Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Przez nerwy po egzaminach letnich przytyłam 10 kilo. Jeszcze trochę i BMI mi powie że jestem otyła. Czas wyrwać się ze szponów nadwagi. Do boju!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9091
Komentarzy: 400
Założony: 30 stycznia 2016
Ostatni wpis: 13 kwietnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
DarkaGratka

kobieta, 29 lat, białystok

158 cm, 69.20 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Schudnąć do ślicznej, letniej sukienki w rozmiarze 38

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 kwietnia 2016 , Komentarze (3)

Dawno mnie tu nie było, ale nie martwcie się, nie umarłam ;) Dalej walczę z nadwagą, choć już nie tak intensywnie. Pozwalam sobie na drobne grzeszki, ograniczyłam ćwiczenia, bo poczułam że osłabłam. Chcę się odchudzić, ale nie kosztem mięśni, ani zarzucając swoje drobne hobby, jakim jest smakowanie i testowanie nowych smakołyków. Kawałek chałwy pistacjowej; ciekawy drink na bazie mleka; biała czekolada z mango i chrupkami skonsumowana z dobrymi znajomymi; próba upieczenia idealnej szarlotki z mąką kukurydzianą; własnoręcznie zrobione, wiosennie zielone puree z groszku z nutą mięty; pizza 4 pory roku, w której zima składa się z sera górskiego i żurawiny; ciasteczka maślane z parmezanem (nic specjalnego swoją drogą)- takie drobnostki dają mi satysfakcję dużo większą niż przykrość związana z chwilowym przybraniem wagi o ich zjedzeniu ;) Po za tym- dalej ćwiczę. Choć odstawiłam stepper, gdy pogoda pozwala jeżdżę na rowerze, po raz kolejny w swoim życiu podejmuję wyzwanie 6 Weidera, i tym razem dociągnę do końca! Parę razy próbowałam, ale nudziło mnie to gdzieś w połowie. Nie tym razem. Mel B mnie tymczasowo znudziła, co nie znaczy, że nie rozglądam się za innym, ciekawym zestawem ćwicz\eń. Dla odmiany ;)

Mimo tych odstępstw, udało mi się zejść poniżej 70 kilo, z czego jestem mega zadowolona :D Po za tym, zrobiłam to powoli, więc na pewno się utrzyma. Może do wakacji wrócę do swojej starej, średniej wagi ;]

Staram się dopasować swoją dietę do tegorocznej piramidy żywieniowej. Dla tych co jeszcze nie wiedzą- zamieniono miejscami dwa dolne poziomy. Teraz powinniśmy jeść więcej warzyw niż zbóż. Trochę potrwa zanim przywyknę...

Mamy Wiosnę, to czas odnowy i czerpania radości z życia! Jestem dalej pełna energii i motywacji do chudnięcia, czego i wam życzę, a także więcej uciechy z drobnych przyjemności :D

28 lutego 2016 , Komentarze (40)

Ta bluzka leży u mnie na półce i czeka na czas, aż nie będzie uwidoczniała każdego niepożądanego sadła, ale tymczasowo przyda się do zdjęć porównawczych. Efektów jak na razie specjalnie nie widać, ale waga i cm mówią co innego ;) I z tego się cieszę!

Wymiary dla modeluOstatnio
PoczątkowoZmiana
Masa ciała70,8 kg74,5 kg-3,7 kg
Pozostałe wymiary
Szyja34 cm35 cm-1 cm
Biceps28 cm32 cm-4 cm
Piersi92 cm95 cm-3 cm
Talia77.5 cm86 cm-8.5 cm
Brzuch87 cm95 cm-8 cm
Biodra106 cm108 cm-2 cm
Udo57 cm62 cm-5 cm
Łydka42.5 cm45 cm-2.5 cm
Zawartość
tłuszczu
35 %40 %-5%

W następnym miesiącu chciałabym zrzucić choć 2 kg. Pół kilo tygodniowo całkowicie mnie zadowoli ;)

Edit: Co do wszystkich pytających i lubiących mój tyłek: nie ćwiczę na siłowni, ale za to kiedyś dużo jeździłam na rowerze, a także przez jakieś 6 lat ścigałam się z psem po schodach 3 razy dziennie, w obie strony ;) (Już nie, bo się bidulek zestarzał i sam powoli wchodzi- w marcu skończy 11 lat) Do teraz spokojnie wbiegnę na 4 piętro przeskakując co drugi schodek (sprawdzałam!).

