Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wiecznie niezadowolona z siebie, cierpiąca na przerost ambicji. W efekcie zostałam gruba i leniwa... :/ Próbuję się uratować. Trzymajcie kciuki.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3856
Komentarzy: 33
Założony: 10 lipca 2015
Ostatni wpis: 29 grudnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Bertera

kobieta, 31 lat, Rzeszów

169 cm, 92.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 grudnia 2016 , Komentarze (3)

Hejka :) 

Przeglądałam swoje wpisy i zauwazyłam, ze nie były specjalnie optymistyczne. Pora to zmienić. Rozpoczynam dietę... hmm... zmieniam nawyki zywieniowe, tym razem z pomocą vitalii. Uznałam, ze lepiej się oddać w ręce profesjonalistów i wykupiłam dietę. Dołączyłam do Grupy Wsparcia, gdzie jest kilka osób o podobnej wadze, celu, w zblizonym wieku. Myślę, ze tym razem moja motywacja jest silniejsza i potrzebuję moze nieco więcej dyscypliny niz zwykle i efekt murowany. Mam tylko nadzieję,  ze nie wymięknę z ćwiczeniami przez pracę (niestety jest jeszcze fizyczna i trochę mnie wykańcza). 

Co tak na prawdę popchnęło mnie do wykupienia diety? Prawda jest niestety (przynajmniej dla mnie) przerazająca. Przytyłam juz tak duzo, ze brzuch mi po prostu przeszkadza i ogólnie źle się ze sobą czuję - tak fizycznie. Zawsze odbiegałam rozmiarem od normy, ale nigdy mi to nie przeszkaszało w hmm... niczym. Kolejny aspekt jest psychologiczny. Zauwazyłam, ze mam wiele planów do zrealizowania, ale nie mogę z nimi ruszyć. Mam poczucie takiego "niespełnienia", niedokończonych spraw i nie mogę iść dalej. To mnie trzyma w miejscu i nie rozwijam się jak nalezy, czy jakbym chciała. Odchudzanie to ogromna zmiana zycia i otwiera wiele drzwi, przede wszystkim dlatego, ze lepiej się czujemy i jesteśmy pewni siebie. To wywiera wielki wpływ na zycie, poniewaz bez tych cech nie będziemy na tyle efektywni, zeby odnieść spektakularny sukces. 

Ok. To było kilka słów o moim nastawieniu teraz do diety, a teraz konkrety. Waga: (o matko!) 83 kg, obwód w biodrach - szczerze? ... boję się sprawdzić (ale sprawdzę do poniedziałku, bo wtedy zaczynam), samopoczucie: fatalne, czuję się ciągle ocięzale i nieatrakcyjnie (co do mnie nie podobne). 

Trzymajcie kciuki, ja trzymam za WAS :* Buźka

4 czerwca 2016 , Komentarze (2)

Hejka,

Po dłuuugiej przerwie wracam, niestety z kolejnymi kilogramami nadwagi. Już nie pamiętam, jak dawno tak dużo ważyłam, 76 kg. W tej chwili czuję się okropnie, jestem przejedzona i mam wrażenie, że mój żołądek zaraz pęknie. Najchętniej bym to wszystko wyrzygała, najlepiej wszystko z ostatniego tygodnia. Jem niezdrowo, bo szkoła, sesja, stres i dużo, bo to relaks... Nie wiem, dlaczego świadomie niszczę swoje ciało. Tak się tłumaczę szkołą i natłokiem nauki, a tak na prawdę tym jedzeniem sobie przeszkadzam. Tak bardzo można sobie pomóc zdrową żywnością i aktywnością. Dlaczego tego nie robię!? Trochę się ostatnio załamałam, bo okazało się, że wróciło mi uczulenie na białko z mleka i jaj - główny składnik mojej dotychczasowej, ZDROWEJ diety. Wiem, co mogę jeść, ale to nie takie łatwe się przestawić, w szczególności, że mleko sojowe to nie to samo, co pyszne krowie. Jeszcze teraz muszę bardzo oszczędzać. Wiem, wiem, nie jest trudno ułożyć dietę na prawdę tanią, ale ... nie chce mi się. Chodzę już, jak słoń, w dodatku ze skorupą na połowie twarzy (nie umiem żyć bez jajek). Nawet się już nie maluję...

