Cóż, od południa podjadałam, ttu grzankę z serkiem, tu troszkę twarożku, tu parowkę w cieście, kawałek mufinki:(:(:(
Nawet bylam w euforii bo to sie kończył 4 tydzien diety, pięknie dalam rade, nie złamałam się ani razu.... Wynik + minus 12.
Az tu tego dnia klika razy, ale spoko, myslę sobie, w końcu radzą na forach, ze jak się zgrzeszy, aby ciągnąc dalej - ale ja grzeszyłam po odbrobince, ale całe pól dnia... Maz sie zdziwił, ze siegam po ogólne jedzonko.... Trochę mi glupio sie zrobiło, ale co tam - "raz na całej diecie można zrobić odstępstwo" - mowię przekanana.
Zła jestem na siebie, i tak czuje, jakby pręgierz puścił. i W dodatku jescze na wadze przez te dwa dni nic mniej nie widać. Brzuch mnie pobolewał, a może sobie wmawiałam to? W każdym bądź razie w sobotę ćwiczyłam chwilę, w niedzielę chcialam pobiegac rano, ale sie dziecko obudziło i juz nie wyruszylam, ogólnie zimno takie się zrobiło, że sie odechialao. Dziś budzik na 6 - i poszłam spac dalej:(
No nic, spinam poślady i walczę, OBY zejść te 13 kg do końca lipca. Będzie ciężko, ale to aż 45 dni. Więc niby 30 dkg na dzień.
Mam tę moc?