Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zmotywowana i szczęśliwa. Do odchudzania skłonił mnie stan zdrowia i chęć utarcia nosa tym, którzy we mnie nie wierzyli. Chcę dobrze wyglądać i dobrze się czuć we własnej skórze, a robiąc zakupy nie martwić się, że żadne jeansy na mnie nie pasują, że już nie wspomnę o sukience. Marzenie...włożyć kozaki na obcasie, które swobodnie zasunę, które w ogóle zasunę :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 72061
Komentarzy: 3290
Założony: 24 lipca 2015
Ostatni wpis: 29 marca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
karaluszyca

kobieta, 44 lat, Warszawa

158 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 marca 2016 , Komentarze (13)

bez cyfr, bo mam tylko chwilkę, ale:

1) słodycze- udało się (choć wpadły dwa tic taki, ale ogólnie uznam, że się udało)

2) woda- tu bywało różnie, bardzo chciałam, ale 3 dni z 14 nie do końca 6 szkl. ale nie mniej niż 4.

3) dieta- jeśli chodzi o kaloryczność, nie przesadziłam, może raz nie trzymałam się pór jedzenia

4) trening- 3 dni ostatnie bez treningu ( 1 naprawdę nie miałam kiedy, bo wróciłam o 1.00 w nocy, 2 dni z lenistwa i beznadziejnego samopoczucia)

5) paznokcie- po wizycie u pani kochanej kosmetyczki pazurki cudeńko ;)

Na pomiary nie mam czasu, ale czuję po ciuchach, że jest mniej. Refleksja- zmieniam 14 dni na 7, bo mniej znaczy więcej :D Zauważyłam, że z 14 dni jeśli uszczknę 1 czy 2 to nie mam zbyt wielkich wyrzutów sumienia, ale z 7 już będzie mi szkoda, bo to tak mało.

18 lutego 2016 , Komentarze (28)

Jeśli chodzi o trwanie w postanowieniach, to poza paznokciami, pozostałe ciągle na 100%. Jestem taka tym podbudowana, że niemal latam 2 cm nad Ziemią :D Tylko 2, bo za ciężka jestem na więcej hahahaha. Jem równie nudno jak zwykle, ale trzymam się określonych pór- czyli co 3 godziny i woda ( zawsze ta ostatnia szklanka strasznie mi wchodzi, ale piję (szloch) ) no i ćwiczę nawet kiedy czuję się zmęczona i chodzę po domu jak denat niemal (slina)Najfajniejsze jest to, że przez pierwsze 5 minut mam wrażenie, że to będzie ostatnie 5 min. mojego życia, a kiedy już zrobię wszystko latam jak nakręcona.

A teraz do sedna :D Mam problem z wagą. I to taki, że obawiam się, że będzie rozbój i będą ofiary. mam wagę, szklaną, ale jak się okazuje jakiś badziew. Miałam całkiem niedawno taki starć, wysłużony i zakończył swój żywot, ale zważył wiele w naszym domu :D No i korzystając z jakiejś promocji w jakimś molochu kupiłam sobie piękną, elegancką, czarną z delikatnym fioletowym kwiatowym motywem, szklana wagę. Już jakiś czas temu. I...od tamtej pory mam problemy z wagą - dosłownie i w przenośni, bo... Nie potrafię do końca stwierdzić ile ważę :D a przez to nie wiem czy tyję, czy chudnę, Jedynie po ciuchach jakoś to ogarniam. Waga na pasku jest z momentu, kiedy ważyłam się i tyle było na bank. Od tamtej pory trudno powiedzieć, bo mogę wchodzić na nią 10 razy i kolejne 10 w każdym miejscu w domu i na ulicy i gdziekolwiek jeszcze i wydać majątek na baterię, a ona pokazuje za każdym razem w odstępie kilku sekundowym inną wagę. Albo ma jeszcze inny nawyk. Coś tam pokaże ( czasem naprawdę bez sensu :D) i zapamiętuje to. W związku z tym okazało się dziś, że cała nasza rodzina łącznie z koleżanka mojej mamy waży po tyle samo hahahahahaha . jedni byli w siódmym niebie inni omal nie zeszli na zawał :D Zamierzam kupić nową, nie do końca wiem czym się kierować, żeby nie nabyć znowu badziewia. Przyznaję, kupując zachowałam się jak typowa sroczka " bo ładna", a teraz...mam ochotę "niechcący" wypieprzyć ją za okno.