 Za kilka tygodni bronię się z absolutnie beznadziejnego kierunku, kompletnie bez przyszłości. Co ja miałam w glowie? Tyle dobrze, że w lipcu jedziemy do Anglii. Zresetuję głowę. Może w końcu, dowiem się kim jestem i co powinnam robić. Jeszcze nigdy nie miałam takiego czasu bez szkoły. Zawsze była. Mam 23 lata i ciągle chodziłam z góry narzuconą ścieżka. Czasami zbaczałam, próbowałam ją nagiąć do siebie, ale wynik zawsze był kiepski, albo chociaż niezbyt zadowalający. Mało tego, że źle wyglądam, źle się czuję to jeszcze nie mam pojęcia, co robić w życiu. Mam kilka, a właściwie mnóstwo pomysłów, ale tak skrajnych, że nie wiem, co wybrać. Gubię się w tej rzeczywistości... Myślę: Za bardzo ambitna! Ale drugi głos odpowiada: Chwileczkę, drugi raz życia nie dostaniesz. Chociaż spróbuj. Ale co? Wszystkiego po kolei! Kolejny głos mówi: Nie ryzykuj! Potrzebujesz stałej kasy. Ale przecież jeśli nie zaryzykuję, to nie będę mieć tyle, ile chce.

Jest jeszcze jeden problem. Tak, tak... Cóż by innego, jak facet. Przede wszystkim go kocham, ale z drugiej strony jest swego rodzaju ograniczeniem. Moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Czy byłabym szczęśliwsza? Nie wiem, na pewno inna. Tzn, żeby było jasne - każdy związek to ograniczenie, nie koniecznie złe, nie, nie. Było różnie, i cudownie, i okropnie, ale ostatnio to chyba zapomniał, jak powinien wyglądać związek. Sam jest trochę podłamany, bo życie go "trochę" pokarało, ale przy tym zapomniał, że ma kogoś dla kogo warto się starać. Powtarzał mi wiele razy, że się stara, a ja tego nie widzę, ale to nie prawda. Może poświęca dla mnie wiele, ale ja mam wrażenie, że z przyzwyczajenia. Wygodnie mu tak, ale nie myśli już o związku tak, jak kiedyś. Nie ma niespodzianek, nie ma romantyczności, nie ma chęci wspólnego działania - nie, wspólne siedzenie na kanapie to nie działanie. Od zawsze miał tendencje do nieodpowiedzialnych zachowań, ale kiedyś "słuchał" mojego rozsądku - teraz już nie. Mam w ogóle wrażenie, że przestał się liczyć z moim zdaniem - owszem o wspólnym mieniu decydujemy razem, ale o takich sprawach hmm... mentalnych... nie wiem, jak to inaczej nazwać, już nie.- Ścisz to, za głośno dla mnie. -Nie, ja tak lubię. Koniec. Kropka. - Nie pal! -Nie, chcę i tyle (trzeci dzień z rzędu) - Będę zła. - Trudno. Godzinę później: - Pomiziaj mnie. No bezczelność... Ostatnio w złości uderzył mnie... Nie potrafił nawet normalnie przeprosić. -Przepraszam (z wyrzutem), ALE mnie wpieniłaś. Nie można bez tego, ALE? Może i też powinnam przeprosić, bo trochę się z nim szarpałam, ale go tak nie uderzyłam i na pewno "nie zasłużyłam" na coś takiego. Skaczę koło niego, jak niańka, kucharka, praczka i kochanka, ale nie wiele mam w zamian. Ok, kasę, ale to nie daje szczęścia. Chce przytulenia! To chyba nie dużo? Chciałabym, żeby on CHCIAŁ, a nie "udostępniał" się na chwile, a jak za długo to delikatnie odpycha. Kiedyś mogliśmy godzinami leżeć wtuleni w siebie i to bez filmu, bez spania, tak po prostu czerpaliśmy radość z przebywania koło siebie. Nie chce już tak, bo to były początki, fascynacja, ale jakby od czasu do czasu dał niespodziewanego buziaka albo przytulił, trochę bardziej liczył się z moim zdaniem i słuchał, co mówię (chociaż z małą dozą zainteresowania) to byłabym przeszczęśliwa. Jak na razie mam wrażenie, że ON myśli, że co by się nie działo, ja zawsze będę. Pewnie dużo przetrzymam, bo w końcu na dobre i na złe (nieformalnie), ale kiedyś pęknę, jak nic się nie zmieni i to nie będzie za 10 lat... Nie dam się zawodzić tak długo.

