Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

od ponad roku na emeryturze, co bardzo mi odpowiada. Jestem aktywną uczestniczką zajęć w pobliskiej fundacji, chodze na taniec hiszpański, na latino solo, na pilates, na język włoski. Aktywnośc zawodowa porzuciłam bez rozterek i bez żalu. Teraz realizuję swoje plany i potrzeby.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 329885
Komentarzy: 7026
Założony: 26 kwietnia 2017
Ostatni wpis: 11 maja 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Campanulla

kobieta, 69 lat, Gdynia

168 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

15 września 2017 , Komentarze (2)

W poniedziałek zaczyna się kolejny, 42  Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Miasto już przygotowuje się do tego wydarzenia, bo pięknieje w oczach. Oby pogoda dopisała i ludzie mogli oglądać filmy na plaży. Spotkałam znajomą, która wybiera się na festiwal, proponowała  pojedynczy film, aby poczuć atmosferę . Po przeczytaniu tytułów zgłoszonych do konkursu nie znalazłam niczego ciekawego. Voltę już widziałam, Pokot takoż. Reszta może niech zostanie oceniona, a potem podejmę decyzję. Dziś natomiast idziemy na francuski film "odpoczynkowy"  pt. "Nie ma tego złego". To po południu, a przed to po pierwsze zakupy, bo w domu pustki  ogromne i w chemii i w żywności. Pojawiły się wreszcie moje ukochane figi, które uwielbiam do sera pleśniowego. A w Biedrze kosztują grosze. Po zakupach nad morze, no bo co kurcze blade!. Niby chłodny wiaterek, a spociłam się w cieplejszej już kurtce ( rano było 12 stopni). A Bałtyk wygladał dziś super, jakby też szykował się na jakąś imprezkę. Na obiad dziś rosół z makaronem , porcja obowiązkowo marchewki i zieloną pietruszka, potem pieczone tuszki flądry + mix sałat z pomidorkami czereśniowymi i serem pleśniowym. Na deser biszkopt ze śliwkami i kawa. Dziś w Auchanie były produkty regionalne, ilość gatunków i rodzajów piwa  powaliła mnie. Żeby tyle pieczywa wystawiono!  Z tych rarytasów regionalnych kupiłam miód spadziowy z Bieszczad. Lubię kończyć śniadanie kromką z miodem lub powidłami. 

14 września 2017 , Komentarze (5)

