Grudzień był okropny.
Odeszła moja ukochana kotka. Rak trzustki. Okropna i odpowiedzialna decyzja o pożegnaniu jej dobiła mnie.
Oczywiście ból psychiczny zaczęłam zajadać słodyczami, a świąteczny czas obfitych dań też nie pomógł. Gospodarka wodna organizmu została zachwiana z dnia na dzień z 84 kg wskoczyło na 89 i dopiero teraz w połowie stycznia znów ustabilizowałam wagę na poziomie 84.
Oby dalej znów szło z górki ku wiośnie i ciepełku, a co za tym idzie spacerom na świeżym powietrzu.
Nastrojowi nie ponaga fakt, że nie spełniłam marzenia o dostaniu się do branży, gdzie chciałam pracować odkąd pamiętam i musiałam zadowolić się powrotem do branży, gdzie pracowałam 8 lat. Niestety rachunki nie pytają mnie co chciałabym w życiu robić :(
Pesymistycznie, ale jakoś to będzie.
Postanowiłam, że jak uda mi się zrzucić założoną wagę to kupię sobie węża zbożowego.