Następny dzień:)
Kolejny dzień minął szybko, wstałam dość późno, z wiadomych przyczyn:)
Wczoraj nie zastosowałam się niestety całkowicie do diety, ostatni posiłek zjadłam co prawda o 20:00 (i później już nic, żadnego chipsa, cukiereczka, nic...), jedynie co zgrzeszyłam to fakt, że piłam drinki (dokładnie 4), ale dosyć słabe:) Plusem jest fakt, że w międzyczasie wypiłam trzy szklanki wody:) Ten dzień z lekkim minusem, ale się poprawię, nie piję przecież codziennie;)
Bilans dzisiejszego dnia mnie dosyć cieszy:
1. 12:00 śniadanie ( grahamka z szyneczką i pomidorkiem, do tego troszkę jajecznicy- troszkę zgrzeszyłam, ale jak to się mówi śniadanie ma być jak dla królów)
2. 16:00 obiad (znowu żurek, został mi jeszcze więc go zjadłam, i znowu fasolka szparagowa:))
3. 20:00 kolacja (dwa wafelki ryżowe, z polędwicą z indyka, pomidorkiem, a do tego pół jabłuszka)
Poza tym:
1. Piłam wodę i niesłodzone herbatki
2. Nie jadłam rzeczy smażonych (no może z wyjątkiem jajecznicy)
3. Zrobiłam znowu czwarty już Skalpel (coraz lepiej mi wychodzi)
4. Nie jadłam słodyczy
Jutro niedziela, życzę wszystkim odpoczynku:)
Najgorsze są wyjścia ze znajomymi...
Kolejny dzień prawie za mną:)
Najgorsze przede mną, ponieważ wychodzę do znajomych, a tam zawsze mają coś dobrego do jedzenia, jeśli już jednak ograniczam się przez trzy dni to postaram się nie jeść. Macie jakieś sposoby na to, żeby się opanować i nie dać się namówić na niewinne przekąski? Zwykle nie mam problemów z czekoladą, ciastami czy chipsami, gorsze są te konkreciki....no ale się postaram.. Zwłaszcza, że wylałam z siebie dużo potu ćwicząc skalpel! Nie wiem czy to możliwe po trzech dniach, ale mam wrażenie, że szło dzisiaj łatwiej:) A może miałam po prostu lepszy dzień:)
W każdym razie bilans do tej pory wygląda tak:
1. 9:00 śniadanie, naleśnik (60 g) z chudym serkiem twarogowym, borówkami i jogurtem
2. 12:30 II śniadanie, sałatka z zieloną sałatą, pomidorem, papryką, cebulą, fetą (30 g), plastrem szynki z indyka i sosem słodko-kwaśnym (1 łyżeczka)
3. 16:00 obiad, żurek z przepisu Vitalii (ale bez kiełbasy), do tego miałam ochotę na fasolkę szparagową gotowaną:)
4. 19:00 będzie jogurt naturalny z muesli:) i może jakiś owocek:)
Czy się złamię później??? Napiszę jutro :) Ze znajomymi jest tak, że jak mówisz, że jesteś na diecie to koniecznie próbują Cię złamać, więc postanowiłam nic nie mówić, wtedy pewnie nie zauważą, że nie jem:)
Jak do tej pory:
1. Piłam tylko wodę
2. Nie słodziłam
3. Nie używałam tłuszczu
4. Zrobiłam Skalpel
Na razie jestem zadowolona:) Obym wytrwała do końca dnia:
Pozdrowienia dla wszystkich walczących z pokusami:)
Radość...
Już zapomniałam ile radości daje ukończony trening. Dzisiaj zaliczyłam drugi Skalpel, mimo zakwasów i zmęczenia przemogłam się i jestem z siebie bardzo zadowolona:)
W międzyczasie miałam ochotę zrezygnować z trzy razy, zawsze mam te same chwile kryzysowe, a mianowicie: ostatnie ćwiczenie na stojąco, jak się wyrzuca nogi w lewo i w prawo- KRYZYS 1, leżenie na brzuchu i podnoszenie nóg- KRYZYS 2, i wymach nóg w tył jak się klęczy- KRYZYS 3 i to pogłębianie:) No ale jakoś dałam radę:)
Niech mi ktoś powie, że za tydzień będzie lepiej:) Jutro podejrzewam, że nie wstanę, bo już nie czuję nóg, ale grunt, że się nie poddałam.
