "normy".
Od kilku dni mam mega spadek nastroju i dziś pomarudzę :P ale tez pokażę, że nie jest tak kolorowo ;)
- młoda to już 16-latka - jeju jaka pyskata, jakie humory i teksty - aż czasem chce wepchnąć do okna życia ale sie nie zmieści :P
- w pracy coraz więcej pracy - powoli przestaje być kolorowo
- dziewczyny niby ok, ale one ze sobą są świetnie dopasowane a ja jednak nie tak wygadana, niepewna siebie w porównaniu do nich to nie znam życia, nie żyję
- szefowa organizuje wyjazd integracyjny za kilka tygodni na piatek i sobotę na baseny, spa, kręgle - boziu one jak modelki ... w życiu przy nich nie pójdę na basen, w spa nie wiem jak się zachować ... na kręglach nigdy nie byłam
- nie mam szlafroka, nie mam butów na obcasie, nie mam kapci z puszkiem (bo rozmiaru 44 nie ma), nie mam sukienki wyjściowej i tak przy takiej wadze bym nie założyła
Mam wrażenie że będa to 2 bardzo męczące i dołujące dni dla mnie. I wydać kasę na 1 noc aby sie obkupić - bez sensu.
Rozważam czy nie zrezygnować - ten wyjazd i tak nic nie zmieni, ja nie kupuję bluzek za kilka stówek od ręki, biżuterii tez drogiej nie, nie latam po kosmetyczkach co tydzień ... wogóle nie mam zbytnio o czym z nimi rozmawiać ...
Wkurza mnie to że moja waga tak mnie blokuje - i z pójściem na wyjeździe na basen i wogóle nawet żeby coś sobie do ubrania kupić ... ehhh
Już nie wspomne o tym, że moja pewność siebie jest poniżej 0.
- jak wyszłam z pracy i odśnieżyłam auto okazało się, że w jednym kole jest totalny flak - jutro mają w ciągu dnia przyjechać z assistance (miałam w ubezpieczeniu) i zaholowac mnie do wulkanizatora,
- wieczorem ksiądz po kolendzie będzie
Same obowiązki i sytuację, które wprawiają mnie w mega dyskomfort.
Jedyny plus że schudłam 1,1 kg - wg vitali 0,6kg (ale nie aktualizowałam wagi jak tu wróciłam)
Dziś, ten pierwszy raz od pewnie kilku ładnych tygodni przygotowałam na jutro jedzonko do pracy - co prawda żadne wymyślne jedzonko, ale jakby nie było lepsze to niż kanapki.
Na sniadanie w domu zjem płatki ryżowe na mleku - bardzo lubie a dawno nie jadłam.
Do pracy mam kisiel, grejfruta i łyżeczkę masła orzechowego i na kolejny posiłek koktajl białkowy.
Staram sie przypilnować ilości posiłków ponieważ przy mojej hipoglikemii nie jest wskazane jeść raz do 16stej ;)
Pozatym nie byłam na zakupach a po powrocie z działki nie wiele mam co w lodówce ;)
Na juto już mam ugotowane ziemniaki więc zostaje zrobić szybko kotleciki, warzywo i obiadek mam.
Na kolację koktajl białkowy i dzionek z głowy ;)
Staram się pamiętać również o nawodnieniu bo życie na samej kawie nie jest wskazane chyba ;)
Dziś mam 4200 kroków - ale wychodziłam więcej. Niestety mój zegarek zlicza od 10 kroków ciągiem, a że mieszkanko w bloku małe i przejście z pokoju do kuchni jest poniżej 10 kroków to nie wszystko mam nabite. To samo w pracy od biura do drukarki mam mniej niż 10 kroków a sporo kursuję 😎
Jakie Wy macie zegarki?
Zliczają każdy krok?
Machnięć ręką nie liczą prawda?
Niedługo mam urodziny więc może coś konkretnego bym sobie zażyczyła.
Wróciliśmy z działeczki :( aż żal wyjeżdżać - i tak mamy co tydzień - czekamy z niecierpliwością kiedy domek weekendowy zamieni się w nasze miejsce zamieszkania.
Aby tak się stało chcemy doczekać aż młoda zda maturę ... czyli jeszcze 2 lata i 5miesięcy.
Chcemy być na swoim dlatego też ostatnie kilka miesięcy to sporo zmian i podjętych działań w tym kierunku.