27 lutego 2016 , Komentarze (18)

Jutro będzie pełny miesiąc od kiedy jestem tu z wami :D Nie mogę się doczekać aż się pomierzę i zobaczę jak wiele zdziałałam! Ale tymczasem mam lekki stres, że przez ostatnie dwa tygodnie się wiele nie zmieniło...

Dziś jadłam mało, acz kalorycznie, bo z tego wszystkiego nie mam apetytu na nic większego. Po za resztką kiszki ziemniaczanej (z jogurtem smakuje bosko!) zjadłam miętowo-czekoladowe deserki after eight z biedronki (bardzo je lubię, i nie mogłam się oprzeć by ich nie wziąć...), kawał świeżo upieczonej szarlotki z kwaśnymi jabłkami (zamiast mąki pszennej dałam kukurydzianą, wyszło trochę inaczej, ale dobrze) i kilka łyżek sałatki. Mało zdrowych składników, no syf totalny. Ćwiczenia też leżą, w prawdzie zrobiłam to co miałam w wyzwaniach, ale tak bez serca, z samego wieczora a na stepperze tyle co pół godziny rano. Ot, snuję się z kąta w kąt, nie mam co ze sobą zrobić... Bez konkretnego planu dnia jestem w całkowitej rozsypce :/

Jutro muszę mieć coś do zrobienia. Jakiś fajny obiad, którego składniki będzie trzeba zbierać po całym mieście czy co innego. Inaczej zmarnuję kolejny dzień, a tego nie chcę!

26 lutego 2016 , Komentarze (14)

Wczoraj było tak intensywnie, a dziś nuda... Aż dziwnie. Do sklepu nie trzeba iść, jedzenia mam nagotowanego na jeszcze 2 dni, nie muszę się jeszcze na nic uczyć, zajęć też nie mam... Nic do roboty. Poćwiczyłam, wyspacerowałam psa, a potem już tylko leniuchowanie zostało. I łażenie na stepperze z nudy. I jeszcze tak 3 dni, bo w poniedziałek też nie mam zajęć. Jak ja to przeżyję? ;)

Z tego wszystkiego przegrzebałam szuflady i znalazłam 'herbatę odchudzającą', którą nabyłam jakiś czas temu z promocji. Wzięłam ją, bo miała interesujący skład- herbata czerwona, yerba mate, mięta, anyż, i parę innych cudów. Po zaparzeniu- pyszna! Zawsze mi smakowały takie lekko korzenno-ziołowe herbaty. Przeczytałam sobie o co chodzi z tym odchudzaniem- efekty powinny się pojawić, jeśli będę pić napar z 3 saszetek dziennie. No nie ma sprawy, tak dobrą herbatkę mogę pić cały dzień, a jak jeszcze od tego schudnę, to super :D 2 dni potem dowiedziałam się jaki efekt odchudzający mieli na myśli... Nie dość że przeczyściło mnie na wskroś, to żołądek bolał mnie tak że ledwo mogłam cokolwiek przełknąć. Raju, nigdy więcej. Luby mówił mi, bym wywaliła to paskudztwo, ale mimo to zostawiłam resztę saszetek. Dlaczego? Bo mi mega smakuje, i myślę że jeśli nie będę jej pić w takich ilościach jak wtedy, nic mi się nie stanie ;) Z ciekawości wypiłam dziś znowu 3, by sprawdzić czy po prostu wtedy jakiejś grypy nie podłapałam, ale raczej nie- straciłam apetyt i trochę ćmi mnie żołądek. Wolę nie ryzykować drugiego dnia ;) I pytanie- co za idiota wypuścił herbatę z zaleceniem picia jej w takich ilościach, że człowiek choruje? Albo może testowali ją na ludziach na prawdę dużych, którzy mogli przyjąć tak dużą dawkę i czuć się dobrze... Kij wie.

