ale wszystko mnie z lekka przerosło - operacja, praca i urlop.
Okazało się, że operację będę miała zrobioną 2 tygodnie przed urlopem, co z jednej strony mnie ucieszyło (chciałam się tego problemu jak najszybciej pozbyć), ale z drugiej strony pomieszało mi trochę z pracą, bo już i tak ledwie się wyrabiałam. Ale w końcu dałam radę .
Tak więc pozbyłam się obcego z mojego ciała i ma nadzieję, że już na dobre. Mam jeszcze dwa niewielkie kawałki na szyciu, które jeszcze nie zagoiły się do końca. W pracy spędzałam po 10 godzin dziennie plus 2 soboty i też udało mi się wyrobić. Niestety, ciągły stres nie sprzyjał dietkowaniu - po samej operacji ubyło mnie 2kg (głodówka z powodu narkozy i stres), ale do wyjazdu na urlop zdążyłam je nadrobić.
Włochy powitały nas upałem i słoneczną pogodą. Z przygodami dojechałyśmy do pierwszego miejsca pobytu - Atrani. Miałyśmy bardzo fajny apartament 5 minut spacerku od sklepów, restauracji i plaży, 15 minut pieszo od Amalfi - idealna miejscówka. W ciągu dnia cieszyłyśmy się ciszą, plażą i morzem, a popołudniami chodziłyśmy do Amalfi, które było o wiele bardziej zatłoczone. Codziennie też delektowałyśmy się jedzonkiem w miejscowych knajpkach - było przepyszne.
W trakcie pobytu w Atrani wybrałyśmy cię też na Ścieżkę Bogów (kilkugodzinna trasa klifami wzdłuż Wybrzeża Amalfijskiego) i do Positiano.
Ścieżka była zachwycająca (choć przy mojej wadze i lęku wysokości okazała się nie lada wyzwaniem), ale Positiano okazało się przereklamowane - zdecydowanie wolałam Atrani i Amalfi.
Później wybrałyśmy się na kilka dni do Ravello. Również to miasteczko było bardzo urokliwe, a widok z naszego tarasu zapierał dech w piesiach. W Ravello odbywa się bardzo dużo koncertów, a czasami nawet musicale na świeżym powietrzu - udało nam się załapać na darmowy koncert muzyki Wagnera
No i ostatni punkt naszych wakacji - Capri. Piękne, ale bardzo irytujące miejsce. Natura na wyspie zachwyca i samo miasteczko Capri ma swój klimat, ale takiego zdzierstwa, jak tam, to jeszcze nie widziałam (na szczęście po kilku miesiącach będę pamiętała tylko o pięknych widokach)
Do domu wróciłyśmy zmęczone, ale szczęśliwe, z pokaźnymi zapasami limoncello i innych likierów.
Pomimo dużych porcji w restauracjach i codziennej konsumpcji lokalnych alkoholi waga zachowała się poprawnie i nie wzrosła. To chyba zasługa codziennych spacerów.
No, ale teraz biorę się za siebie, bo w czasie urlopu byłam naprawdę zła, że się tak zapuściłam. Prawie wszędzie byłam najgrubszą osobą, no i po prostu nie wyrabiałam kondycyjnie w niektórych momentach. Jeszcze przed wyjazdem zapisałam się na szkolenie on-line "Emocji się nie je" i od powrotu codziennie przerabiam jedną lekcję. Kurs zapowiada się całkiem ciekawie. Na razie schudłam prawie 1,5kg w ciągu tygodnia (jutro uaktualnie pasek). Zobaczymy, co będzie dalej.
Na razie zmykam nadrabiać Wasze pamiętniki.
Miłego weekendu . Magda