W styczniu chce wychodzić 200.000 kroków - po 7 dniach mam dopiero 33.831 - a jak u Was na liczniku?
Ale stycznia jeszcze sporo przede mną ;)
Niestety dietka troszku u mnie leży ... Musze popracować nad tym
Ale wiem, gdzie i choć bardzo często myślę o tym aby się do Was odezwać brak mi albo sił albo czasu.
Zostawiłam tu masę niepewności co u mnie:
* młodą wypuścili ze szpitala na koniec czerwca z diagnozą, mówiąca o tym że nie ma aspergera tylko kilka cech.
* przepisali jeden lek, który się sprawdził w szpitalu i jak do taj pory również działa :D 😍 cos pozytywnego w końcu :D
od wyjścia czyli w sumie przez pół roku tylko jeden raz sie lekko zarysowała - żyje się nam spokojniej choć z tyłu głowy ciągle obawa jest.
Mieliśmy ogromny problem z wyborem szkoły, wiedzielismy że w takim technikum normalnym dzień w dzień napewno sobie nie da rady i wszystko wróci z natężeniem.
Pomimo tylu fachowców i "doradców" nikt nie potrafił podpowiedziexc do jakiej szkoły ma iść. Postanowiliśmy zmienić szkołę na ogólniak zaoczny co prawda dla dorosłych ale od 16stego roku zycia. Troche płatny ale dziecko i my funkcjonujemy naprawdę o 95% spokojniej.
😍😍😍😍😍
Na początku września a dokładnie w rocznicę śmierci mojej babci 4 września znaleźlismy z mężem swoje miejsce na ziemi - działkę z domkiem całorocznym 110m
Wrzucę jedną fotkę - jeśli chcecie to innego dnia wrzucę więcej ;)
Działka ma 4000 metrów O_O
Jest super utrzymana i bardzo fajnie zagospodarowana w zieleń
Domek nie wymagał remontu - jedynie wiecie drobnostki - kolory ścian, jakas kosmetyka listewek, wymiana kranu itp.
Lekki remoncik zrobiliśmy:
- łazienka - nie moje kolory ale wszystko ładnie i czysto utrzymane
- kuchnia - meble takie sprzed 10 lat ale bez skaz, lodówka, kuchenka, stół, krzesła
- salon - zrobilismy po swojemu: moje dawne meble , które trzymałam u mamy nie wiedząc po co teraz idealnie się tu sprawdzają :D kanapa i 2 mega wygodne fotele. Mielismy kupowac telewizor ale jak na razie dobrze nam bez niego - jak chcemy to cos z laptopa puszczamy ;) Salon ma około 20metrów. Jest w nim jeszcze stolik kawowy i piecyk elektryczny imintujący kominek - kupilismy poniewaz jak teraz jeździmy na działkę to jest 5-8 stopni w domku zanim napalimy w piecu. Więc piątki wieczór spędzamy w ciepłych swetrach ze smaczną herbatką w podgrzewaczu i pod kocykami - łącznie z pieskiem ;)
- sypialnia: mieliśmy nie robić bo kasy na wszystko nie starcza ale rodzice zrobili nam prezent i sfinansowali łóżko sypialnię: zaszaleliśmy i mamy 1,8 x 2m - mamy szafeczki nocne i lampki - moja wymarzona sypialnia :D - co najzabawniejsze sypialnia jest największa - ale tak wyszło nam z układu i zapotrzebowania ;)
- trzeci pokój: pokój gościnny, córki, później może nasze biuro ...
Mogłabym pisac godzinami o niej ale nie będe zanudzać ;)
Oprócz zakupu działki założyłam swoją firmę ;) sprzedaję swoją biżuterie i nie tylko ją
Dziękuję Wam Kochane za ogrom wsparcia i brak rad "z zadka" ;)
Te które dałyście są inspirujące i ciekawe - naprawdę warte uwagi.
Dziś dzwoniła Pani Ordynator powiedzieć, że widzi dużą różnice w zachowaniu Młodej w różnych dziedzinach - pamięta Ją dobrze bo sama nas przyjmowała na SORZE.
Musieliśmy podjąć trudną decyzję: wypisać dziecko bez diagnozy w poniedziałek, czy zostawić Ją tam na 2 tygodnie aby dostać diagnozę.
Przedłużylismy zatem dziecku pobyt - nie jest zadowolona, wręcz była na nas zła. Usłyszeliśmy dziś z ust własnego dziecka że jesteśmy sadystami. Był płacz i inne akcje.