Męczyłam stepper dziś już godzinę, ale zaraz jak wrócę z psem, wskoczę na niego jeszcze raz. I tak nie mam co robić ;)

25 lutego 2016 , Komentarze (13)

Ale było latania w te i we wte, i na co mi to było... Po porannym wykładzie, kolejny mieliśmy zacząć o 12. 2 godzinki przerwy, ok, pomyślałam że ugotuję szybciutko jakąś zupę i zjem jak będzie przerwa, to głodna chodzić nie będę. Cudem się wyrobiłam. Na przystanku ludzie mogli się ze mnie pośmiać, jak stałam sobie i jadłam jogurt XD Mpk jak zwykle się spóźnił, bałam się że nie zdążę. Ludzi w umówionym miejscu zero. Dzwonię do koleżanki- kilka minut po tym jak wyszłam informacja na grupie- wykładu nie ma, przychodzimy kolejny o 13.45... Nie opłacało mi się już wracać, to poczekałam na stołówce. Ze zdenerwowania odechciało mi się jeść, z resztą jogurt mnie przyzwoicie nasycił. Całe szczęście że tego mocno późnego wykładu też nie było, to wróciłam o normalnej porze.

Dobra, żale wylane, teraz pora zebrać pozytywy! :D
-Zupa wyszła świetnie- zabielana jogurtem pieczarkowa na drobiowej kiełbasie z mieszanką chińską (bo nie miałam czasu warzyw kroić) i pęczakiem (jak nakładałam do pojemniczka to był jeszcze troszkę niedogotowany, ale zanim wróciłam to już był mięciutki). W prawdzie pęczak tak zgęścił wszystko, że musiałam jeszcze dolać wody, doprawić i zagotować ponownie, by to przypominało zupę, a nie gulasz, ale to mała niedogodność.
-Wiedza- resztka pseud-pasztetu z ciecierzycy i pieczarek nadaje się do zagęszczenia zupy ;)
-Zdenerwowanie wywołane straconym czasem sprawiło, że ćwiczyłam bardziej energicznie i intensywnie.
-Nie mam pojęcia dlaczego, ale 2 osoby zwróciły dziś uwagę na mój wygląd O.o  Najpierw kolega się spytał czy nie mamy jakiegoś egzaminu czy coś, bo się tak trochę wystroiłam (Wut?) i skomplementował wisiorek (mam go od lat, osobiście tą muszelkę znalazłam, dorobiłam kółeczko metalowe i noszę gdy tylko mi brakuje czegoś na szyi, bo innej biżuterii nie posiadam)... No ok, zaczęłam z nim gadać więcej dopiero w tym roku, nie kojarzy, rozumiem. Ale nie powiem, zaskoczyło mnie to. A potem koleżanka z się trochę trzymam powiedziała że świetnie dziś wyglądam, i promienieję jakbym się zakochała... O.o Niewyspana i zirytowana, wzór piękna XD W dodatku na policzku i się zrobiły jakieś krostki, chyba przesadziłam z jajkami, więc tym bardziej nie ogarniam.
Aby nie było, ubrałam się całkiem normalnie, tak jak lubię- czarne jeansy, czerwona koszulka bez rękawków i czarna bluza ze szmateksa z delikatnym, szarym, roślinno-porostowym motywem. Dobrze się czuję w czarnych ciuchach, z dodatkiem w intensywnym kolorze. Normalny makijaż (małe kreski z czarnego cienia i tusz), włosy jak zwykle rozpuszczone, bo nie chce mi się nic z nimi robić, te same, stare i trochę wyblakłe okulary, stary wisiorek z muszli na czarnym kabelku... No nic innego. Często tak chodzę ubrana. Nie rozumiem ludzi, ale to było miłe ;) I prawdopodobny wniosek- wielki powrót do czerni, którą starałam się zastąpić niebieskim (no bo ile można straszyć żałobą ;) i polowanie na czerwone i pomarańczowe dodatki!
-Była ładna pogoda dość długo, bym mogła z psem się wyspacerować do woli.
-Dorwałam ulubioną kiszkę ziemniaczaną z małego stoiska z mięsem i domowymi wypiekami! Jutro będę grzeszyć- zupa na zmianę z kiszką i sałatką :D
-Przeszłam przez wszystkie alejki w Tesco i nie kupiłam żadnej przekąski, mimo wielkiej pokusy. Za to dorwałam rukolę, nową porcję daktyli (poczęstowałam ludzi, i bardzo szybko mi zapasy wyjedli XD), jogurt i paluszki surimi, czyli wzięłam tylko i wyłącznie to co chciałam.
-Znalazłam kanał jakiegoś gościa, który się wydurnia przed kamerką na omegle i chatruletce. Jest tak zabawny że uśmiałam się niemal do łez ;) Odpaliłam sobie playlistę do ćwiczeń na stepperze, i tak się wkręciłam że próbowałam naśladować jego dziwne tańce- godzina przeszła jak z bicza strzelił, a ja byłam zmachana pseudo-tańcem i dreptaniem w dzikim tempie na stepperze, uhahana jego parodiami i zalana endorfinami po same uszy :D Jutro 'wykorzystam' go do ćwiczeń znowu ;)
-Jutro nie mam zajęć! :D

