Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Przez nerwy po egzaminach letnich przytyłam 10 kilo. Jeszcze trochę i BMI mi powie że jestem otyła. Czas wyrwać się ze szponów nadwagi. Do boju!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9097
Komentarzy: 400
Założony: 30 stycznia 2016
Ostatni wpis: 13 kwietnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
DarkaGratka

kobieta, 29 lat, białystok

158 cm, 69.20 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Schudnąć do ślicznej, letniej sukienki w rozmiarze 38

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 lutego 2016 , Komentarze (12)

Dziś postanowiłam się trochę przygłodzić. Waga ani drgnęła od ostatniego razu, nawet wzrosła o 0.3 kg. Więc zjadłam rano tylko jabłko, wypiłam gorący kubek (od jakiegoś czasu mi się chciało, może i niezdrowe, ale na zimny poranek akurat) i pięć daktyli. Na obiad zjadłam dwie miseczki (tak po garści) ryżu z warzywami i piersią z kurczaka, w odstępie 1,5 godzinnym. Do tego 2 kubki gorzkiej, zielonej herbaty. Zaraz zrobię sobie jajko na miękko z kromką chleba razowego i dość. Jutro zjem już normalnie, ale taki dzień oczyszczenia trochę czasem mi się przydaje. Normalnie bym w taki dzień nic nie jadła, ale byłabym pewnie zbyt głodna i mogłabym stracić część motywacji ;)

Rano sobie poćwiczyłam i posprzątałam cały dom, więc ruchu mi nie brakowało. Czuję się świetnie :D Jutro mam w planie przerwę w ćwiczeniach, ale bardzo mi się jej nie chce. Ciągnie mnie do ruchu ;) Jak ta energia się utrzyma, to nie ma szans bym wysiedziała w miejscu XD

18 lutego 2016 , Komentarze (20)

Od rana się nie mogłam ogarnąć jakoś :/ Może dlatego że później wstałam, może bo pogoda średnia i cały czas spać mi się chciało, może bo obiad długo robiłam, nie wiem. W każdym razie nie wyrobiłam się z ćwiczeniami rano i musiałam ćwiczyć w towarzystwie M, który oczywiście mi musiał poprzeszkadzać ;)

Na śniadanie zjadłam sobie piękny omlet z płatkami owsianymi, szczypiorkiem, wędliną i pomidorkami. A obiad- ryba ;) Chciałam spróbować zrobić coś innego, dlatego wybrałam rybę której jeszcze nie robiłam- tołpygę. Ładny, duży filet, kupiony w sprawdzonym, małym sklepiku rybnym. Oskrobałam z łusek, podzieliłam i zostawiłam przyprawione i zanurzone w soku z cytryny na godzinkę. Potem wzięłam się za warzywka. Lubię się przy nich bawić ;) Trochę mieszanki chińskiej z kiełkami fasoli, kilka grillowanych pieczarek, trochę selera ze słoiczka, a na koniec sos z jogurtu, mleka, musztardy, miodu, ostrej i słodkiej papryki. Rybę posoliłam i ugrilowałam. Skórka wyszła trochę kwaśna, trochę słona, trochę za mocno przypieczona, ale smaczna. A mięso jak mięso z ryby, mało było czuć tą cytrynę. Następnym razem zostawię na dłużej ;) Do tego ryż i danie gotowe. Myślałam by podać z makaronem ryżowym i paskami wodorostów, ale w końcu wyleciało mi to z głowy. 

Ocena- ujdzie. Ryba w smaku taka sobie, całkowicie przeciętna, ale ta skórka dzięki przyprawom wyszła smacznie. Warzywa wyszły zaskakująco dobrze, może jeszcze kiedyś takie zrobię ;) Nie wiem czy jeszcze kiedyś kupię tołpygę, ale na pewno spróbuję w taki sposób ugrilować jakąś inną rybkę ;)

Waga tymczasowo stoi w miejscu, ale te świeżo kupione dresy, w których zrobiłam sobie zdjęcie, zrobiły się podejrzanie za luźne. Trochę szkoda, bo są bardzo wygodne, ale to że coś ze mnie spada bardzo mnie cieszy :D

17 lutego 2016 , Komentarze (4)