Liczyliśmy się z taka reakcją, zwłaszcza, że wiemy jak Jej zależy na wyjściu do domu.
Wiem, że na NFZ czeka się 1,5 roku na rozpoczęcie badań w celu postawienia diagnozy.
Prywatnie są to duże koszty.
A tak to za 2 tygodnie otrzymamy diagnozę i będzie można dalej działać: załatwienie orzeczenia, zmiana szkoły (tak czy tak chciała zmienić na inny kierunek - a teraz trzeba jeszcze wziąć inne kwestie pod uwagę), psychoterapia itp.
Zapewniliśmy Ją, że bardzo Ją kochamy i bardzo tęsknimy, że dla nas to tez nie jest łatwe. Mówilismy że jestesmy z Jej dumni i świetnie sobie daje radę, że widzimy ogrom wysiłku jaki włożyła w pracę nad sobą. Zapewniliśmy że może na nas liczyć i zrobimy wszystko co w naszej mocy aby umilić Jej te 2 tygodnie maksymlanie jak się da. Jutro Pani Ordynator ma mi potwierdzić ale mamy 99% szans na 2 przepustki w weekendy. Na jeden dzień umówiłam już Jej fryzjera, jeśli tylko będzie chciała to pójdziemy do kina.
Najpierw był protest że ona chce po prostu wyjść stąd i nie wracać, ale bylismy nieugięci (choć serce pękało od widoku zapłakanych oczu, rozżalenia i rozczarowania naszą stanowczą postawą)
Później zaczęła odpuszczać i myśleć co ciekawego porobi w te dni.
Zaraz zadzwonię do Jej przyjaciółki - może nie będzie na wakacjach to by się spotkały.
Pies to oszaleje z radości jak po 3 tygodniach Ja zobaczy: spi na Jej łóżku i żali się całemu osiedlu że nie ma Jego ukochanej człowieczki.
..................
Powiem Wam, że nie wyobrażam sobie jakby to wyglądało wszystko gdybym została w starej pracy - nie dało by sie tego ogarnąć. Teraz mam rewelacyjnie, pracuje od 7mej do 15stej a kiedy chcę to od 8smej do 16stej (ale to sporadycznie). Weekendy wolne. Zero mobingu no chyba że w stronę napierania na pogaduszki na balkonie czy przerwie na pinponga czy ploteczkach, a kto najwięcej ma ciekawostek - szefowa :D i to serio jest zwariowana kobieta - tak mega pozytywnie :D
jeszcze tylko uważać na to co jem
więcej ruchu
może masaż O_O
i damy radę ...
A i ja mam fryzjera w środę :D chciałam iść z młodą ale szkoda mi Jej przepustki na marnowanie 3-4h u fryzjera jakbysmy obie poszły. Zawsze chodziłysmy razem ale tym razem nie chcę zabierać JEJ CZASU na chwilę oddechu od szpitala.
Nie było mnie około miesiąca - Przepraszam - załamałam się.
Nie mam już siły owijać w bawełnę
Wszystko zaczęło się 5 lat temu od "zarysowania cyrklem po zewnętrznej strony ręki"
5 lat terapii, psychologów, z czasem psychiatra
Kulminacyjny punkt osiągnięty pod koniec maja cięciami na ręku o szerokości i głębokości 0,5cm, długości 5cm, sztuk 6. Tamowanie trwało pół godziny
W kwietniu w identycznej sytuacji w szpitalu usłyszeliśmy "to nie była próba samobójcza bo cięcia nie były na wewnętrznej stronie ręki na żyłach i zgodnie z ich biegiem więc nie kwalifikuje się do przyjęcia do szpitala.
1 czerwca o 18stej córka przyszła prosząc o zawiezienie Jej do szpitala bo kompletnie nie daje sobie rady i w nocy napewno targnie się na życie, bo już dłużej nie jest w stanie znieść wszystkiego: świata i wszystkiego co Ją trapi. Chciała by żyć i cieszyć się życiem a tymczasem jest całkiem na odwrót. O 20stej zawieźliśmy drugi raz córkę do szpitala - na szczęście tego dnia ostry dyżur był w innym szpitalu i tam została przyjęta.