Help me (strach)

16 lutego 2016 , Komentarze (26)

Weekend upłynął uwaga uwaga! Idealnie pod względem trzymania się założeń jakie sobie postawiłam w wyzwaniach.

Co prawda w sobotę obiad zjadłam na śniadanie a śniadanie na obiad :D ale był kurczaczek i warzywa i wstałam późno, a potem biegałam po sklepach, więc uznam, że najedzenie brzuszka z rana było dobrym pomysłem, bo przynajmniej nic mnie nie kusiło.

Niedziela walentynkowo bardzo grzeczna jeśli chodzi o dietę :D wszystko naprawdę bez nawet okrucha słodkości. Aż jestem z siebie dumna. Tu plan wypracowany w 100% - jadłam jak człowiek i nawet obiad był ( sama ugotowałam hahahaha ) z indyczym mięskiem, buraczkami, ziemniaczkami, ale w bardzo małych ilościach.

 Dziś natomiast trochę przegapiłam II śniadanie, bo zdążyłam zjeść tylko jabłko, a poza tym ok. Kanapki, obiad ( makaron z sosem spaghetti i mięsko indycze trochę ) i serek wiejski z dżemem truskawkowym na kolację (taki mały ).

Woda ( poza sobotą, gdzie jedną szklankę herbaty musiałam policzyć jako wodę, bo rozbolał mnie brzuch i nie dałam rady ostatniej szklanki) idealnie.

 Codziennie notuję skrzętnie ile wypiłam i leje z czubem :D.

Słodkości żadnych. Ani okrucha. Dziś koleżanka miała imieniny i myślałam, że mnie skręci na widok muffinek, ale...kurczę- szkoda mi było zmarnować już tych poprzednich dni i się ogarnęłam w porę 8)

Treningi- poza tą sobota, gdzie tylko dałam radę rower i siłowe z hantlami, a brzuchów z racji bólu nieznośnego już się bałam, tez na 100 %. Sobotę zaliczam, bo siła wyższa, a jednak prawie godzinę ćwiczyłam ( sam rower stacj. to 30 min, z 15 min. hantle i stepper krótko, ale trochę się pomęczyłam) .

A paznokcie...to tak średnio, bo umówiłam się na piątek do kosmetyczki i troszkę je olewam z racji tego, że ona już tam te swoje cuda zrobi :Dwiadomo, kremy wcieram, ale pomalowałam czymś co wiem, że z pół tygodnia się utrzyma w kolorze przepięknej fuksji i uważam, żeby za bardzo ich nie narażać (smiech)To by było na tyle, mój kochany pamiętniku - jestem z siebie dumna.

Dziś kiedy jechałam do pracy pomyślałam sobie, że takie trzymanie się postanowień jest fajne, bo daje mi taką siłę, pokazuje, że potrafię nad sobą panować, że nie jestem zależna, że to ja ustalam reguły. Podoba mi się to uczucie. :*

12 lutego 2016 , Komentarze (24)

Mogę go uznać za sukces, zaraz idę ćwiczyć. Dzień przeżyłam bez ochoty na cokolwiek z listy rzeczy, których mam sobie odmówić i powiem szczerze, że jest coś fajnego w takich krótkoterminowych wyzwaniach. Jak tylko pomyślałam, że może bym coś przekąsiła między posiłkami, nawet jakąś kanapkę, to zaraz przychodziło mi do głowy      " To tylko 14 dni- przecież wytrzymam w takim reżimie te TYLKO 14"

Właśnie. To jest najciekawsze, bo kiedy mówiłam sobie NA ZAWSZE to zazwyczaj ulegałam prędzej czy później. A 14 dni, to na tyle niewiele, że mogę sobie czegoś odmówić, albo utrzymać harmonogram ćwiczeń, a jednocześnie to na tyle dużo, że mogę się do tego przyzwyczaić i później będzie mi szkoda może zaprzepaścić tego co osiągnę. Co ciekawe- dzięki temu czuję, że mam jakiś taki uporządkowany tryb.

