Jak ja nie cierpię narzekania. Wczoraj wieczorem wykończona po pracy i akcjach sprzątania i gotowania domowego - poszłam na wypad spacerowo/biegowo/ćwiczebny do naszego parku. Było tam mnóstwo ludzi, którzy postanowili inaczej spożytkować czas niż TV i chipsy :). Ćwiczyłam sobie na "sprzęcie dostępnym dla wszystkich" i tyle się wysłauchałam narzekań, pomstowania na innych, że mam dość. Zapomniałam mojej MP4 z domu i to był błąd. Powiem Wam, że uszy mi więdły. Opowiadacze wcale nie mieli poważnych problemów, a z byle pierdoły robili taki zamęt w swoim życiu, że aż mi ich było żal. Dobrze, że po wypadku i chorobie męża nie poszłam tam poćwiczyć, bo bym się załamała swoją sytuacją, a tak proszę bardzo - tadammmm, to ja szalona cztedziestka, która nie chce być zgorzkniałą pięćdziesiątką. Wiecie co, warto chcieć :).
76,0 - nie ściemniaj, a przybywaj na wagę! I tak to zrobisz, po co się opierasz :D.