14 września 2015 , Skomentuj

Witajcie,

Przepraszam Was ogromnie, że tak dawno nie pisałam, ale zawiodłam. :( Zaczęły się egzaminy i już po wszystkim... tak szczerze to egzaminy mam nadal (sesja poprawkowa). Do ćwiczeń nie trzeba mnie w żaden sposób zachęcać, bo to uwielbiam, ale jedzenie to moja zmora... Czemu jak TYLE jem?! 

Mam swoją teorię, ale nie jest ona potwierdzona przez lekarza. Chorowałam na pewną psychiczną przypadłość (niby nic groźnego, ale znacznie utrudniało życie) i zaczęłam brać dosyć silne leki. Na początku przyjmowania miałam różne dolegliwości, ale najbardziej dotkliwy był jadłowstręt - potworny jadłowstręt. Nie mogłam się nawet patrzeć na jedzenie i zmuszałam się do jedzenia (w minimalnych porcjach) za każdym razem przez około 2 tygodnie (może więcej, nie pamiętam). To było potwierdzone przez lekarza, że dzieje się tak przez tabletki. Teraz zdecydowałam się odstawić po przeszło roku czasu, bo moja przypadłość już długo długo się nie pojawiała. Niestety z braku czasu, nie byłam z tym u lekarza, ale wiem jak odstawić. I właśnie. Od czasu jak zaczęłam redukować dawkę i teraz jak już nie biorę nic mam coś takiego, że nie mogę się powstrzymać od jedzenia. Teraz może już tak nie, ale był taki czas, że byłam napchana, ale cały czas głodna! Nie umiem tego trafniej opisać, po prostu jakby mózg zmuszał mnie do jedzenia i nie byłam w stanie mu się sprzeciwić. Nigdy wcześniej tak nie miałam. Lubię jeść, ale zawsze byłam w stanie sobie odmówić, jeśli tak chciałam. Taka odwrócona przypadłość z początku. Nie chcę się w żaden sposób usprawiedliwiać, ale nie umiem tego inaczej wyjaśnić. 

W każdym razie wracam i nawet zaczęłam coś tam biegać (czego nie cierpiałam). "Wróciłam" również do Ewki Chodakowskiej. Jeśli będziecie chciały to przedstawię Wam, jak wygląda mój trening biegowy, bo taki zwyczajny to on nie jest. Nazywam go biegiem ze stacjami, wykorzystując infrastrukturę miejską (schody, ławeczki, plac zabaw, siłownia na świeżym powietrzu itd.) - wszystko, co mijam po drodze. 