1. Dieta 100%

ŚNIADANIE: 2 kanapki wieloziarnisty chleb razowy, ser biały i odrobina dżemu

II ŚNIADANIE: 2 kanapki jw.

OBIAD: 2 naleśniki z serem i odrobinką dżemu

KOLACJA: 2 kanapki z chlebem wieloziarnistym, odrobina masła roślinnego, sałata, kiełbasa żywiecka z indyka (Biedronka) i papryka czerwona.

i już :p

2. Woda- już 4 szklanki obaliłam, więc z dwiema kolejnymi nie będzie problemu, szczególnie że zaraz wchodzę na rower

3. ćwiczenia- żeby się waliło i paliło- zrobię cały plan

4. paznokcie- jest od wczoraj odzywka, więc pokremuję

5. słodycze- nie licząc 1 łyżki stołowej dżemu na cały dzień, uważam, że ich uniknęłam.

11 lutego 2016 , Komentarze (24)

Dietuję sobie dość ładnie mogłabym rzec do południa, po południu nieco bez sensu, ale co najważniejsze zmusiłam się do treningu. Bezsens popołudniowy polegał na tym, że nic nie jadłam, bo...byłam zmęczona. I już myślałam, że i z treningu nici, ale dziś przyznaję bez bicia zmusiłam się i powiem szczerze, w połowie nabrałam chęci. A do tego jestem z siebie taka dumna, że nie uległam i jednak ćwiczyłam.

A teraz kolejny pomysł- wyzzzzzwaniia. Tak. Wyzwania. Nie wiem ile w tym prawdy, ale kiedyś doświadczyłam na własnej skórze, że jednak trochę, że jeśli coś robimy przez 14 dni, to nasz organizm, a najpewniej mózg przyzwyczaja się. Dlatego dziś wytyczyłam sobie 14 dniowe wyzwania. A jest ich 5:

1. Zero słodyczy.

2. Dieta- skrupulatnie przestrzegana.

3. Trening ( wiem, powinna być z jedna albo dwie przerwy, ale przeboleję- to tylko 14 dni)

4. Woda- 6 szkl. dziennie.

5. Pazurki- codziennie odżywka, krem i co tam jeszcze wymyślę, bo ciągle maluję i...zaczęły się rozdwajać. I (szloch) no muszę coś zadziałać. Bo ja kocham pazurki zadbane i pomalowane.

10 lutego 2016 , Komentarze (30)

Ja znów przed treningiem zaglądam i z kawką. Na razie bez tabelek i pomiarów. Chyba poczekam z tym do końca miesiąca, bo teraz nie ma sensu ludzi straszyć :D. ładnie jem i ładnie sobie wszystko notuję. Myślałam, że te notatki to głupota, ale jednak okazuje się, że wcale nie. Kupiłam sobie w "Biedronce" taki zwykły cienki A4 kalendarz za grosze, ale mam tydzień na dwóch stronach i powiem szczerze, że taka opcja jest bardzo fajna, bo kiedy spojrzę, to tak trochę kompleksowo widzę jak się prowadziłam :D przez cały tydzień. Robię sobie bilanse kaloryczne. I wszystko jest ładnie i przejrzyście. Mogę obserwować co jest nie tak, z czego powinnam zrezygnować. Już nie wspominam, że jeszcze mi się zmieściły tam inne rzeczy, które sobie mogłam zaplanować jak sprawy typu kiedy peeling, czy maseczka i...uważam, że to był genialny pomysł. Planuję jeszcze wklejać tam zdjęcia. Ach! I jeszcze sobie wymyśliłam, że będę sobie robić zdjęcie co tydzień. I taką maszkarę będę kolekcjonować, żeby mieć później ku przestrodze. ]:>

