Poświęcenie
Nadal nie najlepiej się czuję, ale ćwiczę. W ciągu dnia jem niewiele, ale jem także słodycze, więc to zwiększa ilość spożytych kalorii. Nie liczę kalorii, ale po ilości i jakości spożywanego jedzenia wiem, że nie jest to dużo. Staram się nie ulegać własnym zachciankom, ale jak na razie nie bardzo mi to wychodzi (nawet jeśli do południa jest ok to popołudniu się na coś skuszę :-(). Nie jem za to po 19 i to już jest dla mnie jakiś sukces.
Mam pytanko, czy ktoś wie w jaki sposób odzyskać kondycję? Moja kondycja jest do niczego i chciałabym to zmienić, ale nie bardzo wiem jak się do tego zabrać. Z góry dziękuję za wszelkie rady! Pozdrawiam
A jednak się udało :-) ....
... zrobić zaplanowaną serię ćwiczeń. Zmęczyłam się przy tym bardziej niż zwykle, więc może nie powinnam, ale co tam przecież nie umarłam ;-P. Nie mogę się doczekać, kiedy zniknie śnieg i będzie można jeździć na rowerze. Wypiłam już ponad litr wody, a przecież zostało jeszcze trochę dnia. Od pewnego czasu staram się nie jeść zwykłego chleba i nawet mi się to udaje. Zasmakowało mi pieczywo chrupkie. Udaje mi się zjadać przynajmniej jeden owoc dziennie. Powoli wprowadzam zmiany w moim jadłospisie. Nie stosuję żadnej diety, bo wiem, że w żadnej nie wytrwam (no może poza tą obecną - NŻ ;-D). Muszę jeszcze tylko zapanować nad uleganiem swoim zachciankom (kulinarnym oczywiście). Mocno wierzę w to, że latem będę dobrze wyglądać. Przede mną jeszcze dużo pracy, ale wierzę, że osiągnę postawiony sobie cel :-D. A teraz gorąca kąpiel i do łóźeczka :-).
Wirus :-(
Wczoraj byłam na basenie - pływałam przez całą godzinę. Był też półgodzinny marsz i seria ćwiczeń. No i wypiłam prawie dwa litry wody. Dzisiaj niestety był tylko półgodzinny marsz, bo kiepsko się czuję. Chyba złapałam jakiegoś wirusa. Dostałam zadyszki wchodząc na drugie piętro, więc zrobię sobie dzień odpoczynku, bo nie jestem w stanie ćwiczyć. Mam nadzieję, że wszystko nadrobię. Dzisiaj położę się wcześniej.
Zmiany
Od dzisiaj ostro się za siebie wzięłam. Maszrowałam przez ponad godzinę, w końcu wybrałam się na basen, ale niestety byłam tam tylko pół godziny, bo okazało się, że w poniedziałki zamykają godzinę wcześniej (wcześniej nie mogłam pójść, bo miałam gości). Była też seria ćwiczeń i wlałam w siebie 1,5 litra wody (sama nie wiem jak to zrobiłam :-)). Jestem wykończona :-(. Jutro wstaję wcześniej i od rana idę na basen. Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w moich postanowieniach. Nie mogę już na siebie patrzeć.
Będzie dobrze :-)
Wczoraj miałam kiepski dzień i musiałam się wygadać. Chyba mogę sobie trochę ponarzekać. Dzisiaj było już znacznie lepiej. Na śniadanie był jogurcik i pomarańczko, później pasek czekoladki (z tej przyjemności chyba nigdy nie zrezygnuję - jestem uzależniona ;-D), na obiadek mała porcyjka ziemniaczków z jajeczkiem (a właściwie dwoma ;-P), ale za to później nic oprócz wody i herbatki (oczywiście zielonej i czerwonej) - nawet nie zjadłam nic słodkiego do kawy (chyba pierwszy raz w życiu) w dodatku kawa była u rodzinki (trudniej im odmówić). W weekend szkoła, więc to dobry powód, żeby mało jeść (o ile nie pójdziemy do Maca albo KFC na obiad). Koniec tygodnia, a ja nie mam się czym pochwalić, bo niestety w tytm tygodniu nie udało mi się schudnąć, ale też nie przytyłam (pomimo dużej ilości słodkości), więc jest chyba dobrze :-D. Oczywiście nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej ;-D
Wątpliwości
Wczoraj był dzień kobiet, więc i ja zrobiłam sobie święto (przerwę od diety i ćwiczeń). Niestety dzisaj też nie ćwiczyłam i jadłam słodkie. Mam doła, a na to najlepsza jest czekolada. Zaczęłam się zastanwiać, dlaczego się właściwie odchudzam, ale gdy założyłam spodnie - przypomniało mi się. Wyglądam kiepsko z tłuszczykiem wylewającym się ponad linię bioder. Problem w tym, że brakuje mi dyscypliny i jestem niecierpliwa i gdy nie widzę szybko efektów - łatwo rezygnuję. Ostatnio do niczego nie potrafię się zmobilizować nawet do tego, żeby wcześniej wstać. Moje życie jest do kitu :-(
Drobne oszustwa
Dzisiaj był godzinny marsz i oczywiście zestaw ćwiczeń jak co dzień, ale były też drożdżówka i pączek zamiast śniadania. Za to niewiele zjadłam w ciągu dnia, więc chyba na jedno wyszło. Nie liczę kalorii, bo mi się nie chce ;-). Wypiłam dzisiaj prawie litr wody i zjadłam kilka owoców. Zastamawiam się, czy nie zapisać się na kick-boxing (o czym myślę o dobrych kilku lat), ale na razie brakuje mi finansów, więc ćwiczę sama w domu. Może jutro w końcu uda mi się pójść na pływalnię, bo dzisiaj znów zbyt późno wstałam :-(.