W kwestii jedzenia to jeszcze walczę ze sobą, chociaż staram się jeść zdrowe rzeczy to jeszcze nie jest to dietą. Mam nadzieję, że do końca września całkowicie mi przejdzie i wtedy na maksa. Oczywiście ćwiczyć nie przestaję, o nie, bo bez tego się źle czuję. :)

Dobra Kobitki i może Faceci, spadam i lecę się uczyć, bo jutro egzamin. Trzymajcie kciuki. Buźka :*

29 lipca 2015 , Komentarze (3)

Witam Was wszystkich! 

Waga jakoś idzie pomalutku do dołu, mimo że miałam dwa dni "zwątpienia". Może nie takiego zwątpienia, co przedłużonej nagrody za wstrzemięźliwość przez kilka tygodni od słodyczy. Teraz oczywiście znów powrót. Dwa dni to jeszcze nie tragedia, tym bardziej, że treningi były i to dosyć intensywne. 

Dziś zrobiłam sobie pomiar na siłowni na wadze, a dokładnie na analizatorze składu ciała i zapisałam na stronie. (Pure Jatomi Fitness ma taką stronkę, gdzie możesz założyć konto kompatybilne z kontraktem. Można rezerwować zajęcia i zapisać sobie właśnie pomiary z analizatora i w ten sposób kontrolować efekty.) Myślę, że to będzie punkt startowy. Wcześniej to była "rozgrzewka", a od dziś 100% skupienia na redukcji. Przy okazji pomiaru rozmawiałam z trenerem i powiedział, że przy odpowiedniej diecie i ćwiczeniach (ale przede wszystkim diecie) swój cel - czyli minus 10 kg mogę spokojnie osiągnąć w 2 miesiące. Akurat tyle zostało do początku roku akademickiego. Może nie zależy mi specjalnie na opinii kolegów z roku, ale to ułatwia rozplanowanie redukcji. Mam wyznaczony konkretny czas, a to dobra motywacja. Przy każdym posiłku myślisz o tym i nie pozwala Ci "zboczyć ze ścieżki", bo przecież zostało tyle i tyle czasu. Swoją drogą, na początku listopada kończy mi się ROCZNY kontrakt na siłowni i szczerze mówiąc będzie mi ogromnie wstyd, jak chociaż nie zrobię wymarzonej redukcji, którą mogę osiągnąć przecież w 2 MIESIĄCE. To daje mi dodatkowego kopa.

Ostatnio zaczęłam chodzić na zajęcia fitness.

Zapisuję się na rano, co nie pozwala mi dodatkowo na leniuchowanie do południa. Zawsze to jakiś sposób. Rano trzeba wstać, zebrać się, pojechać na siłownie i ogień. Daje z siebie 110%. Na prawdę zachęcam do ZAJĘĆ FITNESS na siłowni. Tak nie poćwiczysz w domu. Nie chodzi mi o technikę, czy rodzaj ćwiczeń, bo to nie problem. Ta energia i zaangażowanie trenera przechodzi na Ciebie. Czujesz na sobie jego wzrok i ciężko Ci zrezygnować, a nawet przyśpieszasz. W domu dawno byś zrezygnowała lub chociaż zwolniła. W efekcie mało tego, że jesteś z siebie mega dumna, to jeszcze wychodzisz z sali absolutnie przemoczona z potu! Tam ma sens chodzenie z ręcznikiem. W każdej chwili możesz porozmawiać z trenerem w razie jakichkolwiek wątpliwości. Wiadomo, nie ułoży Ci diety za darmo, ale zapytać o kilka rzeczy go możesz. 

Pozdrawiam i życzę samych pozytywnych efektów! :)

22 lipca 2015 , Komentarze (5)

Witajcie !

Nareszcie mam internet ! :D Kilka dni bez internetu to coś strasznego. Żarty, żarty, ale utrudnia trochę życie, szczególnie jeśli ktoś pracuje zdalnie z domu. 

