Kiedy około rok temu przeszłam na weganizm byłam w nim po uszy zakochana. Nie myśląc całkowicie co ma na celu ta dieta jadłam wszystko co wegańskie. Jadłam zdrowe rzeczy (pełnoziarniste pieczywo, warzywa, owoce,) ale w zbyt dużych ilościach i to był mój błąd. 6 kromek na śniadanie czy 200g ryżu na obiad to był taki standard. W całym wym wszystkim po prostu zgubiłam poczucie sytości.
Kiedy to w sierpniu zeszłego roku zmieniłam styl żywienia zaczynałam z wagą 55,7 czułam się wtedy świetnie. Sierpień szybciutko zleciał i zaczął się rok szkolny a mi z każdym miesiącem dochodził nieświadomy kilogram. Niby coś tam widziałam że jakoś brzuszek się zaokrąglił czy że ulubione spodnie zaczynają troszkę cisnąć ale jakoś to zbagatelizowałam. Dopiero po roku kiedy zobaczyłam się z osobą która nie widziała mnie przez ten okres czasu powiedziała mi delikatnie to ujmując że się trochę "zaokrągliłam" i to wtedy dało mi dużo do myślenia.
Następnego dnia stanęłam na wagę i zobaczyłam 68,2. Rozryczałam się. Jak można być tak głupim i kiedy mam dużą wiedzę na temat zdrowego odżywiania tak się zapuścić?
Od dzisiaj zamierzam zamienić moje niekończące się wegańskie obżarstwo na zdrowy i umiarkowany weganizm. Tym wpisem chciałam powitać wszystkich którzy tu zerknęli. Naprawdę żałuję tego ale poczucie że już kiedyś miałam tą wymarzoną sylwetkę w garści daje mi kopa do pracy !