Od dziecka byłam mało sprawna fizycznie. Tłuściejsza, wolniejsza, o słabszym refleksie... No taki klasyczny zakompleksiony kujonek, co często oberwie piłką w twarz bo się nie uchyli i zawsze ma słabe wyniki z WF. Podstawówka, gimnazjum, potem liceum, z każdą klasą coraz bardziej nienawidziłam tych zająć, na których spotykały mnie tylko pogardliwe i czasem litościwe spojrzenia. Ale to nie znaczyło że nie ruszałam się wcale. Zawsze kochałam długie, samotne spacery na łonie natury, wielbiłam każdą okazję wskoczenia na rower (nawet do sklepu oddalonego 5 minut od domu), rozkosz sprawiała mi możliwość zanurzenia się w chłodnej wodzie jeziora, z dala od wścibskich oczu, za dzieciaka nie mogłam się powstrzymać by nie ścigać się z psem po schodach... Wykorzystywałam jakiekolwiek możliwości pokazania samej sobie że mogę być szybsza i sprawniejsza niż wczoraj, miesiąc temu, rok. Mam silne nogi. Na rowerze potrafię się przyzwoicie rozpędzić i kocham te chwile najwyższego pędu. Do dziś mogę bez większego wysiłku wejść na piętro przeskakując na co drugi schodek. Czemu tego nie wykorzystać? By mknąć przed siebie nie potrzebuję roweru. Wystarczą mi moje silne nogi. Więc...

Chcę biegać.

Chcę poczuć stopy uderzające o ziemię i nadające mi prędkość. Chcę widzieć jak świat wokoło znika za mną. Chcę własną siłą woli zmuszać obolałe mięśnie do rozkosznego wysiłku. Pragnę mknąć bez pomocy kawałka metalu z kółkami. Po prostu w jednym momencie stać na drodze, a w drugim biec przed siebie.

Nie mogę.

Mam płuca skutecznie dostarczające tlen. Mam sprawne, równo bijące serce. Mam dwie silne, zdrowe kończyny dolne. Ale moje stopy nie spełniają swojej roli. Zajęcia korekcyjne, wkładki, domowe ćwiczenia i inne cuda nie pozbawiły mnie do końca tego paskudnego płaskostopia. Ograniczyły, tak że bez bólu mogę chodzić ile chcę, o ile mam dobre buty, ale bieg jest po za moim zasięgiem. Nawet dreptanie na mechanicznym stepperze prostym sprawia mi ból, ale sposobami daję radę go obniżyć do znośnego poziomu. Jak do tej pory udało mi się przebiec max. 2 kilometry. Był to moment gdy w mięśniach czułam już pewne zmęczenie, ale stopy rwały tak że ledwo wróciłam do domu. Gdy zacznie tak boleć, nie mogę już nawet normalnie iść. To tak jakby stawy wewnątrz stopy miały się rozerwać, a wraz z nimi ścięgna, mięśnie i skóra. Na łyżwach lubię jeździć, i bez szaleństw godzinkę wytrzymać. Rolki są za to dla mnie niedostępne, bo za duże obciążenie spoczywa na wewnętrznej stronie stóp. Czuję się kaleka. Jakby zabrano mi coś co posiadają wszyscy moi znajomi. Zwykła możliwość biegu, czy to tak wiele?

Znalazłam coś co budzi pewne nadzieje. Wkładki na ciepło dostosowywane do kształtu stopy w jej prawidłowej pozycji. Nieważne czy jedną ma się zdrową a drugą krzywą, bo każda wkładka jest indywidualnie dopasowywana, a potem przycinana do wybranego obuwia. To moja ostatnia szansa, bo potem jest już możliwa tylko operacja. Jeśli latem będę w Warszawie, gdzie obecnie tworzą te małe cuda, może w końcu zdobędę to o czym marzę skrycie od dawna. Pobiegnę bez bólu. Czy to nie byłoby wspaniałe?

16 lutego 2016 , Komentarze (15)

Dziś właściwie nic się nie działo. Zaczęłam robić wyzwanie z deską- ciekawe jak długo wytrzymam ;) Na śniadanie omlet, na drugie- jabłuszko i daktyle. Na obiad zupa brokułowa, zabielona śmietaną, czasami można sobie pozwolić ;)

Co do pozwalania- właśnie zjadłam trochę orzechów ziemnych, prosto z łupinek. Może i tłuste, ale mają też sporo wartościowych składników. Przyoszczędzę na kolacji i będzie ok.