Ostry dyżur pełniła Pani Ordynator tego szpitala, która po dwóch zdaniach dziecka stwierdziła, że jest "AS-em, Aspikiem"
Szlak jasny mnie trafia, że psychiatra (której nie mało się płaciło) nie poznała, że dziecko ma Zespół Aspergera i dała leki, które u dzieci z Aspergerem wywołują mocne nasilenie myśli samobójczych. Nawet to babko nas nie wysłało na żadne testy, diagnozy, sama nic takiego nawet nie zrobiła. (nie komentuję więcej tego babsztyla bo już mi ciśnienie rośnie).
Obecnie w szpitalu postawiono diagnozę i jest duża szansa, że dziecko wróci do domu w przyszłym tygodniu.
Od roku jestem wrakiem człowieka: spanie często po kilka godzin, mam traumę: boję się wieczorem zasypiać przez to, że baaaaardzo często budziła mnie o 24tej, 1szej w nocy mówiąc, że ma teraz nasilenie myśli samobójczych (po godzinie rozmowy, tulenia, zapewniania o naszej miłości itp udawało mi się ją uspakajać i usypiała, a ja zasypiałam dopiero o 4-5tej rano - w szpitalu pogląd że to myśli a nie czyny więc mówiąc chamsko: radzić sobie sami mamy) albo budziła mnie bo się okaleczyła (zazwyczaj koło 1szej w nocy) i żeby pomóc zatamować krew bo sama nie chce przestać lecieć.
"samoginięcie" noży, nożyczek, maszynek do golenia - to bardzo częste zjawisko
W szpitalu na izbie przyjęć było sporo dzieciaków - niektóre mamy mówiły że w innych szpitalach były i takie dyżury że nawet jak dzieciak podciął sobie żyły, to opatrzyli, a wystarczyło że dziecko powiedziało że żałuje i odsyłali do domu z zaleceniem psychoterapii.
Teraz jak Mała jest w szpitalu miałam załamanie - ostatnio ledwo wyszłam z domu do pracy i to dosłownie.
Każdy człowiek ma jakiś rodzaj osobowości, u mojego dziecka jest masa przesłanek mówiących że ma mocne nakierowanie na osobowość borderline + Asperger + bunt nastolatka = ..........
Zdołowało mnie to wszystko co się dzieje. Nie mam swojego życia od lat. Żyję w ciągłym strachu. Lęk zawsze siedzi mi na karku.
Osiwiałam w kilka miesięcy, moja buzia jest zmęczona. Jestem ogromnie rozgoryczona i mam żal i pytanie bez odpowiedzi: "Dlaczego mnie to spotkało?"
To jest tak ogromny temat co się u nas działo przez te 5 lat, że można by książkę napisać spokojnie.
Więc wybaczcie, ale zostawię to tak jak napisałam.
Staram się jakoś ściągnąć na ziemię - za 8miesięcy mam 40stkę a wciąż tkwię w wadze 123-125kg
Staram się jakoś wyrwać z tego swojego zdołowania życiem, PRZERAŻENIA PRZYSZŁOŚCIĄ.
Myślę o zdrowym odżywianiu, o aktywności fizycznej.
Wiecie czemu zawsze chce iść na siłownie, a nie na spacer czy ćwiczenia w domu - jak masa osób tu poleca?
Aby wyjść z domu - aby wyjść z miejsca w którym jest tyle smutku i problemów. Mi dom nie kojarzy się z oddechem, spokojem. Tu są największe problemy.
Potrzebuję "ludzi siłowni" - Ich wewnętrznej energii, która na mnie przechodzi. Oni są tak pozytywnie naładowani. Potrzebuję resetu w ciągu dnia w innym otoczeniu i w innej aurze.
Ale na chwilę obecną zrobienie zakupów w sklepie jest dla mnie ogromnym osiągnięciem, dzień zrobienia jedzenia do pracy (a nie pałaszowanie żabkowego asortymentu) mogłabym spokojnie uznawać za miesięcznice.
Bardzo bym chciała zmienić swoją "nijakość" życia - obym niedługo była w stanie.
Przepraszam, za smętny wpis - nie mam komu się zbytnio wyżalić poza mężem, teściami czy rodzicami.
Nie było mnie tu 5 miesięcy :( taki szmat czasu...
Co się zmieniło?
Nasze problemy eskalują na sile :( powoli staje się wrakiem psychicznym i czuję że niewiele mnie dzieli od depresji.