- : - : - : -

A teraz jeszcze jedna rzecz. Kiedy byłam w swoim odchudzaniu bardzo sumienna, cały czas obserwował mnie mąż. Ale oczywiście nie przyłączał się. Mój mąż jest szczupły, np. spodnie dresiki nosi w rozmiarze L, więc można wywnioskować łatwo, że dupkę ma małą. To typ sylwetki sportowej, ale.... ciut mu urósł brzuszek. Co ciekawe jego brzuszek, to raczej taki bąbelek zwarty, a nie jakaś tłusta galareta i kiedy stoi przodem, to nawet go za bardzo nie widać. Problem jest, gdy stanie bokiem ;), wtedy to już mały brzuszek ciążowy :D. I wyobraźcie sobie, że kiedy ja nieco spuściłam z tonu on zdecydował, że chce zrzucić ten brzuszek i uwaga...poprosił o radę w sprawie ćwiczeń i diety. No i zaczęło się, bo on by chciał dietę, ale nie za bardzo rygorystyczna, bo on nie jest królikiem. Udało się przeforsować regularność w posiłkach i mniejsze ilości oraz z wielkim bólem- wodę. Udało się też namówić go, żeby nie jadł w nocy, co uskuteczniał z wielką pasją. Rzadko je smażone i pływające w tłuszczu rzeczy. Słodyczy raczej nie lubi ( tak :D są tacy ludzie hahahahaha ) i codziennie sumiennie ćwiczy. Nie jest to jakiś mega trening, ale zajmuje mu godzinę. I... tak jak ja się stałam motywacją dla niego i on nie odpuszcza, a efekty są widoczne ( ja widzę, on- bo bluzy luźniejsze i koszulki, koledzy widzą w pracy) tak teraz od kilku dni obserwuję go i myślę sobie "cholera, jaki on uparty i to daje efekty". Teraz to on stał się motywacją dla mnie. A kiedy od nowa zaczęłam walczyć wspieramy się wzajemnie. ja mu przypominam o wodzie, on kontroluje moje zakupy i mówi stanowcze "nie" kiedy idę rozmarzona wśród półeczek z łakociami. Kurczę, fajnie mieć motywację. Najzabawniejsze, że bardziej na mnie podziałało to, że on tak w tym wszystkim trwa, małymi kroczkami osiąga cele i się nie spina niż to, kiedy ciągle mnie gonił do ćwiczeń i wypominał, że znów nie jeździłam :)

9 lutego 2016 , Komentarze (24)

Wpisałam się hucznie wracając kilka dni wcześniej, ale dopiero dzisiejszy dzień mogę uznać za w 80% udany jeśli chodzi o dietę. Jestem przed treningiem, ale po dodaniu wpisu poczłapię na mój rower :). Zabrakło do ideału wody, ale troszkę jej jeszcze w siebie wleję zanim pójdę spać. Dziś mogę śmiało po całym dniu powiedzieć, że na dobre rozpoczęłam dietę. Trenuję już od kilku dni przed wpisem powrotowym, ale dzień dzisiejszy uznaję za PIERWSZY RESZTY MOJEGO ŻYCIA. A co? ]:> Niech będzie wzniośle i patetycznie, kto mi zabroni. Czuję, że to jest ten moment, kiedy jestem w stanie zmienić wszystko co dotyczy mojego wyglądu. Wiem już wszystko niemal i o dobrych dietach i o tym jak to robić, bo przecież raz się udało. Szkoda mi tych kg, które przybyły, bo tyle samo mogło przecież ubyć od wagi wyjściowej, ale cóż, pora wstać otrząsnąć się i do roboty. Przyznaję, że z dieta od ostatniego wpisu nie było dobrze, ale ćwiczyłam na pół gwizdka codziennie. Dobre i to. Lepsze niż nic. A teraz pora odciąć się grubą krechą od tego co wczoraj i kontynuować to co dziś. Aż się lepiej czuję z tym jak dziś się prowadziłam :D mam siłę i motywację. Będzie dobrze.

3 lutego 2016 , Komentarze (27)

Ale poległam. Poległam na całej linii. Przytyłam wprawdzie tylko 2 kg, bo pilnuje diety poniekąd :D choć te dwa mówią zupełnie coś innego, ale chyba po długim odchudzaniu mój mózg i organizm po prostu się zbuntował i stwierdził " Dobra mała, czas na przerwę" i stało się. Pamiętacie ( kto mnie oczywiście pamięta ]:> ) jak sumiennie się przemęczałam i jadłam w miarę przyzwoicie? Tak było i... pupka blada. Nic, kompletnie nic nie robiłam, nic, zero , nul.

I zaczynam od nowa. Kibicujcie mi, proszę.

Nadszedł czas się ogarnąć. I zamierzam to zrobić. Może potrzebowałam odpoczynku, może to tylko usprawiedliwianie lenistwa. Mobilizacja to to, co właśnie wydarzyło się w mojej głowie.