To by było na tyle z dzisiejszych rewelacji. Ze starszych- piję litr zielonej herbaty dziennie, minimum pół litra wody rano, kij wie ile przy jedzeniu i ćwiczeniu, i dalej jestem spragniona. Nawet nie myślałam że mogę tyle wypić O.o

Oczy się zamykają po tak intensywnym dniu... Dobranoc ;)

24 lutego 2016 , Komentarze (16)

W tą sobotę, jeśli pamiętacie, nieźle zaszalałam ze słodyczami, a do tego nawiedziła mnie @, więc waga oczywiście skoczyła do góry jak szalona. Do dziś wracałam do tego co było, i jest nawet troszkę niżej, i to mimo zwiększonej kaloryczności :D Z ciekawości się zmierzyłam, zeszły mi cm z ramion i trochę z łydki, ale wyniki pokażę dopiero za 4 dni. Może i wagi więcej zejdzie...

Dzisiejszy plan zajęć uniemożliwił mi normalne zjedzenie obiadu, więc jem sobie trochę większą kolację, i to później niż powinnam :/ Przynajmniej miałam dość czasu rano by spokojnie poćwiczyć. Jutro będzie jeszcze gorzej... Jeśli ostatnie zajęcia jednak się odbędą, na uczelni będę od 8 do 18, z jedną, 2 godzinną przerwą o 10. Za wcześnie na obiad, za wcześnie by wrócić i psa wyprowadzić na popołudnie... Ech :/ A potem od 12 do 18 bez przerwy, chyba że wykładowca się zlituje. Możliwe że ostatnich zajęć jednak nie będzie, to bym spokojnie wróciła o 16, w miarę normalna pora, i na jedzenie, i na spacer z psem, i na ćwiczenie by czas był. No, zobaczymy jutro.


Zużyłam do końca ciecierzycę z wczoraj, i efekt jest... Inny ;) Miałam zamiar zrobić falafel, ale chwyciła mnie wena twórcza i w efekcie mam cebulowo-pieczarkowo-ciecierzycowy pasztet XD Dobrze smakuje ze słonym serkiem. Jeśli będzie dobry i na zimno, to wezmę kawałek do zjedzenia między zajęciami. Następnym razem zrobię mocniej przyprawiony, ciekawa jestem jak będzie smakował na ostro ;)

Lecę na spacer i postaram się jeszcze z godzinkę pochodzić na stepperze, ale to się zobaczy. Teoretycznie mam dziś przerwę w ćwiczeniach, więc mogę sobie tym razem odpuścić, ale nie jestem pewna czy chcę ;) Jeśli po wejściu po schodach nogi nadal będę w stanie ćwiczyć, nie daruję :D

23 lutego 2016 , Komentarze (13)

Po wczorajszym szaleństwie na stepperze tylko troszkę bolały mnie tylne mięśnie uda, więc wygląda na to że mogę spokojnie tyle ćwiczyć :D Ale dziś po 20 minutach z  Mel B nie wiem czy tyle wytrzymam. No, jak się zmęczę to przestanę, nikt mnie nie goni w końcu ;)

Dziś zjadłam posiłek pełny zdrowych tłuszczy i białka: jajecznicę z awokado, prażonym słonecznikiem, pomidorem, cieciorką i odrobiną jogurtu. Ale po tym byłam najedzona! Trochę też zgrzeszyłam, przyznaję, nawet nie wiem kiedy zjadłam 100g daktyli... Dobrze że zaraz potem poszłam na spacer i wzięłam się za ćwiczenia, może trochę zeszło. A na kolację- kawałek wiosny: twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem, nakładany na plasterki ogórka :D

Cała miska ciecierzycy czeka na napływ kulinarnej weny... Może zupa? Od jakiegoś czasu mi się zbiera na jakąś. Albo coś kompletnie innego. Nigdy nie wiem na co będę miała ochotę danego dnia.

Zrobiłam dziś test 'Potato express', takiego pokrowca do gotowania warzyw w mikrofalówce. Niecałe 4 minuty i marchewka mięciutka O.o Uwielbiam takie przyspieszacze gotowania :D

22 lutego 2016 , Komentarze (20)

No nie wierzę, jak wlazłam na stepper wieczorem to przez 2 godziny nie chciało mi się z niego schodzić, mimo że rano jeszcze Mel B na nogi zrobiłam. Ciekawe czy to się na mnie jutro nie odbije XD Ale tymczasem czuję się świetnie, widać moje ciało lubi długie treningi.

Wynajmuję pokój na jednym z wyższych pięter naprawdę wysokiego, starego bloku, i woda z kranu tu po prostu wali rurami, nawet po przegotowaniu :/ Więc, niestety, jeśli chcę dużo pić i nie zbankrutować, muszę sobie przynosić baniaki wody z Biedronki (choć tam są w normalnej cenie...) i robić hektolitry herbaty w ekspresie, ale to mi wyjdzie tylko na zdrowie. Gorzej jak winda się zepsuje i ten baniak będę musiała wnosić po schodach XD Kiedyś rozcieńczałam w tej kranówie syropy różnego kalibru, ale to paskudna chemia i w końcu wszystkie zaczęły mi wychodzić bokiem.

Rano poleciałam na uczelnię i skończyłam sprawę karty tematycznej. W marcu się dowiem czy wszystko w porządku, więc na jakiś czas mam to z głowy.

A co do cieciorki... Uwielbiam ją! :D Nie mogłam się zdecydować co z nią zrobić, bo nawet nie wiedziałam jak to smakuje i do czego pasuje... I wtedy wpadłam na pomysł zrobienia testu! Przygotowałam danie składające się z moich ulubionych dodatków, do których zawsze mam składniki w kuchni, ale muszą mieć jakiś zapychający, kaszowo-chlebowo-makaronowo-ziemniaczany dodatek, bo inaczej mi tak nie smakują. I zrobiłam: sos czosnkowy z jogurtu, podsmażane warzywka z chińskiej mieszanki z awokado, sadzone jajko i prażony słonecznik. Ciecierzyca pasowała mi do wszystkiego... Sama w sobie jest ciut za sucha, ale nawet ze zwykłym, naturalnym jogurtem jest już smaczną przekąską. Z czymkolwiek bym jej nie mieszała na talerzu, była świetna. Już namaczam kolejną porcję na jutro ;) Jeszcze mi zostało trochę na śniadanie. Bardzo podoba mi się w niej to, że jak już wystygnie, można ją jeść palcami, jak orzeszki jakieś XD Już kiedyś pisałam że przy nauce lubię mieć coś do podjadania, a teraz mam kolejną pozycję na liście przekąsek.

