- Mogłabyś ruszyć swoją szlachetną? - zapytał zgryźliwie Pan Kochający dając znaki dymno-gestowe swojej ukochanej, że zasłania mu jakże WAŻNY MECZ.
-Mogłabym, ale tego nie zrobię! - odburknęła niezadowolona Helena i wbrew własnym słowom powędrowała do kuchni. Życie rodzinno-domowe odbywało się na zasadzie "Ja na Ciebie pokrzyczę, Ty na mnie powarcz, a wszyscy będziemy szczęśliwi". Helena z ulgą rzuciła okiem do lodówki i spotkała zadowolone spojrzenie wędlinek, pralinek i cudów na kijku. Wyciągnęła swą tłustą łapkę po śmiejący się do niej MALUTKI kawałeczek tortu. Już prawie czuła jego czekoladową polewę rozpływającą się w ustach, niemal orgazmiczne doznania pojawiły się w jej głowie. Gdy poczuła delikatne uderzenie w dłoń, odwróciła się spłoszona i zobaczyła nad sobą BARDZO GROŹNEGO Pana Kochającego z pilotem w dłoni.
- Jak mecz? - zapytała obłudnie, zezując w stronę ciasta. Machało do niej entuzjastycznie i podskakiwało wrzeszcząc "zjedz mnie, zjedz mnie!".
- Grają jak Ty się odchudzasz, czyli wcale!
Helena ledwie zdążyła zamrugać, a Pan Kochający przedefilował przed jej oczami z bardzo malutkim kawałkiem tortu, który zdążył urosnąć do rozmiarów jumbo-jeta. Z głębokim westchnieniem wzięła marchewkę i wyglądając jak bardzo wkurzony królik morderca, poszła na spacer.
Na koniec afirmacja: