Tak więc... zaczynam. Dziś pierwszy dzień na diecie Vitalii. Moje pierwsze wrażenia? Bardzo mi się podoba to, że jeśli danie jest nie w moim guście, bądź nie mam czasu na tak długie przygotowywanie posiłku, to mogę zamienić je na inne. Tak samo, jeśli na przykład w daniu jest makaron (a nie znoszę makaronu w innej postaci niż na słodko z twarogiem) to mogę go wymienić na np. ryż. Wszystko idzie dostosować a jednocześnie nadal mieścimy się w danej kaloryczności i wartościach odżywczych (a przynajmniej są zbliżone). Także miodzio. I wszystko wygląda na takie smaczne.
Są także minusy, ale każda dieta będzie mieć minus dla takiej kobiety jak ja, która do tej pory jadła posiłki najprostsze z możliwych (po prostu z braku czasu i lenistwa bo mając 3 godziny wolnego od wejścia z pracy do pójścia spać, wolałam poczytać książkę niż stać nad garami). Dotychczas moje posiłki wyglądały monotematycznie: jogurt naturalny +musli, albo kawałek chleba z plasterkiem szynki/sera/ogórka, zależnie co pierwsze wpadło mi rękę. Często kolacja wyglądała tak, że wysypywałam oliwki ze słoika do miseczki i kroiłam w paseczki kawałki sera i do tego opakowanie plastrowanej wędliny i to zjadałam bez chleba. Wszystko byle tylko nie gotować (szczyt moich umiejętności to jajko (i tu uwaga!) na miękko. Finezja polega na wyciągnięciu go z garnka nim będzie na twardo. No... chyba czas nieco się rozwinąć.
I teraz dieta Vitalii. Patrzę, a tu w co drugim daniu: zmiksuj.
I pojawia się dla mnie problem, bo nie mam bardziej zaawansowanego sprzętu rozdrabniającego niż nóż. Trzeba będzie wybrać się do sklepu po jakiś blender. Po wypłacie. Jeszcze trochę. Na razie nóż musi wystarczyć. :P I muszę zmieniać na takie potrawy, które nie wymagają miksowania.
Tak więc dieta i ćwiczenia Vitaliowe przede mną.
A oto i ja sama: 88kg. Mam nadzieję, że patrzę na siebie po raz ostatni w wersji fat i za kilka miesięcy wyłoni się wersja fit.
Trzymajcie kciuki :)