Hej. Wczorajszy wpis podziałał na mnie oczyszczająco. Bo już dawno chciałam go zrobić. I dziękuję za komentarze. Mile przyjęcie. Macie rację. Trzeba się wziąć w garść. Iść do przodu.
Dzis rano dzień się zaczął o 6. Jest mąż więc stwierdziłam że zrobię rano trening. A on się zajął dziećmi. I tak wpadła tabata 20 min. Potem kawa z mlekiem. Śniadanie koło 8 dopiero - 2 parówki kromka chleba razowego masło ketchup banan.
Potem zrobiłam obiad. Poszliśmy z dziećmi na spacer. Po spacerze rosołek z makaronem mała miseczka. O 14:00 obiad kotlet drobiowy mały ryż dwie łyżki pieczarki smażone na maśle i surówka z marchewki jabłka z majonezem.
Po obiedzie pojechaliśmy do miasta. Wróciliśmy jakoś po 16. Wypiłam kawę z mlekiem. A o 18 zjadłam kolację kromka chleba z masłem i plaster pasztetu z żurawiną i dwie łyżki surówki z obiadu zostało.
woda ok 2 l. Ale jeszcze coś wypije do końca dnia. Uważam za udany dzień. Bez słodyczy. Tak spokojnie w środku. Bez ciągłego myślenia o jedzeniu. O dzisiejszy wieczór się nie boje bo jest mąż więc nic nie zjem. Ale jutro zostaje sama.
We wtorek jadę do moich rodziców na kilka dni więc ten wyjazd pomoże mi ogarnąć wieczorne i nocne jedzenie. Wiąże z tym duże nadzieje że takie 5 dni podziała jak odwyk. Oby!