20 października 2015 , Komentarze (63)

Przepraszam jeśli urażę autorkę, jeśli w ogóle to przeczyta, ale umarłam :D Umarłam po trzykroć, powstałam tylko po to, żeby umrzeć raz jeszcze. No przepraszam, ale kiedy czytam " Mam 17 i czuję się staro" to zaczynam dotykać twarzy w obawie, że się obróci w proch, kiedy się podrapię. Dobrze, że tę szpachlę rano kładę, to się jeszcze jakoś trzyma kupy. No tak...jeśli człowiek w wielu 17 lat czuje się staro, to ja jestem Dinozaurem :D I wiem, że każdy ma prawo wyrażać własne opinie, wiem, że głupio tak się nabijać z wpisów innych, ale umarłam...ja prosty, stary człowiek :D Ale to co przeczytałam dalej...nie wiem, czy to śmieszne bardziej, czy smutne. "Przy wzroście 157" - czyli takim jak mój prawie, bo mam 158 heh cytuję dalej "ważę 49 kg-dramat! " O matko Boska! Dramat...pomyślałam ..no tak, pewnie dziewczyna się odchudzała i nabawiła jakichś zaburzeń, a teraz próbuje odzyskać normalną wagę. Ale nieeee.... ten dramat, szloch, łzy i determinacja jak pisze autorka dotyczą tego, że ona chce schudnąć. O mako Boska...bo już nic innego nie przychodzi mi do głowy. Jej "otyłość", to dolna granica wagi dla tego wzrostu...Matko Boska... I tak czasem kiedy czytam pamiętniki myślę sobie, że trudno być teraz młodym, bo młody czuje się stary, a za 10 depresja murowana z takim podejściem, a do tego wychudzony, czuje się otyły- słowa "dramat i łzy" rozwaliły mnie zupełnie...Boziuniu...widzisz i nie grzmisz. Powiem więcej-szanując wszelkie prawo do wolności słowa i ograniczonej wolności czynu to wk...mnie tacy ludzie. Przepraszam. Nie rozumiem. Szanuję, ale nie rozumiem i mnie to wk... :)

19 października 2015 , Komentarze (35)

Nowa ja- nowy plan ( ale bardzo podobny do starego)

1. 5 posiłków dziennie:

- śniadanie- kanapki z zieleniną i wedliną drobiową, ewentualnie polędwica sopocką

- owoc

- obiad: kawałek mięska, warzywa i może ziemniaki, albo kasza gryczana (małe porcje)

- warzywo

- kolacja: kanapka jak rano, ewentualnie z chudym twarogiem, albo sam twaróg np. ze szczypiorkiem.

2. Trening według planu wcześniejszego i bez wymówek, że coś tam:

- dół +cardio (poniedziałek, środa, piątek)

-góra + cardio (wtorek, czwartek, sobota)

- niedziela- odpoczynek

3. Zero słodyczy, ciast, ciasteczek, bułek, suszonych bananów, sucharów i niczego, co nosi znamiona bycia słodyczem. Kiedy sięgam po jedno- potem w samotności opierdzielam dziesięć razy tyle. Dlatego zero słodyczy.

4. Mam kontrolę.

5. To co wydałabym dziennie powiedzmy na czekoladę wrzucam do puszki :) czyli za każdy dzień ładnego prowadzenia się :Dw puszce ląduje 2 zł. I nie ruszam tego, póki jej nie zapełnię a jest duuuża.

6. Notuję wszystko co jem i robię zdjęcia postępów (każę mężowi nie patrzeć tylko pstrykać fotkę i od razu konfiskata) :D

7. Żadnego podjadania, żadnego usypiania chęci na słodycze zamiennikami. Po prostu oduczę się tej chęci.

Ktoś ma jeszcze jakiś pomysł? Ja chętnie posłucham i wybiorę to, co dla mnie według mnie dobre.

I to nie dieta, tylko nowe życie, szczególnie bez cukru. Nie napisałam o soli, bo jej nie jem, nie jem paluszków ani chipsów, czy innych słonych przekąsek. :)

8. Woda !!! :D min.6 szklanek -dziękuję dziewczyny za przypomnienie. :* 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.