Witam .
Do piątku starałam się robić wpis codziennie, ale nie zawsze to wychodzi. Teraz mam dużo nauki i obowiązków. Na typowy swój trening nie miałam zbytnio czasu, ani za bardzo ochoty. Ale w sumie połączyłam dwie rzeczy. Czytałam "Przedwiośnie" leżąc na dywanie robiąc rowerek w powietrzu . Zastanawiam się, co mnie jutro będzie bardziej boleć... tyłek, uda, a może plecy? Aktywność fizyczna jednak jakaś była, mimo, że pracowały tylko nogi (i chyba mięśnie brzucha, bo też je czuję). Nie wiem, ile to robiłam, ale na tyle długo, że gdy już wstałam to miałam wrażenie, że nadal pedałuję (dobrze, że nie odjechałam ).
Mój chłopak tak jak obiecał, tak mnie wspiera i motywuje do ćwiczeń. Sam jest typem osoby, która uwielbia ćwiczyć i po nim to widać, ale nie myślcie sobie, nie jest jakimś napakowanym koksem. W tym przypadku byśmy wyglądali jak Flip i Flap . Typowy wysportowany chłopak, a ku jego boku... taki Vroobelek. A taka ciekawostka, wróbelki ponoć jedzą tyle ile ważą .
Mam w planie zrobić jutro na obiad pierogi z mięsem lub szpinakiem . Uwielbiam pierogi i chętnie je zjem mimo, że wiele osób twierdzi, że na dietę się nie nadają. Ale w sumie co to jest ta dieta? Odmawianie sobie wszystkiego po kolei bo ma np. mąkę pszenną? Bez przesady. Wszystkiego z umiarem . Ale do rzeczy.. czegoś szukałam o tematyce pierogów na internecie i wpadło mi w oczy pewne pytanie, a mianowicie "ile pierogów TRZEBA jeść na diecie, aby nie przytyć?" czy coś w ten deseń. "Trzeba"... "trzeba"..."trzeba"... serio? Odpowiedzi były różne, od 3 takich pierogów malutkich, do nawet 15. Ale jak to 15 na diecie, ktoś tam się oburzył. Ja to potrafię trafić na "kontrowersyjne" tematy .
Sama tak myślałam nad tym ile ja jem, ile jadłam przed zmienieniem nawyków żywieniowych, ale powiedziałam sobie w pewnym momencie STOP. Dlaczego mam się porównywać, a raczej moje porcje, do porcji osób, które mają inną przemianę materii, inny apetyt, inną wagę, wzrost itd. Dlaczego ludzie kierują się tym, jak jedzą inni i patrzą na to, co oni powiedzą, czy się spojrzą krzywo czy coś. Jeden się naje czterema i będzie miał dość, a drugi zje tyle co tamten i będzie całkowicie głodny, ale będzie miał gdzieś w myślach, że jak zje więcej to już będzie źle i przytyje nie wiadomo ile (takie trochę poczucie winy).
To my się mamy czuć dobrze z taką dietą, taką ilością posiłków i nic nikomu do tego. Trzeba w większości przypadków myśleć samodzielnie i patrzeć na siebie, a nie na kogoś. A wiecie czemu to piszę? Bo kiedyś sama wpisywałam takie głupoty w internet i kierowałam się wyborem innych. Po jakimś czasie się widzi, że w tej kwestii robiłam źle, a potem wielkie zdziwienie czemu cały czas jestem głodna i czemu potem gdy jem "po swojemu" mam efekt jojo. Ale to są stare czasy... .