Jutro ma być ładna pogoda, więc w planach mam spacer nad jezioro. Już się nie mogę doczekać, ile można siedzieć w domu przez deszcz i chłód... Pies też będzie zadowolony :3

Mam coraz większą ochotę na jakąś rybkę (byle nie smażoną!)... Macie może jakieś sprawdzone przepisy? Przydałaby mi się inspiracja ;)

15 lutego 2016 , Komentarze (29)

Spadek! Po weekendzie jest spadek, całe 0,7 kg :D Rany, ale się zdziwiłam, byłam pewna że pójdzie w górę ;) Na początku myślałam że szklana sobie ze mnie jaja robi, aż baterię wyjęłam ze dwa razy i ważyłam się w kilku różnych miejscach, ale efekt ten sam- 71 kilo :D Cieszę się jak dziecko z nowej zabawki!

Zrobiłam też pomiary centymetrem. Pierwszy pomiar robiłam dość niedokładną metodą (sznurkiem, który potem mierzyłam linijką narysowaną na kartce w kratkę...), więc go usunęłam i porównuję do drugiego mierzenia:

Wymiary dla modeluObecniePoczątkowo
Zmiana
Masa ciała71 kg74,5 kg-3,5 kg
Szyja34.50 cm35 cm-0.5 cm
Biceps29.00 cm32 cm-3 cm
Piersi94.00 cm95 cm-1 cm
Talia79.00 cm86 cm-7 cm
Brzuch88.00 cm95 cm-7 cm
Biodra107.00 cm108 cm-1 cm
Udo58.00 cm62 cm-4 cm
Łydka44.00 cm45 cm-1 cm

Normalnie nie wierzę co się stało z brzuchem i talią, a to dopiero dwa tygodnie! Jak minie pełny miesiąc, zrobię zdjęcie i porównam z tym co było :D W sumie mnie to nie dziwi, bo przy mojej figurze najpierw leci z brzucha, ale aż tak? Raju.

Dziś kolejna tura sushi, tym razem z pieczonym łososiem i tuńczykiem z puszki. Dalej jest pysznie ;) A po za tym to na śniadanie zjadłam omlet z płatkami owsianymi z serkiem wiejskim i odrobiną dżemu truskawkowego. Pycha :D Na drugie- jabłko i kilka daktyli. Obiad dziś robiłam ja. Skusiły mnie śliczne młode ziemniaczki, więc ugotowałam je w całości. Do tego trochę koperku, i kurczak w sosie pieczarkowym z czosnkiem i cebulką. Dałam tylko trochę śmietany, resztę rozrzedziłam jogurtem. Wyszło nieźle, ale mogło trochę lepiej. Następnym razem bardziej rozcieńczę sos, bo pieczarki za dużo wchłonęły i się zrobił gęsty.

Przy następnym spadku się znowu zmierzę, i już się nie mogę doczekać efektów :D

Miłego wieczoru ;)

14 lutego 2016 , Komentarze (12)

O rany, ale się objadłam... Ale warto było :D I w sumie będzie. Bo kto, nawet we dwójkę, na raz zje tyle pyszności? :D

Luby robił, ja pokroiłam roślinne składniki ;) Ta sterta jest już solidnie napoczęta, zanim zrobiłam zdjęcie zdążyłam się najeść. I pomyśleć że ryżu mamy jeszcze na drugą taką porcję O.o  Są z serkiem śmietankowym, papryką, ogórkiem, melonem, marynowanymi kiełkami soi, selerem ze słoika, szczypiorkiem... Oczywiście nie na raz XD A rybka łosoś. Ja zrobiłam zwijkę z marynowanym imbirem, bo mi bardzo smakuje, ale zjeść już musiałam sama, bo M. nie przepada. Przydałby się solidny, ostry nóż do sushi, bo przy krojeniu się rozpłaszczają, ale i tak jest pysznie :D

Od rodzinki wróciliśmy dziś rano, bo nie było pewności czy popołudniowy autobus na pewno się zatrzyma na naszym przystanku. Trochę szkoda, ale tak zdążyliśmy z sushi ;) Było bardzo miło, lubię rozmawiać z rodzicielką Lubego, czasem myślę że bardziej niż z własną matką. Ale to inna historia ;) Udało mi się normalnie poćwiczyć, bo pojechali na zakupy i dywan w salonie był do mojej dyspozycji. Już nawet kij z tym że M. mi przeszkadzał (nie miałam kapcia pod ręką, to i nie oberwał), cieszę się że udaje mi się dotrzymać postanowienia. Miałam do zrobienia ćwiczenia na pośladki, brzuch i ręce Mel B. Pośladki ok, brzuch to ciężka katastrofa, a ręce były po prostu śmieszne. Może dlatego że nie miałam litrowych butelek do podnoszenia (prowizorycznie zadowoliłam się dwiema puszkami pomidorów...), ale były za lekkie i monotonne. Bardziej zmęczyłam ręce przy 20-minutowym treningu całego ciała... On, Mel, tracisz w moich oczach!