Wenecja to bajkowe miasto- wyspa, a właściwie kilkanaście wysepek połączonych mostami, mostkami, mosteczkami.  Ale, od początku. Podróż zaczęliśmy pociągiem  z Gdyni do Berlina, bo stamtąd był lot do Wenecji. Nocowaliśmy w Berlinie w dzielnicy Charlottenburg,  czyli w zachodniej części miasta . Stamtąd udaliśmy się na zwiedzanie Bundestagu, a jest co zobaczyć, zapewniam.  Lot do Wenecji na drugi dzień, przedłużył się nieco, bo nad Treviso ( lotnisko) była burza. Gospodarz miły czekał na nas na dworcu autobusowym, zaprowadził do apartamentu, wszystko wytłumaczył . Zmęczeni podróżą daliśmy jeszcze radę  zjeść kolację w pobliskiej knajpce i wykonać krótki spacer. Rano po śniadaniu wyjście w kierunku Placu Św. Marka. Odległość niezbyt duża, ale szliśmy powoli, bo widoki nas powalały. Co chwila kanał z gondolą lub śmigającymi vaporetto      ( tramwaje wodne), jakiś kościół lub dom przecudnej architektury, maleńki mostek urzekający urodą. Tłumy ludzi  nacji z całego świata, zachwyceni jak my.  Najważniejszy plac Wenecji to przede wszystkim bazylika, wieża widokowa, Pałac Dożów i okno na świat, czyli widok na morze i kolejne wyspy. Ludzie cierpliwie stoją w kolejkach do zwiedzania, z pokorą przyjmują niedogodności . Wnętrze Bazyliki Św. Marka to po prostu cudo, chociaż jej wygląd zewnętrzny daje przedsmak  zjawiska. Warto tam wejść, na taras widokowy także, także na wieżę, aby spojrzeć na Wenecję z wysoka. Koło południa jadaliśmy zwykle jakieś przekąski typu małe kanapki, kawałek pizzy, kawa, nieodłączny aperol. Aperol zasmakował mi wyjątkowo, doskonale gasi pragnienie, a panująca wówczas temperatura sprzyjała smakowaniu.  Poza Placem  przeszliśmy wkoło ze dwie dzielnice, kończąc dzień w osterii na Placu Margherita. Miejsce odwiedzane głównie przez młodzież, bo blisko uniwersytetu i tanio tam, miało klimat dawnej Wenecji, bardziej lokalnej a nie tej z drogimi sklepami.  Drugi dzień spędziliśmy zwiedzając   wyspy. Wykupiliśmy bilet na całodniowe korzystanie z vaporetto i popłynęliśmy . Najpierw na Burano, kolorowe miasteczko rzemieślników, z małymi domkami nad kanałami, z mnóstwem sklepików z wyrobami miejscowymi. Spacer nadbrzeżem zaprowadził nas do miejscowej winnicy, gdzie  w eleganckiej restauracji trwały przygotowania do wesela. Potem wyspa Torcello, z bazyliką romańską i niesamowitymi freskami, jakby troszkę zapomniane miejsce, bo poza kilkoma knajpkami niczego tam nie ma, a wyspa raczej niezamieszkała.  Kolejny cel to Murano, czyli wytwórnia kolorowego szkła weneckiego. Wszędzie go pełno, wyroby różne i na każdą kieszeń. Te naprawdę artystyczne poza naszą możliwością. Ale kupiłam dwie kolorowe filiżanki do espresso, skusiłam się także na szal w kolorze przygaszonego błękitu z delikatnym haftem w kolorze ecru. Samo Murano nie tak ciekawe jak Burano, ale i ono potrafi zachwycić nagle  napotkanym miejscem.Wieczorem poszliśmy na koncert do Bazyliki Santa Maria Gloriosa de Frari, gdzie wysłuchaliśmy utworów Vivaldiego i Bacha. Kolejny dzień to msza niedzielna w Bazylice Św. Marka , czytanie także w j. polskim. Potem wizyta w Teatro la Fenice- przepięknym teatrze operowym, gdzie posiedzieliśmy w lożach, na widowni, zwiedziliśmy salę koncertową z przepięknymi żyrandolami, wystawę wyrobów ze złota , obejrzeliśmy zdjęcia Marii Callas, która  nazywana była "primadonną stulecia". Dzień kolejny to zwiedzanie dzielnic poza centrum, gdzie życie wolniejsze, mniej turystów, a ceny niższe. Odbyliśmy także ponad godzinną podróż po Canale Grande, podziwiając Wenecję od strony morza. Poza tym co wieczór wyjście w celach konsumpcyjnych, smakowanie miejscowych specjałów, przyglądanie się zwyczajom miejscowym, zajadanie się lodami, a kawa i aperol zawsze. Nie da się zwiedzać Wenecji  od punktu do punktu. Tam zagubić się wśród uliczek to prawdziwa rozkosz. Szukanie wyjścia z labiryntu, odkrywanie coraz to ciekawszych miejsc, to prawdziwa przygoda. Nawet stojąca woda na Placu Św. Marka  może być przygodą, bo i taką przeżyliśmy być może jedyny raz. Ostatniego dnia jeszcze raz Św. Marek, lody, kawa, aperol i wyjazd na lotnisko. Wenecja żegnała nas  ogromna ulewą , nam także było żal. Lot do Berlina bez przeszkód, przesiadka do Polskiego Busa, o północy byliśmy w Poznaniu. Nocleg u syna, w południe pociąg do Gdyni i tyle.  A tu chłodno, przywitał nas deszcz. Dziś już wykonałam 3 prania, upiekłam ciasto ze śliwkami, zrobiłam leczo i rosół.  Sen we własnym łóżku to najcudowniejsza rzecz na świecie, chociaż podróżować uwielbiam. Na równi z powrotami, nie ukrywam, bo trochę tęskniłam już  za naszym jedzeniem. 