Jak tylko współlokatorka wyjdzie z łazienki, raz-dwa lecę pod prysznic i spać! Z samego rana mam zajęcia. W sumie, wolę wcześnie zaczynać, bo potem dzień jest dłuższy :D

21 lutego 2016 , Komentarze (9)

No i po co ja się telepałam tutaj już dziś jak jutro zajęć nie ma...

Kurde no...

No ok, w planie są, ale się potem nagle okazało że jutro nie ma, bo nie. A mogłam dzień więcej posiedzieć u Lubego... Ech... Już mi tęskno...

No nic, chociaż zakupy zrobiłam, i zdążyłam się najeść jak głupia sałatką z kapusty pekińskiej, pomidorów, ogórka i sera feta ;) Góra warzyw zalana jogurtem i doprawiona tylko solą i pieprzem. Pycha :D

Rano jeszcze pogrzeszyłam- kawałek sernika i garstka orzechów w skorupce paprykowej. Na śniadanie- 1/3 torebki ryżu z parówką, awokado i jajkiem. No i zielona herbata. Ten ostatni kubek to się potem na mnie w autobusie mścił... XD

Rano zdążyłam poćwiczyć sobie spokojnie, więc plan wykonany, ale teraz jest mi tak zimno że chyba zaraz na stepper wskoczę. Zanim się mi pokoik nagrzeje to trochę czasu minie.

Dzień nie do końca udany, ale co zrobić. Przynajmniej będę miała cały dzień jutro na ogarnianie karty tematycznej. A, i pytanie do was- dziś namoczyłam sobie trochę cieciorki, czy macie jakieś ciekawe pomysły jak można ją fajnie przyrządzić? ;)

20 lutego 2016 , Komentarze (26)

O ludzie, ale ja dziś zgrzeszyłam, i jest mi z tym dobrze XD Z racji że jutro wracam na stancję, postanowiłam zaszaleć i pozwolić sobie na wszystko na co będę miała ochotę, i zobaczyć jak będę się czuła. I od rana było tak:
-dwa jajka sadzone z ryżem
-dwie łyżeczki kremu czekoladowego
-3 małe płaty śledzia marynowanego z 3 kromkami chleba razowego
-2 monety czekoladowe (właściwie to 100 euro i 50 centów ;)
-jabłko
-2 kubki posłodzonej zielonej herbaty
-miseczka fasolki po bretońsku na obiad
-3 wafelki z kremem śmietankowym
-pół wafelka princessa
-posłodzona czarna herbata
-duży kawałek karpatki

Jak widać- było słodko. Ale, o dziwo, tylko nieznacznie przekroczyłam swoje PPM. Mogłam zjeść więcej, ale nie czułam takiej potrzeby. A zdarzało się. Były takie dni, gdzie zjadłabym całe pudełko czekoladowych monet, 2 jabłka, do herbat zamiast płaskiej łyżeczki cukru dałabym 2 czubate plus mleko, łyknęłabym do tego całą torebkę wafelków, 3 batony, wielką michę fasolki, paczkę chipsów... A tym razem nie. Nie było tak źle, jak na moje zdolności.

Wrażenia- nie najlepsze. Jeszcze zanim doszło do obiadu czułam się cała wzdęta i ciężka. Nie mam już ochoty na słodycze, i tak będzie raczej na długo ;) Za to znowu marzy mi się sałatka grecka...

Przyglądałam się swojemu menu z poprzednich dni, i doszłam do wniosku że jem za mało. Muszę dokładnie przeliczyć jeszcze raz ile kalorii ma moje dzienne menu, i odpowiednio je powiększyć. Widać moje 'na oko' się nie sprawdza. Powinnam też dodać więcej warzyw, bo za często o nich zapominam. No ale na stancji czeka na mnie pusta lodówka, mogę ją wypełnić czym tyko zechcę ;)

Stęskniłam się już za stepperem...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.