Na wczorajszy obiad była kaczka pieczona w rękawie, ziemniaki i surówka. Zjadłam udko bez skóry, więc może nie będzie tak źle. Właśnie, pytanie do Was- co myślicie o ziemniakach w diecie? Niby gotowane nie są tak mega kaloryczne, ale są powszechnie uznawane za niedietetyczne. Czym się aż tak różnią od kasz czy ryżu? Zawsze chętnie nimi zastępowałam chleb w codziennej diecie, i chętnie bym do tego wróciła.

Idę pozdychać z najedzenia, wypić zieloną herbatkę i się porozciągać. Miłego wieczoru ;)

12 lutego 2016 , Komentarze (12)

Miałam dziś się mierzyć, ale tak czuję się napuchnięta, że nic z tego. W poniedziałek sprawdzę co i jak. A to już 2 tygodnie... Raju :D Może nie czuję już takiego entuzjazmu jak na początku, ale dalej jestem zmotywowana i nie mam zamiaru się poddać. Zdobędę swoją wymarzoną figurę!

Jutro jedziemy do rodzinki M. w odwiedziny, i wrócimy dopiero w niedzielę wieczorem, więc do poniedziałku raczej się nie pojawię. I mam małe obawy co do utrzymania diety... W końcu nie będę mogła samej sobie nic ugotować. Najwyżej powyjadam im owoce ;) I jeszcze ćwiczenia, też nie będę miała jak w spokoju poćwiczyć. Bu :( Dobrze że to tylko 2 dni. Postaram się chociaż porozciągać, tego nie porzucę. Efekty wizyty zobaczę w poniedziałek, trzymajcie kciuki by udało mi się nie przytyć ;)

Odebrałam wyniki z laboratorium. Sprawdziłam cholesterol i trójglicerydy- są w normie, mogę dalej jeść jajka zamiast mięsa ;) A żelazem się nie martwię. Zawsze miałam trochę niższe, to teraz dla pewności tak czy siak biorę suplement. Plus od czasu do czasu ulubione buraczki :D

Teraz wracam do pracy, przed wyjazdem chcę by w domu było czysto. O wiele przyjemniej wraca się do wysprzątanego domu ;)

11 lutego 2016 , Komentarze (4)

Zaliczyłam poprawkę! :D Babka dała identyczny test! O rany, chyba już jej się na prawdę nie chciało ;) Tylko się najeździłam w te i we wte. Ale miałam zalatany dzień. Najpierw pobudka przed 5, zjadałam zapychający omlet z płatkami owsianymi, zwyczajowa szklanka wody z miodem przed i bez po śniadaniu, ogarnąć się i na autobus. 3 godziny jazdy, choć się przespałam. Potem na stancję, zgarnąć parę rzeczy, napić się jeszcze i na mpk biegusiem, by papiery ogarnąć. Okazało się że nie ma kierownika zakładu, to tyle że zabrałam kartę tematyczną z podpisem promotora, wy się w sekretariacie nie zgubiła. Jako że myślałam że zejdzie mi dłużej, zostały mi dobre 2 godziny do egzaminu, więc poszłam do baru na pasztecik z pieczarkami i surówkę. Nie do końca dietetyczny ten pasztecik, ale cheat meal raz na jakiś czas można sobie zrobić, a byłam już głodna. Miałam wziąć beztłuszczowe racuszki z kolacji na drugie śniadanie, ale trochę za mało wyszło i wszystkie zostały zjedzone ;) Poobijałam się, powtórzyłam materiał z notatek, napisałam test i dawaj z powrotem na dworzec. Po drodze kupiłam sobie jabłko na drogę powrotną, by mnie bułeczki z dworca nie skusiły (rany, jaki wybór... pyszności same... diabeł piekł i na pokuszenie wodzi...). Na miejscu okazało się że mam jeszcze godzinę do autobusu powrotnego. Posiedziałam sobie na dworcu, pogapiłam się na sypiący śnieg, i znowu 3 godziny jazdy. W autobusie zdążyłam zgłodnieć, to jabłuszko trochę pomogło, ale zanim doszłam do domu marzyłam już tylko o czymś na ząb. Luby zrobił pyszną zupę z kukurydzy... Nawet nie zauważyłam jak zjadłam dwie miseczki. Na deser i w nagrodę że zaliczyłam- kilka daktyli, i teraz się obijam zanim wezmę się do ćwiczeń.

