Cześć Kochani! jak piątunio? Pewnie cudnie:-) U mnie bardzo dobrze:-) Dzień przyjemny i pożyteczny, mimo burej pogody za oknem i śniegu (tak, padał dziś dwa razy, ale śladu po nim już nie ma).Ja jak zwykle Jaśkowałam, Antoś w szkole:-) Potem miał kolegę, także ciszaaaa w domu:-) (albo grali albo coś oglądali). Oczywiście decybelami Jasiek nadrabia za wszystkich:-) Czasem sobie myślę, jak robią to inni ludzie że mają "ciche" dzieci, lub tylko mówią, że takie mają, a nie mają... Bo weźmy taką opcję, że Jasiek chce np. nóż/szklany kubek/ orzecha, wszystko dla niego groźne, ja mu spokojnie odmawiam, a on w ryk/krzyk i to taki mega, rozpacz jakby wszyscy na raz umarli... Uspokajam tłumaczę,tulę, a on swoje... Dopiero jak go odciągnę, skupię jego uwagę na czymś innym to wówczas się uspokaja...
Ale to tak na marginesie. Dziś myłam moje nowe mebelki spiżarnianio-kotłowniane, całkiem sporo tam rzeczy mi wejdzie:-))) Blat ma długość 2,4 m także prawie jak w kuchni:-) Jeszcze brakuje klamek - może jutro mężulo powkręca, ale ja już umyłam naszą "nowość" i może jutro zacznę "przepakowywanie" z kuchni, rozpakowywanie kartonów (mam troszkę rzeczy na strychu, które na lepszy czas czekają)
A ogólnie meble gospodarcze wyglądają tak (środki pokazywałam
wcześniej). Ciężko było zrobić normalne zdjęcie bo to pomieszczenie ma
jamnikowaty kształt, wąskie i długie...
Płytki wszystkie też sam kładł, kontakt też sam zakładał, także zrobił wszystko:-)
A ja powynoszę tam duże garnki, patelnie, maszynkę do mielenia mięsa, roboty kuchenne, zapasy kasz, mąk, cukru, leki na wysoką półkę (żeby jak najdalej od Jaśka były), chemię gospodarczą też wysoko, itp itd.
Jestem bardzo zadowolona,bo w końcu to pomieszczenie będzie bardziej użyteczne, do tej pory zastawialiśmy podłogę różnościami, bo przecież nawet zapas karmy dla psa, czy karton mleka, dobrze jest mieć gdzie schować:-)
Jeśli chodzi o aktywność to ładnie dziś było, szorowanie w/w szafek, 75 minutowy spacer z wózkiem po przeróżnym terenie, 37 minut pedałowania na rowerku stacjonarnym w ładnym tempie (7km przejechałam, spaliłam ok 200kcl), i zrobiłam 120 brzuszków. Muszę brzuszki robić co drugi dzień, bez nich czuję się żle ,a tak "czuję że żyję", zawsze leki zakwasik na brzuchu to bardzo miła sprawa :-)
Ach, muszę jeszcze anegdotkę ku przestrodze opowiedzieć... Otóż ma koleżankę, bardzo dobrą z czasów młodości, naszych olsztyńskich młodych "cudownych lat" ;-) I ona też już od wielu lat pracuje i mieszka w Warszawie, i jakiś czas temu miałam informacje że miała operację na kręgosłup. Kiepska sprawa pomyślałam, nie za bardzo mogła się skontaktować na bieżąco, ale dziś już wiem co i jak. Otóż moja koleżanka o wadze szczypiora i dosyć niedużego wzrostu, taka drobna kochana bardzo kobietka, robiła na drążku w mieszkaniu brzuszki!!!!!! I wiecie co, spadła!!!! Miała kompensacyjne złamanie kręgosłupa, cudem wielkim i dzięki lekarzom z Konstancina (gdzie ją operowali) chodzi. Na rdzeń naciskały odłamki, była o włos dosłownie, od utraty czucia w nogach!!! Także Kochani uważajmy, jak ćwiczymy i gdzie!!! Po upadku jej chłopak mówił że trzeba to rozchodzić(!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!), na szczęście była przy tym jej siostra (lekarz!) i przytomnie wezwała pogotowie i zabroniła sie jej ruszać (ufff, dzięki Bogu). Także uważajmy na siebie, na dzieci, w ogóle, bo aż strach bierze...
To tak na temat brzuszków na drążku...
Co do diety to u mnie na 85%, miałam dziś chcicę na słodkie, rano zaczęłam miodem, skończyłam owsianką też z łyżeczką miodu, z bakaliami, na II śniad wrąbałam mój baton musli, pod wieczór 2 kostki czekolady, a biszkopt... Cóż, cukroholik cukroholikiem zostanie na zawsze... Bo PMSem na 10 dni przed @ to chyba jeszcze nie jest...
A ogólnie jadłam tak:
śniadanie na dobry humor
II śniadanie też na dobry humor:-))))
Na obiad pomidorowa, z dzikim ryżem:-)
podwieczorek:2 kiwi, 1 jabłko
kolacja: owsianka z 4 łyżek płatków owsianych, pół szklanki chudego mleka, wody, 1 łyżki wiórków kukurydzianych, 1 łyżeczki miodu, garści rodzynek i żurawiny, pycha:-)
Obawiam się jutrzejszego ważenia... trudno co będzie to będzie... Oby nie w górę:-( Bo to nic miłego...
Z miłych rzeczy to zleciało mi z brzucha jakieś 6 cm, (z talii nie, talia schodzi koszmarnie wolno), ale z brzucha który był znacznie większy od talii zeszło ostatnio 6 cm, to jest cud prawdziwy, długo nie schodziło stamtąd, a w końcu się ruszyło:-) W ogóle gołym okiem widzę że brzuch w końcu mniejszy, ale musi być skoro zeszło ze mnie 12,2 kg:-) Zobaczymy co jutro waga pokaże, choć szczerze powiem, że nie przepadam za "ważeniem" się... Ale nie to jest najważniejsze, najważniejsze to się nie poddawać i walczyć:-))) O lepszą, zdrowszą, piękniejszą JA:-))) Czego i Wam serdecznie życzę żeby się spełniło!!!
Miłego weekendu Kochani, dobrej nocki i wszystkiego naj
pozdrawiam ciepło
Ania