Tytuł nie jest przypadkowy. Waga ani drgnie od tygodnia, a nawet czasem pokazuje więcej. Nie mam pojęcia czy to przez okres, czy robię coś źle. Jeśli chodzi o jedzenie to pilnuję się. Może raz zjadłam kolację odrobinę zbyt późno i niezbyt dostosowaną do pory spożywania, ale w umiarkowanej ilości. Słodyczy nie tknęłam od początku diety (czyli od pierwszego posta).

Jeśli chodzi o ćwiczenia, to fakt, trochę odpuściłam, ale miałam straszny okres. Nie pamiętam, kiedy ostatnio był tak bolesny i tak długo bolesny (bo zwykle maksymalnie 2 dni mnie bolał brzuch). Intensywne ćwiczenia nie mogły mieć miejsca, ale dużo spacerowałam, sprzątałam - nie siedziałam tylko w każdym razie. 

Moja dieta to około 1200 kcal, normalnie ćwiczę codziennie około 1h (dosyć intensywnie), zero słodyczy, zdrowa żywność, ciemne pieczywo, makarony, chude mięso, ryby, jajka, mleko, zero produktów light (bo są niezdrowe), ale jeśli jest taka możliwość to wybieram produkty o najniższej zawartości tłuszczu, zawsze sprawdzam etykiety. Jeśli koniecznie muszę zjeść coś słodkiego to sama sobie przygotowuję coś ze stewią i mąką pełnoziarnistą pszenną. 

Nie wiem, co robię źle. Myślicie, że to przez okres ten tydzień nic nie spadło, czy powinnam coś zmienić? 

15 lipca 2015 , Komentarze (2)

Witam po kilku dniach przerwy.

Ostatnio mam pracowite dni. Do narzeczonego przyjechało dwóch pracowników na tydzień i nie ukrywam, że trochę koło nich latam. Obiadki, sprzątanie itd.. A przy trzech facetach jest co robić. Ale dosyć narzekania.

Trochę również zaniedbałam moje wyzwanie, o którym możecie poczytać kilka postów wstecz. Zbliżają mi się "te ciężkie dni" i nie mam tyle energii, co normalnie. Wystarcza mi siły jedynie na "rutynowe" treningi, a na przysiady czy brzuszki już nie. 

Wczoraj byłam na siłowni i zrobiłam sobie mega mocne cardio :) Pół godziny na maszynach - siłowe, a potem bieżnia, wiosła, rower. Trochę dziś czuję "wiosła", ale to znaczy, że trening udany. 

W kwestii jedzenia to pilnuję się. A słodycze? Ani jednego okruszka. Mimo, iż mój narzeczony lubi się ze mną droczyć. Ostatnio jedli ptasie mleczko, które uwielbiam, ale nie dałam się. Chcę być z siebie zadowolona, ze swojej silnej woli. Może schudnę, może nie, ale chociaż będę fair sama ze sobą. 

1. Postaw sobie jasny cel - REALNY cel. Małymi kroczkami do celu.

2. Przede wszystkim TRENUJ! Chyba nie chcesz wyglądać, jak ona?

3. Wykonuj ćwiczenia dokładnie! Nie zrób sobie krzywdy.

4. Bądź twarda i wytrwała!

5. Ciesz się z małych osiągnięć, ale nie folguj za bardzo.

6. I najważniejsze: NIE PRZESADZAJ. Dieta ma być racjonalna! Podaję link, gdzie znajdziecie sposób na obliczenie zapotrzebowania kalorycznego: https://vitalia.pl/obliczyc-zapotrzebowanie-ka...

Mi wyszło ponad 2 000 kcal. Zapomnijcie o dietach typu 1 000 kcal. Wiadomo, że nie będzie to 2 000, ale rozsądne 1 600 kcal. Jeśli chcecie odchudzić się na stałe, ważny jest rozsądek i konsekwencja. 

Jeśli źle się czujesz, odpuść jeden dzień treningu lub zrób lżejszy. Lepiej poświęcić jeden dzień, niż potem mieć kontuzje, albo wracać do siebie tydzień. 

To takie drobne porady, zaczerpnięte z własnego doświadczenia. Myślę, że są na tyle ogólne, że każdy może je wziąć do siebie. 

Jeśli macie jakieś pytania, chcecie poznać jakieś nowe przepisy lub dowiedzieć się czegoś ciekawego - dajcie znać w komentarzu. Może nie jestem specjalistką od diet i treningów, ale swoje już przeszłam. Może uda mi się komuś pomóc. 

Pozdrawiam i życzę udanego dnia! :)

12 lipca 2015 , Komentarze (5)

Witajcie :)

Dziś mój ukochany zabrał mnie nad Solinę, więc była okazja wypocząć. Niestety to również równało się z całym dniem poza domem, czyli niekontrolowane posiłki. Myślę, że dałam radę. Śniadanie zupka, potem pieczywo z kefirem, następnie mały prozak i skusiłam się na 2 małe grillowane oscypki z żurawiną. Kaloryczne, owszem, ale bilans dnia wyszedł ogółem dobrze, bo jak to tak, żeby być w górach i nie spróbować oscypka. I UWAGA... nie tknęłam słodyczy! Pełno ludzi z goframi, lodami i innymi przysmakami, a ja nic. Jestem z siebie dumna. :)

Dziś dzień bez treningu, ale było dużo chodzenia. 

A to zdjęcie, które pokazuje poprawne wykonanie brzuszka z mojego wyzwania. 

Pozdrowienia kobietki i trzymajcie się ! :D

11 lipca 2015 , Komentarze (3)

Raport z dnia dzisiejszego:

Dzień zaliczam do udanych! 

Rano "rozgrzewka" w postaci 20 minutowego treningu odkrytego kiedyś przez przypadek. Polecam wypróbować. :) Oto link: 

Już nie mogę wytrzymać, więc się pochwalę. Dziś nie tknęłam słodyczy! Raz naszła mnie mała chętka, ale wypiłam zieloną herbatę i jakoś mi przeszło. Dobry początek.

Rano omlet w wersji dietetycznej: 3 malutkie jajka (jak 2 normalne), pół cebuli, pół małej cukinii, 2 ząbki czosnku i garść ugotowanej ciecierzycy. Smażę warzywa, zalewam roztrzepanym jajkiem i zaraz omlet jest gotowy.  <ze względu na ciecierzyce może się trochę rozwalać>

Jako drugie śniadanie: szklanka mleka (uwielbiam je!) z małą kromeczką pełnoziarnistego chleba. 

Na obiad coś cudownie pysznego: zupa krem z cukinii i pierś z kurczaka. Przepis wraz ze zdjęciami podam w kolejnym poście. 

Na kolację zjem pewnie ze dwie kromeczki chleba z białym serem i rzodkiewką. 

Mam nadzieję, że tendencja się utrzyma. :)  

10 lipca 2015 , Skomentuj

Zapraszam do wyzwania na wzmocnienie pośladków i brzucha. 

Wspierajmy się! 

https://vitalia.pl/index.php/mid/139/fid/1793/wyzwa...

10 lipca 2015 , Komentarze (5)

Zastanawiacie się nad tytułem? 

Ehh... Jak na razie tak myślę o ... sobie? Niby coś się staram, ale wielkie gó.wno się staram. Przepraszam Was za te mocne słowa, ale inaczej się nie da tego ująć. Nie tylko w sferze "fizycznej", ale i intelektualnej. Teraz nie będę Was tym zanudzać. W każdym razie, mam nadzieję, że założenie konta tutaj i prowadzenie pamiętnika pomoże mi w osiągnięciu kilku zamierzonych celów. Jak najdzie mnie ochota na słodkie, pomyślę o Was i mi przejdzie. Będzie mi wstyd. Mam nadzieję, że będziemy się wspierać. 

Trzymajmy się ! 

Buźka :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.