5 września 2017 , Komentarze (1)

5 km. dziś  zaliczone. Ostatnie zakupy zrobione, manicure także. Teraz tylko o podróży będę myśleć. Na jutro mamy umówione odwiedziny w Bundestagu,  poprzednim razem zwiedzaliśmy co innego. Prognoza pogody wskazuje, że nie będzie męczącej temperatury, z czego bardzo się ciesze, bo przy moim nadciśnieniu  gorąco odpada. Właścicielka apartamentu w Wenecji tak miła, że wyjdzie po nas na dworzec autobusowy.  Wszystko układa się zatem ok.  Spotkałam dziś koleżankę z Fundacji, będę z nią ponownie chodzić na zajęcia ruchowe. Ona należy do klubu morsów, imponuje mi to, może się odważę? Kilka lat temu o tej porze byliśmy z mężem  w delcie Warty, podglądaliśmy odlatujące ptaki . Południowo- zachodnia Polska  jeszcze została nam do spenetrowania, obiecujemy sobie w przyszłym roku. A jest tam co oglądać!

Miłe panie, narazie zatem , czeka mnie przygoda i coś co uwielbiam, czyli podróż. 

4 września 2017 , Komentarze (4)

Do wyjazdu niecałe 48 godzin. Dziś kupowanie euro oraz dodatkowego ubezpieczenia na czas wyjazdu. Walutę udało się kupić taniej, co cieszy mnie niezmiernie. Jeszcze ostatnie opłaty, bo w okresie ich obowiązywania nas nie będzie, jeszcze telefon do rodziców, wizyta na cmentarzu u teściowej, itp sprawy.  Spotkałam dziś znajome z pracy, które służbowo były w Gdyni. Chwilka rozmowy, zazdrość, że Wenecja . Wysłałam dziś także  zgłoszenie do konkursu w RMF Classic, bo nagroda - weekendowy pobyt w Krakowie - bardzo mnie  zmotywowała. Szczęścia nie mam, konkurs wygrał kto inny, tak bywa, gratuluję.  Dietkowo  trzyma się, na śniadanie owsianka z jabłkiem + zielona herbata. Na obiad powtórka z wczoraj , jutro obiad na mieście, aby lodówka odpoczęła w czasie naszej nieobecności. Co wieczór , już w łóżku, przeprowadzam  w myślach przegląd spraw załatwionych i do załatwienia. Jest ich coraz mniej, a ja już przebieram nogami przed wyjazdem. Nie wiem, czy wszyscy tak maja, ja tak mam zawsze. Planuję, analizuję , rozmyślam i często zadręczam się w ten sposób. Taka natura, co zrobić.

3 września 2017 , Komentarze (6)

Chłodno, deszczowo, wyszliśmy na spacer, ale mokre nas przygoniło do domu. To żadna frajda tak moknąć. Zostaje lektura, może coś w TV znajdzie się ciekawego. Kupiłam dziś kolejną gazetę z artykułami w języku włoskim. Uwielbiam!  Na śniadanie owsianka z żurawiną i jabłkiem oraz łyżką miodu i łyżką jogurtu . Na obiad  pieczony kurczak + fasola zielona. Czytana przeze mnie aktualnie książka często opisuje  wspomnienia lub pobyt bohaterów w Gdyni, w Poznaniu, na Kaszubach. Wszystkie te miejsca są mi znane, a syn w Poznaniu mieszka i pracuje. Nomen omen. ;). Mój brat został po raz 5 dziadkiem, a ja nie mogę się doczekać , to niesprawiedliwe!  Żartuję, bo nie chciałabym mieć przeżyć jego rodziny. Wymyśliłam sobie, że w domku letnim uszczelnię miejsca przy rurach  siatką metalową , może w ten sposób myszy się nie dostaną. To moje utrapienie coroczne a kota nie mam . Po powrocie z wyjazdu wybierzemy się do Castoramy , aby pomysł ewentualnie zrealizować. Sporo oczekuje także po wykładach Zdrowy dom na UTW, mam już ochotę na jakieś przemeblowanko małe.  Idzie jesień, a zatem w domu także należy znaleźć sobie zajęcie. Dzwoniłam do rodziców, jak zawsze nic nie potrzebują , odżywiają się skandalicznie, ale nic nie mogę zrobić w tym temacie, niestety. Jakieś warzywa na patelnie, sosy z torebki, gotowe dania , zupy z proszku. Moje im nie smakuje, co podkreślają za każdym razem, gdy daje propozycję. A z drugiej strony, przecież nie można im na siłę wciskać , zakłócać ich rytm i przyzwyczajenia. Gdyby jakis dietetyk to zobaczył  i usłyszał - szkoda gadać. 