Ciągła obawa i strach o najbliższą osobę, spanie po 2-3 godziny, pobudki w nocy z oczekiwaniem ode mnie bycia od razu w pełnej świadomości i wiedzy psychologicznej jak pomóc, doradzić uspokoić. Nie będę pisała o szczegółach bo to Internet.
Od nowego roku masa przykrości, niesprawiedliwości i złego traktowania na nas spadła.
Zmieniłam pracę - to MEGA PLUS i mega odwaga z mojej strony poszła.
Wiecie ja szybko się przywiązuję i bardzo nie lubię sprawiać komuś przykrości - nawet obcym osobom.
Ale w momencie gdy w marcu pracowałam od 7mej do 18stej a nawet 21szej i 22giej, plus prawie każdy weekend "bo robota musi być zrobiona" a ja podobno "delektuje się pracą", po odejściu pracownika, szefowa nie szukała nikogo nowego tylko na nas zostało zrzucone masę obowiązków, plus wymijające odpowiedzi na pytanie: kiedy przyjdzie ktos nowy? "jakos to będzie, damy radę, niedługo niedługo" na pytanie: czy zabierasz mi ta firme bo mam za dużo wszystkiego na swojej głowie? "no nie wiem nie wiem, dalej negocjujemy, muszę coś Ci w zamian dołożyć", i słowach od koleżanki, której prace miałam nadzorować( a zostawiła w kilku firmach nie zaksięgowane dosłownie po 1 czy 2 fakturach) to ułożyłam na biurku firmami i napisałam że prosze o zaksięgowanie tych dokumentów w pierwszej kolejności (wiecie musiałam zrobic porządek to ja wyliczam i podaje podatki, odpowiadam za kompletność dokumentów, a nie moge 40 firm zostawić sobie na 2 dni - bo to nie do przerobienia, dodatkowo wrzucono mi całe kadry, płace i zusy wielu wielu firm) a koleżanka przychodzi rano i z taką wredna miną mówi: nie dziwię się że zostajesz do 22giej jak wyciągasz pojedyncze faktury do zaksięgowania. Powiedziałam, że nie możemy mieć tylu firm "rozbabranych" zwłaszcza że wystarczy dorzuć te pojedyncze brakujące faktury abym mogła dalej działać ja i zakańczać tematy podając podatki. To cos mi jeszcze odparowała strasznie niemiłego: wstałam wyszłam na korytarz sie uspokoić, wróciłam za 10 min usiadałam - nie przeszło mi nic a nic tylko jeszcze bardziej byłam podminowana - poszłam więc ścianę obok do szefowej i powiedziałam, że składam wypowiedzenie, zapytałam czy mogę odejść za porozumieniem stron, usłyszałam, że nie, to zapytałam czy moge wykorzystac urlop, powiedziała, że tak. Więc w połowie kwietnia przestałam pracować w tym koszmarnym miejscu przesączonym mobingiem. Idąc do pracy w poniedziałek, pół niedzieli chodziłam i sie trzęsłam co niemiłego mnie czeka w pracy.
Nigdy nie złozyłam wypowiedzenia nie mając czegos już nagranego, ale powiedziałam sobie tamtej chwili: ani dnia więcej niż to konieczne w tej firmie.
Zaczęłam szukać pracy ale już nie w biurach rachunkowych tylko w firmach, byłam na rozmowie w jednej ale chyba niezbyt sobie przypadliśmy do gustu, byłam na rozmowie w drugiej, chcieli mnie od zaraz, zgodziłam się. To był czwartek, zacząć miałam w poniedziałek. Ale jak sobie przeanalizowałam na spokojnie rozmowę uznałam, że taktykę mieli sprytną: dwie osoby przeprowadzały ze mną rozmowę w dość szybkim tempie. Wyszłam z przekonaniem że znalazłam naprawdę fajne miejsce pracy. A faktycznie było tak: księgowa powiedziała, że jej mąż narzeka, że nie mają kiedy jechać na urlop bo ona wiecznie nie może, niby miałam być 4ta w zespole ale mowa była tylko o pracy 2 osób, były poruszane tez tematy o których nie mogę mówić że względu na bezpieczeństwo państwa, ale mogę być bardziej niż pewna że tel miałabym na podsłuchu non stop, a rodzina i to nie tylko ja i mąż i dziecko często bysmy byli sprawdzani, nadgodzin nie ma no może kilka przy samych podatkach, jednocześnie wychodzenie po 8-śmiu godzinach pracy jest bardzo źle widziane. A sama rozmowa z Prezesem w moim odczuciu była bardzo nieprzyjemna. Pytania zadawane kpiącym tonem i i z takim prezesowskim "co to nie ja" - pomimo że wyszłam z nich świetnie - po analizie w domu uznałam, że nie chcę mieć więcej doczynienia z ta firmą. Już w czwartek wieczór nie czułam się dobrze z decyzją podjęcia pracy. W poniedziałek rano, napisałam smsa, że przemyślałam tą ofertę i nie podejmuję pracy. Przeprosiłam i znów zostałam bez pracy, a rachunki goniły ....