Jeśli chodzi o postępy w diecie to bilans jest taki:
-piłam samą wodę
-nie słodziłam
-żadnych słodyczy
-regularne posiłki
-nie używałam oleju
Oby tak dalej:) Proszę niech ten zapał nie mija:) Chcę znowu ważyć mniej niż 60:)
Wszystkim życzę powodzenia i jestem z Wami:)
Jeden dzień do przodu:)
Pierwszy dzień diety chyba za mną:)
Chyba, ponieważ zawsze wieczorami za rogiem czają się pokusy:)
Przestrzegałam diety, piłam wodę, a nawet ćwiczyłam:)
Przyznam, że Skalpel wyszedł mi dzisiaj gorzej niż przed czterema miesiącami, miałam ochotę skończyć, ale cały czas myślałam, że nie mogę wycofać się w połowie;)
Myślę, że pierwszy raz po takiej długiej przerwie miałam prawo się zmęczyć...
Pierwszy tydzień na pewno będzie najgorszy, a potem się wprawię:)
No cóż oby tak dalej, jak to zawsze mówię najgorzej jest zacząć...
Powodzenia wszystkim początkującym:)
Początek...
Dzisiaj zaczynam dzień pierwszy z moją nową dietą:)
Śniadanie już za mną, szklanka wody również:)
Muszę uderzyć jeszcze na zakupy, bo w moim jadłospisie do tej pory mało było
chlebków ryżowych i innych tego typu wynalazków:) Muszę też kupić jakieś owocki i się do nich zmuszać:) Mój tata mówi zawsze, ze mam szukać naturalnego źródła cukru i odstawić ten normalny, bo jak to zrobię to po jakimś czasie nawet ziemniak będzie słodki...:) No postaram się i zobaczymy:)
Największy problem mam zawsze z przestrzeganiem regularności posiłków, bo jesteśmy nauczeni niestety, że jemy kiedy mamy czas, a powinniśmy jeść po to, żeby mieć energię;)
Dzisiaj mam w planie przejść dzień pierwszy i zrobić jakieś ćwiczenia. Jeśli się zbiorę to podejrzewam, że będzie to Skalpel. Dawno już go nie robiłam jak przetrwam to znaczy, że nie jest ze mną jeszcze tak źle:)
Jak pięknie byłoby znowu ważyć poniżej 60 kg....:) czy jest to w ogóle jeszcze możliwe????
Do boju...
Odchudzenie czas zacząć :)
Zawsze miałam problem z zaczynaniem czegokolwiek... Jak już się przełamałam to jakoś poszło, ale później działo się znowu coś co przeszkodziło w dalszej realizacji planu. Moja motywacja trwa przez chwilkę, a potem gaśnie jak wypalona zapałka... jestem typowym przykładem słomianego zapału. I chociaż jestem osobą zdrową, sprawną i wiem, że dużo mogłabym zrobić dla swojego zdrowia i ciała to jednak brak odpowiedniej motywacji często skłania mnie do odłożenia szczytnych celów i zajęcia się rzeczami, którymi często zajmować się nie warto... i tak koło się toczy...
Innym powodem mojego braku zapału są zwykle jakieś wydarzenia. Jak już się rozkręcę to coś się dzieje, albo się rozchoruję, albo wyjadę w delegację, albo zamkną klub fitness... I tak zawsze i znowu potem zaczynam sobie odpuszczać, zaczynam jeść wszystko na co mam ochotę (jednak przed 30-stką już trzeba się zacząć oszczędzać:)), przestaję pić wodę do której wcześniej się zmuszałam, przestaję ćwiczyć i znowu po każdym większym posiłku mam wyrzuty sumienia, ale robię to dalej mówiąc, że jutro zacznę dietę.. Jedzenie sprawia mi niesamowitą przyjemność. Nie ukrywam, że jest dobre na wszystko... I mimo tego, że zdaję sobie sprawę, że tak być nie powinno, że mam tendencje do tycia to w danej chwili jestem w stanie zjeść wszystko na co mam ochotę, a po posiłki dopiero zaczynam myśleć i wtedy patrzę na siebie z niechęcią.. Już tak nie chcę!!!
Tym razem postaram się jednak jeszcze raz stawić czoła swoim słabościom...