2 września 2017 , Komentarze (5)

Wczoraj wieczorem po raz kolejny obejrzeliśmy Notting Hill,  z moim ulubieńcem Spike'm. Wcześniej wzięłam tabletkę melatoniny i spałam doskonale. Dodatkowo deszcz za oknem usypiał , a pada niestety nadal. Na szczęście nam się udało zaliczyć już 6 km , byliśmy na hali targowej po zakupy i nad morzem na spacerze. Gdańsk dziś widoczny doskonale, Hel takoż. Wczoraj mąż miał wizytę u ortopedy i rozbawił mnie setnie po powrocie. Dostał od pana doktora kawę i słodycze:D. Odwrotnie zatem niż przyjęte!  Pan doktor chce zrzucić trochę z wagi i tak się pozbywa kuszących świństewek. Miłe to! Dziś na obiad zrobię tartę z papryką,porem,  cukinią , szynką szwarcwaldzką i serem + miź sałat. Poza tym laba i odpoczynek, bo to i książki nowe czekają i ( lub) czasopisma. W domu zrobiło się chłodniej, ale to narazie nie przeszkadza, dużo jeszcze wychodzimy i ruszamy się. Podobno II polowa września ma być piekna. Oby, bo czeka nas zamykanie domku, spuszczanie wody, pakowanie do worków próżniowych. 

1 września 2017 , Komentarze (7)

I wrzesień.Niby jeszcze lato, ale we wrześniu czuję się raczej jak w jesieni. Coś mi bardzo przeszkadzało spać, myśli krążyły wkoło spraw remontowych, urządzania wnętrz nad jeziorem. Może dlatego zapisałam się dziś na kolejne zajęcia na UTW pt. Zdrowy dom, traktujące o aranżacji wnętrz, ich urządzaniu  i budżetowym wykończeniu, aby mieszkało się zdrowo i zgodnie z własnymi potrzebami. Zajęcia co dwa tygodnie, a zatem bez napinki . A temat bardzo mi odpowiada, bo lubię zajmować się takim sprawami. Mąż także wybrał  wykłady dla siebie, część kontynuuje, część nowa. W poniedziałki będziemy się mijać co chwila. Poza tym kupiliśmy bilety na sztukę reżyserowana przez Tomasza Sapryka  pt. Zacznijmy jeszcze raz, ale to dopiero w październiku. Odwiedziliśmy także bibliotekę, wymieniając książki na nowe. Po zakupach w Rossmannie przygotowałam swoja kosmetyczkę do samolotu, ograniczając się faktycznie do minimum. Pora  pakowania, aby nie robić tego w ostatniej chwili, aby nie zapomnieć najpotrzebniejszego. Dziś na śniadanie malutka jajecznica sote, dwa wafle kukurydziano- jaglane z humusem i rukolą, pół pomidora piętka bułki z powidłami, kawa. Na obiad zupa ogórkowa i ziemniaki  z koperkiem + grzyby leśne smażone + sok pomidorowy.  Nakładam sobie mniejsze porcje, już widzę różnicę w wyglądzie, w ubraniach. Moja koleżanka z j. wloskiego wróciła z kursu w Rzymie zadowolona, do fundacyjnej gazetki napisała artykuł o pobycie. Pierwsze zajęcia  to będzie opowieść, jestem jej b. ciekawa. Może sama zdecyduję się w przyszłym roku na wyjazd? (tajemnica)

31 sierpnia 2017 , Komentarze (1)