Złamałam się i wysłałam w czwartek przed majówką CV do 5 biur rachunkowych. 3 zadzwoniły w piątek a z tym na którym mi najbardziej zależało udało mi się umówić tego samego dnia o 17stej.
Trochę innowacyjne podejście do podziału prac jest. Przypadłyśmy sobie z szefową do gustu i bardzo mnie to cieszy boooooo do pracy mam 10min spacerkiem z domu :D Pracuję juz 4-ty tydzień i jestem zadowolona.
Przyjde o 7mej - wyjdę o 15stej, przyjdę o 7:10 - to wychodzę 15:10, a jak jestem o 7:50 to wychodzę 15:50
Kto w księgowości to może będzie równie zaskoczony jak ja, że dziewczyna która wylicza i podaje podatki UWAGA !!! 25-tego wzięła URLOP O_O
Na dzień dobry dostałam umowę na czas nieokreślony
a i mamy stół do pinponga i 5-10min w trakcie pracy możemy pograć, córka przyszła do mnie do pracy tez pogralismy i rano w sobote jak jestesmy na spacerze z mężem i naszym psiakiem to idziemy na granko :D bo możemy i to był cel szefowej, aby to było rodzinne biuro i nie ma nic przeciwko że w weekend wpadnie się na partyjkę ;)
Cudowna sprawa i gdyby nie ta zmiana to bym była już w depresji napewno.
Może komuś sie nie podoba jak używam tego słowa "depresja" bo może myśli, że nie wiem o co chodzi. Zapewniam że wiem i to bardzo dobrze.
I tylko ja wiem ile mnie kosztuje wysiłku masa sytuacji w ciągu dnia aby nie wpaść w Jej sidła
Idąc do nowej pracy obiecałam sobie że za wszelką cenę będę uśmiechnięta i nie dam sie poznać jako maruda i użalająca się nad sobą. więc za kazdym razem jak nachodza mi łzy do oczu, przypominam sobie swoja obietnicę, usmiecham się (pal licho że sztucznie) i żartuję z dziewczynami.
Jestem w takim stanie wewnetrznym, że dusza moja sie drze z rozpaczy i bezsilności, ale na zewnątrz nikt by nie powiedział że tyle mnie spotkało. Rodzice dziwią się za każdym razem że daję radę i nie poddaje się rozpaczy - wiem że boja się że może nadejść czas kiedy się poddam.
Z mężem uznaliśmy że to co nas spotkało do tej pory to "na jedno życie za dużo" a jeszcze na bank masa "atrakcji" przed nami.
Tak bardzo bym chciała mieć wsparcie od kogoś poza mężem czy rodzicami. Nie mam nikogo :( jestem w tym wielkim mieście sama nie mając nawet z kim wyjść na pogaduchy :(
Tak bardzo zazdroszczę tym, którzy mają koleżanki i mogą się z nimi spotkać, wyżalić
I to jest jedna moja strona
A z drugiej strony staram się zebrać w sobie i coś zrobić dla siebie bo bardzo sie boję, że ta depresja mnie dopadnie.
Czuję że muszę coś robić, działać i nie dać się załamaniu.
Szydełko zawsze mnie uspakaja, ale to mało.
Będę malowała obraz :D miałam dziś zacząć ale jednak piszę do Was ;)
Dzisiaj byliśmy z mężem na zakupach: wzięłam jakiś krem superskoncentrowane serum redukujące tkankę tłuszczową z brzucha i sprawiające że uda będa smukłe - zabrał mi je i powiedział, że jak to ma pomóc to On za to płaci 🤪 zaśmiałam się, że jakbym wiedziała że tak chce płacić to bym wzięła jeszcze na jędrne pośladki i kolejne na cycki 😛 zakupy dzisiejsze spowodowała moja decyzja że wracam na siłownię, a konkretnie na basen :D na naszej siłowni jest i basen więc na lato idealne, poza tym chcę wyjść ze strefy komfortu i zrobić coś czego nie lubiłam: iść na zajęcia grupowe.