Przetrwałam :-D
Przeżyłam pierwszy tydzień odchudzania i straciłam kilogram. Nie było tak strasznie jak mi się wydawało. Mam jeszcze pewne zastrzeżenia (piję za mało wody, jem za mało owoców i czasem nie potrafię się oprzeć ochocie na słodycze :-() do mojej "diety", ale postaram się je wyeliminować jak najszybciej. Zaczęłam regularnie ćwiczyć. Od jakichś dwóch lat kupuję regularnie "Shape", ale do poprzedniego tygodnia przeglądałam tylko zdjęcia i opisy treningów fitness w nim zawarte. Od 1. marca to się zmieniło - wybrałam zestaw ćwiczeń, który mi najbardziej odpowiadał i ćwiczę zgodnie z planem treningu. Myślałam, że będzie gorzej ;-). Odkryłam też, że w trakcie ćwiczeń bardzo pomaga dobrze dobrana muzyka - taka, która dodaje energii i mobilizuje do działania (przynajmniej na mnie tak działa ;-D). Przy takiej muzyce aż chce się ćwiczyć. Minął pierwszy tydzień - zostało jeszcze tylko 17. Wiem, że to dużo czasu, ale przeczytałam ostatnio w "Shape", że pierwsze 6-8 tygodni to faza adaptacji metabolicznej, która wiąże się z utratą wody z organizmu, a właściwe odchudzanie, czyli pozbywanie się tłuszczu następuje po tej właśnie fazie adaptacji, więc postanowiłam się nie spieszyć. Wiem, że na wszystko potrzeba czasu, więc daję sobie ten czas :-).
Nie wierzę własnym oczom
Wczoraj byłam tak zabiegana i zmęczona psychicznie i fizycznie, że nie miałam ani czasu, ani siły ćwiczyć. Dlatego jakież było moje zdziwienie, gdy weszłam dzisiaj na wagę i zaobaczyłam, że ważę o kilogram mniej niż poprzednio, gdy się ważyłam. Zmierzyłam również obwód pasa i tu 3 cm mniej, a w biodrach o 1 cm mniej. Nie mogę w to uwierzyć. Wydaje mi się, że to niemożliwe, ale waga nie chce pokazać inaczej.Szukam jakiegoś logicznego wytłumaczenia na to, co się stało i jedyne czego się doszukałam to fakt, że wczoraj ze zdenerwowania nie zjadłam obiadu (ale za to później była drożdżówka i pizza :() oraz to, że zamiast jechać tramwajem chodziłam po mieście i w ten sposób przeszłam około 5-6 km w dosyć szybkim tempie (ja nie potrafię wolno chodzić po mieście ;)). Gdy widzę dzisiejsze wyniki coraz bardziej się przekonuję, że to moje odchudzanie ma sens.
Dzisiaj poszłam na łatwiznę i zrobiłam najłatwiejszy zestaw ćwiczeń, chyba odczuwam jeszcze skutki wczorajszego dnia :-(. Jest też kilka rzeczy z których nie potrafię zrezygnować - jestem uzależniona od kawy i czekolady ;o.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego się odchudzam. Doszłam do wniosku, że chodzi mi przede wszystkim o to, żeby zgubić tłuszcz z okolic poniżej pępka. Owszem o kilka kilo też, ale to nie jest najważniejsze. Z wyglądu moich nóg (szczególnie ud) nigdy nie byłam zadowolona i liczę, że przy okazji "mojego odchudzania" sprawię, że będę lepiej wyglądała, a co za tym idzie lepiej się czuła. Chyba głównym powodem dla którego zaczęłam się odchudzać jest chęć powrotu do dawnej kondycji i wyrobienia w sobie zwyczaju ćwiczenia. Nie ukrywam, że zapisanie się do tego serwisu bardzo mi pomogło. Dzięki temu serwisowi zmobilizowałam się (zapisując się tutaj nie miałam możliwości odwrotu), a dzięki wsparciu w postaci komentarzy do moich wpisów jeszcze bardziej chcę osiągnąć swój cel. Dziękuję :-)!
Coś w zamian ;-)
Miałam pójść dzisiaj na pływalnię, ale nic z tego nie wyszło, bo za późno wstałam. Chciałam w zamian za to pobiegać, ale okazało się, że moja kondycja pozostawia wiele do życzenia i skończyło się na marszu. Zawsze to jakaś aktywność fizyczna :-). Nie zapomniałam nawet o dzisiejszych ćwiczeniach i stwierdziłam, że sprawia mi to przyjemność. Zdaję sobie sprawę z tego, że ćwiczenie przez dwa dni to jeszcze nie regularność, ale dla mnie to już jakiś sukces. O dziwo stwierdziłam, że najbardziej męczące są ćwiczenia na mięśnie brzucha (czyli te które najbardziej lubię :-)). Zauważyłam też, że im więcej przeszkód mam do pokonania tym bardziej chcę je pokonać i udowodnić wszystkim, a przede wszystkim sobie, że potrafię. Mam tylko nadzieję, że mój zapał z czasem nie osłabnie, jak to często u mnie bywa.