Na pożegnanie sezonu była wczoraj kąpiel w jeziorze, woda niespecjalnie ciepła, ale dało się wytrzymać. Przed kąpielą poszliśmy na spacer w rejony, których nie odwiedzaliśmy od lat.  Zabudowane, zarośnięte, zaorane, a piękne łąki , na których tak lubiłam zbierać margaretki, są tylko wspomnieniem.Wieczorem wpadł do nas sąsiad, starszy, bo po 80, ale bardzo aktywny i racjonalnie myślący. Sam ma b. mały domek, podziwiał nasz, że taki zadbany, z pomysłem urządzony .I przyznał, że pracy przy nim jest mnóstwo i bez końca.Dziś po śniadaniu wymarsz do lasu. Miał być spacer, byl spacer, a przy okazji grzyby. W lesie cicho, ptaków nie słychać, tylko sójka , strażnik lasu, odezwie się nagle, albo kruki  chcą odstraszyć idących. Nie spotkaliśmy nikogo, zebraliśmy sporo, a wędrowaliśmy powoli, bez nerwowego poszukiwania. Po powrocie z lasu pakowanie, zamykanie, ładowanie, itp. czynności, jak to przy wyjeździe. W domu byliśmy równo w południe. Zrobiłam już dwa prania rozpakowałam i poukładałam wszystko, ugotowałam zupę ogórkową, obrałam, umyłam i usmażyłam grzyby, zjedliśmy obiad. Pogoda wyraźnie się załamuje , idzie gorsze niestety. I dzieci znów do szkoły pójdą pierwszego dnia w deszczu! Bardzo lubię oglądać je w odświętnych strojach, przejęte, szczególnie te maluchy. Mąż dokonuje wyboru zajęć na UTW, ja zapiszę się tylko na j. włoski, bo zajęcia ruchowe mam już zaklepane. Mam nadzieję, że jutro w trójce będzie Marek Niedźwiecki i usłyszę September  Morning . Jak co roku zresztą

30 sierpnia 2017 , Komentarze (3)

Och naprawdę, jakżeż ja tu sypiam!  Budzę się wypoczęta na maksa przed 6, ale jeszcze nie wstaje, no bo co , kurczę blade, jak mawiał Mikołajek.  Śniadanie o 7, a potem po zakupy rowerem. Jaka to przyjemność widzieć świat tak wcześnie, gdy na drogach pusto, a z okolicznych domków unosi się zapach kawy!. Po zakupach na maślaki! Są, jak najbardziej, i nie tylko one. Dziś całkiem spory zbiór  różnorodnych, w tym i prawdziwki. Potem trochę pracy z obieraniem, ale za to na obiad kasza gryczana z grzybami.  A dziś pogoda wspaniała, jakby  chciała wynagrodzić te paskudne dni deszczowe. Chociaż tyle na koniec lata.;). Zapomniałam napisać o koncercie Wandy Lands.  Fantastyczna kobieta, ładna, na luzie, ciekawy głos. Koncert otworzył Piotr Baron z radiowej Trójki, wyraźnie pod urokiem artystki. Utwory w większości Władysława Szpilmana, nam znane z posiadanej płyty. Fajny koncert, chociaż  słuchałam już lepszych. 

Moje gladiole wreszcie rozkwitły, pokazując delikatny, różowy kolor, jak cukierek. Naturze przystoi nawet paskudny odcień fioletu i nie razi . Wczoraj wsadziliśmy do ziemi cebule tulipanów, tym razem w koszyczku, aby nie dać szans nornicom. Wracamy jutro, bo jak zwykle na weekend pogoda będzie paskudna. 

29 sierpnia 2017 , Komentarze (4)

Tak się składa, że nad jezioro jedziemy we wtorki. Oczywiście, gdy jest pogoda. Dziś byliśmy w drodze już o 8.  Marzyłam o grzybach na działce, było wprawdzie kilka, ale  bez entuzjazmu.  Po II śniadaniu ( na pierwsze kasza jaglana z syropem klonowym), na które zjadłam  wafle ryżowe z humusem, sałatkę z pomidora, ogórka kiszonego, czerwonej papryki i sałaty oraz pół jajka na twardo  z sosem jogurtowo-musztardowym, udaliśmy się do lasu. W trakcie tygodnia ludzi mało, luźno w lesie, ale grzybów jak na lekarstwo.  Spacer udał się natomiast znakomicie. Kilka razy zostałam owinięta babim latem, bo to przecież jego pora. Coraz mniej domków otwartych , wyraźnie sezon sie kończy. Zabrałam ze sobą gotowy obiad, kwestia tylko podgrzania, i znów na grzyby. Tym razem w inną okolicę, na podgrzybki. I tych było mało, ale w sumie do suszenia zebrała się cała siatka  metr x 50cm. Kończę czytać książkę pt. Projektantka.  Jest i film  na jej podstawie z Kate Winslet  w tytułowej roli, chciałabym obejrzeć, bo książka ciekawa.Siedzenie przy kominku wieczorami to sama przyjemność. Kupiliśmy w tym roku sporo drzewa, ale pogoda kiepska " zjadła" już prawie całe. A takie odczarowywanie wilgoci ogniem z palącej sie brzozy jest  cudowne!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.