Stres opadł, nareszcie mogę wyluzować. Koniec sesji! Tylko teraz myślę czy nie za dużo zjadłam i czy nie odbije mi się na wadze. Nie mówiąc o tym że przez cały dzień wypiłam tylko 2,5 szklanki wody. Teraz spróbuję trochę to nadrobić, choć z litr wypiję, może się mocno nie odwodnię, ale co zjadłam to zjadłam. Za parę dni się okaże czy coś się odłożyło.

No ale ten pasztecik to dobry był :D

10 lutego 2016 , Komentarze (7)

Jutro mam poprawę egzaminu. Boję się że nie zaliczę, ale musi się udać. Nie ma innej opcji. Uczyłam się codziennie i wiem jakich pytań się spodziewać, jestem w dużo lepszej sytuacji niż poprzednio. Ale stres jest. W dodatku pogoda beznadziejna i nawet nie ma jak nerwów rozchodzić. Ćwiczenia coś tam dały, ale ciągle mnie z nerwów ssie w żołądku i mam ochotę to zajeść. Muszę wytrzymać do jutra... Ciężko.

Rano na wadze zobaczyłam kolejny spadek, co mnie mocno motywuje by tego nie zepsuć kolejną paczką chipsów. Pomyśleć że jeszcze ze 2 kilo i będę poniżej 70... Nie mogę przestać. Chcę odzyskać dawną wagę, a potem zejść jeszcze niżej. Od bardzo dawna nie widziałam u siebie wagi niższej niż 62, a już przy takiej czułam się niesamowicie dobrze w swoim ciele. Jeszcze tylko trochę. Nie poddam się. Tym razem zdobędę swoją wymarzoną figurę.

Spodnie, które kupiłam w wakacje są już za luźne, do tego stopnia że raczej publiczne się w nich nie pokażę. Już jak je brałam były trochę luźniejsze, ale to już coś ;)

Na kolację zrobię racuszki. Bardzo je lubię, może to pomoże mi zapomnieć o tuczących przekąskach. A jak się postaram, nie powinny być mocno kaloryczne. Muszę jeszcze coś sobie wymyślić do zabrania ze sobą do Białegostoku, bo autobus mam dość wcześnie rano, a wracam po południu. Na ogół kupowałam sobie słodką bułkę, ale na diecie to nie jest najlepszy pomysł. Idę do sklepu, może znajdę inspirację.

Trzymajcie za mnie kciuki jutro o 12! ;)

9 lutego 2016 , Komentarze (18)

W końcu aktywny dzień! Spędziłam co najmniej godzinkę na ćwiczeniach :D Najpierw cardio, potem pompki, na koniec trochę rozciągania i spacer z psem by się ostudzić. Endorfiny to mi prawie uszami tryskają ;) Boskie uczucie. Nie rozumiem, jak ja kiedyś mogłam aż tak nie lubić ćwiczeń.

Na śniadanie zrobiłam sobie omlet z płatkami owsianymi. Podeszłam do przepisu sceptycznie, ale efekt był zaskakująco smaczny :D Tylko następnym razem dodam więcej mleka, by nie był za suchy. Niby tylko z jednego jajka, ale nasycił mnie na dobrych parę godzin. Na obiad chciałam coś słodkiego, to zrobiłam sobie jajecznicę z bananem i jogurtem brzoskwiniowym. Tak, znowu jajka, ale chciałam pokończyć parę rzeczy by zrobić miejsce w lodówce na coś świeżego. Jeszcze nie wymyśliłam kolacji. Za chwilę idę na zakupy, to może coś mi wpadnie do głowy.

Kupiłam miód, i mam teraz porównanie do jakiego stopnia zmniejszał mój apetyt na słodkie. Wczoraj to myślałam że zwariuję, tak mi się chciało słodkości, a dziś... nic. Ani trochę. A wystarczyła jedna szklanka ciepłej wody z łyżeczką miodu. Niesamowite :D

Waga trochę spadła- niedużo, ale jednak. Bardziej podoba mi się ubytek centymetrów :D Po dwa od talii po uda od piątku, się tego nawet nie spodziewałam. Mam gdzieś czy waga mi mocno spadnie, tak długo jak obwody maleją jestem zadowolona ;)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.