Dzisiaj króciutko. Jestem zmęczona. Mało mnie tutaj. Ostatnio ubolewam, że czas przecieka mi między palcami. Serio, nie wiem jak to się dzieje, że kończę pracę chwila moment i zaraz jest pora snu :( Straszne to - tym bardziej, że w sumie nie dzieje się nic takiego co ewidentnie kradnie mi czas. Po prostu popołudnia i weekendy są jakieśrozlazłe - tu zrobię, tu pójdę, zakręcę się i nagle ciemno za oknem. Czy też tak macie? Jak sobie z tym radzicie?
Dzisiaj o poniższym cytacie. Jest dla mnie tak mocny, że aż wbił mnie w fotel !!!
Ile razy nagradzałam się żarciem? Mnóstwo. W ruch szły słodycze, słone przekąski, owoce, bakalie, obiady, kolacje, śniadania, desery... i po co? Co mi to dało? Czy poczułam się lepiej? Może na kilka, maks kilkanaście minut. Nie dało mi to trwałej satysfakcji. Nigdy, nigdy moje życie nie zmieniło się na lepsze dzięki jedzeniu.
Do dupy z taką nagrodą (i dosłowne i w przenośni) :(
Pierwszy postęp na pasku wagi. Ślimak przesunął się w prawo. -1,7 kg w tydzień :) Jestem bardzo bardzo zadowolna z tego wyniku. Wręcz może trochę onieśmielona. Boję się szybkich spadków i szybkiego jojo.
Pocieszam się, że to samiutki początek więc gubię wodę i glikogen.
☀
Podekscytowana tym wynikiem dzisiaj zrobiłam więcej kroków (łącznie ponad 15 K) oraz odpaliłam bardzo prosty trening na YT. Dumaaa!
Na YT, insta i w mediach swego czasu było sporo zachwytów nad książką "Atomowe nawyki". Chciałam ją przeczytać, ale z bliżej nieokreślonej przyczyny wciąż to odkładałam. W końcu zapomniałam o tej książce.
W miniony weekend słuchałam podcastu, w którym ją wspomniano. Idąc za głosem serca wgrałam na czytnik ebooków i wiecie co? Przeszłam dopiero przez kilkadziesiąt stron, ale już teraz mogę powiedzieć, że jest suuuper! Napisana prostym językiem, ma sporo ciekawostek. Nawiązuje do wielu dziedzin życia: nawyki w odchudzaniu, dbaniu o zdrowie i dom, nawyki w pracy... Jeszcze nie jestem w połowie, ale już wiem, że (przynajmniej do części, którą przeczytałam) wrócę jeszcze co najmniej 1 raz.
Dlaczego o tym piszę? Wydaje mi się, że zdrowe nawyki to coś, czego bardzo, bardzo potrzebuję! Choć staram się korzystać z rozumu, to i jak przyzwyczajenia ściągają mnie na stronę tycia, a nie chudnięcia. Podjadam, olewam ruch, rzucam dietę w ***lerę, a potem żałuję decyzji. Mam nadzieję, że książka pomoże mi to zmienić.
To był dobry dzień. Wstałam raniusio, wyszczotkowałam skórę, nabalsamowałam, poszłam na krótki spacerek.
Potem praca a po jej zakończeniu kolejny spacer. Łącznie ponad 10 K kroków. Dla mnie to bardzo dobry wynik.
Czułam się pewna siebie, zmotywowana, radosna. Chciałabym mieć więcej takich dni w swoim życiu.
Jedzenie jakościowo ok ale chyba mogłabym trochę podbić kalorykę. Wiem, że nie mogę jeść za mało bo potem rzucam się na jedzenie jakbym pierwszy raz widziała je na oczy :(
Luty to pasmo denerwowania się, przygnębienia, zajadania i generalnie oporu do wszystkiego. Nie lubię przedwiośnia. Nie znoszę końcówki lutego.
I oto on. Marzec. Przyszedł. DZIEŃ DOBRY!! Zaraz wiosna. Zaraz będzie można wyjść na dwór bez szukania rękawiczek, czapki, zastanawiania się czy zakładać rajstopy pod dres, szukania w kieszeni chusteczki gdy z nosa kapie na skutek wiatru i zimna. Jeszcze chwila.
Ile dni w życiu poświęciłam na odchudzanie? Wiele. Każdy z nich można uznać za mniej lub bardziej zmarnowany. Dlaczego? Bo potem następował efekt jojo.
Czy w takim razie żałuję tych dni na diecie? Mówiąc szczerze: trochę tak. Żal mi tamtego wysiłku, poświęcania się, wyrzeczeń. Bo co mi z nich dzisiaj? Kto wie, może dzięki nim nie roztyłam się bardziej niż to jest w teraźniejszości. Kto wie, może dzięki nim nie zapadłam na ciężką chorobę albo może uniknęłam wyśmiewania przez innych. Poza tym przez jakiś czas miałam o sobie dobre zdanie bo przecież starałam się, coś mi się udawało, radziłam sobie, byłam dzielna i wytrwała.
Także po przemyśleniu stwierdzam, że chyba jednak nie żałuję tamtych dietowych, nieudanych prób.
Jak u Was? Co myślicie o swoich poprzednich, nieudanych próbach odchudzania?
Cześć. Po raz kolejny. I co? zaczynam od nowa. Z nadal dużą wagą, z dużymi wyrzutami sumienia, ze zmęczeniem, ze zniechęceniem, z rezygnacją... bo ile jeszcze mam zaczynać na nowo ? :(