Zajęcia grupowe interesuja mnie z zumby, zdrowego kręgosłupa, rozciągania i aqua aerobiku.
Ciągle chodzi mi po głowie, że chciałam schudnąć na swoją 40stkę a zostało mi tylko 9 miesięcy O_O na zrzucenie 40 kg.
Mam plan wypisać miejsca w Warszawie, i blisko niej i powoli realizować ich odwiedzenie. Uwielbiam krajobrazy i spacery - chcę to połączyć. Mężowi pomysł sie podoba - szukamy właśnie jakiegoś wspólnego zainteresowania co byśmy mogli robić razem.
Wpadłam na jeden - uważam z najgłupszych pomysłów - na który w dodatku się pisze mój mąż.
Mianowicie wymyśliłam, że chciałabym się przejść wszystkimi ulicami jakie są w Warszawie: a jest ich UWAGA ... ponad 5600😉 jest to ponad 2900 kilometrów
Na razie chyba jednak zaczniemy od własnej dzielnicy - chyba że ta głupota mi jeszcze wypadnie z głowy :P
Na wakacje w tym roku nie jedziemy, nie mamy na to zdecydowanie siły.
Plus jest taki, że te problemy nie podzieliły nas, dalej uwielbiamy ze sobą przebywać, rozmawiać i żartować. Cenimy sobie nasz wspólny czas do tego stopnia że często wstajemy wcześniej i odwożę męża do pracy abyśmy mogli te pół godziny dodatkowo poprzebywać w swoim towarzystwie i porozmawiać. Na co ekonomicznie patrząc to jest pierwsza głupota świata ponieważ wracam 40min aby zdążyć do swojej pracy i wychodzi na to, że do pracy do której mam 10min pieszo jeżdżę samochodem 🤪 a jazda zajmuje mi lekko mówiąc 1 godzinę 10 minut :P
A potem ludzie się dziwią że świat jest porąbany
Dalej chcę wydać swoje książki, ale już nie 2 tylko 3
A jedynym szkopułem jest to, że pasowało by je pisać a ja tkwię już tyle czasu w miejscu ...
Nie powiem na razie o czym będzie 3 książka a i tytułu nie zdradzę bo jest tak mocny, że boje się że ktoś mi go sprzątnie sprzed nosa :P
Poza tym staramy się z mężem poprawić jakość i odzyskać poczucie wartości własnego życia.
Słuchamy mądrych ludzi na podcastach i powiem Wam, że podoba nam się to co mówią.
Ostatnio słuchałam o tym jak powinniśmy reagować na krytykę - teraz już mnie się tak łatwo nie wyprowadzi z równowagi :D a przynajmniej mam taka nadzieję ;)
Przepraszam za błędy - widzę je, ale juz padam i nie mam siły ich poprawiać :/
Mam nadzieję, że do usłyszenia i niedługiego przeczytania ;)
Mieliśmy spotkać się z moją siostrą cioteczną i Jej rodzinką, ale Jej mąż ma gorączkę i nici z Sylwestra.
Dziwne jest to, że jak dowiaduje się człowiek prawie na ostatni moment (nie mam pretensji bo dopiero dziś dostał gorączki) to ten wieczór stracił swój urok. Gdybym wcześniej wiedziała bym nie była nastawiona na inny przebieg zdarzeń ;)
Ale cóż - co mieliśmy zjeść zjedliśmy no i teraz normalny wieczór ;)
Jaki był ten rok?
Z początku zawalony pracą, prześladuja mnie nadgodziny gdzie nie pójdę :( Nasze problemy eskalowały na sile.
W czerwcu pojawiła się szansa na normalność. Na rozmowie o pracę obiecywali to o czym marzyłam. Byłam 3 razy nad morzem (nawet wyjazd jednodniowy był dla mnie wytchnieniem od codzienności), córka dostała się do technikum o profilu na jakim Jej zależało technik grafiki i poligrafii cyfrowej.
I nastał wrzesień, z początku wyglądało na to że będzie dobrze - i się spier......o
Tak koszmarnych 4 miesięcy nie miałam nigdy :( w domu mega problemy plus nadgodziny w nowej pracy, od których nie ucieknę.
