Przerwałam sobotni wir sprzątania na kawkę. Mniam, pyszna :). To jest jedyna z dwóch rzeczy, z których nie potrafię zrezygnować. Ta druga to wino czerwone. Co do kawy to nawet moja pani dietetyk machnęła ręką, bo stwierdziła, że tą jedną przyjemność mogę sobie zostawić. Wino ograniczyłam do 2 lampek tygodniowo.
Powiem Wam, że ten nasz organizm to jest niezła bestia. Przyzwyczaja się do jedzenia i człowiek nie może się pozbyć tego cholernego uzależnienia. Śniadania to mi sie nie chce jeść i się zmuszam, ale kolację to bym żarła bez przerwy... Wy pewnie tez tak macie. Generalnie zeszłam od tego tygodnia z 1300 na 1200 kcal. Niby tylko -100, ale odczuwam skutki i muszę się znów przyzwyczaić. Jestem od miesiąca chora i mój ruch padł na pysk. Chudnę powoli, ale chudnę. Czekam na chwilę, kiedy znów będę spacerować i truchtać. Trzeba się czymś pożytecznym zająć :P.
Oglądałam dzisiaj program o otyłości i ludziach ważących ponad 200 kg. Okropne... :(. Wszyscy z nich z depresją, jedzący nadal tłuste, przetworzone jedzenie. I niech ktoś mi powie, że jedzenie to nie jest straszny nałóg!
angelisia69
19 marca 2016, 16:55troszke malo tych kcal :( a wino i kawa to sa zdrowe rzeczy tak naprawde,wiec nie warto rezygnowac.nawet lampka wina codzien nie zaszkodzi
Janadiecie2016
19 marca 2016, 17:10Kcal obniżyła dietetyczka po 3 m-cach diety. Dużo to ich nie jest, ale jak się gromadziło tłuszczyk tyle czasu, to trzeba zdac się na wiedzę i dośwadczenie innych, bo chudnięcie przy czterdziestce już tak nie idzie jak przy "dziescia" :)