Na szczęście pomimo problemów nie zajadłam ich i nie przytyłam :D
Nie ubiłam nikogo :P
Na Nowy Rok mam ambitne plany, ale co z nich wyjdzie zobaczymy.
* chcę schudnąć
* chce napisać 2 książki
* chcę stworzyć kalendarz - na mega wypasie - na 2024 rok
* chcę zrobić sweterek na drutach (szydełko opanowałam, przyszła kolej na druty)
* chcę nie ustępować w dążeniu do zrealizowania swoich planów pomimo przeciwności losu
* chcę pracować nad sobą, aby łatwiej było mi żyć
* chcę ładnie rozwinąć swoją stronę na FB
Czego Wam życzę?
Przede wszystkim spokoju na sercu i duszy
Realizacji swoich marzeń i planów
Umiejętności odcięcia się od zdania innych
Silnej woli, a gdy jej zabraknie powstania z kolan na równe nogi
Towarzysza w waszej wędrówce ( czy to w kwestii odchudzania, czy spraw prywatnych)
Braku poczucia, że jesteście sami ze swoimi problemami
Umiejętności rezygnacji z pierdółek, które zabierają Wam czas i nie wnoszą nic do życia, na rzecz wyższych wartości
Otwartości na "nowe"
Energii
i Wytrwałości.
Każdy z nas ma marzenia.
Wyobrażamy sobie jakie by to było wspaniałe je spełnić.
Jak byśmy się czuli.
Jednak każde marzenie (no prawie każde) wymaga od nas ogromu pracy własnej - przynajmniej moje takie są ;)
Postawię w tym roku na realizację marzeń, choć jednego ;)
Zapracuję i będę z tego dumna - zamiast żałować że kolejny rok minął a ja wciąż w przysłowiowym lesie :P
Wiele osób nie nic nie planuje na Nowy Rok - bojąc się rozczarowania w razie niepowodzenia. Czy to nie jest zakładanie z góry że się nie uda, asekurują się zawczasu.
Cóż każdy działa jak uważa i jak czuje.
Życzę aby Wasze wybory Was uszczęśliwiały - bo to jest najważniejsze ;)
Wszystko w kościach mi mówi, że nie będzie on łatwy, ale zrobię co w mojej mocy aby był pozytywny, pełen działań i efektów
Niestety chwile przed Świętami i po był to dla nas bardzo ciężki czas - powoli przyzwyczajam się, że przez najbliższe lata może tak być bardzo często. Zamówiłam książki - wczoraj odebrałam - i będę się dokształcała w rozumieniu czyichś zachowań i jak funkcjonować aby samemu nie popaść w depresję czy zwyczajnie w świecie nie zwariować
W Święta dowiedziałam się o pewnej "akcji" - która mnie zainteresowała. Wybieracie sobie słowo, które pozwala Wam się rozwijać, bądź sprawia, że jest Wam łatwiej funkcjonować, może być też słowem zachęcającym do działania. Z początku nie wiedziałam jakie by to mogło być słowo - i w sumie tylko jedno na ROK ?
Toż to za mało
Ale w pewnym momencie samo się pojawiło w mojej głowie
NIE ROZPAMIĘTYWAĆ
Należę do osób, które przejmują się tym co się wokół mnie dzieje i mnie dotyczy, zwłaszcza gdy są to negatywne sytuacje i emocje. Każdą dyskusję, zwrócenie uwagi, wyrzuty - bardzo długo rozpamiętuję, przejmuję się tym i non stop o tym myślę. Nie daje mi to spokoju, wprawia w zły nastrój i sprawie że mam poczucie wegetacji, a nie życia.
Mam tyle planów i marzeń do zrealizowania, a to wręcz sprawia że czuję jakbym natknęła się na Chiński Mur. Powiem Wam, że pomimo iż rok 2023 jeszcze się nie zaczął, a już kilka razy z niego skorzystałam
i działa
Zapraszam Was do znalezienia swojego SŁOWA na 2023r. Nie zdążysz z tym do jutra? Nic straconego - Rok 2023 ma 365 dni
Miłego dnia Wam życzę i do przeczytania jutro
Buziaki
Wasza Freemilka
Statystyki dotyczące tego posta są niedostępnePromuj postLubię to!KomentarzUdostępnij